Bajka ta jest smutna i zapewne wam
znana...
Jego historia
zaczyna się w jedną z tych mroźnych, zimowych nocy. Ledwo świat
zdołał usłyszeć jego pierwszy krzyk, a już został uciszony
dłonią matki. W końcu nikt nie mógł się dowiedzieć o
noworodku. Kto by pomyślał. Prostytutka i dziecko! Nie. Nikt nie
mógł się dowiedzieć.
Bezimienna
kruszyna, która przyszła na świat prawie miesiąc za wcześnie
została zawinięta w brudne, zakrwawione szmaty i pozostawiona na
schodach jednego z kościołów w Broxie.
Pochodzę od wilków. Gdybym miał
sobie wybrać, pochodziłbym od saren. (...) Sarna nie jest samotna.
Ma słońce w oczach. I wszyscy się garną do sarny. A wilk z tą
zimą w źrenicy nie ma żadnych szans. Chyba jako samotny, pusty
jeździec.
Dziecko
zostało znalezione przez zakonnicę. Nadano mu imię Angel – od
imienia kobiety, która go znalazła. Potem już poszło szybko.
Mały
Angel pierwsze kilka miesięcy swojego życia spędził w szpitalu, a
stamtąd trafił do domu dziecka imienia Aniołów Stróżów. Mimo
kiepskiego startu, całkiem dobrze mu szło to życie. Zawsze był
najmniejszym, najdrobniejszym i najśliczniejszym z dzieci. Bardzo
szybko się uczył. Był mądry i bystry jak na takiego malucha. Może
właśnie dla tego był często wybierany przez rodziny zastępcze.
Zawsze
był cichy, spokojny, grzeczny. Rzadko się uśmiechał, niemal wcale
się nie odzywał.
-On
musi być chory- i oddawali go z
powrotem. Kto by chciał chore dziecko, jeśli może sobie wziąć
inne, zdrowe, które śmieje się, hałasuje i biega robiąc bałagan?
-Kochaj tak, jakby Cię nigdy nikt
nie zranił.- mówiła siostra
Clara. Ale jak tu kochać kiedy kolejna mama i kolejny tato oddaje
cię z powrotem do sierocińca? A obiecali, że będą kochać,
kupować zabawki, razem chodzić na spacery. Że będą rodziną.
Mały, nigdy nie przywiązuj się do
rzeczy i do ludzi.
Rzeczy się psują, a ludzie
odchodzą.
Osiemnaście lat
życia w sierocińcu – oczywiście nie licząc tego czasu
spędzonego w najróżniejszych rodzinach zastępczych, nauczyło go
nie ufania ludziom. I jeszcze czegoś- nie przywiązywania się do
ludzi. Już wiele razy jako dziecko się na tym przejechał. Teraz
stara się trzymać na dystans i nikogo nie dopuszczać do siebie.
Dorosły Angel
niewiele zmienił się od tego małego, cichego, zamkniętego w sobie
chłopca. Wciąż taki jest. Nie zauważysz go na ulicy. Chyba, że
wpadnie ci pod nogi. Trochę chłodny w obejściu. Apatyczny.
Nieufny, milczący. Jest jak taki samotny wilk. Nie lubi ludzi. Nie
lubi tłumów, hałasów i sztucznych świateł. Dobrze czuje się
sam. Samotny, zamknięty w swoim świecie. Łatwo się płoszy. Ale
żebyś nie pomyślał, że z niego taki zimny, trzymający się na
dystans gbur, powiem ci, że jednak dobry i sympatyczny z niego
dzieciak. Cieszy się drobiazgami. Różowym kamykiem znalezionym na
plaży, zapachem świeżego chleba gdy rano przechodzi obok piekarni
czy dziewczynką w żółtym płaszczu i czerwonych kaloszach.
Dostrzega rzeczy zazwyczaj niezauważane.
Nie przywiązuje
uwagi do rzeczy materialnych. Ciągle coś gubi, zapomina albo
zostawia. Zawsze zdarza mu się to gdy myślami buja w obłokach, a
ostatnio dosyć często mu się to zdarza. Często traci orientacje
w terenie i musi pytać się ludzi, jak trafić do domu. Czasem, gdy
już w końcu się odezwie, często mówi dziwne, z pozoru nie
związane z tematem rzeczy. Mówi to co myśli i nie bardzo przejmuje
się opinią innych. Bardzo często biorą go za dziwaka. W końcu
kto normalny siedzi godzinami na plaży i wpatruje się w zachodzące
słońce, albo spogląda w gwiazdy? Zna niemal wszystkie gwiazdozbiory i
potrafi nazwać prawie każdą gwiazdę.
Uwielbia czytać
książki i słuchać muzyki. Stara się próbować nowych,
niedoświadczonych jeszcze przez siebie rzeczy. Między innymi
dlatego od kilku tygodni można spotkać go na ulicach Miami. Od
dziecka marzył o tym by wyrwać się z brudnego, śmierdzącego
Bronxu. Nienawidzi Nowego Jorku i nie zamierza już nigdy więcej tam
wracać. Po ukończeniu pełnoletności, rok zajęło mu uzbieranie
pieniędzy na podróż i jako-taki nowy start. Teraz mieszka w starej,
nieco podniszczonej kawalerce nad księgarnią na obrzeżach miasta.
Ma około dwudziestu minut pieszo na plażę, na której często
przesiaduje.
Zapach wanilii i gorzkich migdałów
zwiastuje pojawienie się Anioła Śmierci.
Angel mimo tych
dziewiętnastu lat, wciąż wygląda jak chłopiec- niezbyt wysoki,
niezbyt postawny. Jedyne co w sobie lubi to wilcze, jasnoszare oczy.
Czarne pukle włosów okalają delikatną, chłopięcą twarz. Skórę
ma jasną, niemal białą. Malinowe, pełne usta, długie, szczupłe
dłonie, które są wiecznie chłodne.
Często ubiera się
w secondhandach, i sam przerabia ubrania. Nie ubiera się jakoś
wymyślnie. Nie uważa, że ma własny styl. Po prostu nosi to, w
czym czuje się najwygodniej.
Lubię tę aurę ciemności, która
go otacza. Lubię jego twarz, smutne oczy. Jest dziwnie piękny,
niczym noc bez gwiazd.
Angel Carrigan
lat 19. urodzony
zimą 1993 roku, Bronx
syn prostytutki i
nieznanego mężczyzny
wykształcenie
średnie
wilk potrzebujący
oswojenia.
[nie do końca karta mi wyszła jak chciałam, ale trudno. z czasem coś zapewne się pozmienia. ogólnie to witam :)]
[nie do końca karta mi wyszła jak chciałam, ale trudno. z czasem coś zapewne się pozmienia. ogólnie to witam :)]
GALERIA
[Karta bardzo fajna ;]. No, przynajmniej mi przypadła do gustu. Jeśli więc na wątek masz ochotę to zapraszam :)]
OdpowiedzUsuń[Nie przesadzajmy x3, ale dzięki. W zasadzie ja też nie mam za bardzo pomysłów, niestety. Jedyne więc co mi przyszło do głowy to to, że mogliby się poznać na tej plaży, na której siedzi często Angel? ale nie wiem w sumie, mogę się dłużej zastanowić.]
OdpowiedzUsuń[Obojętne. Jeśli ja to jutro, bo jestem trochę zmęczona, a wstępy są chyba najgorsze x]
OdpowiedzUsuń[Tak sądzę :)]
OdpowiedzUsuńNiewyraźnie śpiewane słowa przez jednego z popularniejszych piosenkarzy rokowego zespołu odbijały się teraz po Dexterowej czaszce pozwalając mu chwilowo nie myśleć zupełnie o niczym innym. Wyciszyć się. Zrobić krótką przerwę przed prawdziwym umysłowym wysiłkiem. Kto by jednak chciał to robić w tak piękny wieczór na jednej z Miamijskich plaży? Zapewne tylko tacy pracoholicy jak Flangan, którym bardzo zależało na rozwiązaniu kolejnej sprawy. To właśnie był jego sposób. On sam i bezkresna woda, przy której zebranie myśli szło mu najłatwiej i przy okazji najefektywniej, co oczywiście było nie bez znaczenia. Kopnął jeden z kamyczków kierując się niespiesznie do swojego stałego miejsca. Jednakże tam czekała na niego niejaka niespodzianka. Ktoś już tam był i można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że poza nim samym, jedyna osoba w tym całym miejscu. No nic, nie znaczyło to jeszcze, że pan śledczy pójdzie poszukać sobie innego. O nie, co to to nie. W końcu to było to „specjalne miejsce na myślenie” - jak zwykł je nazywać.
OdpowiedzUsuń- Nie wyglądasz zbyt radośnie - stwierdził najpierw wyjmując słuchawki z uszu, jak tylko znalazł się obok nieznajomego i przez króciutką chwilę mu przyjrzał. - Ciężkie popołudnie? - zapytał, usadawiając swoje cztery litery na piasku i wlepiając życzliwe acz uważne spojrzenie w chłopaka.
Kącik ust Dextera powędrował lekko ku górze w delikatnym uśmiechu. Mężczyzna odchylił się nieco do tyłu wspierając na rękach i skierował swój wzrok na niezwykle spokojną dziś wodę.
OdpowiedzUsuń- Co się stało? - zapytał. Natura policjanta po prostu nie pozwalała mu tego pytania nie zadać. W końcu jak już na jego spaczone przez wiele strasznych rzeczy, które widział spojrzenie na świat przystało odruchowo oczekiwał, że ludzie nie mają zwykłych problemów. Chyba zdążył już o takich zapomnieć. Jednak chłopak był młody, więc może powinien raczej spodziewać się rzeczy typu kłótnia z dziewczyną czy rodzicami. Tak, to na pewno było coś bardziej odpowiedniego.
- Wiesz, czasem łatwiej o tym rozmawiać z obcymi niż bliskimi - stwierdził nagle, zapewne głupio, ale takie przyzwyczajenie wyniósł ze studiów psychologii. Zachęcanie do rozmowy nastolatków według książkowych zasad, które młodym ludziom wydawały się często po prostu idiotyczne.
Pokiwał głową na znak zrozumienia, choć tak na dobrą sprawę nie do końca rozumiał. Chłopak wyglądał na jakieś osiemnaście lat, w związku z czym zgubienie kluczy nie powinno być większym problemem. Spory procent nastolatków w tym wieku mieszkał jeszcze z rodzicami.
OdpowiedzUsuń- Mieszkasz sam? - zapytał o jedyny nasuwający mu się w tym momencie wniosek. - I zgłosiłeś to na policję, prawda? - dodał jeszcze, uznając, że to oczywiste. Dla niego przynajmniej było, przez co pytanie zabrzmiało bardziej retorycznie.
Spojrzał na nieznajomego i przez chwilę mu się przyglądał, jakby próbując wyczytać z niego jakie to on mógłby mieć problemy. Przy okazji też, zupełnie mimowolnie, zmierzył go krótko wzrokiem zwracając uwagę na jego aparycję. Musiał przy tym przyznać, że przyjemnie się na niego patrzyło.
- Skoro to tylko wierzchołek, możesz mówić dalej. Ja mam czas - powiedział, wzruszając nieznacznie ramionami na znak, że naprawdę nie robiło mu to różnicy czy będzie tego słuchał. Wręcz przeciwnie chętnie mógł to zrobić.
Uniósł nieznacznie brew, domyślając się, że chłopak jednak nie zgłosił. Dexter oczywiście nie wiedział, że w portfelu dokumentów nie było, przez co sądził, że jedyną słuszną decyzją w takiej sytuacji było zawiadomienie policji o kradzieży. W końcu złodziej mógł wykorzystać jego dane na taki czy inny sposób. Mniej lub bardziej niekorzystny dla ich właściciela.
OdpowiedzUsuń- Tak, w końcu od tego jesteśmy - odparł, posyłając mu z lekka rozbawiony uśmiech. Nawet nie zauważył przy tym swojego użycia formy „my”. Ot, kolejny zwykły odruch.
- Przyjechałeś tu na studia? - zgadywał z niekrytą nutą zainteresowania słyszalną w swoim głosie.
Chłopak wydawał się Dexterowi być bystry i niegłupi, dlatego pierwszy powód jaki przyszedł mu do głowy odnośnie jego niestudiowania to właśnie brak wystarczającej ilości pieniędzy. Naprawdę nie podobało mu się, że w tym kraju były tylko płatne studia. To zdecydowanie nie ułatwiało sprawy ludziom z mniej zamożnych rodzin. Niestety jednak była to ta niesprawiedliwość, z którą nie był w stanie nic zrobić.
OdpowiedzUsuń- Rozumiem. Znalezienie współlokatora mogłoby pomóc, podzielilibyście się kosztami - zauważył pogodnie, jak zwykle gotów do rozwiązywania wszystkich napataczających się problemów. - Co właściwie chciałbyś robić?
Skinął potwierdzająco głową w odpowiedzi na jego pytanie i zaraz zmarszczył brwi słysząc ciąg dalszy. Niewątpliwie mieszkanie w sierocińcu wyjaśniałoby kłopoty finansowe, nad którymi jeszcze chwilę temu się zastanawiał.
OdpowiedzUsuń- Oh, cukierni jest tu dużo, więc pewnie niedługo coś znajdziesz - odparł, krótko klepiąc go po ramieniu jakby w geście wsparcia. Do przeszłości chłopaka się nie odwołał, nie bardzo wiedząc co właściwie miałby powiedzieć. Chyba nie był w tym najlepszy, a przy okazji czuł, że jeżeli byłby to drażliwy temat lepiej było tam nie wchodzić.
- To skoro nie masz kluczy do mieszkania, gdzie zamierzasz spędzić noc? - zapytał, mając jakąś dziwną ochotę mu choć trochę pomóc.
Mimowolnie spojrzał na niebo, kiedy tylko chłopak o nim wspomniał. Rzeczywiście nie zapowiadało się na deszcz, ale czy decyzja o nocowaniu na dworze, niedługo po tym jak zostało się okradzionym naprawdę była dobra? Jako policjant dobrze wiedział, że nie w szczególności, kiedy nie było się typem mięśniaka, który zawsze i wszędzie mógł się obronić.
OdpowiedzUsuń- Jeśli chcesz i się nie boisz, możesz przenocować u mnie - zaoferował się, w tym samym momencie zdając sobie sprawę, że nawet nie znał jego imienia. - Jestem policjantem, więc z mojej strony ci nic nie grozi.
Dexter zaśmiał się chicho i swobodnie, zmieniając teraz swoją pozycję siedzenia. Zwrócił się przodem do siedzącego do niego bokiem chłopaka, dla wygody krzyżując nogi.
OdpowiedzUsuń- Nie zaproponowałbym tego, gdybyś miał nim być - oświadczył z właściwą sobie szczerością. - Ale jeśli nie chcesz, z jakiegoś tam powodu, możesz po prostu odmówić - dodał, rozkładając lekko ręce i swoją postawą dając mu do zrozumienia, że on na pewno się nie obrazi. - Wtedy powiem tylko, że to niebezpieczne i powinieneś na siebie uważać - stwierdził, posyłając mu delikatny uśmiech.
- Nie ma sprawy - odparł machinalnie, bezwiednie uśmiechając się trochę szerzej na sam widok uroczego uśmiechu chłopaka. - Od razu uprzedzam, że moje mieszkanie nie jest zbyt duże - dodał po chwili. W rzeczy samej miało ono jedynie sypialnię, salon, łazienkę i kuchnię. A co za tym szło, jeden z nich prawdopodobnie będzie zmuszony spać tej nocy na kanapie.
OdpowiedzUsuń- Angel? - powtórzył z zaciekawieniem. - Interesujące imię. Dexter - powiedział, wyciągając jednocześnie dłoń do chłopaka w geście dopełnionego przedstawienia się.
[Branoc i kolorowych snów :*]
[Świetna karta. :) Może wątek? ^^]
OdpowiedzUsuńDexter skrzywił się prawie niezauważalnie ze słów chłopaka wnioskując, jakże trafnie, że ten trafił tam już jako ledwie narodzone dziecko. Niewątpliwie było to dosyć smutne i Flanganowi zupełnie naturalnie zrobiło się go trochę szkoda. Było to przykre i chyba pozostawało tylko współczuć dzieciom takich, a nie innych rodziców.
OdpowiedzUsuń- Takie trochę szczęście w nieszczęściu - stwierdził. Nieszczęśliwie został oddany, ale szczęśliwie przez kogoś życzliwego znaleziony. - Czyli sierociniec u siostrzyczek, mówisz? Udało im się wychować cię w wierze? - zapytał z niejakim powątpiewaniem w tonie głosu. On sam nie wierzył w boga i za bardzo nie był w stanie zrozumieć ludzi ślepo w niego wierzących. Tym bardziej kiedy kogoś spotykało tyle nieszczęść, bo czy zgodnie z tą bezgraniczną miłością stwórcy nie powinni zostać ochronieni?
[Dobry :). O kobieto, ale wcześnie wstałaś xD]
[A to ja się bardzo cieszę :D Może chłopaki mogliby się poznać na jakiejś mało popularnej plaży, w nocy? W końcu sierpień to miesiąc deszczów meteorytów, więc każdy z nich mógłby wyjść na spacer, żeby je trochę popodziwiać. Co Ty na to?]
OdpowiedzUsuń- Tak właśnie myślałem - odparł i zaśmiał się krótko , rozbawiony tym faktem. Szczerze by się zdziwił, gdyby było inaczej i znając swoje poglądy na ten właśnie temat zapewne wciągnąłby go w dyskusję. W jego rodzinie o tym rozmawiało się dosyć burzliwie i nigdy takie dysputy nie kończyły się dobrze. Niemniej nie odpuszczali też okazji, żeby się o to posprzeczać.
OdpowiedzUsuń- Chyba wychodzi na to, że mamy podobne poglądy na ten temat - stwierdził, spojrzał na krótką chwilę na wodę. - Chłodno się robi, możemy już iść do mnie
[No to powinnaś była położyć się wcześniej :P. Dobrze się bawiłaś? jakaś całodniowo-nocna ta impreza xD]
Dexter idąc za przykładem swojego nowego znajomego, również podniósł się z ziemi i również otrzepał jeansy z piasku. Obrzucił jeszcze krótko spojrzeniem plażę i ruszył się z miejsca, w tym kierunku, z którego przyszedł.
OdpowiedzUsuń- Praktycznie w samym centrum, ale to naprawdę blisko - odparł, uśmiechając się z zadowoleniem. Niewątpliwie taka odległość była mu na rękę. W końcu im szybciej mógł dotrzeć do swojego kącika zadumy tym lepiej. - Na ostatnim piętrze w dodatku i mam naprawdę niezły widok z okna - dodał jeszcze, kierując swoje spojrzenie na Angela.
[No to zajebiście generalnie ;]. Baw się tam dobrze! A czwartek niewiele mi mówi, bo szczerze, nie mam pojęcia jaki dziś dzień tygodnia xD]
[Ja w sumie podobnie, więc niestety lepszego pomysłu nie posiadam. :)]
OdpowiedzUsuń[Okej, myślę, że możemy tak zrobić. Może przez ten czas wpadniemy na jakieś lepsze pomysły.]
OdpowiedzUsuńDexter zawtórował Angelowi śmiechem i już nawet otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale jednak je zamknął czując palce chłopaka na swoim nadgarstku. Spojrzał na swoją rękę, później na chłopaka i dopiero potem tam gdzie powinien czyli na niebo. Na jego ustach mimowolnie pojawił się szerszy uśmiech, bo trzeba było przyznać, że widok był wyjątkowy.
OdpowiedzUsuń- Niesamowite - wyszeptał, wracając wzrokiem do swojego towarzysza. Przyglądał się mu w milczeniu, musząc przyznać, że kiedy wpatrywał się tak w to niebo niezwykle słodko wyglądał.
Przygryzł lekko dolną wargę, pokręcił prawie niezauważalnie głową i odwrócił w końcu wzrok od chłopaka. Przeniósł go na niebo w milczeniu przyglądając się pięknemu widokowi. Nie myślał o niczym, a po prostu patrzył. Jakby po raz pierwszy, co w zasadzie nie byłoby dużym przekłamaniem. Wiecznie zabiegany i zapracowany Dexter nie miał czasu na takie rzeczy. Teraz mógł to nadrobić.
OdpowiedzUsuń- Nigdy nie widziałem czegoś takiego - przyznał, lekko przy tym wzdychając.
Zmarszczył nieznacznie brwi, zastanawiając się przez chwilę nad tym co właśnie usłyszał, jednocześnie uważnie się chłopakowi przyglądając. Uniósł brew nieco ku górze widząc jego zmieszanie, ale w żaden sposób nie zdecydował się go skomentować.
OdpowiedzUsuń- Jakoś musiałem przegapić ten fakt - stwierdził. Flangan nie był raczej typem, który sam z siebie potrafi zauważyć jakiekolwiek piękno natury. Inaczej sprawa się przedstawiała, kiedy ktoś chciał mu je pokazać. - Interesujesz się tym? - zapytał, wznawiając ich drogę, jak tylko uznał, że już mogą to zrobić.
Dexter powędrował wzrokiem za dłońmi chłopaka i słuchając, wpatrywał się w podniesione przez niego szkiełko. Uśmiechnął się jakby w podziękowaniu, kiedy ten wsunął mu je do kieszeni. Niewątpliwie pan śledczy musiał stwierdzić, że nowopoznany był nieco inny od większości znanych mu ludzi. Różniło go podejście i spojrzenie na świat. Nie było takie zamknięte na swoje cztery ściany i czubek własnego nosa. Potrafił dostrzec to czego on sam i prawdopodobnie wielu innych ludzi nie umiało lub nawet nie chciało. A to wszystko tylko sprawiało, że miło było patrzeć jak o tym mówił. Tak naturalnie.
OdpowiedzUsuń- I tak wiesz więcej niż większość - skomentował z lekkim rozbawieniem. Flangan chociażby umiał znaleźć na niebie Wielki Wóz i… i to byłoby na tyle.
- Prawda, ale tego niestety nie zmienisz. Materializm jest strasznie popularny ostatnimi czasy - stwierdził z westchnieniem.
[*.* on jest taki słodki x3]
- Jeśli ktoś im pokaże.. - powiedział, bezwiednie przeczesując krótko palcami włosy. - Inaczej mogą nie zauważyć - stwierdził po krótkiej chwili namysłu. Zaraz jednak zaśmiał się w głos, kiedy chłopak ześlizgnął się z kłody. Dziwnym trafem to upadki zawsze wywołują w ludziach najwięcej śmiechu. Cóż, najwyraźniej tak było i w przypadku Dextera.
OdpowiedzUsuń- Żyjesz? - zapytał, kiedy był już w stanie nie śmiać się tak bardzo, a jedynie troszkę podśmiechiwać. W przerwie między jednym chichotem, a drugim wymruczał niezbyt wyraźne „przepraszam”, naprawdę nie chcąc się z niego tak naśmiewać. Tak więc aby się zreflektować wyciągnął dłoń w jego kierunku, żeby pomóc mu wstać.
[No i dobrze Ci to wychodzi, kobieto ;]]
Skinął głową na znak zgody, bo jakby nie patrzeć rzeczywiście trochę sobie przystanęli. Do jego mieszkania było jednak na tyle blisko, że powinni dotrzeć tam w ciągu najbliższych może z dziesięciu minut.
OdpowiedzUsuń- A właśnie, co zamierzasz zrobić z tym kluczem? - zapytał, nagle sobie o tym przypominając. Właściwie nie był nigdy w takiej sytuacji i nie bardzo wiedział co się wtedy powinno zrobić. W zasadzie to co by zrobił to.. - Pewnie najlepiej będzie skontaktować się z właścicielem mieszkania - powiedział, na głos wyrażając swoje aktualne przemyślenia.
[Dzięki wielkie. Masz ochotę na wątek?]
OdpowiedzUsuń[Chęć zawsze jest, gorzej z pomysłem. ^^"]
OdpowiedzUsuń[Jakoś szybciej, chyba. Nie śpieszyłam się z odpisem, bo Cię nie było, ale już zabieram się do roboty :).]
OdpowiedzUsuń[Jak dla może być druga opcja, choć bardziej prawdopodobnym będzie, że Misza wyjdzie na plażę, żeby mieć chwilę spokoju, bo od pewnego czasu nawiedza go Anders, czyli wyimaginowany przyjaciel - tak, Misza ma schizofrenię. :P A że od wyimaginowanego przyjaciela trudno się uwolnić... cóż, będzie trochę bardzo podłamany. :) Tylko, błagam, zacznij, jeśli możesz, bo moja kreatywność już dzisiaj ode mnie ucieka. xD]
OdpowiedzUsuń- Nie otworzy. Nie może, bo w tej sytuacji to niezgodne z prawem - wtrącił odruchowo, pozwalając swojej policyjnej naturze dojść do głosu. Tak przynajmniej było w teorii, choć jak sądził, żaden ślusarz i w praktyce nie byłby na tyle głupi, żeby ryzykować swoją pracę. Hmm, w takim razie wyglądało na to, że Angel będzie musiał poczekać aż właściciel wróci i dopiero wtedy załatwić sobie klucze. A przez ten czas, cóż, zapewne gdyby zapytał Dextera nie byłoby problemu, żeby pomieszkał trochę u niego. W końcu Flangan to z reguły pomocny gość.
OdpowiedzUsuń- Ta, to chyba dobry pomysł, w końcu teraz i tak nic nie zrobisz - stwierdził, wchodząc w kolejną z miejskich uliczek. Taką ciągnącą się naprawdę daleko. - Widzisz ten wysoki budynek na końcu ulicy? - zapytał, wskazując brodą w odpowiednim kierunku. - W nim właśnie mieszkam.
[Eee to szkoda, że tak wyszło. Ciągle pada, nie?]
Ostatnie dni były... złe. Nie, okropne. Po powrocie Andersa zwykłe czynności stawały się ponad siły Miszy. Jego przeszłość siedziała mu na piersi, nie pozwalając zaczerpnąć tchu, a on jeszcze nie zdążył pozbierać się po ostatnim takim spotkaniu, by mieć siłę na powtórkę. Musiał się z tego wyrwać choćby na chwilę. I nawet się udało. Wybiegł z mieszkania nawet go nie zamykając, więc teraz pewnie nie miał do czego wracać, ale mało go to obchodziło. Był sam i błogosławił ten stan, ile mógł.
OdpowiedzUsuńSiedział na plaży, przyciągnąwszy nogi do piersi i schował twarz pomiędzy kolanami, starając się uspokoić. Był cały roztrzęsiony, choć tym razem przynajmniej nie zaczął beczeć. Paranoja... Dorosły facet, który beczy, jak baba. Chłodny wiatr rozwiewał jego włosy, ale Misza nawet tego nie rejestrował. Wyłączył się zupełnie, starając pozbierać na tyle, by wrócić do domu.
Słysząc czyiś głos, Misza podniósł głowę i spojrzał w stronę nieznanego mu chłopaka dość niepewnym wzrokiem. Niezbyt często zdarzało się, żeby ktoś podchodził do niego zupełnie bezinteresownie, tym bardziej pytając, czy wszystko w porządku.
OdpowiedzUsuń- Nie - odpowiedział szczerze, trochę zachrypniętym głosem. - Ale będę musiał dać sobie jakoś radę - dodał, siląc się na uśmiech, choć nie bardzo mu to wyszło.
Ciężko było nawet udawać, że sobie poradzi. Bo pewnie nie poradzi i w końcu zamkną go w psychiatryku do końca życia.
Odwrócił wzrok, a jego brwi zadrżały w dość nerwowym spazmie. Nie spodziewał się takiego pytania, a łagodny ton głosu chłopaka nie pozwalał po prostu powiedzieć mu, żeby spadał.
OdpowiedzUsuń- Nie, nikt mnie nie skrzywdził - zapewnił cicho, przygryzając lekko dolną wargę. - Mam raczej... problem z samym sobą - wyznał jeszcze ciszej, niemal szeptem, bezwiednie wplatając dłoń w swoje długie włosy.
Nie miał pojęcia, dlaczego mu o tym mówił, ale z drugiej strony, dobrze było w końcu odezwać się do kogoś, kto był realny. A przynajmniej Misza chciałby, żeby był.
Skinął głową potwierdzająco w odpowiedzi na jego pytanie. Rzucił mu krótkie spojrzenie i mimowolnie się uśmiechnął.
OdpowiedzUsuń- Z tego w sypialni tak, bo mam ją po tej właśnie stronie - odparł, przez chwilę się zastanawiając jak to było z innymi pokojami. Podrapał się w zamyśleniu po skroni, dochodząc do wniosku, że chyba za mało bywał we własnym mieszkaniu. - Z reszty nie, tam mam raczej widok na miasto. W sumie ten też jest całkiem fajny - stwierdził. Nie było co się nad tym zbytnio rozwodzić w końcu chłopak będzie miał okazję już za chwilę ocenić samemu prawdziwość słów Dextera.
[No ja tam się nie dziwię.. Namiotowaliście czy domki?]
Misza skulił się jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuń- Wtedy uznasz mnie za wariata - odpowiedział cicho, przymykając powieki.
Co miał mu powiedzieć? Że miał schizofrenię i przez to wyimaginowany przez niego facet teraz nie daje mu spokoju? Tak, na pewno nie zaowocuje to telefonem po panów w białych kitlach.
Spojrzał na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a w końcu i on usiadł skrzyżnie, biorąc głębszy wdech.
OdpowiedzUsuń- Bo widzisz... - zaczął niepewnie, znów przygryzając dolną wargę. - Mam... pewne problemy ze swoim umysłem - spojrzał na niego jakby z przestrachem, bojąc się reakcji chłopaka. - Lekarze stwierdzili u mnie schizofrenię - wyznał w końcu cicho. - Widziałem mężczyznę, który nie istniał, ale dzięki leczeniu on przestał się pojawiać. Miałem od niego spokój przez długi czas. Tylko teraz... teraz Anders znów wrócił - jęknął, wplatając palce w swoje włosy. - A ja nie chcę iść znów do szpitala. Nie chcę przechodzić tego wszystkiego na nowo. A on jest na mnie zły za to, że się go wyparłem...
Rzeczywiście, obcej osobie dużo łatwiej było to powiedzieć. I Misza poczuł dziwną wręcz ulgę, gdy wyrzucił z siebie te słowa.
- Nie wiem - wyznał szczerze. - Po prostu pewnego dnia wróciłem do domu, a on już tam był - westchnął, pocierając twarz dłońmi. - Chyba muszę nauczyć się go ignorować. Chociaż to trudne. Przez niego boję się, że każda osoba, którą poznaję też może nie być prawdziwa - powiedział cicho, obejmując swoje ramiona smukłymi dłońmi.
OdpowiedzUsuńTo naprawdę był dla niego ciężki orzech do zgryzienia. Uspokajał się tylko wtedy, jeśli poznawał nową osobę przez kogoś. Wtedy miał pewność, że inni też ją widzą, więc jest rzeczywista, a nie jest tylko wymysłem jego chorego umysłu.
Spojrzał na niego, zaskoczony gestem chłopaka, jednak zaraz uśmiechnął się z wdzięcznością i pewniej okrył nagie ramiona jego bluzą.
OdpowiedzUsuń- Nie, czasami mnie zostawia, tak, jak teraz - powiedział, znów przyciągając uda do piersi. - Chociaż pewnie znów się pojawi, kiedy wrócę do mieszkania - dodał i nagle jęknął cicho, przypominając sobie o czymś. - Nie zamknąłem mieszkania! Och, ależ ja jestem głupi, pewnie już mnie okradli!
- Dziękuję - odpowiedział z wdzięcznością, podnosząc się z pomocą chłopaka.
OdpowiedzUsuńNie puścił jednak jego dłoni. Pociągnął go za sobą w stronę mieszkania. Całe szczęście, że mieszkał ledwie kwadrans drogi od plaży.
Misza niemal wbiegł na swoje piętro, kiedy tylko znaleźli się w odpowiedniej klatce jednego z bloków i odetchnął z ulgą widząc, że drzwi nie stoją otworem. Zaraz wszedł do środka. Okazało się, że jego obawy okazały się płonne. Nikt nie połasił się na jego dobytek, a Seryĭ, ukochana kotka Miszy podbiegła zaraz do swojego pana, domagając się uwagi.
- Nic nie zginęło - odetchnął cicho i spojrzał na nieznajomego, który przyszedł za nim aż na górę. - Wejdź, proszę - uśmiechnął się do niego, biorąc kota na ręce.
- To Seryĭ, w chwili obecnej moja jedyna rodzina - przedstawił swoją pupilkę, głaszcząc jej miękkie futerko, jednak zaraz postawił ją na ziemi i zsunął bluzę chłopaka z ramion, oddając mu ją. - Dziękuję za bluzę - powiedział z uśmiechem, po chwili umykając wzrokiem z zakłopotaniem. - Ach, no i wybacz, nie przedstawiłem się - zauważył, uśmiechając się nieśmiało. - Jestem Misza - powiedział jednak, podając chłopakowi dłoń.
OdpowiedzUsuń- Angel? - powtórzył z uśmiechem, wpatrując się w jego niesamowite oczy. - Pasuje ci - przyznał szczerze, jednak po chwili uśmiech zszedł z jego twarzy.
OdpowiedzUsuń- Co to za dzieciak? - zapytał Anders, pojawiając się w drzwiach prowadzących do sypialni Miszy. - Przyplątał się z ulicy, czy jak?
Ciemnowłosy spojrzał w jego kierunku, a następnie popatrzył niepewnie na Angela.
- On tu jest... - poinformował cicho.
- Och, więc wie o mnie? - zainteresował się mężczyzna. - To ciekawe... Myślisz, że będzie twoim "przyjacielem"? Nie żartuj. Widać, że rozmawia z tobą z litości.
- Zamilcz! - warknął cicho Misza, marszcząc brwi. - Przestań obrażać każdego, kto zdecyduje się ze mną porozmawiać.
- Ja po prostu znam ludzi, Misza. Alan był taki sam. Zabawił się tobą, a potem zniknął, czyż nie?
- Nie, wcale nie! - zaprotestował, patrząc na niego wrogo. - Przestań, nie będę cię słuchał!
Spojrzał na niego odrobinę zaskoczony. Z resztą, tak samo zaskoczony wydał mu się Anders, kiedy na mężczyznę spojrzał. Blondyn jednak szybko odzyskał rezon.
OdpowiedzUsuń- Widzisz? Już próbuje tobą dyrygować. Powinieneś go stąd wyrzucić!
Misza jednak go nie słuchał. Ścisnął delikatnie dłoń Angela i uśmiechnął się do niego z wdzięcznością.
- Napijesz się herbaty? - zapytał po chwili. - W prawdzie jest dość późno i z jednej strony nie chciałbym cię tu zatrzymywać nie wiadomo, do której, ale jeśli chcesz, możesz zostać tu, jak długo ci się podoba - zapewnił pogodnie.
- Jasne - odpowiedział zaraz i, zupełnie ignorując Andersa, poprowadził Angela do kuchni. - Na jaką herbatę masz ochotę? Owoce leśne, tropikalne, czarną porzeczkę, pomarańczę, poziomkę...? - zaczął wymieniać, otwierając szafkę, w której trzymał przeróżne rodzaje herbaty oraz kawę.
OdpowiedzUsuńIgnorowanie swojego wyimaginowanego "przyjaciela" było o wiele prostsze, kiedy miało się świadomość czyjegoś wsparcia. I za to właśnie Misza był Angelowi niewyobrażalnie wdzięczny, mimo iż tak naprawdę wcale się nie znali.
Odpowiedział mu uśmiechem i wyciągnął dwa kubki, to jednego wrzucając torebkę z herbatą tropikalną, a do drugiego z poziomkową. Wstawił też wodę w czajniku i gestem dłoni zaproponował Angelowi jedno z krzeseł przy niewielkim stoliku, samemu siadając w drugim.
OdpowiedzUsuń- Długo mieszkasz w Miami? - zapytał, zaczesując długie włosy na tył głowy.
- Ledwie od początku wakacji - wyznał z lekkim uśmiechem. - I nie, nie jestem stąd - zgodził się. - Do tej pory mieszkałem w Sankt Petersburgu. Na szczęście udało mi się wyemigrować i znaleźć całkiem niezłą pracę. Planuję też rozpocząć studia. A jakie ty masz plany na przyszłość? - zapytał, opierając podbródek na dłoni.
OdpowiedzUsuń- Jak dla mnie to dobry plan - odpowiedział z uśmiechem, a gdy woda w czajniku się zagotowała, zalał ich herbaty i po odczekaniu paru minut wyrzucił torebki. - Słodzisz? - zapytał jeszcze, stawiając kubki na stoliku.
OdpowiedzUsuń- Jestem modelem. Pozuję do zdjęć - wyjaśnił, własną herbatę słodząc łyżeczką cukru. - Nie jestem zbyt wysoki, więc na szczęście nie ciągną mnie na wybieg, a chociaż całkiem nieźle płacą i nie muszę siedzieć w robocie po osiem godzin dziennie.
OdpowiedzUsuńZa to Misza wciąż jeszcze nie przyzwyczaił się do zainteresowania, jakie wzbudzała jego uroda, dlatego zaczerwienił się ledwie dostrzegalnie.
OdpowiedzUsuń- To miłe, że tak uważasz - odpowiedział z lekkim skrępowaniem. - Chociaż nie, nie nazwałbym siebie popularnym modelem. W mojej agencji pełno jest naprawdę ślicznych chłopców, ja jestem tylko jednym z wielu - wyznał, po czym spojrzał na niego uważniej. - Ale tobą ludzie mogliby się zachwycać - dodał po chwili, tak naprawdę dopiero teraz zdając sobie sprawę, że Angel jest naprawdę piękny. - Masz imię adekwatne do urody - przyznał szczerze, uśmiechając się subtelnie.
- Zanim zacząłem pracę modela, miałem takie samo podejście - przyznał, ostrożnie upijając łyk swojej herbaty.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę milczał, wpatrując się w parującą taflę naparu wypełniającego jego kubek, a w końcu zapytał cicho:
- Naprawdę nie przeszkadza ci to... jaki jestem?
Spojrzał na niego oczami o ciemnoniebieskich tęczówkach.
OdpowiedzUsuń- Wiesz, gdybyś chciał porozmawiać... - odezwał się niepewnie. - Nie chciałbym jedynie męczyć cię swoimi problemami. Chciałbym też pomóc, jeśli tylko będę miał okazję...
Misza słuchał go w milczeniu, wpatrując się w jego twarz, jednak po chwili spuścił wzrok.
OdpowiedzUsuń- Wiesz... czasami zastanawiam się, czy bycie sierotą nie jest lepsze od życia w patologicznej rodzinie - powiedział powoli, po czym parsknął krótkim śmiechem. - Przepraszam, pewnie twoim zdaniem gadam głupoty, bo miałem jakąkolwiek rodzinę. Wybrakowaną, bo wybrakowaną, ale zawsze. Jednak... po trosze chyba wiem, co przechodzisz. A podjąć znów naukę wcale nie jest tak trudno.
Dexter otworzył sprawnie drzwi i gestem ręki zaprosił chłopaka do środka. Zamknął za nimi na klucz i odwiesił swoją lekką kurtkę na wieszak.
OdpowiedzUsuń- Rozgość się - powiedział swobodnie, kierując się prosto do salonu, gdzie niedbale rzucił na jeden z foteli słuchawki i iPoda. Mieszkanie nie było duże, ale dosyć przyjemnie i przytulnie urządzone. Miało sypialnię z szerokim, podwójnym łóżkiem i oknem na prawie całą ścianę. Kuchnię łączoną z salonem, w którym stała skórzana sofa, dwa fotele i sporych rozmiarów telewizor. Na prawo była jeszcze średnich rozmiarów, w zasadzie niczym nie wyróżniająca się łazienka, a na lewo zamknięty na klucz pokój. Zamknięty z tego względu, że do Flangana wpadał często przyjaciel, który zwykł robić to kiedy mu się podobało i buszować po całym jego mieszkaniu. Dlatego pomieszczenie z biurkiem, na którym walały się akta i inne rzeczy dotyczące jego pracy jak i okazałą ilością książek, musiało być zamknięte, żeby niepowołane oczy nie natrafiły na to na co nie powinny.
[Hahaha xD. No bo kto by się tym przejmował, z resztą czy nie jest tak, że zawsze nawet jak ma się te domki na taką ilość jak powinno, to i tak ludzie siedzą w jednym x3.]
- Mieszkasz daleko stąd? Jeśli chcesz, możesz wpadać parę razy w tygodniu na obiad, żeby zaoszczędzić - zaproponował spontanicznie. - Zawsze lubiłem gotować, a tutaj nie mam dla kogo.
OdpowiedzUsuńJames ostatnimi czasy stał się fanatykiem spędzanych w ciszy i spokoju we własnych czterech kątach wieczorków, bez kropli alkoholu, poza zasięgiem delirycznej paplaniny, zwidów i pawiów, które nieuchronnie kończyły każdą dobrą imprezę opatrzoną wachlarzem wszelkiej maści napojów wyskokowych. Abstynentem się nie nazywał, z racji haniebnej przeszłości, w której grał rolę zaprawionego w boju alkoholika - uważał, że nie wypadało mu zaliczać się do grona tych, którzy stronili od trunków wysokoprocentowych całe życie.
OdpowiedzUsuńNa organizowaną prze kolegę kolegi znajomego z pracy pewnej koleżanki kolegi z kancelarii imprezę wybrał się jedynie dla wcześniej wspomnianej koleżanki, która kilka dni z rzędu opowiadała o swoim spędzającym urlop w Miami kuzynie - rzekomo przystojnym, szukającym partnera geju, lubującym się w dobrze wyglądających prawnikach, pokroju McCourtneya. Poszedł, bo co miał zrobić? Nie daliby mu przecież spokoju.
Z początku chwilę porozmawiał z owym kuzynem - okazał się zupełnie nie w jego guście, o czym długowłosy blondyn nie omieszkał go poinformować, odchodząc potem z obrazą, że mu w ogóle tak nieatrakcyjnego mężczyznę jak James przedstawiono.
Większość czasu spędził z dala od znajomych (co było o tyle proste, że stanowili oni niewielki odsetek zaproszonych), a kiedy Ci go w końcu dopadli, namawiając na wypicie choć jednego piwa, zrejterował, tłumacząc się bolącą głową. Nie wyszedł co prawda z imprezy, a jedynie zaszył się na balkonie na dobre pół godziny, jednak w zabawach nie miał zamiaru brać udziału.
Dochodziła północ, kiedy postanowił wrócić do siebie. Towarzystwo zaczynało się rozłazić, co akurat w tym wypadku nie oznaczało rozchodzenia się do domów, a dogorywanie na podłodze lub nad toaletą, oddając wcześniej spożyte trunki. Nim jednak wyszedł, odezwały się w nim głęboko ukryte pokłady altruizmu, o których posiadanie nikt go dotąd nie posądzał. W jednym z okien siedział drobnej budowy brunet, wyraźnie zmęczony imprezą. Był blady - Jamie nie był w stanie stwierdzić, czy dlatego, że było mu niedobrze, czy po prostu miał tak jasna karnację - i wyglądał na takiego, który najchętniej opuściłby grono schlanych do nieprzytomności zaproszonych. Westchnął ciężko kilkakrotnie, starając się przejść obok niego z zimnym sercem, ale koniec końców przystanął przy chłopaku, oferując mu transport do domu. Po co to robił, pojęcia nie miał tak na początku, jak i później, kiedy chłopak już siedział w jego samochodzie, nieudolnie próbując zapiąć pas.
- Gdzie mieszkasz? - zapytał po krótkiej chwili, litując się nad jego trzęsącymi się palcami, zapinając go jednym szybkim ruchem.
- Ale gotowanie dla kogoś sprawia mi przyjemność - odpowiedział z mimowolnym uśmiechem. - No nie bądź taki... Nikt mnie tu nie odwiedza. A Anders i tak nic nie je - ostatnie zdanie wypowiedział już bez uśmiechu, obracając kubek w dłoniach.
OdpowiedzUsuń- Zgoda - uśmiechnął się do niego jasno, po czym spojrzał przez drzwi do salonu. - Mhm, siedzi w fotelu. Czasami nie odzywa się przez dłuższy czas, innym razem nie daje mi spokoju swoimi monologami. Z początku nie był tak uciążliwy... - ostatnie zdanie wypowiedział dość cicho.
OdpowiedzUsuń- Zostaw, później pozmywam - powiedział, podnosząc się też i wyciągnąwszy mu kubek z dłoni, sam postawił go na dnie zlewu. - A Anders pojawił się, zanim skończyłem siedemnaście lat. Lekarze twierdzą, że jest tak jakby efektem ubocznym mojej depresji. W tamtym okresie byłem, jak warzywo. Chciałem nawet odebrać sobie życie... - uśmiechnął się blado do wspomnień. - A kiedy zacząłem się powoli podnosić, pojawił się on. Najpierw w szpitalu, później pojawiał się w moim domu. Był moim pocieszycielem, jedynym przyjacielem - wyznał cicho.
OdpowiedzUsuń- Nadal jestem - odezwał się Anders, opierając się barkiem o łuk oddzielający kuchnię od salonu. - Tylko ty o tym zapominasz.
Misza uśmiechnął się znów subtelnie.
- On twierdzi, że nadal tak jest - spojrzał na Angela i westchnął cicho. - Kiedy lekarze powiedzieli mi, że... że on nie istnieje, nie mogłem uwierzyć. Przecież słyszałem jego głos, widziałem go, czułem jego zapach i dotyk. A mimo to oni twierdzili, że Anders nie istnieje.
- Ja... nie wiem - powiedział cicho, marszcząc brwi. - To nie tak, że jestem samotny. Spotykam się ze znajomymi ze studia i nie tylko... Ja... - znów się zaciął i przygryzł lekko dolną wargę, zastanawiając się przez chwilę. - Chciałem zamknąć za sobą drzwi, które oddzielają moją przeszłość od teraźniejszości. I prawie mi się to udało, gdyby nie Anders. Nie mam pojęcia, dlaczego znów się pojawił.
OdpowiedzUsuń- Ja nie wstydzę się tego, kim jestem i kto mnie wychował. Choć przeszłość wciąż boli, to staram się żyć normalnie, z dnia na dzień. Nie wiem, co zrobić, żeby znów było dobrze - odparł, wplatając dłoń w swoje włosy tuż nad skronią. - Poza tym, lekarze mówili... że Anders już raczej nie zniknie. Że zawsze będzie wracał. Jest... zobrazowaniem defektu mojego umysłu.
OdpowiedzUsuńGest Angela odrobinę go zaskoczył, jednak po chwili bezruchu również objął chłopaka, czując dziwne ciepło wywołane tym gestem.
OdpowiedzUsuń- Na ulicach jest teraz dość niebezpiecznie - zauważył, odchylając lekko głowę, żeby na niego spojrzeć. - Może lepiej zostań do rana? Mam całkiem wygodną, rozkładaną kanapę.
[No właśnie też nie wiem. Chyba, że Angel chodziłby na wykłady z literatury angielskiej...]
OdpowiedzUsuń- Żartujesz? - uśmiechnął się do niego pogodnie. - Nie sprawisz mi większego problemu niż ten, który sobie wymyśliłem - odpowiedział żartobliwie.
OdpowiedzUsuń- Och, jakiż jestem zabawny - zakpił Anders, przewracając oczami. - A dzieciaka zostaw, chętnie dotrzymałbym mu towarzystwa, kiedy zgaśnie światło...
- Anders - jęknął mimowolnie Misza, patrząc za mężczyzną, po chwili patrząc na Angela przepraszająco. - Wybacz, miałem go ignorować...
- Świetnie - ucieszył się. - Łazienka jest naprzeciwko, czuj się jak u siebie, a ja znajdę ci pościel - powiedział z uśmiechem, wychodząc do swojej sypialni, by przygotować Angelowi posłanie.
OdpowiedzUsuńMika rozłożył kanapę i zasłał ją cienką pościelą pachnącą drzewem sandałowym. Uśmiechnął się subtelnie, kiedy tylko skończył. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś zostawał u niego na noc. Nawet przygodnych kochanków nie sprowadzał. Odwrócił się na pięcie, żeby zamknąć szafę w sypialni, jednak zatrzymał się w miejscu, gdy zauważył, że drzwi do łazienki są nie domknięte. Mimowolnie zerknął do środka, akurat mając piękny widok na nagie ciało Angela, po którym spływały strumienie wody. Aż zaniemówił z wrażenia, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
OdpowiedzUsuńKiedy Angel wyszedł spod prysznica, Misza zmył się spod łazienki, zaczerwieniony z zawstydzenia. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, usiadł na swoim łóżku, starając się uspokoić po tym, co zobaczył. Angel był zdecydowanie piękny i Misza nie mógł zaprzeczyć. Z resztą, jego ciało mówiło samo przez się. Dobrze, że miał dość dobrze dopasowane dżinsy, przynajmniej nic nie było widać.
OdpowiedzUsuńWziął głębszy oddech i podniósł się z łóżka, wychodząc z sypialni. Spojrzał na Angela, stając przy drzwiach prowadzących do łazienki.
OdpowiedzUsuń- Zaraz do ciebie przyjdę - obiecał z lekkim uśmiechem i zniknął pod prysznicem.
Pobudzone nagle ciało nie chciało za nic się uspokoić, więc trzeba było podjąć środki ostateczne.
Dziesięć minut później spokojny już Misza odpuścił łazienkę jedynie w cienkich dresowych spodniach, wycierając długie włosy ręcznikiem. Jego grafitowa kotka spała smacznie w swoim koszyku, więc niebieskooki usiadł obok Angela i uśmiechnął się do niego.
- Dziękuję za dzisiaj - odezwał się. - Za rozmowę i za pomoc. To wiele dla mnie znaczy.
Roześmiał się serdecznie.
OdpowiedzUsuń- Nie kuś - wymruczał nisko, pochylając się lekko ku niemu, a chwilę później delikatnie ucałował jego policzek. - Naprawdę dziękuję - dodał ciszej, już bardziej poważnie i zupełnie szczerze. - Gdyby nie ty, pewnie ciągle siedziałbym na plaży - zauważył, zaglądając mu w oczy.
[siemka, wątek jak najbardziej ;D tylko pomysłu nie mam kompletnie ;/]
OdpowiedzUsuń[hmm...może być pierwszy pomysł, nawet Alanowi może odbić na tyle że będzie chciał pomóc komuś xDD
OdpowiedzUsuńmam prośbę możesz zacząć ? ewentualnie jak nie to jutro naskrobię wątek.]
[prosić zawsze można :3. a Jace oczywiście, że fajny. Tylko coś z głową ma nie teges, ale kto by na to uwagę zwracał. A Szatan to maszyna do zabijania jest, o.]
OdpowiedzUsuńOn za to uwielbiał takie miejsca i pojawiał się w clubach gdy tylko mógł zazwyczaj w towarzystwie tej grupki znajomych z którą najbardziej lubił imprezować.
OdpowiedzUsuńMijały godziny, wlał w siebie taką ilość alkoholu ze powinien już zwinąć się i zataczając się wracać do domu, ale co nawet go zaskoczyło czuł się bardzo dobrze tak jakby nic jeszcze nie wypił. Cóż było dobrze więc bawił się dalej, jego uwagę przykuł jakiś chłopak który siedział ciągle przy barze. Nie podchodził jednak do niego bo po co, po za tym widział że ma towarzystwo więc tym bardziej nie miał powodu by leźć do niego i wciągnąć w rozmowę.
Dochodziła trzecia gdy nieco odczuł że trochę za dużo wypił, wiedz krzyknął do kumpla który stał najbliżej że idzie się przewietrzyć.
Odetchnął chłodnym powietrzem gdy tylko znalazł się na zewnątrz. Akurat tym samym momencie usłyszał hałas z bocznej uliczki. Jego słabością była ciekawość więc po chwili zajrzał co się tam dzieje. Widząc dwóch mężczyzn i tego młodego, wymamrotał coś jak "sorry" po czym wycofał się nie będzie w końcu im przeszkadzał, nie obchodziło go co inni wyprawiali i gdzie.
Zatrzymał się jednak w pół kroku, gdy zobaczył że chłopak szarpie się.- Ciężko przełknąć odrzucenie, ale chyba tak rzucać się na niego nie musicie - rzucił z zadziorną nutą w głosie. Skrzyżował ręce na torsie i stanął w lekkim rozkroku, nie wyglądał zbyt przyjaźnie teraz.
- Spoko, mały....tylko się nie rozpłacz - rzucił nie pozbywając się zadziorności z głosu, ale pojawiła sie też dziwna wesołość. Naprawdę za dużo wypił i przez to nie miał nic przeciwko obić komuś twarzy, nawet jeśli sam oberwie to i tak nie będzie źle.
OdpowiedzUsuńZrobił krok do przodu, tak samo jak przeciwnik...nie bał się go. Teraz to chyba niczego by się nie wystraszył, co było głupie z jego strony.
- Puść go, mówię serio - powiedział spoglądając na mężczyznę który trzymał chłopaka za nadgarstki.- Daj sobie na wstrzymanie - mruknął gdy zobaczył jak facet szykuje się by obić mu twarz. Po chwili doszło do bójki, ale cóż był żołnierzem i umiał się bić. Lali się ostro, w końcu jednak tamten odpuścił i zostawiając kumpla nawiał. Alan starł luźnym ruchem krew z wargi i uśmiechnął się paskudnie.- Ty też ? - spytał spokojnie.
[a zwłaszcza jaki psychiatra jest normalny? xd. By go zaraz Jace pocieszył, przytulił i na gorącą czekoladę i lody zabrał, o :3. może by tak się znali skądś wcześniej i przypadkowo na siebie wpadli? wiesz, takie spotkanie po kilku miesiącach bez kontaktu i pogaduchy niczym baby xD. I by mógł się wtedy Angel Jace'owi ładnie wyżalić.]
OdpowiedzUsuńPodszedł do chłopaka, przykucnął przed nim.
OdpowiedzUsuń- Spokojnie - rzucił gdy młody nieco się skulił.- coś ci zrobili, czy nie zdążyli ? - spytał po chwili.
Pojawiało się też pytanie co ma zrobić, zostawić go tu i pójść się dalej bawić, czy może zrezygnować z imprezy i zabrać stąd chłopaka. Dobra to było głupie bo i tak już wiedział co zrobi.
Złapał go lekko za rękę i pociągnął do pionu.- Chodź stąd - mruknął, pozwolił by chłopak oparł na nim cały ciężar ciała.
- Domyśliłem się tego, wyglądasz beznadziejnie - stwierdził cicho. Objął go lekko w pasie bo zauważył że chłopak słabo trzyma się na nogach.- cokolwiek ci dosypali, musiało być mocne..- rzucił jeszcze.
OdpowiedzUsuńSpojrzał gdzieś w bok, nieciekawie sytuacja.
- gdzie mieszkasz ? - spytał, musiał go odstawić do chaty, tak już miał mimo iż wydawał się arogancki i chłodny to jakoś tak nie umiał zostawić kogoś kto sam sobie nie poradzi na ulicy.
[możesz ty zacząć? ploooosię tak ładnie, jak Szatan :3]
OdpowiedzUsuńSłuchał go, ale gdy usłyszał "Gdzieś tam" tylko westchnął z rezygnacją. Powtórka z rozrywki teraz z inną osobą? Oby nie, udusi dzieciaka jeśli ten tylko będzie coś kombinował.
OdpowiedzUsuńPrzytrzymując go nieco mocniej, zmusił chłopaka by wyszli z tej uliczki. Wyciągnął telefon i zadzwonił po taksówkę.
- Nie odpływaj jeszcze - mruknął mu do ucha.
Gdy taksówką podjechała, pomógł mu wsiąść i sam też siadł do tyłu. Podał kierowcy adres, gdy dojechali zapłacił i prawie wyciągnął towarzysza z auta. Jak dobrze że do mieszkania miał blisko i nie było dużo schodów. Kiedy byli już w środku, posadził go w fotelu. Poszedł po koc i poduszkę które położył na kanapie.
- Idziesz teraz spać i sie nie sprzeczaj...lepiej się poczujesz jak się wyśpisz...- dodał, spoglądając na chłopaka kiedy ten już położył się.
Sam poszedł do sypialni, mu też sie przyda sen.
Po całym tygodniu strasznego zapierdzielania praktycznie bez przerwy w końcu przyszedł upragniony wolny dzień od pracy! Długo by już tak Jace niestety nie pociągnął. No ale co on mógł zrobić, skoro pacjentów mięli tam od cholery, ale połowa lekarzy pojechała sobie na wakacje, a on musiał się z wariatami użerać? No właśnie, kompletnie nic. W sumie, on do tych pacjentów nic nie miał. Nawet niektórych lubił, bo w swoim szaleństwie mówili ciekawe rzeczy, które po prostu dawały dość sporo do myślenia. I mięli ciekawe spojrzenie na świat, zupełnie inne od tego, które Moore znał. Fascynowało go to, po prostu. A nie mówiłam, że nie jest do końca normalny?
OdpowiedzUsuńJako, że dzień miał wolny, to w końcu wyspał się pożądnie (czyt. maksymalnie sześć godzin. cholera bezsenność) i wyszedł z mieszkania, bo przecież nie będzie się w środku kisił, jak taka pogoda za oknem. I tak skierował się do South Beach.
Najpierw skoczył na kawę, żeby się porządnie obudzić (aaah, słodki napoju bogów!). Bo przecież życie bez kawy to nie życie! I wyszedł z kawiarni, przed którą zupełnie niespodziewanie został poddany próbie staranowania. Niestety, chłopaczek który na niego wpadł był raczej wątły i to on upadł, a Jace nawet się porządnie nie zachwiał.
Ukląkł obok niego i z uśmiechem wyciągnął do niego dłoń.
- Hej, żyjesz? Nie chodź z głową w chmurach, bo ktoś brutalnie sprowadzi cię na ziemię. - powiedział. I dopiero wtedy poznał, z kim miał do czynienia. Uśmiech mu się tylko poszczerzył.
- Chociaż twoje miejsce jest w chmurach, hmmm, Angel?
Sam też nie spał lepiej, chociaż on pierwszy raz od wielu miesięcy miał koszmary. Niestety teraz były takie przez które obudził się przed południem zdyszany i zlany zimnym potem. Zadrżał lekko.
OdpowiedzUsuńZerknął na zegarek, dwie godziny do południa...hmm...czas się ruszyć.
Wstał i poszedł do łazienki, od razu wpakował się pod prysznic. Ubrał się i polazł do kuchni zrobić sobie kawy, zachowywał się w miarę cicho bo po co młodego budzić.
Posłał mu kolejny uśmiech, kiedy ten skojarzył z kim to ma do czynienia. Tak, zdecydowanie dawno się nie widzieli. Jace może i nie tak bardzo się zmienił, ale Angel trochę, to musiał przyznać. Dlatego dopiero po chwili go skojarzył, mimo swojej świetnej pamięci do twarzy.
OdpowiedzUsuń- We własnej osobie. Nie mogłeś sobie kogoś mniejszego do staranowania wybrać? Wtedy byś tak nie skończył... - zaśmiał się cicho, pomagając mu podnieść się na nogi.
- Tak, zauważyłem. - mruknął, przewracając oczami. - Spokojnie, mi nic nie jest, to ty sobie obiłeś cztery litery. I teraz masz od razu nauczkę, bo to trochę boleć będzie, o. - stwierdził jakże ważnym tonem, jednak po chwili uśmiechnął się lekko.
- Co powiesz na jakąś gorącą czekoladę i lody? Dawnośmy się nie widzieli.
Obracał w dłoni kubek uważając by nie wylać kawy i patrzył w stronę okna zamyślony.
OdpowiedzUsuńOdwrócił głowę gdy usłyszał zachrypnięty głos.
- Siema - mruknął i upił łyk kawy. Odstawił kubek na blat.
Wyciągnął z lodówki małą butelkę mocno schłodzonej wody i podał mu.- Wypij - rzucił tylko i wziął znów kawę po czym przysiadł na krawędzi stołu.- jak samopoczucie ? - spytał po chwili.
- Ja stawiam, żeby nie było! - mrugnął do niego zaczepnie, po czym zmierzwił mu czuprynę, równie zaczepnym gestem. Jace nie miał pojęcia o jego sprawach finansowych, ale on zawsze chciał za wszystkich płacić. Już taki był. Sam za dużo nie miał, ale co do grosza odda komuś w potrzebie.
OdpowiedzUsuń- W takim razie cieszę się bardzo. Niedaleko tu jest taka fajna kawiarenka, w której są nieziemskie lody. Możemy wziąść na wynos i do parku iść, skoro jest taka ładna pogoda, co ty na to? - zapytał z uśmiechem, spokojnie idąc przed siebie.
- Nic dziwnego, nieźle się wpakowałeś wczoraj - stwierdził po chwili milczenia. Dopił kawę do końca.
OdpowiedzUsuńSpoglądał na niego spokojnie, słysząc pytanie.
- Nie przedstawiałeś się, ale nic dziwnego nie należałeś do rozmownych - rzucił z rozbawieniem.- Angel ? - uśmiechnął się nikle.- fajne imię..- mruknął.
- Nazywam się Alan Delgado - przedstawił się też, wczoraj jakoś tak nie było okazji.
Posłał mu uśmiech i ruszył w kierunku wspomnianej wcześniej kawiarenki.
OdpowiedzUsuń- Dostałem tu pracę, więc się przeprowadziłem. Ponad miesiąc temu. - wyjaśnił, wzruszając ramionami. - Miami jest jednak przyjemniejsze od Nowego Jorku. - stwierdził, puszczając do niego oczko. - A ty jak tu trafiłeś, co? - zapytał.
Znaleźli się już przed kawiarenką o której mówił. Była ona dość mała, ale za to miała swój klimat i była w miarę przytulna. Zamówił dwie gorące czekolady i dwa kubeczki lodów na wynos i odwrócił się spowrotem do niego.
- Nigdy nie mówiłeś, że chcesz jechać do Miami. A przynajmniej sobie nie przypominam.
Na jego słowa pokiwał głową ze zrozumieniem. Bo naprawdę rozumiał dość sporo, wbrew tym wszystkim ludziom, którzy to twierdzili, że wszyscy psychiatrzy i psycholodzy tak po prostu mówią, że "rozumieją", mimo, że nie rozumieją zupełnie nic.
OdpowiedzUsuńWziął od dziewczyny swój kubek i lody. Posłał jej jeden ze swoich powalających na kolana uśmiechów i ruszył do wyjścia. Biedna dziewczyna. Zapewne sobie coś o Jace'ie pomyślała, a tu niestety nic, gejem jest!
Szedł przed siebie i kiedy znaleźli się w parku, wybrał jedną z nielicznych pustych ławek i usiadł tam, wyciągając swoje długie nogi przed siebie. Czasami żałował, że nie jest taki niski jak chociażby ten Aniołek obok niego, no.
- A co tam ogólnie u ciebie słychać, co? - zapytał, upijając łyk gorącej czekolady. Oczywiście zaraz sobie język oparzył, jak to zwykle bywało.
[branoc :>]
- Nie jestem pewien, czy powinieneś się cieszyć z tej posady... - zauważył z rozbawieniem i uśmiechnąwszy się do Angela, podniósł się z kanapy. - Dobranoc, Angel. - wymruczał jeszcze i zniknął w swojej sypialni, kładąc się na łóżku.
OdpowiedzUsuńDługo jednak nie mógł zasnąć, rozmyślając o tym, co wydarzyło się tego dnia.
Słysząc jego słowa zrobił nieco zmartwioną minę i patrzył na niego uważnie. Przecież on zawsze by mu pomógł, gdyby o tym wiedział. Zrobiłby wszystko, byle tylko było mu łatwiej. Taka już z Jace'a pomocna duszyczka, która dla drugiej osoby naprawdę zrobiłby wszystko.
OdpowiedzUsuńUpił kolejny łyk swojej czekolady, po czym wpakował sobie do ust łyżeczkę lodówk.
- Nie mów tak... - westchnął, obejmując go ramieniem. Przytulił go do siebie, wzdychając cichutko.
- Wiesz, że we wszystkim mi pomogę, nie? Wszystko się ułoży, wystarczy trochę czasu. - stwierdził z uśmiechem. Ucałował jego policzek, po czym mrugnął do niego.
- Będzie dobrze.
[dobry :3]
Kiedy ten opierał głowę na jego ramieniu, Jace głaskał jego włosy, uśmiechając się przy tym delikatnie.
OdpowiedzUsuń- W takim razie powiedz czego ci potrzeba. Coś się zawsze zorganizuje. - stwierdził pogodnym tonem. Jonathan zawsze był strasznym lekkoduchem, który twierdził, że nie ma rzeczy niemożliwych, wszystko da się zrobić przy odpowiednich chęciach.
Pracy... Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Ale nawet to mógł mu Jonathan załatwić, jakoś. W psychiatryku raczej pracy by nie chciał, ale przecież Jace miał też inne kontakty.
OdpowiedzUsuń- Rozumiem... - mruknął, wciąż głaszcząc jego włosy. - Mogę kilka osób popytać, może uda mi się coś załatwić. Za ten czynsz ci zapłacę, oddasz kiedy będziesz miał. - dodał, uśmiechając się do niego.
Praca kelnera, czy kogoś podobnego zawsze gdzieś była. A, że Jace miał już trochę znajomości to może popytać.
- Jace, Jace. - przedrzeźnił go, przewracając oczami. - Wiem, że nie chcesz. Ale weźmiesz i oddasz jak będziesz miał. Nie masz o co się martwić. A oddać możesz za kilka miesięcy, czy coś koło tego. Mnie to nie zbawi. - stwierdził, uśmiechając się do niego.
OdpowiedzUsuńTak, Jace wiedział, że trudno będzie mu to nadrobić i oddać. Ale miał to gdzieś, bo dla niego te pieniądze kompletnie nic nie znaczyło. A i skoro niedawno zmienił pracę na lepszą, to naprawdę nie będzie z tego powodu miał żadnych, nawet najmniejszych problemów.
- Nie marudź mi tu, o! - rzucił, uśmiechając się do niego. Pstryknął go nawet lekko w nosek i przytulił go do siebie. - Nie ważne, czy chcesz. Potrzebujesz. A ja jako dobry kolega ci to pożyczam. - stwierdził z ważną miną i upił kolejnego łyka swojej czekolady, by po chwili wpakować sobie do buzi koeljną łyżkę lodów.
OdpowiedzUsuń- No i się cieszę. Wszystko będzie dobrze i znajdziemy ci pracę, hmmm? - stwierdził, poruszając przy tym zabawnie brwiami.
- Pierwszy i pewnie nie ostatni..- stwierdził, zawsze było ryzyko że się wpadnie.
OdpowiedzUsuńPopatrzył na niego.- nie ma za co - odpowiedział z przyzwyczajenia, zawsze tak reagował gdy ktoś mu dziękował za coś. Mimowolnie uśmiechnął się nikle widząc uroczy uśmieszek chłopaka.
W pierwszej chwili zamarł czując jego dotyk, chłopak jawnie go zaskoczył.
OdpowiedzUsuńLekko złapał go za nadgarstek i odsunął jego rękę od swojej twarzy. Był trochę rozbawiony tym co zrobił i powiedział Angel.
- Daj spokój - mruknął cicho, jego wargi dalej wyginały się w nikłym uśmiechu.
- i niepotrzebnie - stwierdził cicho. Roztarł nieco nerwowo kark. Gdy chłopak wyszedł z kuchni, przygarbił się lekko.
OdpowiedzUsuńPrzetarł dłońmi twarz i ziewnął. Chyba jednak nie powinien jeszcze wstawać, eh...później się zdrzemnie o ile znów nie będzie miał nieproszonych gości.
Popatrzył w stronę wejścia do kuchni gdy usłyszał pytanie. Zlustrował go wzrokiem, po minucie jednak przypomniało mu się iż Angel zadał pytanie.
- Pewnie - rzucił lekko w odpowiedzi.
- Nie ma za co. - odpowiedział szczerze, głaszcząc jego policzek. Uśmiech miał chłopak naprawdę śliczny, to musiał mu Jace przyznać.
OdpowiedzUsuńDobrze jest mieć kogoś, na kogo można liczyć, prawda? A na Jonathana zdecydowanie można liczyć w każdej sytuacji.
Sam Moore już po chwili skończył swoje lody, zarówno jak i gorącą czekoladę. Mimo swojego zamiłowania do zdrowego trybu życia, Jace uwielbiał wszelkie słodkości i dobre rzeczy.
Zaśmiał się cicho na widok tych słodkich wąsików.
Wyciągnął z kieszeni chusteczki higieniczne i wytarł mu je z uśmeichem.
- Jak zwykle się wybrudziłeś. - zaśmiał się.
Zaśmiał się cicho na jego słowa i zmierzwił mu włoski.
OdpowiedzUsuń- W porządku w takim razie. Tylko na to czekam. - mruknął z uśmiechem, przewracasjąco oczami. - Ale najpierw to trzeba ci pracę znaleźć. Może mi powiesz gdzie najlepiej chciałbyś pracować? Nie wiem, w jakiejś knajpie...? - powiedział, wzruszając ramionami.
[a jakiż to pomysł? :>]
- W takim razie popytam trochę. - stwierdził, obejmując go ramieniem. - Napewno coś się znajdzie. I będzie już dobrze. - dodał jeszcze, puszczając do niego perskie oczko.
OdpowiedzUsuń- Tak właściwie... Wiesz, tu niedaleko mam znajomego, który pracuje w barze. Jeśli nie masz nic przeciwko nocnej pracy, to spokojnie moglibyśmy tam zajść, nawet za chwilę. - powiedział do niego, posyłając mu uśmiech.
[nie powiem, może być ciekawie :D]
Po minucie gdy chłopak poszedł do łazienki, on polazł sie przebrać.
OdpowiedzUsuńWciągnął na siebie czarne spodnie i biały dość dopasowany podkoszulek, w między czasie w jego głowie pojawiło się super pytanie po cholerę mu tyle ciuchów. Jednak nie znalazł na nie odpowiedzi. Wylazł z sypialni chwilę po tym jak młody poszedł do kuchni z powrotem.
- Nie nadużywasz, jak dla mnie możesz jeszcze posiedzieć...ale jak chcesz iść to zatrzymywać nie będę - rzucił z lekkim rozbawieniem. Nigdy nikogo nie zatrzymywał, gdy osoba chciała naprawdę iść.
OdpowiedzUsuń- Nie musisz dziękować - stwierdził spokojnie, nie zrobił wkońcu nic takiego wielkiego, to zwykła pomoc i tyle.
To dotykalstwo Jace'a było odrobinę dziwne, zwazywszy na fakt, że tak naprawdę powinien dotyku nienawidzić przez to co mu zrobili w dzieciństwie. Ale on lubił się przytulać, dotykać i w ogóle. Dopiero, kiedy było to robione w sytuacjach imtywnych, to Jace już taki dotykalski niestety nie był. I łatwo było go wtedy przestraszyć.
OdpowiedzUsuńJace dostrzegłą tą kobietę i posłał jej jeden z tych ślicznych uśmiechów, dzięki czemu przestała robić taką zniesmaczoną minę. Naprawdę nie rozumiał, co było w tym złego. Przecież Angel równie dobrze mógłby być jego bratem. I co, wtedy też byłoby to takie złe?
- Przestań. Jak widać i tak nie miałem nic do roboty. - zaśmiał się, przewracając oczami. Złożył ich kubki razem i podniósł się do pionu.
- W takim razie chodźmy może już, co? Od razu się dowiemy, czy coś się dla ciebie znajdzie, cyz nie bardzo. - stwierdził, wyrzucając kubki do pobliskiego kosza.
- Mam nadzieję. - powiedział z uśmiechem, poprawiając rzemyki na swoich nadgartkach. Wszystko, byle ukryć te okropne blizny...
OdpowiedzUsuń- Nie. Znam menadżera, ale on napewno coś poradzi, jeśli będzie mógł. - stwierdził, ruszając w stronę wspomnianego miejsca. Nie było to zbyt daleko, więc już po chwili byli na miejscu. I Jace wszedł do środka, mimo wyraźnego napisu "Zamknięte". W środku był personel, który przygotowywał się do wieczornego otwarcia baru. I Jonathan po chwili odnalazł wzrokiem menadżera i pomachał do niego, żeby do nich podszedł.
[Na wątek powiem, że bardzo chętnie.]
OdpowiedzUsuń[Wątek miałam ochotę, kiedyś proponować, chyba po tym jak się karta pojawiła, ale ja zazwyczaj nie proponuję wątków lepszym (czy też komukolwiek, dlatego też, nie ma co umierać.
OdpowiedzUsuńZapytam o pomysły, ponieważ ja jestem z nich całkowicie wyciśnięta, ale jeśli dostanę coś jasnego i do przyswojenia dla mojego wątpliwie działającego mózgu, to zacznę.]
[Lepszym, spójrz na postać wykreowaną przez Siebie, a tę przeze mnie, chyba widać.
OdpowiedzUsuńUh, mam złe doświadczenia z wątkiem z modelem, bo już jeden nie wypalił i trzeba było go skończyć, zanim się skończył, żeby się nie męczyć, ale postaram się coś wykombinować skoro obiecałam zacząć.]
Tego dnia nic w powietrzu nie wisiało. Żaden czarny kot nie przebiegł przed nim na ulicy, nie zbił lustra, nie wysypał soli. Humor miał nawet dobry, w zasadzie dawno już nie czuł się w ten sposób, więc postanowił to wykorzystać (jak i dzień wolny) i zrobić sobie jakąś dobrą kolację. Zakupy w supermarkecie jak zwykle należały do iście interesujących, zapierających dech w piersiach czynności. Chester pojęcia nie miał jak to przetrwał bez ataku palpitacji, no ale jakoś się udało. Chwała Bogu.
OdpowiedzUsuńKupił wszystko, co było mu potrzebne, począwszy od makaronu, kończąc na wszystkich przyprawach. Sam nie wiedział jeszcze do końca, co ma zamiar ugotować (ani czy mu się to uda), toteż wózek był pełny. Wyszedł ze sklepu i niosąc siatki w obu rękach, ruszył w stronę mieszkania. Miał ochotę na spacer więc nie wziął samochodu i bardzo dobrze, bo pogoda dopisywała i źle byłoby z niej nie skorzystać.
Właśnie miał skręcać w swoją ulicę, gdy zobaczył, że kilku chłopaków dziwnie zachowuje się przy jednym z zamkniętych już stoisk. Zmarszczył brwi, jeszcze chwilę obserwując zdarzenie, nie za bardzo wiedząc co robić, bo wszyscy ludzie po prostu ich mijali. Ches nie mógł. To nie byłoby on, gdyby tak po prostu poszedł dalej.
-Ej, wy! Nie macie nic innego do roboty? - krzyknął w ich stronę, stawiając zakupy pod jakimiś drzwiami, ruszając w stronę tej grupki.
Założył ręce na piersi, unosząc brwi, jakby chciał ich wszystkich pospieszyć. Zaklął jeszcze głośno, widząc jak jeden z nich popycha chłopaka na ziemię, po czym uklęknął przy nim, łapiąc dłonie, na które patrzył również i poszkodowany.
OdpowiedzUsuń-Wszystko w porządku? - zapytał, unosząc wzrok na jego twarz. Był przystojny i zdecydowanie młodziutki. Chester jednak nie o tym myślał, tylko o zadbaniu o jego zdrowie. - Trzeba będzie to przemyć, żeby nie wdało się żadne zakażenie.
Wstał z ziemi, kątem oka zauważając, że jego zakupy stoją nadal w miejscu, gdzie je zostawił. I całe szczęście, bo chyba odrobinę by się wkurzył, gdyby tak ktoś postanowił zrobić sobie małą napaść na wolno stojące siatki.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na chłopaka, który w tym momencie wydawał się roztrzęsiony i wystraszony. Chester uśmiechnął się do niego pokrzepiająco. Było mu go żal.
-Jestem lekarzem - powiedział po chwili. To nic, że jest onkologiem, prawda? Lekarz to lekarz, na prostym opatrunku się zna. - Mieszkam nie daleko. Jeżeli chciałbyś pomocy, mogę przemyć rany i w ogóle - odparł, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. Nie w jego stylu było zapraszać obcych do siebie, ale nie mógł go przecież tu tak zostawić. Wyglądał na zagubionego.
-To żaden problem - upewnił go. - Wieczór i tak miałem spędzać sam, więc spokojnie mogę trochę pomóc. To moja praca.
OdpowiedzUsuńLubił pomagać. Mieć świadomość, że dzięki jego dłoniom, umysłowi, komuś jest lepiej. Rzecz jasna takie teksty działały lepiej jeżeli chodziło o onkologię, w której się specjalizował, niżeli opatrzeniu zdartego łokcia, jednak, hej, ważne było, co się czuło. A żadna praca nie hańbi, więc spokojnie mógł zajmować się łokciami do końca życia. Gdyby tylko dało się z tego wyżyć.
-Chodź - powiedział, po czym machnął na niego głową, by ten za nim ruszył. Sam złapał swoje zakupy i powoli ruszył w stronę mieszkania.
-Daj spokój, to nic takiego, aniołku - odparł. Nie mógł się pohamować. Rzadko kiedy słyszało się o takim imieniu, a musiał przyznać, że chłopak do tego miał całkiem anielską buźkę, no i wydawał się taki niewinny, całkowicie bezbronny. - I nie musisz mówić do mnie per 'pan'. Jestem Chester.
OdpowiedzUsuńNastępna ulica, na którą weszli była tą, gdzie Ches mieszkał. Z kieszeni wyciągnął klucze i otworzył drzwi prowadzące na korytarz, by następnie przejść do ostatnich, prowadzących do jego mieszkania.
Mieszkanie było dość przestronne. Na większe jeszcze nie było go stać, a że mieszkał sam taka powierzchnia zdecydowanie mu wystarczała. Salon urządzony w nowoczesnym stylu był największym pomieszczeniem, z którego bezpośrednio można było przejść do kuchni. Był też korytarz prowadzący do łazienki oraz jego sypialni. W sam raz jak na mieszkanie dla singla.
OdpowiedzUsuń-Rozgość się - powiedział, kładąc siatki na stole w kuchni. On sam przeszedł do komody stojącej przy zabudowaniu telewizora, by wyjąc z niej apteczkę. Wolał trzymać ją tutaj niż w łazience. Jakoś łatwiej wszystko znaleźć.
-Usiądź... może na blacie? - odparł, chcąc by ten mógł być wyżej od niego, co by miał swobodny dostęp do dłoni.
Przysunął sobie stołek, na którym od razu usiadł, otwierając apteczkę. Najpierw jednak kazał chłopakowi wsadzić dłonie pod zimną wodę, żeby obmyć je z piasku i brudu. Kiedy już to zrobił, złapał jedną z jego rąk w swoje, większe i bardziej już męskie, po czym zaczął przemywać je wodą utlenioną. Następnie to samo wykonał z drugą. Potem nałożył na nie maść, która miała przyspieszyć gojenie i zapobiec zakażeniu.
OdpowiedzUsuń-Będzie jeszcze przez jakiś czas szczypało, ale wszystko będzie w porządku. Nie będę zaklejał plastrami, żeby szybciej się zagoiło.
Spojrzał na łokieć. Tutaj wystarczyło tylko ranę przemyć, więc długo to nie zajęło. Wtedy przypomniał sobie jak chłopak krzywił się wstając i potem łapał się za biodro podczas drogi do mieszkania, więc trochę bez namysłu, patrząc mu w oczy, dodał:
-Ściągnij spodnie.
Chester rzeczywiście starał sie być bardzo delikatny, bo czuł przecież pod palcami jak kruchy jest ten chłopak. Bał się, że przy mocniejszym naciśnięciu na jego skórę, sam może spowodować kilka mocniejszych siniaków, a tego naprawdę by nie chciał.
OdpowiedzUsuńDopiero kiedy chłopak się zaczerwienił, zrozumiał jak głupio brzmiały te jego słowa. Nic jednak się nie odzywał, nie chcąc tylko pogorszyć swojej sytuacji. Przyjrzał się uważnie ciału chłopaka, rejestrując jego szczupłość (która pewnie zakrawała o niezłą niedowagę) jak i fakt, że naprawdę piękny z niego chłopak. Wziął głębszy oddech i przesunął bardzo delikatnie palcami po jego boku, chcąc sprawdzić czy kości nie są czasem zbyt mocno obite. Następnie z apteczki wyjął kolejną maść i wycisnął na swoją dłoń trochę jej zawartości, po czym wmasował w jego skórę. Nie patrzył w tym momencie na twarz Angela, żeby nie wprawić go w jeszcze większe zakłopotanie. Kiedy skończył, wyciągnął rękę z tubką w jego stronę.
-Weź ją. Przyda Ci się, żeby sobie codziennie wcierać - powiedział, pakując wszystko do apteczki, a następnie odnosząc ją do szafki.
To musiało być dla Angela trudne. Wychowywać się pośród obcych ludzi, którzy musieli zastępować rodzinę. Obcych ludzi, którzy wmawiali, że to co robisz, co czujesz jest złe. To tak jakby propagować nienawiść przeciwko leworęcznych. Homoseksualizm był czymś czego nie dało się zniszczyć, złagodzić czy zmienić, to coś co w każdym człowieku tkwiło głęboko, tak jak bycie hetero. Nie dało się wybrać drogi. Dlatego Ches nigdy nie mógł zrozumieć nienawidzi plączącej się wokół tego. On sam nigdy nie przeżył jakichś strasznych chwil związanych ze swoją orientacją, jako że zawsze miał przy sobie Jamesa, ten we wszystko go wprowadził. Nie musiał się bać. Wszyscy jednak mówili mu, że wygląda 'normalnie'. Pojęcia nie miał co to znaczy, w każdym razie wytłumaczenie było jedno: nie jak ciota.
OdpowiedzUsuńWrócił do kuchni i uśmiechnął się do niego pokrzepiająco, bo chłopak wyglądał jakby wciąż się czegoś bał. W głowie Chestera zaczęły pojawiać się dziwne myśli, że to może jego wina, że powinien zachowywać się jakoś inaczej. Tylko pojęcia nie miał jak.
-Masz ochotę na herbatę? Właściwie chciałem ugotować coś na kolację. Jeżeli chcesz, możesz zostać, naprawdę nie mam nic przeciwko - odparł, obdarzając go kolejnym, łagodnym uśmiechem.
Chłopak był uroczy. Na ten swój niewinny sposób. Chester dawno nie widział kogoś w jego wieku, kto zachowywałby się tak grzecznie, nie miałby wyłudzanego zdania o samym sobie czy ego, które nie mieściło się w pokoju. To była miła odmiana, która Miltonowi pasowała.
OdpowiedzUsuńWłączył czajnik elektryczny, w którym powoli gotowała się woda, a sam zaczął wypakowywać zakupy.
-Pewnie, jeśli chcesz możesz rozłożyć sztućce, a potem spróbujemy zrobić jakiś użytek z tego mięsa - powiedział patrząc krzywo na opakowanie kilku piersi, z których podobno miało wyjść coś dobrego z sosem ziołowym w środku.
Przyglądał mu się uważnie jak krząta się po kuchni, zręcznie operując wszystkim w nowym miejscu.
OdpowiedzUsuń-Serio? - zapytał, kiedy chłopak wspomniał o mięsie. - Naprawdę jesteś aniołem. Ja z gotowaniem zbyt wiele wspólnego nie mam, więc lepiej jak upiekę nam w piekarniku ziemniaki, to jeszcze potrafię.
W zasadzie rzadko kiedy miał tutaj gości, więc nie często gotował. Dla siebie samego nie miał ochoty, więc żył na jajecznicach, kotletach schabowych czy innych prostych rzeczach jak spaghetti na przykład.
Chester też musiał przyznać, że Angel miał bardzo ładny uśmiech. Łagodny, delikatny. Chciało się go dłużej widzieć. Właśnie sięgał po ziemniaki, które leżały pod blatem, gdy usłyszał jego propozycję.
OdpowiedzUsuńOdwrócił głowę w jego stronę, trochę jakby przerażony i uniósł ręce w obronnym geście.
-Ty tu rządzisz, ja się nie znam i tylko się plączę - powiedział, nie mogąc powstrzymać śmiechu. - Makaron na szczęście też potrafię ugotować, więc może na coś się jednak przydam.
[Przepraszam, że dopiero teraz i tak badziewnie, ale zaczynam.]
OdpowiedzUsuńPytanie na dziś, jaki normalny człowiek gania po mieście, które zna już przecież dość dobrze, by je fotografować? Jeśli zna się Matthew Notta odpowiedź wydaje się zabawnie prosta. Wracając do sedna sprawy, rzeczony osobnik przechadzał się właśnie ulicami Miami z lustrzanką skierowaną przede wszystkim na budynki, one nigdy nie narzekały, że zostały sfotografowane. Przy swoim spacerze usilnie starał się nie wpaść na żadnego człowieka, chociaż już i tak mało nie podeptał jakiegoś dziecka, ale miły uśmiech skierowany w stronę małego człowieka i „przepraszam” nieraz naprawdę załatwiało sprawę (matka dziecka też nie wyglądała raczej na złą…).
Siłą woli, gdy już miał co najmniej kilkaset zdjęć budowli od wieżowców, poprzez bloki, aż po kamienice musiał spojrzeć na świat poprzez swoje własne oczy, a nie obiektyw. Nieraz wydawało się to mniej przyjemne, fotografię zatrzymywały chwile, których Matthew miał całe albumy. Przynajmniej spostrzegł, że doszedł aż na plażę, a przynajmniej w jej okolicę.
Z aparatem przewieszonym na szyi podążył w stronę morza, po drodze zdjął ze stóp buty z przyjemnością przyjmując ciepło piasku.
Przeszedł kawałek, by później przez jakiś czas maszerować nabrzeżem, było ciepło, a słońce nadal było wysoko na niebie, kilka osób korzystało z pogody, a Matt w jednej dłoni dzierżąc swoje buty, a drugą radząc sobie z aparatem, który został uruchomiony zaledwie po kwadransie odpoczynku, szedł dalej i im dłuższy był spacer, tym mniej osób było w pobliżu.
Było prawie pusto, kiedy w oddalenie kilkunastu metrów dostrzegł samotnie siedzącego chłopaka, który miał co najmniej zamyślony wyraz twarzy. Przycisk powodujący wykonanie serii zdjęć po wcześniejszym przybliżeniu tak jakby sam się nacisnął, Matt miał nadzieję, że chłopak nie zacznie się na niego wściekać, ale taka była natura fotografa. Budynek, czy człowiek, wszystko było warte zapamiętania.
[Liczę, że wszystko może być, a jeśli nie, proszę pisać.]
Nie za bardzo wiedział, co mógłby zrobić, bo Angel we wszystkim go wyręczał, więc co chwila uśmiechał się głupkowato, trochę jak taki dzieciak, co to nie wie, co ze sobą począć. W końcu po prostu przyglądał się chłopakowi, a kiedy zasiedli do stołu, chyba z pięć razy powiedział mu jak wszystko jest pyszne. Bo było! I Ches nigdy sam by nic takiego nie przyrządził. Nie był dobrym kucharzem. Co innego w jego fachu, dam dawał sobie radę.
OdpowiedzUsuń-Po prostu włóż do zmywarki - odparł, dodając też po chwili ciche 'dziękuję'. Dziękował za przygotowanie kolacji, za to że sprzątał i za to, że spędził z nim miły wieczór.
-Jestem onkologiem. Choć dopiero zdałem ostatnie egzaminy na tę specjalizację. W szpitalu, w którym pracuję do tej pory byłem raczej asystentem, no ale teraz myślę, że dadzą mi szansę i będę mógł mieć własnych pacjentów.
OdpowiedzUsuńZawsze kiedy mówił o swojej pracy jego twarz nabierała blasku. Medycyna bardzo go interesowała, od dziecka. Kierunek był raczej przypadkiem, czymś co przypadło mu do gustu już na studiach.
-A ty? Czym się zajmujesz?
-To też zacne zajęcie - powiedział, a uśmiech nie zniknął z jego twarzy nawet na chwilę. Wstał z krzesła i w zasadzie wykonał to samo, co Angel, czyli umył swój kubek. Widział, że chłopak chyba nie wie, co ze sobą zrobić, więc Ches kiwnął na niego głową, by ten usiadł obok niego na kanapie. Jeżeli nie będzie chciał, to przecież go nie zmusi. W każdym momencie mógł wyjść. Milton nigdy nie lubił się narzucać, ale miał wrażenie, że temu chłopcu doskwiera samotność i w jakiś trudny do zrozumienia sposób jest mu źle.
OdpowiedzUsuńSłuchał go uważnie, przytakując co chwila, jakby tym samym potwierdzał, że go słucha, że zrozumiał i, że może kontynuować.
OdpowiedzUsuń-Dragon? Nigdy tam nie byłem. W zasadzie to rzadko chodzę po barach - powiedział, wzruszając ramionami. Czasami wydawało mu się, że strasznie różnił się od innych mężczyzn w jego wieku, którzy ciągle imprezowali, chodzili na popijawy, a potem rano spokojnie wstawali do pracy jak gdyby nigdy nic. On nie przepadał za tym całym hałasem i przepychem. Jasne, czasami wyrwał się gdzieś zabawić, ale wolał mieć przy tym swoje towarzystwo, którego obecnie było mu brak.
-Ja w Miami mieszkam od zawsze. No, i jak będziesz kiedyś potrzebował z czymś pomocy, niekoniecznie związanej z medycyną, możesz wpadać - zaofiarował się od razu z uśmiechem.
Nigdy nie zależało mu jakoś na podziękowaniach innych, hmm...może dlatego iż nie wierzył że ktokolwiek powie dziękuję skierowane do niego i że będzie to szczere, a nie kłamstwo.
OdpowiedzUsuń- No to....powodzenia w rozmowie - rzucił nieco niedbale.
Słysząc jego następne słowa, cicho się zaśmiał.
- Sam się umiem bronić, więc tu pewnie i nawet jakbyś dał radę to było by to całkiem nie potrzebne, ale piwo czemu nie..- uśmiechnął się ledwo widocznie.- Pojutrze wieczorem będę pewnie w tym samym clubie, więc może wtedy wpadnij i spłacisz dług..- zaproponował.
-Skoro zapraszasz to może rzeczywiście wpadnę.
OdpowiedzUsuńU Chestera oprócz tego, że w porównaniu do większości mężczyzn dwadzieścia pięć plus nie myślał fiutem, a głową, dochodził fakt, że jego przeszłość lubiła sobie z niego kpić i sobie przypominać o tym, że Ches nic nie znaczy i nic nigdy znaczył nie będzie. Dlatego wolał siedzieć w domu, sam, obejrzeć film, poćwiczyć, czasem iść na basen. Najczęściej po prostu zostawał do późna w pracy, chcąc się od wszystkiego odciąć.
Kilka godzin minęło jak z bicza strzelił i w końcu trzeba było się pożegnać. Myślał, że już nie uda mu się namówić chłopaka na tę cholerną taksówkę i w końcu wbrew jego woli i tak ją zamówił. Uśmiechnął się do niego promiennie, życzył kolorowych snów i obiecał, że jeszcze się spotkają. Trzeba przyznać, że i dla Chestera ta znajomość okazała się bardziej wartościowa niż mógłby przypuszczać po przypadkowej pseudo-obronie jaką wykonał. Milton dużo o Angelu myślał, choć sam nie wiedział dlaczego chłopak tak mu w głowie siedzi. Następnego dnia miał wolne więc spędził je na wypisywaniu papierów, płaceniu rachunków, a wieczorem spotkał się z Mattem, choć jak zwykle nie miał pojęcia jak to spotkanie się skończy. Na szczęście, bez zbędnych incydentów.
OdpowiedzUsuńDo Dragona w końcu wpadł, pchany faktem, że zmianę miał na rano, więc cały wieczór wolny. Poza tym odrobinę stęsknił się za tym chłopakiem. A że Angel obiecał go wypatrywać to Chester nie mógł zrobić nic, jak tylko iść tam i się z nim zobaczyć. Miejsce było niczego sobie, chociaż większość klientów wydawała się już nie myśleć o tym gdzie są i że będą musieli dojść jeszcze do domu, tylko pili na umór. Miltonowi wystarczyło jedno piwo i na więcej nie miał zamiaru. Porozmawiał z chłopakiem, a w końcu poszedł do domu, położył się w łóżku i dużo myślał o tej znajomości.
Trzeba przyznać, że kolejne tygodnie zacieśniły więź między nimi, bo Chester nie traktował go jako jakiegoś tam chłopaka, kolejnego znajomego, który miałby zniknąć w otchłani czasowej. Był mu naprawdę bliski i cieszył się z każdej okazji, którą mógł wykorzystać do spotkania z nim. Czasami Angel mu gotował, czasami szli do kina, do parku, w zależności od tego na co mieli ochotę.
Tego dnia Chester wrócił do domu dość późno i trzeba dodać, że był cholernie zmęczony. Sam nie wiedział ile godzin spędził w szpitalu. Wyrwać wcześniej się nie mógł, bo jego pacjent miał operację, a nie wyobrażał sobie nie zostać na niej. I choć nie był chirurgiem prowadzącym, był główną asystą, więc wciąż czujny i uważny pomagał wyciąć cholerstwo z ciała pacjenta. Udało się, choć nie bez komplikacji. I w końcu po północy wrócił do domu. Prawie na oślep wszedł pod prysznic, wykąpał się, umył zęby (już nie pod prysznicem), a następnie w samych bokserkach wskoczył do łóżka. O jedzeniu już nawet nie myślał, mimo że był cholernie głodny, bo ostatni posiłek zjadł może około jedenastej rano. Czasu jednak nie było, a on chciał po prostu spać. Słysząc dzwonek do drzwi, przebudził się od razu, choć był pewien, że to budzik. Ten jednak stał spokojnie, cykał i jakoś nie wydawało się, żeby przed chwilą go zbudził. Dopiero kiedy dźwięk się powtórzył, Chester zaczął kontaktować. Przetarł oczy, wyszedł z łóżka i ruszył w stronę drzwi. Otworzył je, niewiele się zastanawiając. Jedno spojrzenie na chłopaka całkowicie go rozbudziło. Coś było nie tak. I to cholernie nie tak. Jego trzęsące się dłonie, wykrzywiona przerażeniem twarz. Chester nie musiał być geniuszem, by wiedzieć, że coś się stało.
-Ej, aniołku, co się dzieje? – zapytał, wysuwając dłoń w jego stronę, by pociągnąć go do środka mieszkania. Kiedy już się tam znaleźli spojrzał ponownie na Angela, nie wiedząc co zrobić. W końcu przybliżył się do niego i objął silnymi ramionami, chcąc mu pokazać, że nie jest sam, że ma w nim wsparcie.
Misza również miał problemy ze snem, więc po dłuższej chwili podniósł się z łóżka, z zamiarem wypicia szklanki ciepłego mleka. Poprawił luźnie, dresowe spodnie, które zjeżdżały mu z bioder i zerknął do salonu.
OdpowiedzUsuń- Ty również nie możesz zasnąć? - zapytał z lekkim uśmiechem, opierając się barkiem o ścianę.
- Może pomęczę cię jeszcze trochę swoją osobą, to wtedy łatwiej ci będzie zasnąć? - zaproponował z rozbawieniem. - No, chyba, że wolisz ciepłe mleko i ciastka czekoladowe - dodał, zaczesując włosy na tył głowy.
OdpowiedzUsuńSkinął na Angela głową, by poszedł za nim do kuchni i zaraz zabrał się za podgrzewanie mleka.
OdpowiedzUsuń- Całe szczęście, że ja również nie mogę spać, inaczej sam wpatrywałbyś się w okno - zauważył z lekkim uśmiechem, chwilę potem stawiając przed chłopakiem pełen kubek. - A ja miałbym później wyrzuty sumienia - dodał, puszczając mu oczko.
Nie wiedział, co się stało i w tym momencie chyba nie to było najważniejsze. Chciał jakoś uspokoić chłopaka, sprawić by ten nie czuł się taki samotny, by przestał się bać. Jego ciało drżało, więc Ches zaczął powoli przesuwać dłonią po plecach Angela, żeby go uspokoić. Długo tak stał z nim na środku salonu, a kiedy w końcu drżenie ustało, odsunął się, choć nie na dużą odległość. Położył mu dłonie na policzkach, kciukami starając się zetrzeć jego łzy, jak i krew i całe zmęczenie. Patrzył mu prosto w oczy, uśmiechając się pokrzepiająco.
OdpowiedzUsuń-Będzie dobrze, aniołku - powiedział cicho, delikatnie przytakując na własne słowa, jakby chciał, żeby i chłopak w to uwierzył. - Teraz wszystko będzie dobrze - powtórzył.
- Gdybym to wiedział - zaśmiał się, siadając naprzeciw niego. - Chyba stres. Wiesz, przez Andersa.
OdpowiedzUsuńUpił niewielki łyk mleka.
- Ale jedna nieprzespana noc to jeszcze nie problem - zauważył pogodnie.
Wolał nie myśleć o tym, co zobaczył, kiedy Angel brał prysznic.
-Spokojnie - powiedział cicho, unosząc kącik ust. - Wszystko w porządku.
OdpowiedzUsuńPrzyjrzał się uważnie jego twarzy, ściągając usta, kiedy przesunął wzrokiem na jego łuk brwiowy. Westchnął cicho, po czym złapał go za rękę i zaprowadził do drewnianego stołka, na którym kazał mu usiąść. Sam poszedł po apteczkę. Wyjął wacik i przemył mu ranę.
-Ludzie chyba lubią wpędzać Cię w tarapaty... - odparł, po krótkim zastanowieniu, zajmując się jego głową. Starał się być delikatny, żeby już bardziej mu nie zaszkodzić. No, na szczęście obyło się bez szycia. Wystarczy, że zaklei mu to miejsce i wszystko będzie w porządku. Pochylił się do przodu, zaciskając usta. - Teraz już jesteś bezpieczny.
- Zgoda - odparł i chwyciwszy swój kubek w dłoń, podniósł się z krzesła.
OdpowiedzUsuńPoczekał, aż Angel również wstanie i razem z nim wrócił do salonu, siadając wygodnie po turecku na kanapie.
- Tu jest znacznie wygodniej - pochwalił pomysł chłopaka, uśmiechając się do niego lekko.
Anders od czasu do czasu próbował go zagadać, jednak Misza starał się go ignorować, skupiając całą swoją uwagę na Angelu.
-Nie ma problemu - powiedział od razu, bez nawet chwili zastanowienia.
OdpowiedzUsuńSam uważał, że to był dobry pomysł. Chodzenie samemu po mieście, w takim stanie, po czymś co bez wątpienia miłe nie było, raczej nie należało do najlepszych pomysłów. Angel powinien zostać gdzieś, gdzie ma kogoś na kogo może liczyć, komu choć trochę ufa. A że Chester był blisko, chętnie posłuży swoim ramieniem. No i lekarskimi umiejętnościami, które widocznie nieźle się przydają przy Angelu.
-Możesz spać w moim łóżku, ja się prześpię na kanapie - zaproponował, żeby czasem nie wprawić go w zakłopotanie swoją obecnością. - Chyba, że chciałbyś towarzystwa... - dodał, pocierając swój kark.
Spojrzał na niego trochę zaskoczony, jednak bynajmniej w żaden negatywny sposób nie zareagował na bliskość Angela. Misza tak naprawdę był strasznym przylepą, choć nie do każdego potrafił się spontanicznie przytulić.
OdpowiedzUsuń- Z początku był ostoją spokoju - wyznał po chwili ciszy. - Był moim oparciem, pocieszycielem. Przynajmniej do czasu, kiedy uznawałem go za realnego człowieka. Zmienił się, gdy lekarze uzmysłowili mi, kim jest i kiedy zacząłem się leczyć. Wtedy stał się złośliwy, wredny wręcz, zawistny. Chyba ma do mnie żal o to, że pozbawiłem go człowieczeństwa, jeśli tak można to nazwać - mówił powoli, patrząc w swój kubek.
Dopiero, kiedy skończył, podniósł spojrzenie ciemnoniebieskich oczu na twarz Angela.
-Mowy nie ma. Łóżko jest twoje - powiedział, głosem nieznoszącym sprzeciwu. Uśmiechnął się do niego zachęcająco, po czym ruszył do sypialni, żeby wyjąć z szafy puchaty koc. Kiedy wrócił, chłopak wciąż stał w miejscu. - Jeśli chcesz jeszcze się odświeżyć to tam jest łazienka. Na przeciwko masz pokój do spania - odparł, siadając już na kanapie. - Dobranoc, aniołku.
OdpowiedzUsuń- Bo to raz - westchnął i odstawiwszy kubek na podłogę obok kanapy, wyciągnął się, jak długi na plecach, rozrzucając ciemne włosy po pościeli. - Ale on jest niemiłosiernie pamiętliwy. Wredna gadzina - ostatnie stwierdzenie mruknął do siebie i z kolejnym westchnieniem przysłonił oczy dłonią.
OdpowiedzUsuńUniósł dłoń i spojrzał na niego z zaskoczeniem.
OdpowiedzUsuń- W magię? - powtórzył. - Nie wiem... Nigdy nie miałem z nią do czynienia - wyznał szczerze, po czym przechylił głowę na bok. - A dlaczego pytasz? - zainteresował się.
Bardzo dobrze, że chłopak skapitulował, bo kłótnia o to, gdzie kto ma spać i tak skończyła by się w sposób jaki to sobie Chester wymyślił. Angel był jego gościem, poza tym miał naprawdę ciężki dzień i należało mu się normalne, wygodne łóżko, a nie ta kiepska kanapa, na której ledwo dało się spać.
OdpowiedzUsuńLeżał więc, przykryty jedynie kocem i przez kilkanaście minut wpatrywał się w sufit nasłuchując. Słyszał lejącą się wodę, drzwi, które się otworzyły, skrzypnięcie paneli. Uśmiechnął się do samego siebie, myśląc o tym, że Angel spędza u niego noc, choć chwilę później przyszła jedna refleksja - to tylko dlatego, że stało się coś złego. Milton źle czuł się z faktem, że aniołek musiał przeżyć tego wieczora coś strasznego, jednak nie miał zamiaru pytać. Był zdania, że jeżeli chłopak będzie chciał mu powiedzieć co się stało, to zrobi to.
Nie spał. Czy to przez kanapę czy to, że zmęczenie po prostu go opuściło. Z zamkniętymi oczami, rozmyślał o całym swoim życiu, szukając jego sensu, gdy usłyszał kroki. Na początku wydawało mu się, że Angel chce się napić więc pewnie wstał do kuchni, ale wtedy poczuł jego dotyk. Automatycznie otworzył oczy, patrząc na chłopaka. Zerwał się do siadu, jak na komendę, mimo że ten przecież nic jeszcze nie powiedział.
-Coś się stało? Masz złe sny? - zapytał.
Spojrzał na niego rozbawiony, gdy tak upadł do tyłu. Było nisko, no i nic nie mogło mu się stać, więc śmiech był wskazany. Gdyby spadł z wieżowca, to już by mu tak do śmiechu nie było. Jak na razie, był usprawiedliwiony. Zdziwił się, widząc to jego zakłopotanie. Nie było w końcu aż tak ciemno, chłopak przyszedł do niego w środku nocy, teraz powoli się już przejaśniało i zostało im kilka godzin snu. Chester musiał przyznać, że cieszy się, że ma jutro popołudniową zmianę. Teraz jednak skupiał się na Angelu, jego minie, rumieńcach, jego słowach. Wstał z kanapy, kiedy ten skończył i wyciągnął dłoń w jego stronę, by pomóc mu wstać.
OdpowiedzUsuń-Chodź - odparł, machnąwszy głową w stronę sypialni.
Wszedł do łóżka po drugiej stronie. Leżał bokiem, podparty łokciem, opierał głowę na dłoni o przypatrywał się Angelowi, który taki zarumieniony, nieśmiały wyglądał naprawdę niesamowicie... apetycznie. Chester przykrył się w końcu kołdrą, nie spuszczając z niego wzroku. Chłopak miał coś w sobie. Czy to ten dziecięcy jeszcze urok, czy młodzieńczą urodę, a może była to po prostu inność w porównaniu do wszystkich jego rówieśników. Bez względu na to, co to było, Miltonowi bardzo się to podobało i nie mógł przestać o tym myśleć.
OdpowiedzUsuńTeraz to on poczuł jak jego mięśnie się spinają. Wszystkie jednocześnie, jakby na jakiś niewidzialny dla oka znak. Zmarszczył brwi, sam nie będąc pewnym czy chce tego słuchać. Czuł, że musi. Nie potrafił sobie wyobrazić jak straszne musiało to być dla chłopaka i jak bardzo się teraz boli. Widział jak drży i jak jego twarz wygina się w grymasie, strachu.
OdpowiedzUsuńPrzybliżył się do niego i mocno przytulił. Leżał teraz na plecach, przyciskając chłopaka do swojej piersi. I nie było w tym żadnych podtekstów, żadnego erotyzmu. Już dawno nie czuł się tak podle, dawno nikogo nie było mu tak żal. A przecież codziennie na jego oddziale umierali pacjencji, niektórych znał lata. Teraz było inaczej, bo Angela i jego coś łączyło, coś czego nie był w stanie zinterpretować.
-Tak strasznie mi przykro - powiedział cicho, wprost do jego ucha.
I dla niego ta bliskość była niesamowicie przyjemna. Dawno nie leżał z nikim w łóżku ot tak. W zasadzie w ogóle dawno z nikim nie leżał w łóżku. Nie przypuszczał, że kiedy znów będzie to robił, będzie czuł się taki rozluźniony i będzie to zaledwie przyjacielski uścisk. Ale to dobrze. Mógł przynajmniej komuś pomóc. Czuć się potrzebnym. Tego na przykład James nie mógłby mu zepsuć.
OdpowiedzUsuń-Nie dziękuj, aniołku - powiedział, przesuwając opuszkami palców po jego ramieniu. Usypiał go swoim spokojnym oddechem, bezruchem. I wydawało mu się, że to naprawdę działa.
Zamyślił się na chwilę, poszedł na chwilę do sypialni. Po chwili wrócił do salonu. Dał chłopakowi swoją wizytówkę, z dopisanym numerem komórki.
OdpowiedzUsuń- Zadzwoń do mnie później i jak coś to dogadamy się gdzie się spotkamy, w tamtym clubie czy w Dragonie, ok ? - mówił spokojnie. Jakieś rozwiązanie trzeba było znaleźć, bo czuł że chłopak z tym spłaceniem długu nie odpuści więc tak najlepiej.
Angel zasnął. Chester słyszał jego spokojny, wyrównany przez sen oddech, miarowe bicie serca. Był blisko niego, a chłopak przez sen odrobinę się wiercił sprawiając, że ich ciała znajdowały się bliżej i bliżej, nieświadomie 'zbyt' blisko. On sam jakoś nie mógł zmusić się do snu, a kiedy Angel wykonał kolejny ruch swoją nogą, już w ogóle nie był w stanie. Całkowicie mimowolnie się podniecił i doprowadzało go to do szwedzkiej pasji. No, żeby tak... Wydawało mu się, że te lata młodzieńczego podniecenia, kiedy to staje chłopcom w zasadzie ciągle ma już za sobą. Widocznie nie. Westchnął ciężko zamykając oczy. Sen pomoże... sen pomoże...
OdpowiedzUsuń- Obojętnie o której, praktycznie zawsze jestem dostępny więc dzwoń kiedy chcesz - odpowiedział szczerze. Mało było przypadków że nie odebrał, bo gdzie by nie byl nic nie wydawało mu się tak ważne że nie mógł zrobić przerwy by pogadać z dzwoniącym.
OdpowiedzUsuńMario, Józefie i wszyscy święci, czyście się na Chestera uwzięli, czy jak? Leży tam teraz biedny chłopaczyna w łóżku, oddychając głęboko, co by może jakoś mu to przeszło, ale nie, gdzie tam, przecież Angel musi jeszcze bardziej prowokować go każdym swoim ruchem. Czuł jak w jego bokserkach jest co raz mniej miejsca i ledwo mógł powstrzymać ciche jęknięcie, kiedy ten przycisnął do niego swoje krocze. Spojrzał na jego twarz i było po ptokach. Delikatnie wyswobodził się z jego objęcia i czując się jak kompletny kretyn ruszył w stronę łazienki. Drzwi zamknął na klucz, a jego dłoń mimowolnie powędrowała na spore wybrzuszenie w jego bokserkach. Pięknie, po prostu cudownie. Aż zaklął i to na głos! Zsunął z siebie bieliznę i po chwili zacisnął rękę na penisie, chcąc ulżyć sobie w tym 'cierpieniu'.
OdpowiedzUsuńWrócił do łóżka jakiś czas później. Z jego ciałem było już lepiej. Gorzej z głową, w której kłębiło się teraz mnóstwo niepoprawnych myśli. Ten chłopak pewnie ma dziewczynę albo chociaż jakaś mu się podoba, a tu facet przed trzydziestką, u którego śpi, po tym jak prawie został zgwałcony, onanizuje się myśląc o nim. Genialnie. Po prostu bez zarzutu. Wrócił do łóżka, starając się tym razem zachować bezpieczną odległość.
OdpowiedzUsuńObudził się rano. Odwrócił się na bok, a kiedy uśmiechnął się, by go powitać, otworzył oczy i... Angela nie było. Zamrugał kilkakrotnie. Cholera. Gdzie niby mu go wcięło? Czyżby poszedł sobie bez słowa? Zrobiło mu się nagle dziwnie pusto. Westchnął tylko i wstał z łóżka. Z szafy wyciągnął jeansy i nasunął je na sobie, po czym z nagim torsem ruszył do kuchni by zrobić sobie herbatę.
O. Tego to się nie spodziewał.
Wszedł do kuchni i przełknął głośno ślinę. Już miał się przywitać, gdy nagle ta jego koszulka uniosła się, a Chester (bardzo niepoprawnie, a fe!) zaczął gapić się na jego seksowny tyłek. Zamrugał kilkakrotnie, jakby chcąc się ocucić. Dopiero kiedy chłopak się odwrócił i zaśmiał, Ches wrócił do żywych. Usiadł na krześle, komplementując po drodze jego dzieło, którego on zapewne nie byłby w stanie zrobić.
OdpowiedzUsuń-Nie musiałeś - odparł w końcu, wciąż przyglądając się jego ciału. Nie mógł się oprzeć. A jednak wiedział, że nie powinien, że to złe i w ogóle. - O której musisz być w domu? Twoja dziewczyna pewnie będzie się niepokoić.
[Heej, a ja? :(]
OdpowiedzUsuńNie miał... w zasadzie dobrze. Czyli onanizował się myśląc o wolnym chłopaku, a nie o zajętym. Pewnie, to go cholernie usprawiedliwia. Nic tylko gratulować.
OdpowiedzUsuń-Coś ty, nie o to mi chodziło - powiedział od razu, zastanawiając się o co w takim razie mu chodziło, ale sam nie wiedział. Posłał mu promienny uśmiech, nakładając sobie pierwszego naleśnika. Posmarował go czekoladą i zaczął jeść. - Po prostu dziwię się. Jesteś przystojny, młody, masz niezłe ciało...
Brawo Chester. Bo takie rzeczy facet mówi facetowi, prawda? Wcale nie widać, że jesteś gejem. Gdzie tam.
[Spoko, zdarza się. ;)]
OdpowiedzUsuńSłuchał go uważnie, wcale nie wyglądając na rozbawionego. Dopiero, kiedy Angel roześmiał się, na twarzy Miszy pojawił się uśmiech.
- Bycie medium chyba byłoby lepsze, niż bycie chorym na schizofrenię - stwierdził po chwili milczenia. - To byłaby miła odmiana, gdyby ktoś poza mną widział Andersa. Czułbym się wtedy na pewno mniej nienormalnie, niż teraz - wyznał, przenosząc na niego wzrok.
Nawet w ciemnościach Angel miał piękne oczy, dlatego Dragovich wpatrywał się w nie z prawdziwą przyjemnością.
- A znasz jakieś? - zapytał mrukliwie, unosząc dłoń, by założyć kosmyk włosów chłopaka za jego ucho.
OdpowiedzUsuńPrzy Angelu wszystko wydawało się prostsze. Anders zdawał się być tylko cieniem, a wszystkie problemy stawały tak śmiesznie małe. Przynajmniej w tamtej chwili. A Misza bardzo chciał, by takich chwil było więcej.
Zdziwił się. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. To dopiero było dziwne znalezisko! Miły, przystojny, nieśmiały, zamknięty w sobie, do tego od razu widać, że inteligentny... no i gej! Chester uwierzyć w to nie mógł. Od razu pokazało mu się w głowie, to co robił poprzedniej nocy i aż się skrzywił. No pięknie.
OdpowiedzUsuń-Ja też nikogo teraz nie mam - powiedział luźno. - W zasadzie "teraz" to trochę przegięcie, bo nie mam nikogo od trzech lat. Mój facet odszedł wtedy ode mnie i jakoś już nie spotkałem nikogo z kim chciałbym dzielić życie.
Przekręcił się na bok i uniósł na łokciu, pochylając nad Angelem.
OdpowiedzUsuń- Tabletkę gwałtu, żebyś był łatwiejszy - zażartował. - Najpierw zaczynasz się robić śpiący, a później nachodzi cię niepowstrzymana ochota na dziki seks - powiedział pozornie poważnym tonem, jednak zaraz parsknął śmiechem i sięgnąwszy po własny kubek, również dopił nieco chłodne już mleko. - Ale pocieszę cię, sobie też dosypałem, żebyś nie czuł się poszkodowany - stwierdził, kładąc się znów na plecach.
Był zdziwiony postawą chłopaka. W ogóle nie szanował swojej seksualności, samego siebie. Widać było po nim, co uważał na ten temat, jak bardzo jego zdaniem bycie homo było wstydliwe.
OdpowiedzUsuń-Jestem, co? - zapytał z delikatnym uśmiechem. - Gejem? Owszem. I nie widzę żadnych powodów, bym musiał się tego wstydzić. Ty też nie powinieneś - dodał, poszerzając uśmiech. Zaczął jeść kolejnego naleśnika. Miał nadzieję, że Angel zmieni zdanie i jeszcze pokocha siebie samego za to jaki jest.
- Naprawdę? Widzę, że jesteś znawcą - zakpił łagodnie, wyciągając dłoń, żeby połaskotać go po żebrach. - A takiś niewinny się wydawał...
OdpowiedzUsuńTa niepewność i zagubienie, błąkające się na jego twarzy były bardzo widoczne. A przynajmniej Chesterowi wydawało się, że potrafi prześwietlić go na wylot.
OdpowiedzUsuńJego życie opierało się na tym, że był ktoś kto mógł go przez to poprowadzić. Był pewien, że gdyby chłopak miał kogoś kto by mu pokazał, że homoseksualizm nie jest złem, byłoby mu lepiej.
Do tego dochodził fakt, że chłopak wychowywał się w domu dziecka, no a przynajmniej tak wydawało się Chesterowi, tyle wywnioskował z jego wypowiedzi.
-Moim zdaniem kiedy ludzie widzą, że jesteś dumny z tego kim jesteś, nie mają jak Ci czegoś zarzucić. Ja też wiele razy słyszałem, że jestem ciotą, pedałem, że powinienem smażyć się w piekle. I wiele razy naprawdę mnie to bolało. W końcu pewnego dnia doszedłem do wniosku, że to moje życie, moja miłość. I jeżeli kiedyś będę musiał palić się za nią w piekle to dobrze, póki na ziemi przeżyję z kimś piękne lata - odparł.
-To nie znaczy, że jesteś słaby, tylko wrażliwy. To dobra cecha, którą niestety niektórzy wykorzystują przeciwko nam - powiedział, wzdychając odrobinę zrezygnowany.
OdpowiedzUsuńAż mu się naleśników odechciało jak usłyszał jak pesymistycznie nastawiony do życia jest chłopak. Tak nie powinno być. Żeby dziewiętnastolatek uważał siebie za niezdolnego do miłości, do stworzenia związku. Przecież niczego mu nie brakowało. Tylko jeszcze o tym nie wiedział.
-Posłuchaj mnie aniołku... - zaczął, uśmiechając się delikatnie. - Każdy jest stworzony do miłości, do tego żeby kochać, do tego, żeby ktoś kochał nas. Tylko jedni mają łatwo, widzą swój cel, zakochują się, cel odwzajemnia uczucia i wszystko jest pięknie. Czasami miłość jest platoniczna. Innym razem łączy ludzi tylko coś co wspólnie zbudowali. Ale koniec końców, w życiu każdego z tych ludzi pojawiła się miłość. W twoim też się pojawi, jestem pewien. Tylko musisz jej na to pozwolić.
Chesterze filozofie, witamy na pokładzie.
- Nie, serio? - zaśmiał się, wspierając nad nim na wyprostowanej ręce. - Jakoś nie zauważyłem - zażartował i zmrużył lekko powieki. - Ale zaraz sprawdzę... - dodał konspiracyjnym szeptem, siadając mu na biodrach i znów go łaskocząc.
OdpowiedzUsuńAngel miał bardzo zaraźliwy śmiech, dlatego ledwie chwilę później śmiali się już razem.
Rzeczywiście ich ostatnie spotkanie skończyło się w dziwnie krępujący sposób. Chester jednak długo wytrzymać bez Angela nie mógł (ku swojemu zdziwieniu) i postanowił go odwiedzić. Wszystko wróciło do normy i Milton mógł na nowo prowadzić pasujący mu tryb życia, który zawierał dość częste spotkania z Carriganem.
OdpowiedzUsuńPogoda dopisywała toteż Ches zadzwonił do chłopaka i zaprosił go na spacer. Molo zawsze było miejscem romantycznym, gdzie wszystko wydawało się piękniejsze, więc postanowił że tam właśnie się spotkają. Kiedy zobaczył Angela, mimowolnie się uśmiechnął i uściskał go na przywitanie. Na razie w milczeniu ruszył... w stronę zachodzącego słońca.
Roześmiał się serdecznie, leżąc w pościeli, unieruchomiony przez Angela. Spojrzał na niego z dołu, uśmiechając się łobuzersko i lekkim ruchem języka zwilżył wargi, zdmuchując z nosa kosmyk włosów, które rozsypały się po poduszce. Oddech miał lekko przyspieszony od śmiechu, policzki subtelnie zarumienione, a ciało przyjemnie rozciągnięte. Zmierzył chłopaka nad nim powłóczystym spojrzeniem, przechylając głowę na bok.
OdpowiedzUsuń- I co teraz? - wymruczał nisko, przygryzając lekko dolną wargę.
Misza naprawdę nie miałby nic przeciwko, gdyby Angel postanowił jednak spróbować jego ust. Powoli przesunął samymi opuszkami w górę ud chłopaka, po chwili kładąc na nich całe dłonie.
OdpowiedzUsuń- Jesteś śliczny - stwierdził szczerze, unosząc jedną z rąk, by pogładzić zarumieniony policzek Angela. - Szczególnie, kiedy się rumienisz - dodał z uśmiechem.
Uśmiechnął się kątem ust i powiódł opuszkami po jego dolnej wardze.
OdpowiedzUsuń- Nawet powinieneś - wymruczał cicho, doszczętnie oczarowany jego osobą.
Nie myślał w tamtej chwili o niczym. Jego myśli skrupulatnie wypełniał Angel.
Misza zamruczał mimowolnie, kiedy poczuł ten słodki pocałunek i przymknąwszy powieki, ułożył dłoń na karku Angela.
OdpowiedzUsuń- To nic - wymruczał, zagarniając kosmyk włosów za jego ucho. - Mogę cię nauczyć... - zaproponował, zaraz unosząc głowę, by znów zasmakować jego ust.
Całował go powoli, bez pośpiechu, w końcu jednak pogłębiając pieszczotę i rozchylając usta chłopaka zwinnym językiem.
Objął go ramionami i zrobiwszy jedynie krótką przerwę na oddech, kontynuował pocałunek, poznając wnętrze ust Angela. Zadrżał mimowolnie na ciele czując, jak chłopak ociera się o niego i z westchnieniem stwierdził, że krew zaczyna napływać mu w dość strategiczne miejsce, co nie trudno było zauważyć, czy raczej wyczuć - Misza miał w końcu na sobie jedynie dres, a Angel, jakby nie patrzeć, siedział mu na biodrach.
OdpowiedzUsuńOderwał się w końcu od jego słodkich ust i odetchnął głębiej, starając się opanować odruchy swojego ciała, co nie bardzo mu wychodziło. Spojrzał na chłopaka dość niepewnie, odrobinę skrępowany.
Było ciepło. Idealnie wręcz na spacer. Poza tym i towarzystwo Chesterowi odpowiadało toteż szedł tak przed siebie zadowolony i uśmiechnięty.
OdpowiedzUsuń-Czasami przychodzę, jeżeli chcę pomyśleć albo pobyć sam. Rzadko kiedy jestem tutaj z kimś - odparł, przybliżając się do niego.
Bardzo chciał go teraz złapać za rękę, przygarnąć bliżej, może przytulić, ale w jego głowie co jakiś czas pojawiała się chora myśl, że nie powinien. Choć sam nie wiedział dlaczego.
-Zapamiętam to sobie - powiedział, uśmiechając się do niego wesoło.
OdpowiedzUsuńJeżeli tak na niego Milton działał to on się bardzo z tego powodu cieszył. No, rzecz jasna gdyby o tym wiedział. Ale na razie to miał wrażenie, że on i Angel po prostu nieźle się dogadują i aniołek chyba go lubi. Jak na razie w zupełności mu to wystarczało.
-Jak byłem jeszcze szczeniakiem, James zabierał mnie tutaj i mówił, że kiedy zachodzi słońce, a ludzie spacerują tą drogą, to próbują być cholernie romantyczni, bo w ich życiu nie ma iskry. Wiesz, co ja myślę? Że to naprawdę jest cholernie romantyczne.
Westchnął cicho z przyjemności w jego usta, przymykając powieki i ulokowawszy dłonie na biodrach Angela, powoli przesunął je na nagie plecy. Chętnie wdał się w taniec z językiem chłopaka, odpowiadając na niego z przyjemnością.
OdpowiedzUsuń[Haha, ma porno na żywo xD]
Od zawsze wiedział, że chce robić właśnie to.
OdpowiedzUsuńRysowanie miał we krwi, od dziecka się tym zajmował i już wtedy nie widział się przy żadnej innej pracy. Co prawda pracował fizycznie a na dodatek ciężko zaraz po wyjściu z bidula, co by się utrzymać jako tako, ale to była tylko chwilowa fucha.
Wiedział, że otwarcie własnego studia będzie się wiązało z dużą ilością obowiązków, spraw i papierkowej roboty. Ale nie przejmował się, bo to był spontaniczny pomysł, on chciał i tyle.
A teraz się nie wyrabiał.
Potrzebował kogoś, kto by mu pomógł. Co prawda on sam zarówno projektował wzory jak i je wykonywał, miał też jednego pomocnika, ale to i tak za mało. Mieszkańcy Miami wyraźnie odczuwali parcie na szkło i chęć pokrycia się wzorami od góry do dołu.
Uniósł głowę słysząc dzwonek.
- Wycenić zawsze mogę, od czegoś tu jestem. - otworzył położony przed sobą zeszyt i przyjrzał się rysunkowi. Zmarszczył brwi. - Duże to, i tanie na pewno nie będzie. Jedna sesja raczej nie wystarczy, bo wątpię, żebyś wytrzymał. - tu wzrok mężczyzny przeniósł się na chłopaka oceniając jego budowę, zdecydowanie drobniejszą od jego własnej.
OdpowiedzUsuń[ Jak sądzę na wątek ochota się pewnie znajdzie, więc przejdę do rzeczy - masz jakieś specjalne życzenia co do relacji między panami? Pomysły na powiązania, albo cuś takiego? ]
OdpowiedzUsuńNigdy dokładnie nie potrafił ocenić jego relacji z Jamesem. No dobrze, kiedyś. Kiedy jeszcze mieszkali na przeciwko siebie. Wtedy owszem. Byli przyjaciółmi. Ale teraz? Czy w ogóle coś ich łączyło? Raczej nie. Oprócz bólu jaki mu McCourtney przysporzył.
OdpowiedzUsuń-Nie powiedziałbym, że się przyjaźnimy - odparł, krzywiąc się delikatnie. - Kiedy byłem szczeniakiem to był mój najlepszy przyjaciel, ale później wyjechał, rzecz jasna, jak to w bajkach o pięknym księciu, zakochany byłem w cholerę. No, a kiedy wrócił ja byłem w związku... tyle że jakoś nie potrafiłem się powstrzymać i powiedzieć mu "nie".
-Tak, to było wtedy. Od tamtej pory widujemy się raz na jakiś czas. Nie powiem, żeby... - I już miał dokończyć to zdanie, już miał powiedzieć "wychodziło mi to na dobre", ale, nie zdążył. Chciał, chyba tak po prostu stanąć w miejscu, popodziwiać zachodzące słońce. Rękę położył na barierce, która wydała z siebie dźwięk zwiastujący katastrofę, jednak Ches nie zdążył zareagować. Następne co poczuł to woda w jego gardle.
OdpowiedzUsuńWypłynął na powierzchnię tylko dlatego, że machał jak idiota rękoma i nogami. Trudno powiedzieć skąd tyle szczęścia. Te chaotyczne ruchy zapewniły mu jakieś trzy sekundy na nabranie powietrza i wyplucie wody. Chwilę później znów znalazł się pod taflą. Miał wrażenie, że ludzie u góry zamiast cokolwiek zrobić, gapią się tylko. No tak, nie ma to jak dorosły facet, który wierzga nogami, jakby obok niego pływało stano piranii. Z piraniami czy bez, Chester nadal nie umiał pływać, a panika która go ogarniała robiła się co raz mniej przyjemna.
OdpowiedzUsuńKiedy po raz kolejny jego głowa wynurzyła się z wody wydał z siebie tylko kilka słów:
-Pomocy, do kurwy nędzy - warknął, kaszląc przy tym.
[Angel, wróóóć... :(]
OdpowiedzUsuń[Jasne ;D Ochota zawsze jest XD ]
OdpowiedzUsuńElijah
[Wiesz na przykład mogli by się spotkać w jakiejś kawiarni(Elijah często tam siedzi), no pozostaje jeszcze jakaś czytelnia, park, albo szpital ;) ]
OdpowiedzUsuńElijah
[Łiiiiiii! <3 Aż zapomniałam z wrażenia, o czym ten nasz wątek był xD]
OdpowiedzUsuńZamruczał niespokojnie w jego wargi, czując, jak chłopak się o niego ociera i aż odchylił głowę w tył, biorąc głębszy oddech.
- Angel - jęknął, niemal błagalnie. - Przestań, albo zaraz zwariuję... - wydyszał, mimo wszystko tęsknie trącając jego usta własnymi wargami.
[No to trochę krucho, bo ja bywam dopiero po 23 xD Ave druga zmiana.]
OdpowiedzUsuńDobry Boże, co ten chłopak z nim robił? Misza jęknął i wyprężył się pod ustami Angela w kształtny łuk, nie oponując przeciwko jego dotykowi. Nawet całkiem chętnie rozchylił uda czując, że jego dresowe spodnie coraz mocniej wybrzuszają się w okolicach krocza. Zagryzł wargi, mrucząc nisko i zacisnął dłoń na poduszce pod swoją głową, drugą wplatając we włosy Angela.
[W kooońcu trochę wolneeegoo...]
OdpowiedzUsuńDragovich zagryzł wargi, przez co zamiast jęku z jego gardła dobył się stłumiony wizg, kiedy poczuł usta Angela w takim miejscu. Zacisnął odrobinę mocniej dłoń na włosach chłopaka, jednak nie na tyle mocno, by zrobić mu krzywdę i mimowolnie uniósł biodra, domagając się więcej pieszczot.