środa, 22 sierpnia 2012


Najważniejsze co mam do zrobienia, to zorganizowanie własnego życia. Zastanowienie się, czego pragnę, o czym marzę, czego potrzebuję - a potem znalezienie sposobu, żeby to zrealizować.
 
~~*~~
 A zatem, podług powyższego, należy rozważyć trzy aspekty jestestwa szanownego pana oraz dwa już-nieistnienia, które ścisły związek mają z kundalini śakti.
~~*~~

List pierwszy: "Drogi panie Szatanie"
Everyday, it's a gettin' closer, goin' faster than a roller coaster.
Love like yours will surely come my way.
Everyday, it's a gettin' faster, everyone says go ahead and ask her.
Love like yours will surely come my way.
Everyday seems a little longer, every way, love's a little stronger.
Come what may, do you ever long for true love from me?
Everyday, it's a gettin' closer, goin' faster than a roller coaster.
Love like yours will surely come my way.
Everyday seems a little longer, every way, love's a little stronger.
Come what may, do you ever long for true love from me?
Everyday, it's a gettin' closer, goin' faster than a roller coaster.
Love like yours will surely come my way.
Love like yours will surely come my way. 



      Rozumiesz, do czego zmierzam? W myśl Buddiego Holla nie powinienem zamartwiać się przyszłością, bo każdego czeka to samo - najpierw podróż przez czas pędzący niczym bolid formuły jeden, następnie czołowe zderzenie z pojazdem kogoś innego, rozprawa w sądzie i w efekcie marsz Mendelssohna, brzmiący niczym kiczowata piosenka pop niskobudżetowej produkcji podrzędnego studia nagraniowego. W kolejności jest względnie spokojne, nudne życie - wszelkie pasje i ambicje ustąpiły miejsca ciepłej posadce w kancelarii podatkowej. Pół dnia przeglądania papierów, obiad z rodziną, rozmowy o szkole i robocie. Raz na miesiąc wypadnie jakiś grill z sąsiadami lub imieninowe party. Niezależnie od tego, jak dobrze pozorowalibyśmy szczęście, całość i tak skończy się kolejną, tym razem rozwodową rozprawą w sądzie. I co nam zostanie na starość? Puste miejsce obok na kanapie, tłusty kot i album ze zdjęciami, na których widnieją roześmiane twarze dzieci, zabranych przez byłą żonę. 
     A jakbyśmy tak zaczęli od innej strony? Od końca opowieści, a nie od początku? Dogadajmy się. Ja po śmierci pójdę do piekła, a Ty w zamian zagwarantujesz mi wygraną na loterii. Dalej poradzę sobie sam. 

Z nadzieją na pozytywne rozpatrzenie propozycji,
(chętny na pakt) Heroiczny Negocjator 
 
~~*~~
 
List drugi: "Drogi panie Boże"
     Żaden ze mnie chrześcijanin. Żaden też prawosławny, jehowy i anglikanin. Żaden protestant, buddysta i jashinista. Mógłbym na tym całą sprawę zakończyć i nie omówić ani jednej z męczących mnie kwestii. Mógłbym, jednakowoż nie zrobię tego ze względu na Twą, że tak to ujmę, "wszechobecną wszechobecność". Gdybym wiedział, że tymi duperelami zawracam Ci gitarę, a masz przecież tyle roboty i w chuj więcej, to nawet by mi do głowy nie przyszło, żeby się do Ciebie kiedykolwiek, w jakiejkolwiek sprawie zwracać. Ale dobrze wiem - i Ty też wiesz, i każdy głupi wie, i nawet małe dziecko wie - że uwagę masz tak podzielną jak matka pięcioraczków, a czas leci Ci zupełnie inaczej, niż nam (wierz mi lub nie, ale u nas zapierdala szybciej niż maratończyk na ostatniej prostej). Wniosek nasuwa się taki, że jedna sprawa do rozpatrzenia więcej żadnej różnicy Ci nie zrobi (a przy dobrej pogodzie może i poczujesz się bardziej potrzebny - choć chyba i tak masz nas wszystkich w dupie).
     Jakkolwiek; piszę, bo mam problem wagi niebotycznej. Sprawa kręci się wokół pewnego tyłka - nie mojego, bynajmniej - który to tyłek należał kiedyś do mnie, a już nie należy. Rzeczony okazał się podłym zdrajcą, a na pytanie dotyczące motywu popełnionej zbrodni odpowiada bezczelnie, że to w ramach kampanii antyrasistowskiej. Nie wiem, na jakim stoisz poziomie inteligencji (IQ przeciętnego Amerykanina wynosi 100, więc, jakby tego nie interpretować, wychodzi na to, że to niedouczeni ignoranci, a że w filmach produkcji hollywoodzkiej, które stanowią znaczną część całego rynku, zawsze jesteś Amerykaninem... Stąd moja troska.), więc wyłożę to raz jeszcze, w nieco uproszczonej wersji: mój były regularnie dawał dupy zbiegowi z plantacji bawełny, podczas gdy ja trzy noce pod rząd kursowałem między Tokio a Oklahomą. I ja się kurwa pytam, gdzie tu jest sprawiedliwość?
      Nie wiem, czy Ci wiadomo, bo na Ziemi mieszka zatrzęsienie wiary, więc dla jasności nadmienię, że jestem pilotem samolotów turystycznych. Nie będę tu teraz przedkładał eseju na temat "jak cudowna robota mi się trafiła i jak zajebiste pieniądze na tym zarabiam", bo takie historie opowiadają sobie ludzie na konwersatoriach AA. Niemniej jednak byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś zajął się tą sprawą. Nie jestem antysemitą, ale nie obraziłbym się, gdyby akurat ten czarny smażył się w piekle (ku chwale wszystkich, których chłopaków przeruchał murzyn z wielką fujarą!). 
Z wyrazami wszelkiego szacunku,
(chyba trochę najebany) Zdobywca Przestworzy

~~*~~

List trzeci: "Drogi panie Aniele Stróżu"
      W Tobie moja ostatnia nadzieja. Wiem już, że i Bóg i Szatan to jedynie bajeczki dla infantylnych dorosłych, który potrzebują transcendentalnej siły, na którą mogą zwalać wszystkie swoje niepowodzenia. Ku wielkiemu rozczarowaniu tej części społeczeństwa muszę oznajmić wszem i wobec, że tak to nie działa. Nawet jeśli dzięki temu wyzbędziemy się poczucia winy, to z problemami i tak przyjdzie nam zmierzyć się samodzielnie. 
      Ku pokrzepieniu serc, by nikt mnie potem po kątach nie nazywał degeneratem społecznym - nigdy nie powiedziałem, że potępiam wierzących. Moi rodzice są zagorzałymi chrześcijanami, ja sam zresztą wraz z dwójką rodzeństwa wychowywany byłem zgodnie z doktryną kościoła i to, że gdzieś po drodze zwątpiłem, nie ma nic do rzeczy.
      Może zajmowanie się rzeczami trywialnymi świadczy o spadku intelektu - prawdopodobnie powinienem dbać również o rozwój duchowy, by stać się jednostką bardziej wartościową. Niestety nie przekonują mnie modlitewniki i darcie mordy wraz z resztą zgromadzonej w kościele wiary. Za zdecydowanie bardziej zajmujące uważam całodniowe słuchanie Oingo Boingo i przyrządzanie makaronu na różne sposoby. 
      Hipokryzja nie zalicza się do wachlarza cech pozytywnych. Tą niestety - jak się okazało kilka lat temu - się cechuję. Mimo braku wiary w istnienie jakichkolwiek sił sprawujących pieczę nad Ziemią, co roku obchodzę z rodziną Boże Narodzenie. Nie ograniczam się przy tym do zasiadania za stołem - uczestniczę w modlitwie tuż przed rozpoczęciem wigilijnej kolacji, a później idę na pasterkę. Może powinienem w końcu dać sobie z tym spokój, przestać bawić się w przykładnego obywatela raz do roku. Nie jestem pewien, ale moje zachowanie jest chyba wynikiem towarzyszącej mi dwadzieścia cztery godziny na dobę świadomości, że moje życie zakończyć się może w każdej chwili. Wybrałem sobie niebotycznie niebezpieczny zawód. Prawdopodobnie gdzieś w głębi duszy mam nadzieję, że dzięki nawracaniu się w równych odstępach czasu, podczas kolejnego lotu nie ulegnę wypadkowi. Czy pomoże? Nie wiem. I chyba tak na prawdę wcale wiedzieć nie chcę. Jak to mówią, "im mniej wiesz, lepiej śpisz". A ja ostatnio bardzo tego snu potrzebuję.

Pełen wiary na rozwiązanie problemów egzystencjalnych,
(boleśnie wegetujący) Niewierny Tomasz

~~*~~
   
List czwarty: "Drodzy państwo z obsługi"
      Chciałbym uprzejmie donieść, że wbrew oczekiwaniom szanownej obsługi, projekt nr 666 osiadł na laurach i odmówił ruszenia dupy celem dalszego samodoskonalenia się. 
      Państwo wybaczą mą zuchwałość, wiem, że pokładali państwo we mnie swoje nadzieje. Wiem również jakie były państwa zamysły i tym bardziej nie jestem rad, że musiałem pokrzyżować owe plany. Jak zapewne państwu wiadomo obrałem zupełnie inną od wytyczonej mi drogę, która wywindowała mnie na pułap dziesięciu tysięcy metrów. Wyżej ani rusz. Państwo, wybierając mnie jako obiekt swoich badań, nie przewidzieli, że należę do klasy "samodzielnie myślących" osobistości. Stąd owe niezgodności między przewidywaniami a realnymi wynikami eksperymentów. 
      Nie wiem, czy nie przedstawiam swoją osobą jak w mordę strzelił przykładu mało ambitnego indywiduum. To, broń Boże, nie było moim celem, a nawet poczułbym się urażony, gdyby odnieśli państwo takie wrażenie. By takiej sytuacji uniknąć (tudzież, w przypadku jej wcześniejszego zaistnienia, ową sprostować), zamieszczam poniżej erratę dotyczącą mej mowy:
Wszem i wobec, na forum, twarzą w twarz z wszystkimi przedstawicielami działu ds Problemów z badanymi, ogłaszam, że moja niekompetencja w wykonywaniu powierzonych mi obowiązków wynika jedynie z pasji, jaka zapałała we mnie do lotnictwa podczas jednego z wykładów na temat bezpieczeństwa w czasie, gdy jeszcze uczęszczałem na studia. To nie brak ambicji czy przemożna chęć pokazania państwu, kto do ciężkiej cholery powinien sprawować władzę nad moim życiem, pchnęła mnie do zaniechania edukacji, a jedynie pragnienie wzbicia się w przestworza. Za wszelkie nieporozumienia przepraszam, przed osobami, które moje postępowanie ubodło do żywego kłaniam się w pas. Życzę również sukcesów w dalszych eksperymentach i by kolejni pretendenci do zostania chomikiem doświadczalnym w państwa laboratoriach byli bardziej skorzy do współpracy.
   
Z serdecznymi pozdrowieniami wprost ze zbuntowanego serca,
(prawdziwie skruszony) Kowal Własnego Losu
 
~~*~~
  
List piąty: "Om Namaha Śiwaja"
      Powtarzanie powyższej mantry przez drugą połowę roku dwa tysiące dziesiątego było dla mnie zbawienne. Analogicznie, sam pobyt w Indiach był dla mnie zbawienny. Pojawiały się, rzecz jasna, pewne wątpliwości, gdy przekraczałem bramę aśramy, bo oto miałem przez sześć miesięcy funkcjonować od trzeciej rano do dziewiątej wieczorem bez kontaktu ze światem (nie licząc wioski leżącej w pobliżu, ale ludzie w niej żyjący ledwo mieli pojęcie o istnieniu pieniądza - cały ekosystem opierał się tam na turystach mojego pokroju).
      Nigdy nie myślałem, że zagłębię się w naukach hinduistycznych mędrców i będę trzymał w salonie zdjęcie mojej guru. Bite trzydzieści jeden lat żyłem w słodkiej nieświadomości, jaką otulony jest człowiek przed otrzymaniem śaktipatu. Medytacja wydawała mi się mitręgą. Cenny czas poświęcałem swojej pasji oraz ukochanemu. Kiedy jednak zostałem pozbawiony tejże przyziemnej uciechy, w mojej głowie zapaliło się światełko ostrzegawcze. Coś mi podpowiadało, że nie tak powinienem funkcjonować. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że moje jestestwo opiera się głównie na pracy, a wszystko, co dotąd sprawiało mi radość, było jedynie tandetnym zamiennikiem prawdziwego szczęścia, jakie osiągnąć mogli jedynie jogini. 

      Moje obecne położenie zawdzięczam łutowi szczęścia, który przez omyłkę zawitał do moich drzwi. Zapewne wysłano go do mojego sąsiada z góry, bo ten potrzebował go znacznie bardziej, jednakże gdy zobaczyłem stojące na wycieraczce biedactwo, w postaci quasi-szczeniaka dygoczącego z zimna, nie miałem siły sprostować owego błędu.
       Nie zawsze obierałem dobrą drogę. Zdarzało mi się zboczyć ze ścieżki w nadziei, że nowy szlak okaże się łatwiejszy. Teraz wiem, że było to błędne rozumowanie. Powoli doszedłem do tego, że wszystko czego doświadczamy, ma na celu coś nam pokazać, coś nam uświadomić, czegoś nas nauczyć. Teraz już nie bawię się w "znajdź swoje miejsce na Ziemi". Wiem, czego chcę od życia, co mnie uszczęśliwia, co sprawia, że mam ochotę co rano powitać nowy dzień. Może wciąż brakuje mi czegoś (kogoś?) do pełni szczęścia, ale nauczyłem cieszyć się tym, co zostało mi ofiarowane.

Wdzięczny za okazaną łaskę siłom transcendentnym,
(pogodzony z życiem) Flavio Massei

~~*~~

 Koralik sto dziewiąty: "prolegomena do perturbacji"
Flavio Massei
Syrakuzy, wschodnia Sycylia, Włochy
urodzony 13 grudnia 1979
pilot samolotów pasażerskich
  


~~*~~
Dzień dobry!

86 komentarzy:

  1. [ Ja Cię kocham, jak ja wrócę, to ja nawet do Cię napiszę i o xD ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Siemanko ;) chęć na wątek ?]

    OdpowiedzUsuń
  3. [właśnie z propozycjami może być trochę ciężko xD cierpię od wczoraj na kompletny zanik weny przez alergię. przynajmniej jeśli chodzi o pomysły xP
    no ale zastanawiając się to mogą się już znać, a jako że
    obaj urodzili się na Sycylii a z Palermo do Syrakuzy tak daleko nie jest xDD To kiedyś mogli się poznać, relacje jakie mogły by być między nimi to szczerze nie bardzo wiem...więc to zostawiam tobie ;)
    a teraz mogli by wpaść na siebie przypadkiem gdzieś na mieście. Zaczeli by rozmawiać i jakoś by się to pociągnęło dalej...
    prośbę mam zaczniesz?]

    OdpowiedzUsuń
  4. Cherry zawsze i wszędzie się spóźniał. Nie ważne czy do pracy, na ślub przyjaciela (i nie ważne że był świadkiem i miał dostarczyć obrączki), pogrzeb dziadka czy szczepienia okresowe (a to, to już było specjalnie). Nigdy nie potrafił być na miejscu na czas. Możliwe że to przez to, że nie posiadał czegoś takiego jak zegarek (tak, wiem, powiecie że w komórce, ale Cherry przeważnie zostawiał ją w jakichś dziwnych kątach i zapominał o jej istnieniu puki nie przypominała sobie głośnym dzwonieniem, tudzież motywem przewodnim z Gwiezdnych Wojen). Ktoś taki jak on nie przejmował się czymś tak trywialnym jak czas.
    Tym razem był spóźniony już prawie godzinę, a jeszcze nie dojechał na umówione spotkanie. Wiedział, że Ryan nie będzie miał mu za złe, bo już znali się od ładnych paru lat, ale jednak czuł te, jak to było? wyrzuty sumienia? Przecież w końcu miał poznać jego pozostałych dwóch kumpli, o których tyle słyszał. No więc śpieszył się jak mógł. Jego Camaro mknęło ulicami, na drugą stronę Miami bo przecież byłoby zbyt łatwo żeby ZOO, jego mieszkanie i dom Ryana były na jednej ulicy.
    W końcu zaparkował przed niewielkim, całkiem zadbanym domkiem. Cherry zawsze powtarzał Starkowi, że ma całkiem uroczy ganek. Co chwilę przedstawiał mu piękną wizję pomarszczonego, zgrzybiałego przyjaciela w wieku lat siedemdziesięciu-paru bujającego się na bujanym fotelu.
    Wysiadając zabrał z siedzenia pasażera butelkę słodkiego, czerwonego wina, które Ryan tak bardzo lubił (wcale nie na przeprosiny, że Cherry się spóźnił) i szybkim krokiem wszedł na ganek. Nie pukając otworzył drzwi i niemal zaraz zaplątał się w czarną, poruszającą się na czterech nóżkach, kulę sierści.
    -Roy! Uciekaj- zawołał na psa, nie mogąc powstrzymać śmiechu, gdy ten zaczął skakać wokół niego. Zatrzasnął drzwi i przykucnął by potramosić sierść zwierzaka. Oderwał wstążkę z kokardą z butelki, odstawił wino i nakazując psiakowi siad, zebrał długą sierść opadającą na oczy Roya i związał je wstążką. Zaśmiał się oceniając swoje dzieło i wziął psa pod pachę, w drugą rękę butelkę i z rozbrajającym uśmiechem wszedł do salony.
    -Ryan! Patrz jaki mam dla ciebie piękny prezent- zaśmiał się, spoglądając na psa z wywalonym jęzorem, który niezbyt ogarniętym wzrokiem brązowych ślepi wgapiał się w swojego pana.

    OdpowiedzUsuń
  5. [spoko xD nie żywię urazy ;)
    wiem jak to jest jak się proste wątki nudzą, ale mówiłam że moja wena padła. szczerze jak na tą chwilę nie mam kompletnie pomysłu żadnego...musiała bym pomyśleć.
    Jak dam rade to dziś jeszcze dam nowy pomysł, a jak nie to jutro, oki ? czy może ewentualnie na coś wpadniesz ty ? ;D]

    OdpowiedzUsuń
  6. Zanim Ryan przytaszczył swoje zgrabne dupsko do salonu, Cherry zdążył się przywitać i poznać Briana, który samotnie siedział na jednym z foteli (aczkolwiek towarzyszyła mu butelka piwa, więc ta samotność była kwestią sporną). Sądził, że impreza bardziej się rozkręci i wpadnie w sam szał ciał (dosłownie. Takich spoconych, wijących się w rytmach hipnotycznej muzyki), a tu tylko czterech facetów i pies. Wieczór zapowiadał się cudnie. Ale nie. Nie będzie narzekał. Uwielbiał Ryana, można by nawet powiedzieć że kocha jak własnego brata. Tak samo nieogarniętego jak Cherry. Wiele razem przeszli i wiedział, że nawet gdyby tylko ich dwóch było, mogli by się nieźle bawić (o nie! o czym ty myślisz? Już się nauczyli, że własnych tyłków nie tykają. To nie tego typu przyjaźń).
    Gdy tylko Ryan zobaczył co Cherry trzyma pod pachą, parsknął śmiechem.
    -Boże, Roy, co on ci zrobił?- zapytał tarmosząc psiakowi pysk, na co ten zaczął przebierać łapami w powietrzu. Solter zaśmiał się tylko i wyciągnął wino w stronę przyjaciela. W ostatniej chwili się rozmyślił.
    -Albo nie- mruknął i zamiast wina, wcisnął rudzielcowi jego psa. -Odniosę wino do kuchni. Dostaniesz je później. Nie będę ryzykować, że wypijesz je już teraz skitrany w łazience- zaśmiał się, pamiętając jak bardzo Ryan uwielbia to wino. Nawet kiedyś deklarował, że mógłby za nie oddać życie. Dopiero potem zastanowił się co palnął. Chociaż pewnie i tak zbytnio do niego nie dotarł sens tych słów, bo był już nieźle wstawionym owym winem.
    Zostawił Briana i Ryana z Royem w salonie, a sam wszedł do kuchni. Uśmiechnął się pod nosem widząc bruneta, który przyrządzał jakiś posiłek.
    -Ty pewnie jesteś Flavio- odezwał się, podchodząc do kuchni i wkładając wino na wolną półkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. [spoko, tak może być jak najbardziej ;P i coś czuję że jutro będzie ta burza mózgów xD
    chyba już czas przygotować produkty zawierające dużo cukru, bo jak już to pójdzie tego sporo xD]

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże, już myślał że coś zrobił. Gdy do kuchni wpadł Ryan, przenosił wzrok z jednego na drugiego, jakby oglądał jakiś fascynujący mecz ping ponga. Gdy tylko rudzielec wyszedł obrażony, Cherry nie mogąc się powstrzymać parsknął śmiechem.
    -Już cię uwielbiam- zaśmiał się, ścierając łzy rozbawienia z zarumienionych policzków.
    Odetchnął głęboko, uspakajając się i podszedł do Flavia i uścisnął mu dłoń. Klepnął go po przyjacielsku w ramię, i odsunął się krok w tył, by skrzyżować ręce na piersi i oprzeć się ramieniem o lodówkę.
    -Co do tego wiecznego spóźniania się... ze skruchą się przyznaję- zaśmiał się. -Ale co do słonecznego Cherry...- tutaj już parsknął śmiechem. Tylko Ryan przezywał go Słoneczkiem.
    -Wystarczy Cherry. Albo Charles.

    OdpowiedzUsuń
  9. No i proszę. Cherry chyba po raz kolejny w tym miesiącu się zakochał. Tak na zabój. Ostatnio dosyć często mu się to zdarzało. Na przykład gdy w ZOO przybyły im dwie małe żyrafki. Po raz pierwszy w życiu widział takie małe (aczkolwiek i tak duże) żyrafy (nigdy nie sądził że te długo-nogo-szyje mogą być takie rozkoszne). Albo przy pierwszym spotkaniu z nowym miśkiem koala, którego przywieźli im z sąsiedniego ZOO (chyba z godzinę go tulał i zabawiał, a jak chcieli mu go zabrać, to na wszystkich warczał), gdy jego podopieczna, tygrysica Księżna urodziła trzy przepiękne, zdrowe tygrysiątka (cieszył się, jakby co najmniej on sam je spłodził własnymi lędźwiami) oraz gdy zobaczył nowego pracownika w kawiarni (niestety z obrączką), do której codziennie rano wpada na kawę. Cholera. Coś musiało z nim być nie tak.
    Ocknął się dopiero po chwili, dosłownie przy szampanie i przez chwilę się zastanawiał co Flavio do niego powiedział. Dobra. Chłopie. Weź się w garść. Podszedł do lodówki i otworzył drzwi na oścież, zaglądając na półki. Oprócz czerwonego wina, które przyniósł Cherry, w lodówce jeszcze były dwa inne wina.
    -Które będzie lepsze? Białe, czerwone wytrawne, czy porzeczkowe?- zapytał, spoglądając na niego z lekkim rozbawieniem. Sam nie pijał wina do posiłków, ale jak na jego oko to żadne z tych nie pasowało do tych pyszności, które piętrzyły się przed mężczyzną.

    OdpowiedzUsuń
  10. [dobra, jakieś pomysły się pojawiły....ale nie wiem czy są dość dobre jak na ambitny wątek xD
    Pomysł1: Alanowi nawieje pies, Flavio znajdzie psiaka a że ten przy obroży będzie miał adres to przyprowadzi go no i nie małym zaskoczeniem będzie jak się zobaczą bo żaden nie będzie wiedział iż drugi jest w Miami.
    P2: Delgado jak zawsze z tym swoim porywczym charakterkiem, wpakuje się w kłopoty, będzie bójka...ale Alan zacznie obrywać po pysku bo będzie trzech na jednego, Massei się zlituje i pomoże mu zanim Alan wgryzie się w asfalt xD
    ...
    no i niestety to tyle. patrząc teraz na to to nie bedzie na pewno ambitne. jak nie podpasują pomysły to może daj gg to coś wykombinujemy szybciej.]

    OdpowiedzUsuń
  11. Wyciągnął butelkę i zamknął lodówkę by jej nie wietrzyć. Oparł się o nią plecami i zaczął wertować etykietkę.
    -Jakieś francuskie...- mruknął pod nosem, próbując sobie przypomnieć ten język kochanków, który kiedyś zakuwał w szkole aż do opuchnięcia mózgu. A wszystko przez tego nauczyciela dodatkowych zajęć. Miał niesamowite, ciemnobrązowe oczy, akcent, że aż kolana się gięły gdy coś do ciebie mruknął, a uśmiech... wróćmy do wina.
    -Z dzikiej róży, półsłodkie- odpowiedział w końcu i podniósł wzrok na Flavia, czekając na jego decyzje. W końcu on na tym statku... tfu. w tej kuchni dowodził.

    OdpowiedzUsuń
  12. -Mmm... jeśli smakuje tak jak wygląda, możesz wyjść za mnie- mruknął z rozmarzeniem by po chwili się zaśmiać.-Pięknie- pochwalił.
    -Poczekaj. Zaniosę wino i przyjdę ci pomóc to wziąć- oferował się, posyłając mu swój typowy, uroczy uśmiech. Nie czekając na jego reakcję odniósł wino i kieliszki do salonu, zaraz rozlewając dla każdego i wrócił się do kuchni. Podciągnął do łokci rękawy grafitowej, cienkiej bluzki pochodząc do jednej z szafek. Zupełnie nie zwracał już uwagi na blizny na swoich przedramionach. Nie było ich wiele. Większość cienkich i ledwo zauważalnych, ale też kilka grubych i brzydkich jak na przykład ta na lewej ręce ciągnąca się od wnętrza dłoni, skręcała na nadgarstku i sięgała łokcia.
    Wyciągnął cztery zestawy sztućców i wsunął je do tylnej kieszeni spodni, by zaraz wziąć ze sobą dwa talerze.
    -No to chodź pochwalić się swoi dziełem- uśmiechnął się do mężczyzny, ruszając w stronę salonu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kolacja była przepyszna i zdążył się pozachwycać posiłkiem z tysiąc razy zanim ten zupełnie zniknął z talerza. Już dawno nic tak dobrego nie jadał. Jak dla Soltera, kuchnia mogłaby nie istnieć. On tam zapuszczał się tylko dlatego, że miał tam lodówkę i mikrofalę, które na dobrą sprawę mógł przenieś bliżej łóżka by za dużo nie łazić z jednego końca mieszkania na drugi. Nigdy nie potrafił gotować i raczej potrafić nie będzie. Odkąd się wyprowadził, niedzielne obiadki spędzał u mamy, przy okazji zaopatrując się jakimiś jej przetworami, a resztę tygodnia, coby nie umrzeć z głodu, żywił się albo na mieście, albo produktami potrzebującymi jedynie zalania wrzątkiem bądź wstawienia do mikrofali na kilka minut.
    Po kolacji wszystkie naczynia zostały odniesione do kuchni, a zamiast nich, na stoliku pojawiło się ulubione wino Ryana (oczywiście to pierwsze też trzeba było dopić, żeby się nie zmarnowało). Wieczór był przyjemny, a nawet zakrawający na fantastyczny. Cherry już dawno się tak nie uśmiał. Co chwilę padały jakieś śmieszne anegdoty z życia któregoś z nich, albo jakieś żarty. Wydawało mu się, że nie tylko on dobrze się bawił. Nagadał się chyba za cały tydzień.
    Szybko też się okazało, że wino które podarował przyjacielowi miało niezłego kopa, a że Brian i Ryan się nim troskliwie zaopiekowali, teraz pokładali się na kanapie ledwo kontaktując. Cherry jako że nie przepadał za winem, sączył drugi kieliszek już od paru godzin. Z tego co pamiętał Flavio wykręcał się pracą. Więc jako jedyni trzeźwi w tym domu (nie licząc Roya) musieli przenieść spitych przyjaciół na piętro i pokłaść ich do łóżek. Po pół godzinie, oddychając ciężko po wysiłku (a spróbuj takie bezwładne cielsko wtachać po schodach! i to dwa razy!) razem z Włochem siedzieli na kanapie w salonie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie musiał zarabiać tak jak teraz planował, będąc całkiem szczerym nie musiał się nawet z domu ruszać by mieć kasę, a to właśnie dzięki sieci hoteli. Jednak potrzebował oderwania się od tego co wydarzyło się w Miami, dlatego gdy odebrał telefon i dowiedział się o robocie, nawet się nie zastanawiał od razu się zgodził.
    Telefon na lotnisko, zarezerwowany bilet i wszystko szło dobrze. Spakował swoje rzeczy, powiedział tylko rodzince że wraca na kilka tygodni do Włoch i następnego dnia był już w samolocie. Parę godzin lotu, późnym wieczorem był na miejscu. Wrzucił torbę do holu i poszedł się rozejrzeć po domu. Miejsce naprawdę niezłe, albo raczej bardziej niż niezłe. Słysząc że ktoś jeszcze przyszedł, zszedł z tarasu. Uśmiechnął sie nikle widząc znajomą twarz.- Ciao, Flavio - przywitał się z lekko zadziorną nuta w głosie. On już z zasady musiał drażnić swoją osobą innych.
    [masz xD jest jak jest, ale mówiłam że wena padła mi xP]

    OdpowiedzUsuń
  15. Posłał mu zdziwione spojrzenie znad parującego kubka herbaty. Przełknął łyk i odsunął kubek od ust, odruchowo je oblizując (a trzeba było przyznać, że drugich tak całuśnych, malinowych usteczek nie było w obrębie kilku kilometrów... no dobra. może lekka przesada).
    -Z nami? Pytasz jak ja i Ryan się poznaliśmy?- upewnił się. Późna pora, a dodatkowo wcześniej ciężki dzień w pracy trochę spowalniały jego pracę mózgu (już i tak mocno nadwyrężonego).
    Zsunął ze stóp trochę sfatygowane i przykurzone trampki i wciągnął nogi na kanapę, siadając po turecku, twarzą do Flavia.
    -Poznaliśmy się jakieś...- zamyślił się- Z trzy lata będą. Ryan przejechał mój nowy rower który stał pod sklepem- zaśmiał się.
    -No i tak jakoś wyszło... migał się z poniesieniem konsekwencji, a ja nie odpuszczałem.

    OdpowiedzUsuń
  16. Prychnął tylko, słysząc jego pytanie.
    -Tyaa - Mruknął, uśmiechając się z rozbawieniem.
    -Chociaż nie wiem czy się z tego cieszyć- zaśmiał się.
    -Od czasu spłaty jestem posiadaczem roweru ze świecącą w ciemności ramą. Całkiem fajny, ale, no... różowy mnie nie przekonuje- zaśmiał się, zraz upijając łyk herbaty. Przesunął się na koniec kanapy i wsparł łokciem o podłokietnik, dla większej wygody prostując nogi i wsuwając stopy między oparciem a plecami mężczyzny.
    -A jak z wami było?-zapytał. W sumie jeszcze nie miał okazji się zapytać, a Ryan nie chwalił się.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zaśmiał się cicho.
    -Ta. Ryan i ta jego bezsenność. Uwierzysz, że czasami wbija do mnie bez zapowiedzi o czwartej nad ranem, tłumacząc się, że nie może zasnąć?- mruknął, unosząc kubek do ust.
    -A potem bezczelnie wbija mi się na wyro i zasypia, a ja muszę się zadowalać kanapą i dwoma kotami, które na niej zawsze śpią- parsknął śmiechem. Upił herbaty i westchnął opierając kubek na udzie. Zaczesał palcami zmierzwione włosy na tył głowy, przez co przez chwilę Falavio mógł dokładnie obejrzeć kilka jego blizn na ręce. Były już one częścią Cherrego od dawna, więc nie zwracał na nie najmniejszej uwagi. To zazwyczaj nowo poznane osoby mu o nich przypominały. Najbliżsi znajomi wiedzieli co mu się przydarzyło i wiedzieli też, że to drażliwy temat i lepiej nie wypytywać o to Soltera.

    OdpowiedzUsuń
  18. Na moment blask w jego oczach przygasł, tak samo jak i uśmiech. Zaraz jednak na powrót zagościł na jego ustach, unosząc rękę i obracając ją lekko, by spojrzeć na brzydkie blizny.
    -Po godzinach dorabiam sobie jako rycerz i walczę ze smokami- mruknął uśmiechając się kącikiem ust. Zaraz jednak się poprawił, siadając nieco wygodniej i wzdychając cicho. Upił łyk herbaty, nie podnosząc wzroku na mężczyznę.
    -Dorobiłem się ich w pracy- odpowiedział w końcu.

    OdpowiedzUsuń
  19. Spojrzał na niego zaskoczony tym komentarzem. Powinien się obrazić ale tylko... parsknął śmiechem. Pokręcił głową podnosząc się i siadając po turecku. Oparł się ramieniem o oparcie kanapy, patrząc roziskrzonym wzrokiem na Włocha.
    -Ryan ci nie mówił, że pracuję w ZOO?- mruknął rozbawiony. W sumie czemu się dziwić. On po trzech latach znajomości dowiedział się, że istnieje ktoś taki jak zajebiście-w-chuj-przystojny-Flavio (a właściwie to zrozumiałe było, że Ryan ukrywał przed przyjacielem taki kąsek).
    -Jestem opiekunem tygrysów bengalskich i kociaki czasem wykorzystują mnie jako drapak- mruknął z uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  20. -Mhmm. Sporo frajdy to mało powiedziane- mruknął z uśmiechem. Gdy mówił o swojej pracy, na jego ustach zawsze pojawiał się ten promienny, śliczny uśmiech a oczy błyszczały mu radośnie.
    -Kocham moje kociaki- zaśmiał się, przechylając głowę w bok i opierając ją o oparcie kanapy.
    -Można powiedzieć, że razem z nimi się wychowałem- wyjaśnił. Uwielbiał mówić o swoich tygrysach jak i o swojej pracy. Ledwo ktoś rzucił temat i tylko cud mógł sprawić, że Cherry się zamknie.
    -Jak jeszcze byłem mały, ojciec zabierał mnie niemal codziennie do ZOO. Pamiętam jak pierwszy raz dał mi potrzymać takiego małego kociaka. Chciałem go potem ukraść do domu, ale mama się nie zgodziła- zaśmiał się. Uniósł kubek do ust i upił ostrożnie kilka łyków. Jakoś tak dziwnie nostalgicznie mu się zrobiło, gdy przypomniał sobie o ojcu.
    -On też był opiekunem. Ale wtedy w ZOO były tylko dwa tygrysy. No i jedno młode, którym tato pozwalał mi się zajmować.

    OdpowiedzUsuń
  21. Westchnął cicho bezwiednie pocierając palcami przez koszulkę bliznę, która była pamiątką po przeszczepie.
    -Zginął w wypadku siedem lat temu- mruknął w końcu, unosząc kubek do ust. Dopił herbatę do końca i odstawił kubek na podłogę.
    -Smutna historia- machnął ręką, uśmiechając się pod nosem.
    -Nie będę cię nią zamęczać- spojrzał na Flavio, uśmiechając się lekko.

    OdpowiedzUsuń
  22. Milczał przez dłuższą chwilę, przyglądając się jego przystojnej twarzy. Właściwie to nie pamiętał żeby komukolwiek oprócz Ryana o tym opowiadał. Spuścił wzrok na swoje dłonie. Palcami skubał nitki z szarpanych dziur w nogawkach, na kolanach jego jeansów.
    -Po prostu...- urwał myśl, przygryzając lekko dolną wargę. Już nie było tego uśmiechu i roziskrzonego, radosnego spojrzenia.
    -Pamiętam że jechaliśmy autem i było już całkiem ciemno. Nie pamiętam już skąd ani dokąd. Rzadko pozwalano mi jechać z przodu, ale ten jeden raz tata się zgodził. Pamiętam, że w radiu leciała Whitney Houston...- uśmiechnął się mimowolnie- Tata ją uwielbiał. Wygłupialiśmy się, śpiewając tekst i nagle znikąd pojawiło się auto. Oślepiające światło, pisk opon... pamiętam jak szyba się rozprysła i kawałki porozcinały mi twarz- odruchowo uniósł dłoń i palcami przesunął po policzku. Szybko się jednak zreflektował i opuścił rękę, splatając razem palce obu dłoni. Westchnał ciężko i poprawił się na siedzeniu, bo nagle zrobiło mu się niewygodnie.
    -Tamten samochód uderzył nas od przodu. To był jakiś dostawczy z taką dużą przyczepą- zmarszczył brwi, przypominając sobie szczegóły- Wiozła jakieś metalowe rury. Siła uderzenia sprawiła, że zerwały się z przyczepy i wbiły się w nasze auto...- zamilkł czując, że nagle zaschło mu w gardle. Odchrząknął cicho.
    -Tato zginął na miejscu, a ja trafiłem w ciężkim stanie do szpitala- zakończył, nie podnosząc na niego wzroku. Nie wspomniał o tym, że on ocalał jedynie dlatego, że był mały i tylko jedna rura przebiła jego lewe ramię. Ojciec nie miał tego szczęścia. Cherry uniósł nieco drżącą dłoń i potarł powieki. Od czasu tego wypadku miał straszne koszmary.

    OdpowiedzUsuń
  23. Nagle jakby zupełnie opadł z sił. Oparł się na silnym ramieniu Flavia, garbiąc się lekko.
    Słysząc jego słowa uśmiechnął się tylko lekko pod nosem.
    -Co do tego 'cało'...- zaczął. Złapał jego dużą, ciepłą dłoń (cholera. w takich momentach zdawał sobie sprawę jakie jego dłonie są drobne i niemal dziewczęce) i uniósł ją do swojej piersi. Przycisnął ją w miejscu gdzie było serce, nakrywając swoją dłonią i przez dłuższą chwilę nie pozwalając Włochowi cofnąć ręki. Przez ten czas ani razu serce blondyna nie zabiło.
    -W wypadku straciłem serce... nie ważne jak absurdalnie to brzmi- mruknął, uśmiechając się nieco ironicznie pod nosem. Puścił dłoń Flavio, pozwalając by dłonie opadły mu niemal bezwładnie na kolana.

    OdpowiedzUsuń
  24. Przez chwilę patrzył na niego spod zmarszczonych brwi, aż w końcu spuścił wzrok na swoje kolana.
    Westchnął ciężko od serca.
    -Masz rację- mruknął. Przetarł dłońmi twarz, a gdy je cofnął, na jego ustach gościł już uśmiech. Cherremu dosyć szybko zmieniały się nastroje. Tak samo nigdy nie potrafił się zbyt długo złościć. Ani kłócić. Takie pogodne słoneczko.
    -Chcesz jeszcze herbaty?- zapytał podnosząc się powoli z kanapy i zabierając swój pusty kubek z podłogi.

    OdpowiedzUsuń
  25. Chwilę się pokręcił w kuchni, aż w końcu stwierdził, że zamiast herbaty dopije resztę tego porzeczkowego wina co przyniósł Ryanowi. Zostało na trochę więcej niż pół kieliszka.
    Wrócił więc z alkoholem do salonu i przeszedł nad wyciągniętymi na stole nogami Flavia. Z uśmiechem usiadł na kanapie, nieco bliżej niego. Zdawało się, że wcale nie było poprzedniej rozmowy. Solter znów miał roziskrzone wesoło spojrzenie i uroczy uśmiech na ustach. Rozmawiając, śmiejąc się i trochę wygłupiając sączył powoli swoje wino. W końcu opowiadając Włochowi swoją ostatnią przygodę w ZOO, po której wylądował w niewielkim bagnie, trochę się zapominając i zbyt szeroko gestykulując wylał wino na błękitną koszulę mężczyzny.
    -O cholera- wyrwało mu się, z przestrachem wpatrując się w wielką, szkarłatna plamę. Zaraz poderwał się z kanapy.
    -Tak strasznie cię przepraszam. Nie wiem jak to się stało- dopadł do stolika i złapał leżący na nim kuchenny ręcznik. Zaraz przycisnął do czerwonej plamy na ubraniu Masseiego. No i masz. Zawsze musiał zrobić coś głupiego.

    OdpowiedzUsuń
  26. [A witam, witam. :) I miło mi, że Dan się podoba. A skoro już się podoba, to może panów ze sobą zapoznamy? Żeby Flavio nie musiał się do fototapety ograniczać... ^^]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Jeśli mam być zupełnie szczera - aktualnie żadnej nie posiadam. Może zdradź, gdzie Flavio lubi się pojawiać, to może coś mi wpadnie do głowy. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  28. Mimo słów mężczyzny, czuł się trochę podle. Boże. Zachował się jak ostatni kretyn. Odprowadził go wzrokiem, ściskając w dłoni ręcznik. Uniósł rękę i knykciami postukał się w czoło, mamrocąc co najgorsze na własną, skromną osobę.
    Szybko zaraz otrząsnął się i starł ze skórzanej kanapy krople wina, coby się potem nikt nie przykleił i odniósł szmatę do kuchni. Flavio coś szybko nie wracał więc postanowił sprawdzić jak mu idzie. Ze skruszoną miną poszedł do łazienki, a że jako drzwi były niedomknięte, wszedł do środka.
    Zapewne gdyby miał serce (to takie prawdziwe, soczysto-mięsiste i bijące) pewnie załomotałoby mu w piersi jak szalone. A że w piersi miał tylko metalową puszkę, tylko zarumienił się delikatnie, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok. Rzadko można było oglądać tak uroczo zakłopotanego Charlesa.
    -Chciałem tylko sprawdzić jak ci idzie- odezwał się niepewnie. Cholera. Flavio bez koszuli był jeszcze przystojniejszy niż w ubraniu.

    OdpowiedzUsuń
  29. [No, w konfesjonale to Dana nie uiścisz, chyba, że akurat będzie posuwał księdza, który by w nim siedział. Z kostnicą podobnie, tylko tam już bez księdza, czy pastora, jakkolwiek. xD A co do pastorów właśnie - rzeczywiście, nie spotyka się ich w takich miejscach. A to byłoby ciekawe. :) To może niech będzie standardowo jakiś pub?]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Jestem w trakcie oglądania, czekam na lepsze czasy, kiedy transfer urośnie. :P I mogę zacząć, będę tak cudowna, choć nie spodziewaj się nie wiadomo czego, powoli przestaję myśleć... xD]

    OdpowiedzUsuń
  31. To był jeden z tych dni, kiedy Daniel pozbawiony został natchnienia. Szlag by to trafił, no naprawdę, drugi w ciągu tego tygodnia! I jak tu człowiek ma być artystą, kiedy nie może malować?!
    Dlatego też nie mając nic lepszego do roboty, Reed zebrał swoją zgrabną dupę i poszedł do pubu się napić. Środek stary, jak świat: nie masz weny? napij się, lub ućpaj, najlepiej oba na raz. Poprawa murowana. I tak też Dan zamierzał zrobić. Na wszelki wypadek zostawił samochód bezpieczny na podziemnym parkingu w South Beach. Po prochach zawsze chciało mu się siadać za kierownicę, a to zazwyczaj był kiepski plan, dlatego szanowny pan Reed zrobił sobie spacerek.
    Wszedł do niezbyt zatłoczonej knajpy, podciągając rękawy marynarki i usiadł przy barze, zamawiając szklaneczkę whisky. Zapalił też zaraz papierosa i zaciągnął się dymem z wyraźną przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  32. Przygryzł lekko dolną wargę, a widząc jak ten czegoś szuka, niemal od razu się domyślił, że pewnie Flavio szuka czegoś do ubrania. Wymknął się z łazienki i wszedł na górę, pokonując po dwa stopnie. Wsunął się do pokoju Ryana, kątem oka zerkając na rozłożonego na całej szerokości łóżka mężczyznę i podszedł do jego szafy. Przez chwilę przegrzebywał mu półki, aż w końcu wybrał czarną podkoszulkę (i wcale się tu nie kierował własnymi zachciankami... wcale). Zszedł na dół, a że przyniesienie ubrania zajęło mu zaledwie chwilę, znalazł Flavio w łazience.
    -Trzymaj- podszedł do niego, wyciągając w jego stronę koszulkę. Dopiero odsuwając się dostrzegł brzydką, całkiem sporą bliznę na jego ramieniu. Całkiem mimowolnie wyciągnął dłoń i przesunął po niej ciepłymi opuszkami palców.
    -Od czego to?- zapytał, nie odrywając wzroku od blizny.

    OdpowiedzUsuń
  33. Przygryzł lekko dolną wargę i przesunął palcami po bliźnie od momentu gdzie się zaczynała, aż do samego końca.
    -Nigdy nie jeździłem na nartach... i chyba nie spróbuję- zaraz dodał z uśmiechem, cofając dłoń i przenosząc wzrok na patrzącego na niego mężczyznę. Aż trochę się speszył, opuszczając wzrok i odgarniając kosmyk włosów za ucho. W ten sposób całkiem nieświadomie odsłonił długą, pionową bliznę zaczynającą się za uchem, schodzącą lekkim skosem po szyi i niknącą pod bawełnianą koszulką.

    OdpowiedzUsuń
  34. Tak, właśnie alkoholu było mu trzeba. Upił łyk whisky i zaciągnął się papierosem, po chwili odwracając plecami do baru, by spojrzeniem przesunąć po zebranych w lokalu. Na pierwszy rzut oka nikogo ciekawego nie zobaczył. Zmienił jednak zdanie, kiedy spostrzegł siedzącego obok mężczyznę. Na oko był może parę lat starszy od niego i w dodatku zdecydowanie przystojny. Aż miło było patrzeć, naprawdę. Dan uśmiechnął się kątem ust, posyłając mu długie spojrzenie. A może jednak ten wieczór nie będzie tak zły, jak się wydawał?

    OdpowiedzUsuń
  35. Flavio mógł wyraźnie poczuć dreszcz jaki przeszedł przez ciało blondyna gdy ten przesunął palcami po jego szyi. Zaraz Cherry zaczął przeklinać się za to w duchu. Ale co on za to mógł? To wszystko przez tego cholernie seksownego, półnagiego Włocha stojącego przed nim.
    -Nie- odpowiedział po chwili czując, że całkiem mimowolnie oddech lekko mu przyśpieszył.
    -Jak byłem mały spadłem z drzewa prosto do rzeki nad którą ono rosło. Spadając zaliczyłem chyba po kolei wszystkie gałęzie- mruknął.

    OdpowiedzUsuń
  36. Środek tygodnia, za oknami wyjątkowo duszno i parno. Niebo było błękitne, z nielicznymi chmurami, które ciągnęły się długo po horyzoncie.
    Fabian wstał wyjątkowo późno jak na siebie i z wyraźnym niezadowoleniem zauważył, że w lodówce grasuje czarna dziura.
    Nie miał ochoty iść do sklepu, dlatego udał się do pobliskiej kawiarni. Miejsc przy stolikach było sporo, jednak kolejka do kasy była makabryczna.
    Kiedy wreszcie Fabian miał swój upragniony kubeczek z napojem coś, albo ktoś postanowiło mu do końca zepsuć humor, bo chłopak w pewnym momencie się potknął i wylał na kogoś kawę.
    - Cholera. - wymamrotał, czując jak serce zaczęło mu walić. Spojrzał przepraszająco na mężczyznę który padł jego "ofiarą". - Przepraszam...

    [ Dobra, Wideś. Przyznaję bez bicia, że nie miałam lepszego pomysłu na zaczęcie wątku. x3 ]

    OdpowiedzUsuń
  37. [Brązowe. :P Wręcz czekoladowe, skoro już przy słodyczach jesteśmy. :)]

    OdpowiedzUsuń
  38. -Mhmm... mama też mi ciągle to powtarza- bardziej zamruczał, przymykając lekko powieki. Kark i szyja były chyba jednymi z najczulszych miejsc na ciele blondyna. Czasami znajomi śmiali się z niego że zachowuje się jak te kociaki, które tak bardzo kocha. Wystarczy go trochę popieścić i już był rozłożony na łopatki. Zupełnie mimowolnie przysunął się bliżej mężczyzny, nie chcąc by ten cofał dłoń.

    OdpowiedzUsuń
  39. [A jakiż to był twórczy pomysł, jeśli wolno zapytać? ;)]

    Słysząc pytanie nieznajomego, Daniel tylko szerzej się uśmiechnął i zaciągnął papierosem, wypuszczając z ust gęsty kłąb szaroniebieskiego dymu.
    - Ja zazwyczaj spędzam czas aktywnie - odpowiedział mrukliwie, lekko mrużąc powieki wokół brązowych tęczówek. - Choć jeszcze zależy, w jaki sposób i z kim - dodał znad szklanki whisky. - Czyżby kolega był fanem? - zapytał z niewinnym uśmieszkiem, unosząc lekko jedną brew.

    OdpowiedzUsuń
  40. Mimowolnie jęknął, czując że kolana pod nim miękną. Dłonią oparł się o jego umięśniony brzuch, nie znajdując wokół innego podparcia.
    Przez jego ciało znów przeszedł przyjemny dreszcz, a potem kolejny, tym razem nieco silniejszy niż poprzedni. Tym razem oddech zdecydowanie mu przyśpieszył. Cholera. Ostatnio czuł się taki niedopieszczony. Ostatni raz z jakimś facetem był kilka tygodni temu. Flavio był spełnieniem jego marzeń i ciężko było mu uwierzyć, że właśnie te marzenia się spełniały. Nawet jeśli miałoby okazać się to tylko snem, nie chciał by ten jeszcze się kończył.

    OdpowiedzUsuń
  41. Nie mógł się powstrzymać od cichych westchnień, jakie wyrywały się z jego piersi przez te gorące usta Flavia i ciepłe, szorstkie dłonie. Dopiero po chwili zorientował się, że te zawędrowały pod jego bluzkę, a tego nie chciał. Smukłe palce zacisnął lekko na jego nadgarstkach i odsunął jego dłonie tylko po to by objąć się jego ramionami w pasie, tym samym przysuwając się do niego tak blisko jak to było możliwe. Czubkiem nosa trącił krawędź jego szczęki by zaraz złożyć wilgotny pocałunek na jego szyi.

    OdpowiedzUsuń
  42. Rozchylił wargi w zapraszającym geście, po chwili odpowiadając na niemal czuły pocałunek. Cholera. Nawet w snach nie myślał, że usta Włocha mogą być takie cudowne.
    Czując jego dłoń na swoim karku tylko zamruczał niemal po kociemu i objął ramionami jego kark, smukłe palce wsuwając w jego włosy. Wspiął się na palcach, lekko wyginając się w tył, przez co biodrami otarł się o jego biodra.
    Zazwyczaj nie przeszkadzał mu swój dosyć niski wzrost (który w porównaniu z wzrostem Masseiego był dobrze zauważalny), ale czasem chciałby mieć te kilka centymetrów więcej.

    OdpowiedzUsuń
  43. Jęknął cicho w jego usta, gdy ten podniósł go z taką niesamowitą łatwością. Cholerny Włoch. Czy on na każdym kroku musi pokazywać Cherremu jaki jest cudowny? Objął tylko mocniej jego kark, kąsając zaczepnie jego wargi.
    Gdy ten go posadził na szafce, tylko przesunął dłońmi po jego brzuchu, zatrzymując pale na pasku jego spodni. Oderwał się od jego ust tylko na moment, by złapać oddech i zaraz znowu wciągnął go w namiętny pocałunek. Zwinnymi palcami szybko poradził sobie z paskiem i zapięciem jego spodni, w końcu wsuwając dłonie pod materiał i zaciskając palce na jego (cholernie!) seksownym tyłku przyciągnął go jeszcze bliżej siebie.

    OdpowiedzUsuń
  44. O mało nie odpłynął czując te gorące pocałunki na swojej wrażliwej skórze. Te dłonie pieszczące jego ciało.
    Opamiętał się w ostatniej chwili.
    -Nie!- zaprotestował zaraz, zaciągając koszulkę w dół. Momentalnie zaraz speszył się swojej gwałtownej reakcji i z przeuroczymi rumieńcami odwrócił wzrok od jego spojrzenia. Oddychał ciężko z ogarniającego go podniecenia.
    -Lepiej tego nie rób- odezwał się już ciszej, mniej pewnie. Nie chciał pokazywać swoich okropnych blizn, które pokrywały jego brzuch, tors i niemal w całości plecy. Długie, brzydkie ślady zazwyczaj występujące jako cztery równoległe linie nie działały zachęcająco na jego kochanków. Zresztą oprócz nich miał jeszcze mnóstwo innych. Niektóre wyglądały jakby jakaś bestia o wyjątkowo ostrych zębach chciała go przegryźć na pół. Inne zdawały się śladami po fragmentach wyszarpanej skóry.

    OdpowiedzUsuń
  45. Bez wątpienia dobrze że Massei przygotował się mentalnie, bo z Alanem wytrzymać umiało naprawdę mało osób.
    Jednak Delgado szczerze się zdziwił gdy mężczyzna minął go tylko i nic, prawie żadnej reakcji na jego zadziorność. Co tu było nie tak do cholery.
    Wyszedł na taras na którym był już chwilę wcześniej.
    Oparł się z lekką nonszalancją o barierkę i spojrzał w dół na wielki basen. Jak mu sie tutaj już podobało, albo przynajmniej bardziej bo sam fakt że był we Włoszech już poprawiał humor.
    Uśmiechnął się nikle i odwrócił tak by przysiąść sobie na barierce.- co tam u cb ? - spytał, pytanie było całkiem pokojowe i nie było żadnych emocji w nim.

    OdpowiedzUsuń
  46. Patrzył na niego spokojnie, normalnie nie przepadał za kontaktem wzrokowym bo wtedy jakoś tak łatwiej było zawsze wszystkim rozgryźć go, ale teraz nie szczególnie się tym przejął.
    - Ostatni raz widzieliśmy się przed moim wyjazdem do Rosji, no to trochę dawno - rzucił utrzymując niedbały ton głosu.- a co się takiego stało w ciągu tych dwóch ? - zapytał od tak.
    Był zawsze ciekawską osobą i po prostu lubił dowiadywać się nowych rzeczy o innych, chociaż nigdy sam nie mówił o sobie.

    OdpowiedzUsuń
  47. Tylko zarumienił się mocniej słysząc jego słowa. Jego głos aż wibrował w nim całym, poruszając każdą najmniejszą komórkę ciała. Zrobiło mu się gorąco i duszno. Na moment przymknął powieki, starając się trochę uspokoić.
    -Nie jest... cudowne- wychrypiał, przenosząc na niego zamglone spojrzenie. Jego palce jednak rozluźniły uścisk dotychczas trzymanej koszulki.

    OdpowiedzUsuń
  48. Już dawno od nikogo nie usłyszał tego typu słów. Zrobiło mu się tak cholernie miło, że aż się uśmiechnął. Ujął jego twarz w dłonie i złożył na jego ustach słodki pocałunek, jednocześnie powoli się podnosząc do siadu. Gdy ich usta się rozłączyły Cherry jeszcze przez chwilkę patrzył w te ciepłe, brązowe oczy, by w końcu odsunąć się od niego i z początku trochę się wahając, ściągnąć bluzkę przez głowę. Odrzucił ją lekko na bok, nie podnosząc wzroku na Flavia. Mimo tego co powiedział mężczyzna, trochę się obawiał jego reakcji. Bo przecież nie mógł się spodziewać, że Cherry będzie wyglądał tak paskudnie (a tak Charles uważał).

    OdpowiedzUsuń
  49. Kąciki jego ust uniosły się w krzywym uśmiechu.- pocieszająca jest myśl że nie tyko ja zrobiłem z siebie kretyna - westchnął cicho i odwrócił wzrok.- cóż zaczynając od momentu kiedy wyjechałem do tej głupiej Rosji, to nic nadzwyczajnego by się nie działo gdybym nie znalazł sobie tam chłopaka, wszystko super...ale jak zawsze z moim fartem musiało się spieprzyć bo musiałem wyjechać do Francji pozałatwiać interesy, przez co młodemu złamałem serce...dodatkowo teraz on mnie nienawidzi. No a po za tym hmm, by nie popaść w gówniane załamanie nerwowe spowodowane wieloma problemami które w krótkim czasie nałożyły się na siebie, polazłem do wojska i jak na razie jestem zawodowym żołnierzem - mówił spoglądając w bok do tego zaciskał mocniej dłonie na barierce co wyraźnie zdradzało zdenerwowanie.- po za tym, nic godnego uwagi się nie działo no chyba że interesuje cię najnowszy szczebel głupoty jaki stworzył mój brat niedawno - rzucił i pewnie by się roześmiał gdyby nie to że wspomnieniami trochę zepsuł sobie nastrój.

    OdpowiedzUsuń
  50. Zaśmiał się, z lekkim skrępowaniem. Naprawdę spodziewał się wszystkiego, tylko nie takich słów.
    -Wyglądam, jakbym wpadł pod jakąś wielką kosiarkę- mruknął, kładąc dłonie na jego umięśnionych ramionach i przesuwając je w dół na łopatki. Z każdą chwilą coraz bardziej upewniał się w tym, że Flavio jest cudownym mężczyzną nie tylko z wyglądu, ale też ma wspaniałe serce. Gdy się podniósł, najzwyczajniej w świecie przytulił się do niego, chowając nos w zagłębieniu jego obojczyka.

    OdpowiedzUsuń
  51. [Ahahaha, rozumiem. xD]

    - Wybitnym, powiadasz? - powtórzył z rozbawieniem, dogaszając papierosa w popielniczce i zmierzył go uważnym, a nawet zbyt uważnym spojrzeniem. - Jestem w stanie to sobie wyobrazić - dodał mrukliwie. - A jeśli wolno zapytać, jaki sport jest pańskim ulubionym? - padło kolejne pytanie ze strony Dannego, którego najwidoczniej ta rozmowa bardzo bawiła.
    Kto wie? Może z tego spotkania wyjdzie jeszcze coś ciekawego?

    OdpowiedzUsuń
  52. Mimowolnie zaśmiał się w jego ramię. To było... miłe, usłyszeć coś takiego. Odsunął się od niego trochę i ujął jego twarz w smukłe dłonie. Kciukami pogłaskał jego policzki by w następnej chwili obdarować jego usta słodkim, czułym pocałunkiem.
    -Dziękuję- mruknął cicho w jego usta, patrząc w jego oczy roziskrzonym, błękitnym wzrokiem. Po raz pierwszy od dawna nie przejmował się swoim wyglądem. To była miła odmiana.

    OdpowiedzUsuń
  53. Przyglądając mu się spod przymkniętych powiek, oddychał coraz ciężej przez rozchylone, malinowe usta. Z każdą chwilą rosło w nim podniecenie, co doskonale było widoczne gdy Flavio pozbył się jego ostatniej części garderoby. Nie mógł się powstrzymać od cichych westchnień i zadowolonych pomruków. Jego mięśnie drżały i mimowolnie napinały się pod jego dotykiem.
    -Flavio...- jęknął seksownie zachrypniętym głosem, gdy silny dreszcz przebiegł mu w dół kręgosłupa.

    OdpowiedzUsuń
  54. Oh, bogowie! Jak tak dalej pójdzie, Cherry niechybnie dojdzie od samych tych pieszczot zanim dojdą do czegoś konkretnego. Nie potrafił się powstrzymać od tych rozkosznych jęków i cichych westchnień.
    Gorące rumieńce, które ukazały się na jego policzkach mocno kontrastowały z jego jasną skórą. Zamglonym z podniecenia wzrokiem spojrzał w oczy mężczyzny i kusząco przesunął językiem po spierzchniętych wargach.

    OdpowiedzUsuń
  55. Daniel jedynie zamruczał potakująco, wciąż uśmiechając się pod nosem. No, no, nie ograniczamy się, tak? A to się całkiem dobrze składa.
    Dopił swoją whisky i odstawiwszy szklankę na ladę, posłał mężczyźnie wyzywające spojrzenie.
    - Zobaczymy - mruknął w jego stronę z kuszącym uśmiechem i poprawiwszy krawat zawiązany pod szyją, ruszył w stronę wyjścia, ciekaw, czy mężczyzna przyjmie to nieme wyzwanie i pójdzie za nim.

    OdpowiedzUsuń
  56. -O Boże...- jęknął przeciągle, odchylając głowę do tyłu i wyginając plecy w piękny łuk, gdy ten zaczął pieścić ustami jego męskość. To było tak cholernie cudowne uczucie.
    Oparł lewą nogę na jego ramieniu, przyglądając mu się spod przymkniętych powiek.
    Miał cichą nadzieję, że ich pijani przyjaciele nie słyszą jego głośnych jęków i westchnień, których nie potrafił powstrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  57. Zatrzymał się przed drzwiami pubu i znów zapalił papierosa, czekając chwilę na nieznajomego. Słysząc za sobą kroki, zerknął przez ramię w stronę drzwi i uśmiechnął się kątem ust do mężczyzny. Wypuścił dym z płuc, po czym, wciąż nic nie mówiąc, ruszył wolnym krokiem w stronę, a jak!, swojego mieszkania. Przecież nie mógł zdradzić swojego ukochanego łóżka, śpiąc w jakimś innym, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  58. - Może pomogło by, ale może lepiej to przemilczeć - stwierdził nagle, zmieniając zdanie.
    Usiadł na drugim leżaku. Po chwili jednak rozciągnął się wygodnie.- hmm....chyba trzeba sobie taki leżak kupić - mruknął bardziej do siebie.
    Dawno już się nie lenił, więc teraz trzeba było korzystać z chwili luzu.
    Przeciągnął się lekko.

    OdpowiedzUsuń
  59. [To czytaj kartę i kształtuj zdanie, misiałku : D]

    OdpowiedzUsuń
  60. Mięśnie jego ud drżały pod pieszczotami Flavia zupełnie bez woli Cherrego. Blondyn przymknął powieki, czując jak z każdą chwilą coraz ciężej mu się oddycha. W tej chwili nie potrafił się skupić na niczym innym tylko na dotyku mężczyzny. Jego gorących ustach. Jego dużych, szorstkich dłoniach. To było aż niemożliwe jak bardzo go pragnął. Od samych pieszczot kręciło mu się w głowie.

    OdpowiedzUsuń
  61. - Spoko, dwa leżaki...dużo pewnie nie będzie mnie to kosztować.- niemal się zaśmiał. Wydać to by pewnie dużo nie wydał, ale pewnie i tak nawet jednego nie kupi.
    Uśmiech mężczyzny hmm, albo nie podziałał na Alana albo dobrze zostało to ukryte.
    Rozciągnął się wygodniej. Teraz to by się najchętniej zdrzemnął w ostatnich promieniach słońca. Jak dawno już tak nie kimał.
    Zerknął na niego słysząc pytanie.- dwa tygodnie, chociaż może dłużej posiedzę...ale wtedy przeniosę się do rodzinnej chaty - odpowiedział.
    Dłuższe wakacje mu się przydadzą, a że urlop i tak mial długi jeszcze to nie miał żadnej przeszkody by zostać tu dłużej.

    OdpowiedzUsuń
  62. Jęknął przeciągle w jego usta, mimowolnie się napinając gdy poczuł jego palce w sobie. Objął ramionami jego kark, nie chcąc by ten zbyt szybko się odsunął, a udami objął go w pasie, ocierając się o niego. Ssał i kąsał jego wargi, wciągając go w namiętny pocałunek.

    OdpowiedzUsuń
  63. Nikle się uśmiechnął słysząc taką odpowiedź, jednak nie dziwił się. Najlepiej było teraz w ogóle się nie odzywać.
    Po jakimś czasie nie chętnie ruszył się z leżaka, słońce i tak już praktycznie zniknęło z włoskiego nieba.
    Wszedł z powrotem do domu, zgarnął swoje rzeczy z holu gdzie je zostawił i polazł na górę. Wrzucił wszystko do pierwszego wolnego pokoju, przebrał się w coś luźniejszego i pierwszym jego planem było wpaść do basenu. Woda na pewno zdążyła się przez cały dzień nagrzać.
    Jak planował to i zrobił, parę minut później siedział już w basenie, opierał łokcie o brzeg basenu. woda była chłodniejsza niż miał nadzieje, ale nie przejmował się tym.
    Podniósł wzrok na Flavio gdy ten pojawił się w polu jego widzenia.

    OdpowiedzUsuń
  64. [Dobra laska, zaczynam i nie marudź mi, że źle xDD]
    Hotel w którym pracował Nathan był stosunkowo blisko lotniska, dlatego też czasem restauracja karmiła specjalnych gości, których zamówienie mógł przyjąć tylko i wyłącznie szanowny szef kuchni, tak też stało się i tego dnia. Specjalni goście dostawali specjalne karty i mogli sobie zamówić specjalne żarełko.
    Tego dnia łysy łeb wcisnął się do kuchni i rzekł.
    -Szefie, jakiś specjalny kilient do pana.- powiedział. Nathan w tej chwili rzucił wszystko i poszedł do lady, gdzie spotkał mężczyznę. Uśmiechnął się grzecznie i przejrzał podsuniętą mu kartę.
    -Specjalny gość...- mruknął.- Znowu Włoch w naszej restauracji.- odparł. Koleś nie wyglądał jakoś wyróżniająco się, normalny facet. Nogi, głowa, ręcę, tyłek(swoją drogą całkiem fajny).
    -Co podać?- zapytał stanardowo puszczając mu przy tym perskie oko.

    OdpowiedzUsuń
  65. Czując silny skurcz biegnący w dół kręgosłupa, aż zacisnął mocniej palce na jego ramionach, pozostawiając po paznokciach zaczerwienione ślady. Oh, Boże! Jeszcze chwila, a dojdzie od samych tych pieszczot. Oderwał się od jego ust, łapiąc oddech i zaraz wtulił nos w bok jego szyi.
    -Flavio... błagam...- zaskomlał cicho, cały drżąc w jego ramionach. Zacisnął mocno powieki, czując jak pojedyncze łzy, z tej nieopisanej rozkoszy, urywają mu się z jasnych rzęs.

    OdpowiedzUsuń
  66. [Pewnie, że jesteśmy :D Wątek, powiązanie, cokolwiek zechcesz! xD]

    OdpowiedzUsuń
  67. [Po całym tygodniu nocnych zmian mój mózg jest wyprany lepiej, niż szop na wesele, ale może coś się znajdzie. Hm... To może tak niestandardowo? Jeśli Flavio jeździ samochodem, albo motorem, mógłby przez przypadek potrącić Miszę, odwiedzić go w szpitalu i w ogóle, i w szczególe. Wiesz, zająłby się chłopakiem, żeby jakoś zrekompensować mu wypadek. Co powiesz? :P]

    OdpowiedzUsuń
  68. Zgadzał się całkiem z nim, kąpiel w basenie była jak nic najlepsza.
    Odepchnął się od brzegu i nabrał tylko powietrza w płuca nurkując. Opadł znów na samo dno, siedział tak aż do momentu gdy miał już mało powietrza. Wypłynął na powierzchnię, przeczesał palcami włosy by te nie opadały mu na oczy. Podpłynął do Flavio, już samo jego spojrzenie jasno mówiło co zrobi. Złapał go za nogę i zapierając sie o ścianę basenu wciągnął go do wody.
    Odpłynął kawałek.- wyglądałeś jakbyś zaraz miał się rozpłynąć ze szczęścia bo masz wolne - rzucił cicho.

    OdpowiedzUsuń
  69. [Myślę, że może lubić kwiatki :P To teraz pytanie: zacznieeeesz? Ładnie proszę. ^^]

    OdpowiedzUsuń
  70. Cherry rozchylił malinowe usteczka w niemym krzyku, czując jak penis Flavio wsuwa się w jego gorące wnętrze. Tej rozkoszy, jaką w tej chwili czuł, nie dało się opisać słowami. Na moment zapomniał, że powinien oddychać. Smukłe palce zacisnął na ramionach Włocha, pozostawiając na skórze czerwone ślady po paznokciach.
    Solter już dawno nie czuł się tak dobrze. Cholera. Wspaniale. Nie potrafił skupić myśli na czymkolwiek innym, niż ten cudowny, wspaniały, seksowny...
    -Flavio!- wyrwało mu się zduszonym głosem, gdy ten wsunął się w niego cały, podrażniając prostatę blondyna i jednocześnie wywołując u niego fale przyjemnych dreszczy.

    OdpowiedzUsuń
  71. [Pięćdziesięcioprocentowej pisze się razem, blogger się nie zna. :P]

    Spojrzał na mężczyznę kątem oka i uśmiechnął się kątem ust w odpowiedzi na ten jakże wiele obiecujący uśmiech. Zaciągnął się papierosem, spokojnym krokiem prowadząc mężczyznę do swojego mieszkania.
    - Mam nadzieję, że masz raczej dłuższą chwilę wolnego - odezwał się, gdy wchodzili do windy w jednym z apartamentowców. - Sporty lubią męczyć, więc dobrze byłoby uwzględnić również chwilę na odpoczynek - zauważył, opierając się plecami o lustrzaną szybę i wciskając guzik z cyfrą ostatniego piętra.

    OdpowiedzUsuń
  72. Kiedy znalazł się pod wodą, w pierwszej chwili próbował się uwolnić i wypłynąć. Opanował jednak ten dziwny strach.
    Złapał go za nadgarstki i odepchnął od siebie. Wypłynął na powierzchnię.- wyluzuj się trochę facet..- rzucił gdy już odkaszlnął.
    Przepłynął kawałek i stanął sobie po prostu bo tu już sięgał dna.

    OdpowiedzUsuń
  73. W pierwszej chwili, gdy Ryan wpadł do łazienki, zupełnie nie wiedział co się dzieje. Był tak zamroczony przyjemnością, że ledwo docierały do niego słowa przyjaciela. W myślach wyzywał Flavia od sadystów, bo jak tak mógł nagle się zatrzymać i dopiero widok sikającego rudzielca dostatecznie go orzeźwił by zdołać się zawstydzić. Zapewne gdyby nie te gorące rumieńce na jego policzkach, byłoby widać jego zażenowanie.
    Ledwo wymienił spojrzenia z przystojnym Włochem gdy znów zatonął w tych obezwładniających pocałunkach. W ciągu ułamka sekundy zapomniał o Ryanie. To wszystko było jak jakiś cholernie nierealny sen. Tyle, że jeszcze nigdy nie miał tak realistycznego, erotycznego snu. Oh, bogowie! Jeszcze chwila, a dojdzie.

    OdpowiedzUsuń
  74. - Jazda konna mówisz? - aż się uśmiechnął na tę wzmiankę i chwyciwszy mężczyznę za pasek spodni, przyciągnął go do siebie stanowczo. - Śniadanie masz, jak w banku. A potem mogę cię zabrać na prawdziwą jazdę konną, o ile się nie boisz - dodał z łobuzerskim uśmieszkiem na ustach.
    Ledwie chwilę później już wpijał się w usta nieznajomego, wciągając go w namiętny pocałunek.

    OdpowiedzUsuń
  75. - uciekam bo próbowałeś mnie utopić w zemście - stwierdził. Podpłynął do brzegu basenu kawałek od miejsca gdzie rozwalił się mężczyzna.- pobawić ? - przechylił głowę nieco zaciekawiony tym.
    - a w co ty niby chcesz się bawić ? - oparł łokcie na brzegu. Był ciekaw co ten wymyślał teraz.

    OdpowiedzUsuń
  76. Daniel roześmiał się pod nosem, prezentując przyszłemu kochankowi - bo co do tego nie było już wątpliwości - swój, jakże czarujący uśmiech. W tym samym czasie cichy dzwonek poinformował ich o tym, iż winda dotarła do miejsca swojego przeznaczenia.
    - Nie powiem ci tak od razu, zepsułbym całą zabawę - odpowiedział rozbawiony i wyminąwszy ciemnowłosego, pociągnął go za szlufkę do drzwi swojego mieszkania, które otworzył, wprawnym ruchem przekręcając klucz w zamku.
    Wpuścił Flavia do środka i ściągnąwszy z ramion marynarkę, odrzucił ją na jeden ze skórzanych foteli stojących w przestronnym, nowoczesnym salonie.
    - Czuj się, jak u siebie - mruknął, uśmiechając się kątem ust i rozpiąwszy kamizelkę, poluzował krawat, kierując się do kuchni, oddzielonej od reszty mieszkania jedynie szeroką ladą. - Drinka?

    OdpowiedzUsuń
  77. Jęknął cicho, gdy ten postawił go na nogach. Ledwo potrafił się utrzymać na drżących kolanach. Krew szumiała mu w skroniach, a męskość pulsowała boleśnie, domagając się spełnienia. Nie chcąc wylądować na podłodze objął go ramieniem w pasie, przysuwając się do niego jak najbliżej.
    -Co robisz?- jęknął cicho, nie rozumiejąc dlaczego Massei przestał się z nim kochać. Wszystko w nim pulsowało i drżało nie pozwalając się na niczym skupić.

    OdpowiedzUsuń
  78. Patrzył na niego jak na jakiegoś dziwaka. Najdziwniejszych tekstów się spodziewał po nim, ale nie czegoś takiego.
    - masz coś z głową ? za dużo słońca ? - spytał cicho, ale nie oczekiwał odpowiedzi.
    Wyszedł z wody i pochylił sie nieco nad nim.- myślisz że co ja jestem jakiś służący ? - syknął cicho. Nigdy nie robił niczego jeśli w tym nie było korzyści dla niego.
    Chociaż gdy przemyślał to na szybko, wino to nie głupi pomysł.- a mniejsza z tym - rzucił i zniknął na chwilę wchodząc do budynku. Wrócił szybko, wybrał trzy młodsze rocznikowo wina by w razie czego właściciel nie pluł się że zniknęły. Dał mu jedną butelkę, drugą postawił na kafelkach, a trzecią wziął dla siebie.
    Będac jeszcze w domu, zorientował się i otworzył wszystkie trzy tylko jedną zatkał lekko znów korkiem.
    Obracał lekko butelkę tak by nie wylać zawartości.

    OdpowiedzUsuń
  79. [E, nie szkodzi. :D]

    - Może być szkocka? - zapytał, luźno przewieszając krawat przez kark i otwierając barek, w którym trzymał alkohole. - A może wino? Ewentualnie szampan, co by wznieść toast za, oby udane, spotkanie? - zaproponował z rozbawieniem.
    No proszę, jego gość tak z kulturą do salonu, a tymczasem Danny pewnie od razu zaciągnąłby mężczyznę po schodach wprost do swojej ukochanej sypialni. Chyba nawet by do niej pasował, jakby się tak bliżej jegomościowi przyjrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  80. Gdy Włoch wziął go na ręce, zupełnie nie wiedział co się dzieje. Objął tylko mocniej jego kark, nie chcąc by ten go czasem upuścił w drodze do salonu (Boże, chwała ci za to, że z łazienki do salonu trzeba było tylko przejść dwa kroki przez korytarz!) Jego ciało zadrżało z niespełnionej rozkoszy gdy mężczyzna ułożył go na miękkiej kanapie.
    -Cholera, Flavio!- zaskomlał, wyginając się pod nim w łuk, gdy poczuł w sobie jego palec.
    -Proszę cię- jęknął, czując jak gorące łzy spływają mu po skroniach i nikną w jasnych kosmykach. Nie przywykł do tego by tak się nad nim znęcać. Nie był wytrzymały. Cierpliwy tym bardziej. Takie pastwienie się powinno być zakazane!

    OdpowiedzUsuń
  81. Westchnął cicho z rezygnacją.- Przeginasz..- stwierdził cierpko. Otwarta butelka którą się przed chwilą bawił, ostawiona została na bok. Teraz jakoś lepszą rozrywką była lampka wina.
    Upił łyk, o tak wino bylo bardzo dobre.- i nie mów do mnie dzieciaku - dodał jeszcze. On często mówił do innych "młody" ale do niego nie mówiło się tak, bo po prostu tego nie trawił.

    OdpowiedzUsuń
  82. - Daniel - odparł, sięgając po butelkę starego, wytrawnego wina. - Daniel Victor Reed, do usług - przedstawił się już w pełni, kłaniając się z uśmiechem swojemu gościowi, zanim rozlał alkohol do dwóch kieliszków. - Z kim w takim razie mam przyjemność? - zapytał w odwecie, podchodząc do niego i wręczając mu kieliszek.
    Usiadł obok i stuknął o drugie naczynko własnym.

    OdpowiedzUsuń
  83. Gdy Flavio uderzył w jego prostatę, z gardła blondyna wyrwał się krzyk, a plecy wygięły w piękny łuk. Aż pociemniało mu na moment przed oczami.
    -O Boże- jęknął słabo, zaraz unosząc drżące ręce i obejmując nimi kark mężczyzny.
    Złożył jeden z najsłodszych pocałunków na jego ustach, kontrolując się resztkami silnej woli. Wiedział, że jeszcze kilka pchnięć i dojdzie.

    OdpowiedzUsuń
  84. Popatrzył na niego niezbyt przyjaźnie.
    Upił jeszcze wina i nieco się przygarbił opierając łokcie na kolanach.
    - nie jestem wrażliwy - warknął cicho, no dobra ostatnio łatwo było go wkurzyć.- od paru dni mam wrażenie że wszyscy na około za cel postawili sobie wkurzenie mnie - stwierdził cierpkim tonem.
    Ciągle jakieś problemy się pojawiały, nie miał w ogóle spokoju. Zmiażdżył go spojrzeniem słysząc znów "dzieciaku".

    OdpowiedzUsuń
  85. Misza zazwyczaj nie miewał pecha. Pomijając tego życiowego, który sprawił, że chłopak był, jaki był, mając takie, a nie inne przypadłości. Ale tego inaczej, niż mianem pecha nie dało się nazwać. Chociaż... było to szczęście w nieszczęściu. Bo, owszem, wpadł pod samochód i wyglądało to dość poważnie, ale ostatecznie z całego zajścia Dragovich wyszedł jedynie ze złamanym piszczelem, obitymi żebrami i wstrząsem mózgu. Jak na wypadek źle nie było.
    Tego dnia, jak i w ciągu dwóch poprzednich, leżał sobie spokojnie w swojej sali, leniwie spoglądając na telewizor wiszący w jednym z rogów pomieszczenia, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi i do środka wszedł mężczyzna w mundurze, dzierżąc w dłoniach bukiet goździków, który z resztą chwilę później podał zszokowanemu Miszy.
    Chłopak zamrugał parokrotnie powiekami, otwierając delikatnie usta, jednak zaraz je zamknął i odebrał bukiet, uśmiechając się delikatnie.
    - Dziękuję - odpowiedział, wciąż spoglądając na mężczyznę niepewnie. - Ale... kim pan jest? - wypowiedział nurtujące go pytanie, nie mając pojęcia, skąd mógłby go znać.

    OdpowiedzUsuń