G a b r i e l F i n n W e l c h
◊ Lat 25 ◊ Ur. 27 maja 1988 roku w Miami ◊
◊ Zamieszkuje niewielki apartament na obrzeżach miasta ◊
◊ Właściciel nowoczesnego klubu ,,Rogue'' ◊
Miami. Miasto znane na całym świecie. Duże, głośne, żyjące własnym życiem, pełne
śpieszących się wszędzie ludzi. Miasto pełne wysokich wieżowców, urządzonych w
przepychu hoteli, wielkich apartamentowców, jak również sklepów, burdeli,
szkół, szpitali i wielu innych miejsc, które przecież znajdują cię w co drugim
mieście. Więc co takiego wyróżnia Miami od innych miast? Co takiego
sprawia, że wszyscy kochają to miasto? Gabryś już od wielu lat zadaje sobie to
pytanie. Bo choć się tutaj urodził, nigdy nie widział niczego wyjątkowego w tym
mieście. Od zawsze wydawało mu się one zepsute. Nic więc dziwnego, że już od
dawna garnął się do wyjechania stąd. Jednak wciąż tego nie zrobił. Dalej przechadza
się ulicami Miami. Miasta, które znienawidził. Miasta, które pełne jest
zepsutych, rozpieszczonych dzieciaków. I zapewne, gdyby żył wśród nich, gdyby
był taki jak one, kochałby to miejsce. Miami było idealny dla ludzi
towarzyskich, lubiących dobre imprezy i oczywiście mających pieniądze. Ale nie
dla niego. Nie dla człowieka jakim był Gabryś, który najchętniej zaszyłby się
gdzieś na wsi i zajmował się czymś pożytecznym. Jednak zacznijmy wszystko od
początku…
I znowu wracamy do Miami. Bo to właśnie tam na świat przyszedł Gabriel Finn Welch. Syn pozornie kochającego się małżeństwa, dwóch
zupełnie różnych osób, które jakimś cudem spłodziły uroczego chłopca.
Był to dokładnie dwudziesty siódmy maja tysiąc dziewięćset
osiemdziesiątego ósmego roku w jednym z nowojorskich szpitali. Ojciec,
sztywny i wyrachowany, acz nic nie znaczący dziennikarz oraz matka,
wiecznie uśmiechnięta i ciepła pani domu, a do tego starsza o rok
siostra Cornelia, wiecznie rozkapryszone dziecko. Ot, zwykła rodzina,
nie wyróżniająca się niczym szczególnym spośród innych, gdzie wieczne
kłótnie i sprzeczki były na porządku dziennym. Mimo wszystko, Gabriel
miał szczęśliwe dzieciństwo. Co z tego, że nie był bogaty? Co z tego, że
jego rodzice nie byli nikim wielkim w Miami? Najważniejsze było
to, że miał kochającą rodzinę i nie mieszkał gdzieś pod mostem, prawda?
Zresztą, chłopaczyna był zawsze uczony przez matkę, że należy się
cieszyć nawet z małych rzeczy i tak mu pozostało.
Nie ma sensu szczegółowo opisywać jego młodzieńczych lat. Był jak
większość nastolatków w jego wieku. Buntował się, chciał wszystkiego
spróbować, wagarował, łaził po imprezach, gdzie zaszywał się gdzieś w
kącie i popijał piwo. Mimo to, z roku na rok zdawał do następnej klasy z
dość dobrymi ocenami, dzięki odziedziczonej po matce inteligencji,
której i tak potencjału nigdy do końca nie wykorzystywał. Był po prostu
na to zbyt leniwy. Tak leniwy, że gdy przyszło co, do czego, zamiast
pójść na studia, aby po nich znaleźć pracę, ten postanowił postawić
wszystko na jedną kartę i z pomocą kuzyna założył klub w centrum miasta
rodem z tych wszystkich najnowszych filmów. I choć początki były trudne,
z czasem mały interes zaczął się rozkręcać do tego stopnia, że teraz
jest jednym z najlepszych klubów w mieście. I choć Gabryś mógłby się
pławić w luksusie, ten zamieszkał w małym mieszkaniu na obrzeżach miasta, gdzie
czuje się najszczęśliwszy na świecie.
,,Who, who are you really and where, where are you going
I got nothin’ left to prove, Cuz I got nothin’ left to lose''
I got nothin’ left to prove, Cuz I got nothin’ left to lose''
Mimo pozorów, naprawdę trudno jest opisać charakter tego mężczyzny. Nie
da się poznać go w zaledwie jeden dzień. Na to trzeba byłoby poświęcić
przynajmniej kilka miesięcy. Co poradzić, skryty z niego osobnik.
Zazwyczaj trzymający się na uboczu, gardzący rozszalałym tłumem.
Spytacie więc dlaczego też założył własny klub? Ano biedaczyna od zawsze
garnął się do poznawania nowych osób, a przecie takie miejsce jest
idealne, aby zawrzeć nowe znajomości. Sprzeczne to wszystko, czyż nie?
Ale Gabryś od dawna jest pełen podobnych sprzeczności. Sam nie wie czego
chce, wciąż nie wie czego pragnie, zupełnie jak baba cierpiąca wiecznie
na zespół napięcia przedmiesiączkowego. A na karku ma przecież
dwadzieścia pięć lat! A mimo to, dalej zachowuje się jak typowy
lekkoduch. Nieodpowiedzialny, nierozważny i lekkomyślny, a do tego
infantylny. Skomplikowany, pełen dziwactw i szalonych
pomysłów, wyglądający na osobę, która by muchy nie skrzywdziła. Bo tak
jest w rzeczywistości. Tak, tak, prawdziwy z niego empata.
Pocieszy, przytuli, przyniesie coś słodkiego na poprawę humoru, a jego
koszula zawsze może służyć za chusteczkę do nosa. Wierny przyjaciel i na
pewno marny wróg. Zamiast zacząć się bić czy wyzywać, on ucieknie
gdzieś daleko, z dala od niemiłych ludzi. Jednak nie jest ofiarą losu, o
nie. Po prostu to taki spokojny typ, który woli trzymać się z dala od
kłopotów, a raczej sprzeczek z innymi osobami.
Gabriel posiada wady i zalety, jak każdy. Niestety, u niego chyba więcej
jest wad, niż zalet. Nie dość, że zachowuje się jak jakiś nierozważny
sześciolatek i potrafi zmieniać zdanie w ciągu dwóch sekund, zupełnie
jak dziewczyna to jeszcze jest strasznie niepunktualny, bo przecież nie
posiada czegoś takiego jak zegarek. Wiecznie roztrzepany, więc nie
dziwcie się jak będzie latał po mieście w poszukiwaniu swoich zagubionych
rzeczy i okropny z niego bałaganiarz, który rozrzuca po mieszkaniu swoje
ciuchy, porwane kartki czy inne, niepotrzebne rzeczy. I jest zbyt leniwy,
aby do wszystko posprzątać, ot co. Zresztą, sam mawia na to 'artystyczny
bałagan', w którym o dziwo wszystko odnajduje i to lepiej, niż gdyby
posprzątał. A propos jego lenistwa, na szczęście nie przekłada się ono
na naukę. Cóż, zawsze było z niego ambitne stworzenie o otwartym umyśle,
które chłonie naukę jak gąbka wodę. A kiedy mu coś nie wychodzi,
pracuje nad tym dotąd, aż w końcu uda mu się to osiągnąć. O tak, uparte z
niego chłopie, które robi prawie wszystko, aby dojść do upragnionego
celu. Jedyne od czego się wtedy powstrzymuje to wykorzystywanie ludzi.
On po prostu taki nie jest. Nie umie manipulować innymi, nie jest w
stanie nimi dyrygować. To raczej jego trzeba pokierować, inaczej sam nie
będzie wiedział co ma robić. Dlatego zazwyczaj liczy wtedy na swych
bliskich przyjaciół, bo to taka ufna osoba jest. Niestety, dość często
zawodzi się na innych, aczkolwiek stara się tego nie okazywać i dalej
idzie przez życie, ucząc się na popełnionych błędach.
◊ AFILIACJE ◊ GALERIA ◊ WSPOMNIENIA ◊ MUZYKA ◊
----------------------------------------------------------------------------------------------
Witam serdecznie wszystkich zebranych! Karta wykorzystana na innym blogu, acz
autorstwa mojego!
Zdjęcia pochodzą z tumblr.com.Cytat w tytule: Hunter - Labirynt Fauna
Wątki - tak, powiązania - tak, więc głupio się nie pytać, bo zagryzę. I
błagam, jak ja się rozpisuje, to i wy to zróbcie, bo jak na moje
wypociny odpiszecie dwoma linijkami to zatłukę.
Dziękuję za uwagę i zapraszam do wątków.
[W zasadzie to idę spać, ale i tak się jeszcze podjarałam na sam koniec *-* omgomgomg jaki boski chłopiec! A teraz dobranoc, świecie!]
OdpowiedzUsuń[Witam, pomysł na wątek mam, ale najpierw muszę zadać kluczowe pytanie. Jakiego typu klub założył Gabryś? Techno-party klub, zwykły, rockowy?]
OdpowiedzUsuń[Ja na wątek mam chęci powiem szczerze, tylko przychodzę z takim pytaniem czy masz na niego pomysł? Zacznę rzecz jasna]
OdpowiedzUsuń[o, fajowo, no to zaczynam (;]
OdpowiedzUsuńLubił takie kluby. Lubił kolorowe, bijące się między sobą neony, uderzające powoli w jego oczy. Lubił się odmóżdżać. Lubił chlać tak długo, aż jego szczęka dotykała podłogi, a później lubił się pieprzyć. Bo dlaczego nie? Każdy lubił.
Dzień przed dostał najwyższą w swojej karierze instalatora kablówki pensję, no niby zarabiał też grywając na gitarze jako supporter (a był w tym całkiem niezły), ale to nie umywało się do sumki, którą zgarnął ostatnio. Właściwie, nie miał zielonego pojęcia za co, ale to nieważne. Tak czy siak, postanowił uczcić ten swój wspaniały sukces, w tejże okolicy. Padło na feralny klub.; Powoli przekroczył jego próg, rozglądając się w okół uważnie. Ludzi było dużo z racji na późną porę. Niczym król zasiadł przy barze i zamówił, może nie najdroższą, ale też nie najtańszą whiskey.
[Postać ciekawa, już też widzę że na wątki jest chęć...tylko problem bo nie mogę wymyślić nic ciekawego na początek x/ masz może jakiś pomysł ? to bym zaczęła ;)]
OdpowiedzUsuń[O spoko, przyjaciele którzy stracili ze sobą kontakt to będzie ciekawe. No i w clubie jak najbardziej pasuje też. no to zaczynam xP]
OdpowiedzUsuńSzedł ulicą z grupką znajomych, szli na imprezę do clubu do którego w życiu by nie poszedł teraz. Nie to że nie lubił takich miejsc, po prostu nie miał nastroju. Wiedział że ten jego przymusowy urlop może skończyć się następnym gdy dostanie wiadomość że stracił robotę. No i to go dobijało, dlatego nie był zbyt pozytywnie nastawiony na takie wypady, no ale weź wygraj z grupą upartych typów.
Tak więc gdy znaleźli się u celu, przeszedł przez tłum bawiących się i usiadł na stołku barowym.
Podciągnął rękawy czarnej koszuli do łokci i z przyzwyczajenia rozpiął dwa guziki pod szyją. Patrzył chwilę na listę alkoholi chociaż robił to niepotrzebnie. Bo i tak koniec końców zamówił najmocniejszy jaki tu był. Może czymś go tutaj zaskoczą.
W zamyśleniu roztarł kark i odwrócił sie na stołku by rozejrzeć się po otoczeniu.
[Więc witam i również zapraszam :)]
OdpowiedzUsuńSą takie dni w życiu lekarza, kiedy naprawdę nie ma ochoty na nic więcej niż zamknięcie się w swoim gabinecie. Tak było dzisiaj. Chester, wyrabiając specjalizację z onkologii doskonale zdawał sobie sprawę, że tutaj ludzie umierają każdego dnia, że wszyscy pacjenci narażeni są na ryzyko. Ale chciał im pomagać. Niestety czasami ambicje i dobre chęci nie wystarczają, żeby uratować czyjeś życie. I choć Ches dopiero zaczynał pracę jako onkolog, a raczej był pomocnikiem głównego oddziału onkologicznego w szpitalu, w którym pracował, przeprowadził już kilka ciężkich operacji, pożegnał kilku pacjentów. Dzisiaj jednak było inaczej. Nie umarł żaden dorosły, żaden starszy człowiek. Tylko mała dziewczynka, która w zasadzie nie przeżyła jeszcze nic. Chester w jakiś sposób się z nią związał, czuł więź, której nie mogło przerwać nic... prócz śmierci. Był przygnębiony, wręcz odrętwiały. Jego starsi koledzy poklepywali go po ramieniu, mówiąc że wszystko będzie w porządku, a on nie wiedział co ze sobą zrobić. Jego przełożony doszedł do wniosku, że musi mieć coś do roboty, więc dał mu pacjenta. Ches wziął kartę oraz teczkę owego pana i ruszył korytarzem, by w końcu zajrzeć do sali leżącego na trzecim piętrze mężczyzny.
OdpowiedzUsuń[Mam nadzieję, że da się znieść]
Ukradkiem obserwował roześmiane kobietki, kiedy jego uwagę odciągnął mężczyzna stojący po drugiej stronie barykady. Niby wolał mężczyzn, ale piękna kobiecym ciałom odmówić nie mógł, za żadne skarby. Podniósł szklaneczkę w górę, przez ścianę szkła obserwując barmana.
OdpowiedzUsuń- A co możesz mi polecić? - Od razu przeszedł na "ty", nie znosił zwracać się do kogokolwiek per pan, to było takie niewygodne.
Parę minut wcześniej akurat dostał już zamówiony alkohol, zdążył upić tylko łyk gdy usłyszał pytanie, a później jeszcze swoje imię.
OdpowiedzUsuńOdwrócił się zdziwiony i uśmiechnął wesoło.- Gabryś - mruknął i zaśmiał się.
- Co tam u ciebie ? - spytał po chwili. No to jego humor znów był super, mimo że miał sporo kłopotów teraz to spotkanie przyjaciela jakoś to wszystko wyciszało.
Tego się nie spodziewał. Rzadko kiedy trafiał na kogoś znajomego w szpitalu. Jeżeli już było to w przychodni, jakiś katar czy zszywanie głowy. Proste sprawy. Widząc Gabrysia tutaj naprawdę się zdziwił. Uśmiechnął się na powitanie, po czym usiadł na krześle obok niego. Póki mężczyzna spał, lepiej go nie budzić. Niech odpocznie. Chemioterapia potrafiła wymęczyć nawet najsilniejszych, Chester nie raz widział jak prawdziwi twardziele miękli po dawce chemii. Obserwowanie czegoś takiego było nie tyle przygnębiające, co po prostu straszne.
OdpowiedzUsuń-Gabriel... - wziął głębiej powietrze do płuc. - No akurat Ciebie to ja się nie spodziewałem tutaj zobaczyć - dodał. - Tak, pracuję tutaj... w zasadzie od dwóch lat. Teraz kończę pracę nad specjalizacją. Ktoś z rodziny? - zapytał, skinąwszy głową w stronę łóżka chorego.
[Możesz zostać klientem. Będzie nawet zniżka...]
OdpowiedzUsuńChester wstał na chwilę z miejsca, żeby spojrzeć na kartę pacjenta. Sięgnął po chwili do szuflady przy łóżku wujka Gabriela i wyjąć strzykawkę. Wbił igłę w rurkę od kroplówki.
OdpowiedzUsuń-Będzie spał jeszcze jakiś czas, dostał leki przeciwbólowe. Jeżeli chcesz możemy się trochę przejść - powiedział, unosząc pytająco brwi.
W zasadzie siedzenie i patrzenie na chorych potrafi być bardziej przygnębiające niż rozmowa z nimi. Byli przecież tacy pacjenci, którzy obracali swój stan całkowicie w żart. Chester ich podziwiał. Byli silni, mimo że przecież mogli umrzeć w każdym momencie. On nie wiedział, czy byłby w stanie pokazywać takie męstwo. Pewnie nie. Byłby jednym z tych załamanych chłopców...
Poprawił mężczyźnie poduszkę, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi do sali. Czasami kręcili się tutaj inni pacjenci, którzy nie zdając sobie sprawy, że ktoś śpi, mogliby go niechcący obudzić. Człowiek chory lepiej jak śpi. Nie czuje bólu, nie czuje tego złego świata, który jest na wyciągnięcie ręki.
OdpowiedzUsuńDołączył do Gabrysia, wsuwając ręce do kieszeni białego, lekarskiego fartucha. Przyjrzał mu się uważnie. Chłopak naprawdę wyrósł od ich ostatniego spotkania. Wyprzystojniał. Zmężniał. Zdecydowanie wiek dodał mu i urody i uroku. W końcu Chester nie mógł mu tego teraz odmówić. Chociaż w zasadzie Gabriel od zawsze był jednym z przystojniejszych facetów, jakich Czes znał. A znał ich przecież całkiem sporo!
-A ty? Gdzie pracujesz? - zapytał, co by nie szli tak w milczeniu.
[Ej, ej, ej. Ja bym tak wątek chciała :>. Można?]
OdpowiedzUsuńPochylił się nieco w jego stronę, w clubie jak to w każdym tego typu miejscu było głośno.
OdpowiedzUsuń- niezła miejscówka trzeba przyznać - mruknął, słysząc co u niego przez chwilę milczał.
- U mnie, bywało lepiej....chyba straciłem robotę.- wymruczał ponuro.- Byłem poza krajem jeszcze pięć dni temu..- dodał niechętnie. To nie był zbyt dobry temat, bo był jeszcze świeży, a on jeszcze nie wyszedł z lekkiego załamania. Lubił swoją pracę, lubił wojsko, a tu taki szajs się zrobił.
- nie ma za co - rzucił cicho i na raz wypił cały alkohol ze swojej szklanki. Chyba się dziś upije, to chociaż poprawi mu nastrój.- Wysłali mnie na przymusowy Urlop, bo przypierdzieliłem z pięści w twarz pułkownikowi, a ten chciał by od razu mnie wywalili....jednak jeden z generałów najwyraźniej mnie lubi bo stwierdził że trzeba o czymś takim na spokojnie rozmawiać. Powiedział mi że spróbuje się dogadać z gościem, ale teraz najlepiej bym się nie pokazywał tamtemu na oczy. Więc tkwię tutaj i czarno to widzę - streścił całą sytuację. Gabriel był jedną z niewielu osób której mógł opowiedzieć o problemach swoich.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście sny i marzenia były tym, co każdy człowiek powinien mieć i jeśli chodzi o to pierwsze, chociaż pamiętać. Marzenia Chestera były dość przyziemne, bo w rzeczywistości było tylko jedno. Rzecz jasna się do tego nie przyzna, bo już sam siebie ma za żałosnego. Po co inni też by go za takiego mieli mieć? Lepiej już milczeć.
OdpowiedzUsuń-Byłem tam kilka razy - powiedział, myśląc o nazwie klubu. W zasadzie było całkiem nieźle. Muzyka spoko, ludzie też całkiem do zniesienia, można było i usiąść i potańczyć. Wszystko to, co najwazniejsze w klubie, można było tam odnaleźć. Chociaż Ches rzadko chodził do klubów to tam trafił już z trzy, może cztery raz. Zazwyczaj zachodził na imprezy do znajomych czy to na plaży, czy w domu.
Lekkim skinieniem podziękował za dolany trunek którego od razu upił łyk.
OdpowiedzUsuń- Zasłużył, żebyś wiedział że zasłużył....to że w wojsku pojawiają się męskie dziwki, nie znaczy że sukinsyn może łapać się za każdego - burknął ponuro i dość chłodno. Nie pierwszy raz spotkał się z czymś takim, ale pierwszy raz stracił nad sobą aż tak cierpliwość.
Odetchnął cicho.- Oby nie wywalili, bo jak stracę robotę będę musiał męczyć się z ojcem i bratem - rzucił niezadowolony.
- Beznadziejna sprawa..- rzucił jeszcze.
[Powiem tak, pomysły miewam albo dziwne albo gówniane, niestety. Tak więc jeśli coś masz to dawaj, a jak nie to pomyślimy razem ;]]
OdpowiedzUsuńOn wstydził się swoich marzeń, bo nie powinien ich mieć. Powinien mieć jakieś normalne, a nie... takie. James. James zawsze był jego marzeniem. Tym nieosiągalnym. Tyle że to było głupie. Doskonale wiedział, że nigdy nie będzie mógł go mieć, że pewnie nawet nie spotkają się więcej niż dwa razy do roku.
OdpowiedzUsuń-Ja nie mógłbym przeżyć bez szpitala - przyznał. - Mam stałych pacjentów, którzy nie czuli by się już swobodnie przy nikim innym. Podejrzewam jednak, że praca przy klubie, a w szpitalu znacznie się różni.
Inaczej być przecież nie mogło. Każda praca w jakiś sposób była kompletnie inna. Gdyby nagle teraz wszystkie stały się takie same, nikt nie czułby potrzebny jej spełniania.
[Mnie również bardzo się podoba ^ ^]
OdpowiedzUsuńNim nie łatwo było zmanipulować, bo to on częściej owijał sobie ludzi wokół palca i bawił sie nimi do puki mu się to nie znudziło, tego już został nauczony.
OdpowiedzUsuń- Wiesz że myślałem o wyprowadzce gdzieś dalej, jednak jakoś tak stwierdziłem że tu mi dobrze - stwierdził patrząc na niego.
- Nie jestem pesymistą - zaprzeczył z nikłym uśmieszkiem. No dobra, może nie kiedy był, ale to tylko takie przejściowe stany, a teraz dodatkowo miał to uzasadnione.
[Yym... jeśli mam być zupełnie szczera, to obecnie niestety żadnych. ^^"]
OdpowiedzUsuń[Ja pitole, przeczytałam i wstyd mi za moją kartę. xD
OdpowiedzUsuńHm, ja to do wymyślania się chyba nie nadaje. Mogli się znać jak jeszcze Matt studiował, a później tak nagle wyjechał i teraz by na siebie jakoś... wpadli, chociażby w parku, na imprezie, w sumie, gdziekolwiek. xD]
[Ah, wybacz, wybacz. Wyleciało mi z głowy, że jeszcze Ci nie odpisałam :<. Mogłybyśmy walnąć takie powiązanie, że kiedyś tam poznali się na imprezie, przez jakiś czas ze sobą umawiali, ale z jakiegoś tam powodu (może być przez pracę Dextera) przestali i zdecydowali na jedynie przyjacielskie stosunki? Może być? Jak nie to wysilę jeszcze mózgownicę ;]]
OdpowiedzUsuńDziwnym trafem nie przepadał za Danielsem. Miał wewnętrzny uraz do tej marki. Cholera wie dlaczego.
OdpowiedzUsuń- Aye, aye może być rum. - Odparł z uśmiechem, długimi palcami sunąc po policzku w półnudzie wygwizdując znaną z kill bill'a melodyjkę.
- O której zamykacie? - Mruknął po chwili, przerzucając wzrok na nieduży zegar, dość śmieszny, zaprojektowany pewnie przez jakiegoś dadaistę.
[sorki wielkie za zamulenie]