Nie można twierdzić, że cywilizacja się nie rozwija. Wszak w każdej nowej wojnie zabijają ludzi w ulepszony sposób.
Will Rogers
I:
Drogi Panie Freud
Z związku z Pana żywym zainteresowaniem moim zdrowiem, komfortem psychicznym oraz chęcią przeprowadzenia gruntownych badań, odpowiadam co następuje:
Pierdol się pan.
Z poważaniem, Pana serdeczny przyjaciel
Ragnar Arnarson
II:
Jak powszechnie wiadomo, życie jest chujowe, a potem się umiera. Albo i nie.
Dawno temu, kiedy byłem niewinny niczym nieobstrana łąka, a ludzie zamiast wpychać się nawzajem ze schodów kasowali się ze znajomych na facebooku, wierzyłem w wielkie ideały. Wolność. Miłość. Sprawiedliwość. Kablówka i Jerry Springer w każdy czwartek. Jak widać, byłem wtedy głupi jak but, mówiłem paskudnym new yorkese i uważałem, że to, iż rzuciła mnie moja Mary Jane jest największym złem, jakie mogło mnie w życiu spotkać.
Jako iż byłem debilem ze skłonnością do samobiczowania, zamiast na studia zaciągnąłem się do wojska. Lat wtedy miałem osiemnaście i nikt by mi piwa w sklepie nie dał kupić, a pierwszego dnia mój przełożony poobmacywał sobie mój tyłek zamiast kolacji. Drugiego dnia miałem koszmarne zakwasy i tenże tyłek obolały jak cholera. Po trzech miesiącach wysłali mnie na front.
Wróciłem bez dwóch palców, za to z trumnami kolegów ułożonymi warstwowo w samolocie. W większości były to bardzo szczelnie zamknięte trumny, a że dwa razy w życiu widziałem na żywo pojedynek człowiek vs moździerz, jakoś nie rwałem się do otwierania. W domciu dali mi medal, awansowali do stopnia podoficerskiego, poklepali po durnym łebku i kazali wybierać: zostaję, albo spierdalam.
Jako że byłem tchórzem, spierdoliłem. Przez kilka lat pracowałem jako ochroniarz, ożeniłem się z bezpłodną kelnerką, która puściła mnie bokiem z listonoszem, potem wziąłem rozwód i pojechałem na wojnę po raz kolejny. To była inna wojna, ale ludzie umierali w podobny sposób. Gdy tym razem wróciłem, odpowiedziałem: tak, zostaję na stałe.
I tak oto zostałem zawodowym żołnierzem. Wiodło mi się całkiem nieźle, dopóki nie poznałem swojej drugiej żony, Harmony. Piękna to była bestia, bystra i zdolna. Poślubiłem ją w dniu swoich trzydziestych ósmych urodzin, trzy lata później urodził się nasz pierworodny. Daliśmy mu Anthony Kurt, ale zanim młody skończył trzy miesiące, ponownie dostałem wezwanie i front i wtedy nie byłem pewien, czy nie popełniłem najbardziej chujowej pomyłki w całym moim życiu, włączając w to swoje własne urodziny.
Dwa miesiące spędziłem w Afryce, aż pewnego pięknego dnia obudziłem się i dowiedziałem się, że jestem ponownie rozwodnikiem.
III:
Wkopali mnie.
Moja własna pieprzona pieprzona zadała sobie trud sfałszowania niemalże tuzina fotek, na których obściskiwałem się z jakimiś czarnoskórymi ciziami. Harmony kopnęła mnie w dupę tak mocno, że poczułem ją przy prostacie, a trzy miesiące później obleśny sędzia przyznał jej dom, mi syna, więc oboje byliśmy tak samo wściekli. Zostałem więc na lodzie z niemalże rocznym niemowlakiem, bez domu, bez pracy i bez pomysłu na jakieś sensowne zajęcie. Pojechałem więc do brata, Reymara, a on mi załatwił pracę w charakterze trenera boksu i sztuk walki. Mało to płatne i ledwo na czynsz starcza, ale gdybym kolejny raz został wysłany na front, bankowo strzelałbym do swoich.
IV:
Zasadniczo nie jestem człowiekiem miłym ani rozmownym, a od czasu tego pieprzonego końca świata to już jakoś tak wcale. Nie lubię chlać, nie lubię palić czy oglądać starych filmów z czasów normalności, jak to robią inni ludzie. Kobiety są mi zupełnie obojętne, zresztą tu w okolicy nie ma kobiet, tylko jakieś podlotki z pieprzonej Ulicy Sezamkowej. Po tym wszystkim serio uznałem, że już wolę się pieprzyć z facetami, przynajmniej nie ględzą ciągle o uczuciach i o tym, że moglibyśmy wziąć ślub w koszarach. Jedyną osobą, na której autentycznie mi zależy jest mały Tony, a on jakoś też nie jest rozmowny, głównie płacze, sra i wydaje dziwne odgłosy. Lubię spokój, ciszę, lekkie książki, ciężką amunicję i tego burego kota, co śpi z moim synem w łóżku. Nie nadałem mu imienia, bo to przecież pieprzony zwierzak, ale jak młody dorośnie, to może mu nada.
V:
Gdy miałem lat dwadzieścia, był ze mnie całkiem seksowny typ. W wieku lat czterdziestu jestem głównie twardy, a nie estetyczny. Wyrosłem do słusznych rozmiarów, sięgając niemalże dwóch metrów, a na piersi zmieściłoby mi się jeszcze wiele paskudnych kolorowych orderów, gdyby nasz rząd nie składał się samych skurwieli, którzy nawet tego mi nie dali. Golę się na łyso, bo to lepsze niż ciągłe mycie głowy i prawdopodobnie nie byłby ze mnie żaden model, ale z jakiegoś powodu nie narzekam.
VI:
Zajmuję się najpierw swoim synem, a potem wszystkim innym. Pracuję jako trener, a że od prawdziwego wojska gorsze jest tylko wojsko udawane, nienawidzę swojej pracy. Czasami wchodzę w jakieś interakcje ze współpracownikami, ale głównie pragnę, aby wszyscy się ode mnie odpieprzyli.
VII:
skrót
|| Ragnar Arnarson || lat 41 || rozwodnik || były żołnierz || trener boksu i sztuk walki||
|| ojciec Tony'ego, brat Reymara i zięć starej kurwy ||
|| Islandczyk na wygnaniu ||
VIII:
Witam.
Przerobiona karta z bloga, który już nie istnieje.
Wątki - tak.
Powiązania - tak.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich.
[Osz. Zachwyciłam się, uśmiechnęłam też (może i nie ma z czego się cieszyć, ale styl, niewątpliwie fantastyczny, chwilami mnie zwyczajnie rozbroił), a do zakochania jeden krok. Nie wiem co prawda, jaki Ragnar jest w obejściu i czy z moim Lucasem wytrzyma choć chwilę, ale chciałabym się o tym przekonać :)
OdpowiedzUsuńAch, no i witam!]
[Okej. Po pierwsze chyba zacznę się nad sobą zaraz użalać, bo moja karta z każdą nową kolejną, wydaje się co raz bardziej do kitu. Ale nie ważne. Witam nowego autora/kę. Karta prześwietna. Nie wiem czy III miało być powtórzone pod rząd dwa razy 'pieprzona' czy też nie, ale tak tylko mówię. W każdym razie, serio, będę się podniecać do jutra, aż mi przejdzie w końcu. Jakiś pomysł na wątek/powiązanie? Zacznę.]
OdpowiedzUsuń[Witam również i z wielką chęcią podejmę się wątku. Nie znoszę o to pytać, ale masz może jakieś pomysły? Red jest szczurem, więc ciężko znaleźć mi wspólny punkt z weteranem wojennym, a spotkania w parku są tak nudne, że nawet o to nie pytam ^u^]
OdpowiedzUsuń[Możemy wykminić coś takiego, że Logan zostanie kiedyś napadnięty/pobity/cokolwiek i dojdzie do wniosku, że następnym razem tak łatwo się nie da i się zapisze do Ragnara]
OdpowiedzUsuń[Hmm, dobra wiem. Pomyślałam, że Redzik oprócz ćpania i pieprzenia bzdur może łapać się jakiś dorywczych prac, w końcu z czegoś trzeba żyć. Tym razem może zapukać do drzwi Arnarsona żeby mu kablówkę założyć. O, z dodatkowymi kanałami dla dzieci.]
OdpowiedzUsuń[Oj tam szczegół xD i nie mały. może wątek ?]
OdpowiedzUsuń[hm, Nox uwielbia boks, ale wcześniej nie miał czasu na poprawę umiejętności więc teraz przez przymusowy urlop zajmuje się trenowanie gdy tylko znajdzie chwilę. Więc może jakoś wpadnie do Ragnar'a na trening i coś się tam będzie działo dalej.
OdpowiedzUsuńMogło by być też powiązanie, że kiedyś się już spotkali na froncie i poznali wtedy, ale aż do teraz żaden nie wiedział co się z drugim dzieje. jak pomysł pasuje, to plis zacznij bo mi wena padła już..]
[Pojęcia nie mam jak mi się odwdzięczysz ale jakoś odwdzięczysz. Kiedyś. Może.]
OdpowiedzUsuńOk, to zdecydowanie nie powinno się wydarzyć. Podbite oko? Krwawiąca warga? Obolałe żebra? Co gorsza, zraniona męska duma. Jak do cholery dał się zajść od tyłu to pojęcia nie miał, wolał jednak tego nie powtarzać. Wystarczy, że raz dał innym możliwość zbycia swojej mordy, która przecież miała służyć mu przez jakiś czas do zdobywania co noc haremu złotych chłopców. Na więcej pozwolić nie mógł. Stąd też... licencja na broń. Biorąc jednak pod uwagę całe prawo, które wiąże się z faktem jej posiadania, o wiele łatwiej będzie używać rąk, niż wytłumaczyć czemu sprzątnęło się jakiegoś gościa. Stąd kolejny pomysł, sztuki walki. Pojęcia nie miał dlaczego w ogóle o tym pomyślał, na cholerę będzie się tam pchał. Spróbować jednak trzeba, bo co mu szkodzi? W internecie znaleźć można wszystko, więc znalazł sobie jakiegoś gościa, co to miał go czegoś nauczyć, dopłacił trochę, by wszystko odbywało się indywidualnie i oto tam stał. W sportowym stroju, w szatni, przed jakąś halą sportową na kompletnym zadupiu. Logan do tej pory nawet nie wiedział, że takie miejsca w Miami w ogóle istnieją. No, ale istniały i sam wkopał się w jedno z nich, więc mógł gratulować tylko sobie. Przeczesał palcami przydługie już włosy i otworzył na oścież drzwi, by znaleźć się w końcu na przeciwko... zdecydowanie większego od niego faceta.
-Aerobik i joga... - mruknął pod nosem do samego siebie, unosząc kącik ust w kpiącym uśmiechu. Pewnie, tego mu było potrzeba, aerobiku. Cholera, chyba nie wyglądał na pasjonata jogi, hmm? Wtedy dopiero nieźle by się wkurwił i jeszcze mogłoby się okazać, że lekcje sztuk walki wcale nie są mu potrzebne i wystarczy mocny prawy sierpowy.
OdpowiedzUsuńZałożył ręce na piersi, zasysając na chwilę własne wargi, pokazując tym samym że nigdzie się nie wybiera. Jakże miałoby być inaczej?
-Jestem Logan Sanders - powiedział, mając nadzieję, że tyle wystarczy. Kasę już wpłacił, w recepcji wszystko było ustalone od jakiegoś tygodnia, a jego instruktor miał tu na niego czekać, więc tak, to musiał być ten facet przed nim. Jeżeli on sam o tym nie wiedział, to cóż słaba organizacja, ale akurat na nią Gun nic nie mógł poradzić.
Nie lubił się niepotrzebnie rozgadywać. Rozmowy sprawiały, że tworzyły się więzi, a wszelkie więzi nie kojarzyły mu się zbyt dobrze, o ile nie sprowadzały się do łóżka. No i tam nie trzeba było gadać.
Nagle zaczęło mu się wydawać, że do niektórych trzeba mówić bardzo powoli i wyraźnie, jakby nie mieli w swoim normalnym zaprogramowaniu opcji: dedukcja. Na cholerę stałby tu jak idiota, gdyby nie było mu to potrzebne? Ubrany w... dres? To chyba samo w sobie musiało mieć przyczynę.
OdpowiedzUsuń-Dobra, może jeszcze jaśniej. Zapłaciłem za te cholerne lekcje, zostałem umówiony na tę godzinę i prawdę mówiąc mam zupełnie gdzieś blondynkę w recepcji, ulotki i stronę internetową. Teraz chcę po prostu dostać to, na co wydałem dwa tysiące.
Spojrzał na niego wciąż niepewny czy ten załapał. Może w końcu uda mu się przekazać, co miał do przekazania, a jego przyjście tutaj będzie miało chociaż marne poparcie w czynach także i drugiej strony. Już nigdy nie wpieprzy się w jakąkolwiek nieznaną firmę, cholera wie gdzie. Następnym razem wybierze jakiś ekskluzywny klub bokserski. To nic, że trenerzy tam będą tylko przerośniętymi osiłkami, co to nic się na życiu nie znają, może nie będzie musiał się przynajmniej tłumaczyć po co przychodzi.
I jego dzień nie zapowiadał się ciekawie, jak ich podła większość. Szczęście rzadko mu dopisywało, ale dzisiaj los przeszedł sam siebie, kiedy na przejściu dla pieszych ujrzał bezpańskiego kotka, całkowicie połamanego. Chuchro drżało z każdym oddechem, cierpienie zwierzęcia unosiło się wręcz nad jezdnią, później opadając. Red nie znosił kotów. Koty to zmaterializowany zbiór wszystkich najgorszych cech. Mimo wszystko, nie mógł przejść obojętnie obok śmierci, nawet tak podłego zwierzęcia. Zabrał go więc delikatnie i odtransportował do najbliższej kliniki weterynaryjnej, wydając trzy pensje na jego operację. Masz babo gorzki placek, jak mógł się tak poświęcić?! Nie ważne, było minęło. Przygarnął kota. Bo co miał zrobić z zabandażowanym niemal w 80% zwierzęciu z głupim jasiem? Jako bohater dostał pierwszą selekcję antybiotyków zupełnie za darmo, ale co z tego, skoro do pracy dotarł z pięciogodzinnym opóźnieniem? Westchnął cicho, pukając w duże, białe drzwi. Szybko trzy razy, później dwa jakby szyfrem. Zapiął ostatni guzik pod szyją, a kiedy w końcu wierzeje otwarły się przed jego nosem, westchnął cicho. Wyglądało na to, że całe to osiedle to zbitka mundurowych, czy jeszcze innego szajsu żerującego na innych. Niech chciał stracić pracy, olał więc niewygodne myśli, uśmiechnął się nader przyjaźnie, wręcz nienaturalnie i wyrecytował z pamięci:
OdpowiedzUsuń- Dzień dobry, nazywam się Sawn Red i pracuję w... - Urwał, jakby próbując przypomnieć sobie cholernie skomplikowaną nazwę jakiegoś skorumpowanego, telewizyjnego szitu. -.. dla telewizji. Jestem tutaj, ponieważ zamawiał pan - ledwie przeszło mu przez gardło to od dawna zapomniane wyrażnie - kablówkę, więc przyszedłem, żeby to zainstalować. - Wyrzucił to z siebie i zwrócił wzrok w głąb mieszkania. Płacz dziecka. Pięknie. Jeśli chce odmóżdżyć dziecko tym kretyństwem proszę bardzo.
[wiem, że długo i żałośnie, ale jestem odmóżdżona x_x]
Uniósł brwi, jakby właśnie przedstawił mu największy bullshit jaki w ogóle można było wymyślić, a potem zaśmiał się, kręcąc z niedowierzaniem głową.
OdpowiedzUsuń-Niemożliwe, no kurwa niemożliwe... - mruknął bardziej do siebie, niż do niego, opierając ręce na biodrach. Patrzył mu w oczy i raczej nie był z tych, co to go odwracają płochliwie. Nawet jeśli facet znał się na sztukach walki i pewnie mógłby go tak powalić jednym ciosem. W razie czego, mógłby go wtedy zaskarżyć. Ho ho, to byłoby dopiero przedstawienie. - Mam w dupie tę forsę i zmarnowany czas, ale kiedy ktoś mnie robi w chuja... - zacmokał z dezaprobatą, jakby miał do czynienia z jakimś pryszczatym czwartoklasistą, co to zaraz ma dostać wpierdol. - Niekoniecznie mi to pasuje. Wasza biurokracja to wasza sprawa, ale prawda jest taka, że jeśli was zaskarżę to wylecicie z torbami.
Prawda była taka, że jeżeli chciałby ich zaskarżyć o brudne toalety czy niekompetentną sprzątaczkę, też by mu się to udało. W tym mieście forsa była tym, co się liczyło. Pozycja. To ile się zarabia, kim się jest, było wyznacznikiem tego na ile możemy sobie pozwolić, na ile inni mogą sobie pozwolić w stosunku do nas. I póki Logan kasę miał, wykorzystywał ją.
OdpowiedzUsuń-Dziesięć minut, powiadasz? - zapytał niby to zdziwiony, pocierając swoje skronie rozbawiony. - Droga tutaj zajęła mi przynajmniej trzy razy tyle, więc nie oczekuj, że pójdzie łatwo tylko dlatego, że skończyłeś zmianę. Bo, tak jak dbasz o klienta, tak klient będzie dbał o Ciebie. A tak się złożyło... że trafiłeś na cholernie nieprzeciętnego klienta.
[Spokojnie, nie będę nikogo zaciągała do ołtarza (przynajmniej jak na razie) z powodu niechcianej ciąży. Aż tak zdesperowani nie jesteśmy. Pomysłu na wątek niestety nie mam, a prawdę mówiąc miałam nadzieję, że może Tobie szare komórki pracują nieco sprawniej...]
OdpowiedzUsuńPewnie przekroczył próg domku, torbę rzucając gdzieś na poukładane nie-do-końca równo, rzędy butów, później jak na wzorowego pracownika przystało, zsunął zakurzone trampki. Wnętrze gniazdka prezentowało się nie najgorzej, widział o wiele gorsze miejsca, chociaż porozrzucane zabawki, jakieś pieluchy i inny sprzęt tego typu przypomniały mu dlaczego za dziećmi nie przepadał. Właściwie to się ich bał. Były zbyt niewinne, żeby można nadać im miano ludzi, ale posiadały ludzkie ciało. Czym więc były? Cholera wie.; Rozejrzał się raz jeszcze, jakby znaleźć miał nagle jakąś rzucającą na kolana inspiracje, mającą jakimś cudem odmienić jego gówniane życie. Naiwnie.; Otworzył granatową, szmacianą torbę i wyciągnął z niej jakiś dekoder, kabelki i inny stuff.
OdpowiedzUsuń- Gdzie telewizor? - Tym razem zwrócił wzrok ku bawiącemu dziecko mężczyźnie, ładniusi widoczek - poważnie.
- Nie znam się na dzieciach, ale może smoczek jakiś pomoże czy coś? - Rzucił z większym niepokojem. Płacz był doprawdy nieznośny.
Na pewno nie był typem idioty i to takim że pchał się tam gdzie na pewno sobie rady nie da. Te czasy minęły, teraz oczywiście nie raz trafiał na silniejszego od siebie, jednak bronił się by nie dostać po mordzie bez walki.
OdpowiedzUsuńUmówił się na trening bo w końcu czymś się zająć musiał przez nadmiar wolnego czasu. Spodnie ala moro i desanty zmieniły się w dresy i trampki, co nie zawsze się zdarzało. Pozostała jednak czarna, dopasowana koszulka. Zawinął też na rękach bandaż bokserski, nie był nowicjuszem więc poradził sobie z tym szybko, chociaż kiedyś miał by kłopot. Usłyszał że ktoś się zbliża do niego, dla tego uniósł na mężczyznę zimne, szare oczy.
[Na wątek zawsze i wszędzie. Jakiś pomysł gdzie mogliby się poznać?]
OdpowiedzUsuńOn zatem wpół skocznym krokiem, jak zjarany zając przekroczył magiczne, zielone drzwi. Podśpiewując pod nosem, wymyśloną naprędce melodyjkę i z niezwykłą namiętnością dobrał się do telewizora. Najwyraźniej błędem było palenie skręta w drodze do pracy, bo teraz euforia niemal rozrywała jego ciało na strzępy. Podrygując każdym centymetrem ciała, ledwie wściubił kabelki w odpowiednie miejsca, ale zamiast ustawić kanały w dekoderze, w porywie inspiracji rozkręcił go na części pierwsze. Och, jak wspaniale wyglądał w takim wydaniu.
OdpowiedzUsuń[W zasadzie to ja na coś wpadłam. Nawet powiązanie, jakby nie patrzeć. Chester mógłby mieszkać w tym samym bloku/kamienicy, co Ragnar no i byliby sąsiadami. Jemu coś by wypadło, nie miałby z kim dziecka zostawić, a że Ches byłby blisko, no i w jakiś sposób nie byłby aż taki obcy, mógłby pomóc!]
OdpowiedzUsuń