Dane
(zasadniczo nie używane)
Bardzo
rzadko używa swojego imienia. Nikt nie wie dlaczego, ale, każdy się stosuje,
żeby nie dostać w łeb.
Przedstawia się po
prostu Jinx. I bez żadnych dyskusji.
Ale
w papierach ma napisane Drake van Holm, urodzony w deszczowym Edynburgu,
czternastego września, równo dwadzieścia cztery lata temu.
Ale
kto by się przejmował papierami, prawda? No właśnie.
Historia
(zasadniczo zapomniana)
W
bidulu był praktycznie od zawsze. Pałętało się to opiekunom pod nogami zadając
masy głupich pytań i wykazując co najmniej przerażające zdolności destrukcyjne.
Niszczył, psuł i rozwalał wszystko, co wpadło mu w ręce. No, ale że był słodki
i uroczy, to prawie wszystko uchodziło mu płazem; już jako siedmiolatek miał
taką siłę perswazji, że kogo chciał okręcił sobie wokół palca.
Od dziecka lubił manipulować innymi, za to
strasznie nie znosił zasad i notorycznie je łamał. Wymykał się wieczorami
wracając dopiero nad ranem, robił wszystkim niezbyt przyjemne kawały, a przede
wszystkim wszelkie powierzchnie płaskie pokrywał rysunkami. A trzeba skubańcowi
przyznać, że dobry był w tym co robił.
W
wieku piętnastu lat już stworzył swój pierwszy tatuaż, zainspirowany oczywiście
Internetem. Spodobało mu się malowanie po ludzkiej skórze, sam sobie złożył
pierwszą maszynkę, skołował barwniki i zaczął potajemnie robić tatuaże
wszystkim chętnym z sierocińca. Oczywiście to drogie rzeczy były, a że małe
sierotki niestety były też biednymi sierotkami, to płaciły w naturze. Zwłaszcza
słodcy chłopcy, którzy budzili się w łóżku Drake’a, by zaraz ustąpić miejsca
komuś innemu.
Rodzina
(zasadniczo martwa)
Państwo
van Holm nie cieszyli się zbytnio z potomka, głównie dlatego, że nie mieli
zbytnio środków, żeby go wychować. Mieli już czwórkę dzieci i poważnie klepali
biedę, więc piąta gęba do wykarmienia nie wchodziła w rachubę.
Aine była tancerką w czasach swojej młodości,
więc była piękną i zgrabną kobietą, której urodę zniszczyła jednak późniejsza
praca fizyczna i wysiłek urodzenia piątki dzieci. Stuart nie miał wielkich
pieniędzy ze sprzedawania swoich, bardzo dobrych, obrazów na ulicy. Co tu dużo
mówić, wiadomo, że Szkoci są raczej skąpym narodem, ą jeszcze na dodatek
zupełnie nie wrażliwym na sztukę. Ciężko było utrzymać się temu młodemu
małżeństwu już na początku, a co dopiero gdy pojawiły się dwie pary bliźniaków
i najmłodszy Drake właśnie.
I właśnie Drake musiał się niestety pożegnać.
Reszta była już jako tako odchowana, więc daliby sobie radę nawet sami.
Z
tego, co się później dowiedział, katastrofa kolejowa pozbawiła go rodziców i
dwóch sióstr. Zostali mu dwaj bracia, Charcie i Joseph, byli już po
dwudziestce, kiedy Drake miał dwanaście. Niby bliźniacy, ale osobowości tak
zupełnie inne, że to się nie mieściło w głowie. Charcie, starszy o trzy minuty,
miał duszę artysty po ojcu, był spokojny i wrażliwy, w przeciwieństwie do
Josepha, który był buntownikiem zarówno z powołania jak i wyboru.
Drake widział się z nimi tylko na pogrzebie
rodziców i sióstr, ale i tak nie nawiązała się pomiędzy nimi żadna szczególna
więź.
Najbliżsi
(Zasadniczo jedyni)
Siedemnastoletni
Jinx, rok przed opuszczeniem bidula, poznał trzynastoletniego Nicka, śliczne,
drobne dziecko, białe jak śnieg. Tylko jego oczy i usta miały lekki, różowy
kolor. No i oczywiście rumieńce. Szkarłatne, piękne rumieńce, które Drake
potrafił wywoływać po mistrzowsku. Taki był początek jednej z najlepszych w
jego życiu przyjaźni, która z biegiem czasu i w miarę tego, jak Nick
przystojniał coraz bardziej i bardziej, nadal jednak zachowując swoją delikatną
urodę, zaczęła się zmieniać.
Drake
nigdy nie wierzył w miłość, i nawet na początku uparcie twierdził, że jest z
Nickiem tylko dla jego ponętnego ciałka, które przyjemnie grzało jego łóżko i
bardzo uprzyjemniało spędzone w nim noce. Ale w końcu musiał się przyznać nie
tylko przed chłopakiem, ale przede wszystkim przed sobą samym, że wpadł po
uszy. Kompletnie i nieodwracalnie.
Jak
tylko van Holm skończył osiemnaście lat i mógł opuścić sierociniec, i tak tam
został, pracując jako opiekun. Musiał czekać aż do pełnoletniości Rodenberga,
żeby mogli pełnoprawnie być razem poza tymi deprymującymi murami.
Teraz mieszkają razem w dość dużym domu na
obrzeżach Miami, tuż obok własnego salonu tatuażu van Holma.
Nick,
dzięki swojej urodzie został rozchwytywanym modelem, mającym na swoim ciele
kilka arcydzieł ukochanego, w tym jedno jeszcze z czasów sierocińca.
Mimo,
że mężczyzna jest uczulony, po domu wałęsa się kot Napoleon, stworzenie niepojęcie
wredne, wybredne i kapryśne. Myśli, że jak jest rasowy, to wszystko mu wolno.
Pff.
Nie
można zapomnieć o Natanielu, będącym wspólnym, najlepszym przyjacielem zarówno Nicka
jak i Drake’a. Taki nikomu nie robiący krzywdy wariat, lubujący się w
średniowieczu i innych takich popierdółkach. Zawodowy piłkarz o aksamitnie
miękkim głosie, którego używa zazwyczaj wieczorami, gdy nie chce wracać do domu
sam.
W
domu van Holma bywa częściej niż we własnym, ale jeszcze nikt sprzeciwu nie
zgłaszał.
Wygląd
(zasadniczo zwyczajny)
Jaki
jest, każdy widzi. Słuszne metr dziewięćdziesiąt wzrostu, ciało wyrzeźbione w
sam raz, nie za bardzo, ani nie za słabo. Długie, szczupłe palce artysty,
idealnie dzierżące pędzel, ołówek lub maszynkę do tatuaży.
Bardzo
ciemno niebieskie, prawie czarne oczy, błyszczące nad zgrabnym nosem i wąskimi
ustami, które od czasu do czasu wyginają się w uśmiechu. Dość krótkie
poczochrane, czarne włosy które, jeszcze przeczesuje rękami w geście zamyślenia
lub zdenerwowania. W domu najczęściej chodzi w poplamionych farbami koszulkach
lub nawet bez nich i w luźnych spodniach.
A gdy idzie do salonu lub wychodzi gdzieś z
Nickiem, ogarnie się trochę bardziej. Ale nigdy gajerków, spodni w kant i
lakierków. Koszulę i krawat czasami, zależy, bo podoba się Nickowi.
Ale nawet do oficjalnego stroju ma swoje
ukochane, lekko znoszone trampki. Ma dość dużo tatuaży i kilka kolczyków. Jak
to kiedyś ktoś określił : „Sam seks”.
Co
jeszcze lubi?
Zapach
kawy poranku.
Uczucie,
że nie budzi się sam.
Swoją
gitarę.
Starego,
dobrego rocka.
Zapach
brzoskwini.
Czego nie znosi?
Porannego wstawania.
Wszystkich futrzaków poza
kotem Nicka, Napoleonem.
Cynamonu i ryżu.
[Witam się serdecznie, niektórzy mogą mnie znać, a z resztą bardzo chętnie się poznać. Jak mam wenę, to nawet zacznę wątek, a najbardziej irytuje mnie pytanie o niego. Chcesz, to piszesz, proste. Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze pisało ;) Cytat w tytule pochodzi z piosenki Nomy - Cocaine. ]
[Kociałkę moje! Imię, piosenka w tytule <3 Jestem twoja :D]
OdpowiedzUsuń[Z tej całej miłości pozwolę Ci rozpocząć wącisza, wiem że tego pragniesz ^ ^]
OdpowiedzUsuń[shh. ogarniam kartę xD]
OdpowiedzUsuń[Witam, witam. Chyba widziałam gdzieś ten układ karty...]
OdpowiedzUsuńAngel już po zrobieniu pierwszego tatuażu w wieku osiemnastu lat czaił się na kolejny. Strasznie mu się podobała ta forma ozdoby ciała. Kiedyś miał nawet taki czas w swoim życiu, że strasznie się napalił na tatuowanie i nawet zaczął składać na własną maszynkę. Z tego czasu została mu masa szkicowników gdzie przelewał na kartki swoje pomysły na tatuaże. A trzeba było przyznać, że Angel miał niezwykły talent do rysowania. Potrafił przenieść na kartki niemal wszystko co widział.
OdpowiedzUsuńKtóregoś dnia gdy spacerował po ulicach Miami, minął jakieś studio tatuażu. Przez ogromne okno widać było nowoczesne wnętrze i artystów przy pracy. Jeden z mężczyzn pochylał się nad plecami jakiejś dziewczyny. Na jej lewej łopatce już widniało skończone skrzydło, a prawe było w trakcie tworzenia. Carrigan zapatrzył się na to, i gdyby nie któryś z przechodniów który przez przypadek go potrącił, pewnie stałby tam jeszcze długo. Cholernie go to fascynowało.
Minęło kilka dni, a on w tym czasie odnalazł kilka swoich szkicowników, które zaczął przeglądać. W końcu trafił na szkic zajmujący dwie duże strony, przedstawiający przepięknie narysowane anielskie skrzydła. Podpisane były 'Angel' w dolnym, prawym rogu. Carrigan uśmiechnął się pod nosem. Narysował to w tamtym roku z myślą o sobie. Nigdy nikomu tego nie pokazywał. Był ciekawy ile by kosztowało wykonanie tego tatuażu na jego plecach.
Następnego dnia, późnym popołudniem gdy słońce już tak mocno nie grzało, wybrał się do miasta. W ręce ściskając szkicownik zatrzymał się przed witryną studia tatuażu. Wydawało się, że w środku nikogo nie było. Wahał się przez chwilę, aż w końcu wszedł do studia. Ledwo otworzył drzwi, a cichy dźwięk dzwonka oznajmił jego przyjście.
[To może ty pomysł, a ja zacznę? :D Mój mózg jest offline :D]
OdpowiedzUsuńTego dnia Lucyfer był nieźle zapracowany, dlatego kiedy usłyszał, że ktoś czeka na spotkanie z nim, nieźle się wkurzył. Spojrzał na kalendarz w komputerze i zaklął na głos, widząc, że rzeczywiście był umówiony. Sekretarce kazał chłopaka wpuścić, po czym schował wcześniejsze papiery do dużej szuflady. Jego biuro znajdowało się na samej górze jednego z większych budynków w całym Miami. Duże okno pozwalało mu widzieć panoramę całego miasta, a modny wystrój był często komplementowany przez przybyłych tu klientów czy pośredników. Poprawił garnitur i uśmiechnął się nikle do siebie samego, zanim jeszcze ktokolwiek wszedł do pomieszczenia. Sam nie rozumiał na cholerę sam zajmuje się takimi spotkaniami. Następnym razem kogoś do tego zatrudni. Kiedy usłyszał pukanie, odchrząknął, po czym odpowiedział donośnym 'proszę wejść'.
OdpowiedzUsuń[To ja mam nadzieję, kochanie ;P]
OdpowiedzUsuńWidząc mężczyznę siedzącego przy wysokim kontuarze, uśmiechnął się trochę nieśmiało.
OdpowiedzUsuń-Dzień dobry- przywitał się uprzejmie. Szkicownik objął ramionami, przyciskając go do piersi. Zawahał się moment, ale zaraz pokonał te kilka kroków i podszedł do kontuaru.
-Ja chciałem się tylko dowiedzieć, czy mógłby mi pan wycenić tatuaż- wyjaśnił na jednym wydechu. Niepewnie położył swój szkicownik na blacie, nie odrywając jasnego spojrzenia od bruneta.
Westchnął cicho i wspinając się na palcach, wsparł się przedramionami o blat.
OdpowiedzUsuń-Tak, zdaję sobie sprawę z tego. Myślę że w czterech sesjach dałoby się zmieścić- lekko przechylił głowę, spoglądając na rysunek skrzydeł.
-I chciałbym aby zaczynały się odtąd...- wskazał swój prawy łokieć- Przez plecy aż do drugiego łokcia- wyjaśnił.
Fabian nie mógł spać od drugiej nad ranem, więc krzątał się po kuchni, przygotowując najróżniejsze produkty, do przyrządzenia masy na ciasteczka. Mniej więcej o piątej poszedł jeszcze do sklepu czynnego całodobowo po bułki, masło i inne pierdoły, a potem dorobił lukier, posmarował nim ciasto i wstawił je do piekarnika. Poczekał czterdzieści minut, oglądając zdjęcia z rodzinnego albumu, a potem odstawił gorącą blaszkę na parapet. Kiedy ciasto wystygło było po siódmej rano.
OdpowiedzUsuńFabian zrobił sobie "krótką" drzemkę (w końcu trwała tylko trzy godzinki!), a kiedy wstał wziął szybki prysznic, ubrał się w swoją ulubioną czarną koszulkę z nadrukiem i powycierane jeansy. Z szafki wygrzebał papierową torbę i wpakował do niej ładnie zapakowane ciasto, kilka brzoskwiń, oraz termos z ciepłą kawą.
Zamknął mieszkanie i przeszedł kilka ulic, żeby trafić do salonu tatuażu, który prowadził van Drake, jego dobry znajomy.
- Cześć, smoczku. - mruknął z łagodnym uśmiechem, podając ciemnowłosemu przez ladę papierową torbę, którą wziął z domu. - Postanowiłem zabawić się też w dobroduszną mamuśkę. Chyba nie masz mi tego za złe, co?
- Wiem, wiem. Jednak te moje matkowanie ma swoje plusy. - stwierdził, zaczesując włosy do tyłu, kiedy przed oczy wyskoczył mu niesforny, czarny kosmyk. - Co powiesz na jakąś małą dziarkę od rana? - spytał z rozbawienia. Owszem, był w stanie zrobić sobie tatuaż ot tak po prostu. - Bo wiesz, jak masz trochę czasu, to ja bardzo chętnie ci się oddam pod maszynkę. - stwierdził z szerokim uśmiechem na ustach. - Tak w ogóle co tam u ciebie?
OdpowiedzUsuńOparł się całym ciężarem ciała na ladzie, patrząc przy tym czujnie na sylwetkę Jinxa.
- Wpadły ci te ślepka. Czyżby ciężka noc?
[Ach żądam wątka XD]
OdpowiedzUsuń