piątek, 10 sierpnia 2012

Bo we mnie jest raj, piekło i do obu szlaki.


Lucyfer Jesus Lincoln
30 lat
Miami; USA
Redaktor naczelny The Miami Times

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami.* A miliony lat później na świat przyszedł Lucyfer Jesus Lincoln, czyli odpowiedź na pytanie: jak oto los zakpił z niewinnego człowieka. Od trzydziestu lat lat, konkretniej od siódmego kwietnia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego drugiego roku ludzie patrzą na niego, zastanawiając się dlaczego ktoś zrobił coś takiego dziecku. On sam nie rozumie, dlaczego miałby nie lubić swojego imienia. Jest oryginalne? Jest. Da się je zdrobnić do Lucek, Lu? Da. Arcydzieło. Zauważył to dopiero po skończeniu lat dwudziestu, ale lepiej późno niż wcale. Jeżeli coś jednak jest mu dane nienawidzić to będzie to na pewno drugie imię. To od niego zaczęły się wszystkie jego problemy, choć raczej nikt się tego nie spodziewał.

Lucyfer od urodzenia mieszkał w Miami. Tam dorastał, uczył się i próbował odszukać samego siebie. Był aniołkiem. Jego rodzice, matka katoliczka i ojciec satanista, byli z niego bardzo dumni. Zawsze przynosił do domu doskonałe oceny, był uśmiechnięty i radosny, a przynajmniej takiego udawał. W szkole nie był raczej zbytnio lubiany. Dzieciaki nie chciały się z nim zadawać, a znaleźli się nawet tacy, którzy obrali go sobie jako ofiarę. Do trzynastego roku życia był dość niewielkiego wzrostu, więc łatwo można było go sprać na kwaśne jabłko. Często wyśmiewano go ze względu na drugie imię. On jednak był bardzo religijny. Codziennie modlił się, by chłopcy przestali. Jego prośby nie zostały wysłuchane, bo pewnego dnia, gdy był w IV klasie zdarzył się dość poważny wypadek. Czekali na niego przed szkołą. Każdy trzymał w ręce kamień. Dla nich była to doskonała zabawa, dla niego piekło. Ukamienujemy go, skoro to Jesus to się uleczy. Kiedy każdy z nich rzucił już w niego swój kamień, zaczęli go kopać, by w końcu zostawić zakrwawionego w parku. Znalazła go jakaś kobieta w stanie krytycznym. Wtedy zaczął nienawidzić swoje drugie imię. Czuł się odsunięty od reszty świata, tylko dlatego, że rodzice postanowili nazwać go swoim Jesusem.

Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę.  Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi». Lucyfer nie miał w planach panowania nad rybami morskimi, ptactwem powietrznym ani nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi. Może dlatego zbuntował się niczym… no właśnie, niczym Lucyfer, przeciwko temu rozmnażaniu się? Może. Może również dlatego postanowił, że pieprzyć będzie się z mężczyznami.


W wieku osiemnastu lat, kiedy to już wyrósł a prawdziwego mężczyznę, z krwi i kości, zaczął porządnie używać tego swojego życia, traktując je raczej jak zabawę, niżeli coś o co warto było walczyć czy dbać. Imprezy stały się codziennością, a to że budził się co noc przy innym facecie wręcz rutyną. Pewnego dnia, kiedy dostał list z uniwersytetu, że dostał się na obrany wcześniej kierunek, postanowił to oczywiście oblać z kilkoma kumplami. Zabawa trwała w najlepsze, a Lucyfer pił tyle, że w końcu przestał kontaktować. Trafił do łóżka z kimś kogo ledwo widział, tak był zamroczony. Choć to, że ledwo widział partnera to nic, on ledwo widział w co pcha. No i jak się rano okazało partner był partnerką, a w co Lucek pchał to się już można domyślić. Chłopak uciekł zanim dziewczyna się obudziła. Jakie było jego zdziwienie, gdy miesiąc później zapukała do jego drzwi, mówiąc że jest w ciąży! Nie uwierzył, rzec jasna. Kiedy jednak dziecko się urodziło i zrobili testy na ojcostwo, słowa dziewczyny, Rose, się potwierdziły i tak o to Lucyfer został tatusiem. Nie kochał matki swojego syna, ba!, ledwo ją tolerował. Była brzydka, śmierdziała serem, a do tego miała coś nie ten teges ze szczęką. Za to małego Robby’iego pokochał od pierwszego wejrzenia. Był wzorowym tatą, przykładnym studentem i musiał przyznać, że naprawdę znakomicie mu się wiodło. Zabierał małego na weekendy i od razu zauważył, że to naprawdę niezły patent na podryw. No, ale jak to w życiu, w końcu coś musiało się schrzanić. Kilka dni po trzecich urodzinach Robby’iego, zadzwoniła do niego Rose, mówiąc że chłopca porwano. Przyjechał tam jak najszybciej, jakby miało to coś dać. Poszukiwania trwały kilka dni. W końcu znaleziono go martwego w starej cegielni na obrzeżach miasta. Winowajcą, okazał się sąsiad matki chłopca, u którego stwierdzono, że był niepoczytalny w trakcie wykonywania tej czynności, ze względu na przewlekłą chorobę psychiczną. Lucyfer miał wtedy dwadzieścia trzy lata i uważał, że życie ukarało go już za bardzo.

Czy się zmienił? Nie, raczej nie. Uważa może bardziej przy piciu, by po raz kolejny nie pomylić mężczyzny z kobietą. Wie, że od życia trzeba brać jak najwięcej, póki jeszcze jest nam to dane. Czasami chodzi smutny, kiedy to przypomina sobie, że miał kiedyś syna i stracił go zanim zdążył tak naprawdę przywyknąć roli ojca. Mimo wszystko, na co dzień Lucyfer jest wesołym człowiekiem. Indywidualistą, który wierzy, że skoro życie można przeżyć tylko raz to warto wykorzystać je w każdy możliwy sposób. Hedonista. Bo po co starać się w życiu o coś innego? Nie wierzy w Boga. Nie wierzy w miłość. Troszczy się o swoje cztery litery. Dla wrogów potrafi być bardzo nieprzyjemny. Dla przyjaciół zazwyczaj jest doskonałym oparciem.

Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności.  I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą. A jako że Lucyfer stara się nie przynieść swojemu imieniu wstydu, postawił, że jego porą będzie noc, gdyż tej daleko do dobroci. Raczej trudno dogadać się z nim w godzinach porannych, wtedy zazwyczaj jest na pół przytomny. Po południu również może być trudno, bo myśli już o obiedzie. Wieczorem na pewno nie masz na co liczyć, w końcu kiedyś trzeba obmyślić, gdzie wybierze się tej nocy.


Lucyfer, czarnooki demon seksu, a jeżeli wierzyć Biblii to raczej upadły anioł, na głowie ma ciemne, średniej długości włosy. Kiedy te zaczynają nachodzić mu na oczy, natychmiastowo je ścina. Trzydniowy zarost to jego najlepszy przyjaciel, z którego nie zrezygnowałby za nic na świecie. Ma metr dziewięćdziesiąt jeden wzrostu. Umięśnione ciało ukrywa pod cienkimi bluzami lub koszulkami, które zawsze stara się odpowiednio dopasować. Spodnie muszą być ciemne, tyle. Na nogach często ma glany (cóż, a przynajmniej wtedy, kiedy nie musi iść do pracy), choć czasami zdarzy mu się założyć czarne trampki. Zależy od humoru i miejsca, w które się wybiera. Kolczyków nie ma, natomiast na jego ciele można znaleźć kilka tatuaży. Zaczynając od liścia na prawej dłoni, przechodząc przez „Old man river” na tej samej ręce oraz lecącego ptaka na lewej, by w końcu zakończyć na lewym nadgarstku, gdzie zrobiona została bransoleta.

Inne:
-Mieszka na obrzeżach miasta w wielkim domu, który ma tylko dla siebie.
-Stanowisko redaktora naczelnego czekało na niego zanim jeszcze się urodził; nie może powiedzieć, że mu się to nie podoba, bo robotę lubi, a pieniądze jeszcze bardziej.
-Ma świra na punkcie tatuaży i kiedy jakiś mu się spodoba to bez zastanowienia idzie do studia tatuażu, by tak jak najszybciej został on zrobiony.
-Ma w domu prawdziwą bibliotekę, gorzej z czasem by do niej zajrzeć.
-Ma bardzo dobrą pamięć do szczegółów.
-Pali sporadycznie. Jeden papieros dziennie. No dwa. Ewentualnie siedem.
-Uwielbia mężczyzn. Mężczyzn. Nie chłopców. Z tego co zauważył wiek to tylko liczba, więc nie taką skalą określa dojrzałość.

[Dobra, dużo gadać nie będę. Większość Lucka zna. Ja w zasadzie postanowiłam, że już go nie wskrzeszę, że już przeżył swoje, ale tak patrzę sobie na niego i nie mogę przeżyć, że nie istnieje. No więc jest, a ja razem z nim. Jak widać buźka z Ledgera zmieniona na Jake'a. Wątki? Owszem. Powiązania? A jakże.]




232 komentarze:

  1. [Muszę napisać pierwsza, nawet jeśli jest to byle co. Ty wiesz, że ja z Mattym Lucyfera kochamy!]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Po raz kolejny zachwycam się kartą. Boska. *.*]

    OdpowiedzUsuń
  3. Zadziwiające, jak relacje między ludźmi z czasem się zmieniają. Więź słabnie tylko przez odległość i brak kontakty, co w sumie nie powinno dziwić kogoś, kto odciął się od swojego starego życia i nawet ten ktoś myślał, iż nie wróci do tego wszystkiego.
    Mógł myśleć, ale do Miami Notta coś po prostu ciągnęło, minęły trzy lata i co? I chęć odwiedzenia tego miasta, a może i nawet odnowienia starych znajomości stała się zbyt silna, tak samo jak możliwość zarezerwowania biletu na samolot.
    Wrócił, miesiąc temu ponownie znalazł się w Miami nie bardzo wiedząc czemu. Tak czy siak zaczął układać sobie jakoś to wszystko, oczywiście w miesiąc (już nawet ponad) nie wiele można było zrobić, ale mieszkanie znalazł z pracą podobnie i miał szczęście, bo nawet taką, jaką chciał.
    Matthew mimo iż liczył się z tym, że spotka swoich znajomych oraz całą resztę, nie liczył na to, iż stanie się zbyt szybko, cóż, mylił się, ale postanowił wszystko na siebie przyjąć i nawet jeśli miał dostać przy tym po mordzie (sam by sobie chętnie przywalił w niektórych sytuacjach) miał zamiar przeprosić wszystkich w miarę możliwości, za to, że był takim kretynem i wpieprzył się w związek.
    Ot, całe wytłumaczenie dlaczego znalazł się w redakcji The Miami Times, przed drzwiami do gabinetu pana naczelnego, gdzie dumnie wisiała również tabliczka z imieniem i nazwiskiem.
    Biurko sekretarki było puste, więc nie wiedział, czy Lucyfer jest u siebie, czy go wyszedł, ale przynajmniej nikt nie krzyczał czegoś w stylu „czy jest pan umówiony?!”.
    Zapukał w drzwi, chociaż chwilę się przed tym wahał… no, raz kozie śmierć!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra, wszedł i sukcesem było, że na wstępie nie dostał grzecznego „wypierdalaj”, to już chyba coś, prawda? W każdym razie zamknął za sobą drzwi i wszedł w głąb gabinetu, ale gdy usiadł, poczuł się jak co najmniej dzieciak ze szkoły średniej który namazał graffiti na murze szkoły, gdy był na haju i dyrektor się dowiedział. Prawda jednak była taka, że wyglądał na całkowicie pewnego siebie gdy siedział przed przyjacielem (może nawet byłym przyjacielem).
    Żałował, że przed wejściem wywalił papierosa, było w nich tyle dobrego, że człowiek przynajmniej wiedział co zrobić z rękami.
    Ze sobą też nie bardzo wiedział co zrobić, coś powiedzieć? Chyba jednak wolał poczekać, aż Lincoln zwróci na niego uwagę, więc milczał sobie, starając się być spokojnym i gapił się w widok z okna za plecami Lucyfera.

    OdpowiedzUsuń
  5. Matthew wymamrotał coś pod nosem, na temat pierdolenia głupot. Przesunął palcami po włosach i spojrzał na Lucyfera siłą woli powstrzymując się, by nie uciec wzrokiem w jakiekolwiek inne miejsce w pomieszczeniu.
    -Lucyfer, mam pracę, chodzi o to, że przeprosić przyszedłem. Wiem, zniknąłem bez wytłumaczeń i z tego powodu kretyn ze mnie, bo przez jakąś dupę zerwałem kontakt ze wszystkimi. Tylko to przyszedłem powiedzieć, mam już iść? – Matthew wypowiedział wszystko powoli i spokojnie, tak jak miał w zwyczaju, nie oczekiwał tego, że Lucyfer postanowi mu wybaczyć, nawet na to nie liczył. Zrobił głupotę i teraz wypadało za to zapłacić, ale przed tym wypadało przyznać się do winy.
    Pytanie zadał po to, by upewnić się w fakcie, że jest niechciany. Nie czuł się z tym źle, był z tym pogodzony już wtedy, gdy do łba przyszedł mu pomysł, aby wszystko wyjaśnić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ważne, przyjął czy nie przyjął przeprosin, chciał je czy ich nie chciał. Matthew czuł się lepiej z tym co powiedział, a naturalnym było, że ludzie w wieku XXI przejmują się przede wszystkim sobą. Naprawdę, chciał się już podnieść i wyjść, ale wypadało posłuchać do końca słów Lucyfera.
    Zadarł głowę do góry przypatrując się jego twarzy, raczej dziwnie było mówić do podbrzusza Lucyfera i zapewne gdyby ktoś teraz wszedł, ta sytuacja wyglądała dość dwuznacznie.
    -Czekam w takim razie, jeszcze nikt mi nie przywalił, a sam bym chętnie to zrobił – wypowiedział spokojnie wiedząc, że jeśli Lucyfer faktycznie go uderzy, to nie będzie się patyczkował, a jeśli tego nie zrobi… Cóż, Matt chyba nawet nie brał tego pod uwagę, co jak co, ale to akurat mu się należało.

    OdpowiedzUsuń
  7. Fakt, Lucyfer jak już go walnął to raz a porządnie. Bolało, najpierw lekko, a później zdecydowanie bardziej, co tam, sam się prosił przecież. Kości były w każdym razie całe, przynajmniej takie miał wrażenie dopóki nie został przyciągnięty do pocałunku.
    Nie odpowiedział, bo za bardzo by bolało, chociaż, chyba nawet nie korciło go by to zrobić.
    Kurwa, teraz najbardziej przemawiał do niego fakt, że jutro nie będzie zbyt ładnie to wyglądać. Bo niby czemu miałby być zły, że go uderzono, bardziej zastanawiało go drugie zajście.
    Oprzytomniał i zamrugał kilkakrotnie dopiero słysząc, że Lincolno coś mówi, na szczęście nie do niego, prawdopodobnie niezbyt umiałby wyartykułować swoje myśli.
    Przetarł brodę wierzchem dłoni i odwrócił się by ustawić krzesło na swoim miejscu i na nie opaść.
    Westchnął i przesunął dłonią po obolałej części twarzy, wydawał się nadal nieskończenie spokojny i wyrozumiały, nadal nie za bardzo wiedział co ma ze sobą począć.
    Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni w dupie mając, czy można tutaj palić, czy nie. Włożył używkę między wargi i podpalił ją, gdy się zaciągnął nadal bolało, ale miał to gdzieś.
    Wypuścił dym z ust i położył paczkę na biurku przed Lucyferem, nie będąc nawet pewnym, czy on też nadal się truje.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mruknął coś tam pod nosem, ponieważ Lincoln wspominając o ninja zachowywał się jak co najmniej, człowiek naćpany. Kto normalny, wyskakuje z ninja? Mniejsza o to, nie miał zamiaru znowu znikać, przynajmniej nie teraz i już nie tak nagle, bo jak na razie, szło całkiem nieźle. Lucyfer zawsze mógł go wywalić na wstępie, a z tym, czułby się gorzej niż z obolałym policzkiem.
    Przyłożył sobie lód do policzka przesuwając papierosa z lewego kącika do prawego, ponownie wypuszczając gryzący dym z ust, chyba nie mógł się doczekać, aż od tego zdechnie.
    Przytrzymał papierosa między palcami wolnej dłoni.
    -Ja pierdolę, gdybym miał zamiar znowu spieprzyć, to bym się nawet tutaj nie pojawił – wymamrotał, może trochę niewyraźnie, ale wystarczająco zrozumiale. –Co się… u ciebie działo? – zapytał u uniósł przy tym nieznacznie brwi.
    Co do kawy, nie miał co marudzić, jak na razie ledwo co gębę otwierał, żeby coś powiedzieć, a nawet jeśli to i tak pił taką, Lucyfer powinien to chyba wiedzieć, ale oni częściej pili alkohol niż kawę…

    OdpowiedzUsuń
  9. Matthew miał ochotę rozciągnąć usta w złośliwym uśmiechu i przypomnieć Lucyferowi, że on i tak się zestarzeje, podobnie jak wszyscy. Cóż, powie mu, jak już będą może w nieco lepszych stosunkach o ile do tego dojdzie.
    W tym czasie papieros nieznacznie się wypalił, a popiół opadł na podłogę, czego Matthew chyba nawet nie zarejestrował.
    -Kurew dała Jamesowi się przerżnąć – wypowiedział, może trochę wulgarnie, ale z całkowitym spokojem, jakby się z tym już dawno pogodził. – Wróciłem z zajęć, znalazłem ich obu w łóżku, spakowałem się i wyjechałem do Sydney – wymamrotał całkiem pobieżnie, Lucyfer pewnie nie chciał szczegółów, ani żadnego użalania się nad sobą z którego (raduj się świecie) Matthew już wyszedł.

    OdpowiedzUsuń
  10. Matthew przewrócił oczami, dobra, coraz bardziej czuł się jak dzieciak, czego oczywiście po sobie poznać nie da, bo jak to tak.
    -Mówiłeś, mówiłeś, nie tylko ty z resztą – powiedział i wzruszył ramionami. Nareszcie ktoś mu przywalił, oznajmił (może nie dosłownie) jak bardzo to było żałosne. To oczyszczające przeżycie. –Tak, żonę, wyobraź to sobie. Ja z kobietą, to byłoby a-wykonalne – oznajmił. – Poza tym, przez dwa lata jakoś się udawało, nawet ponad dwa lata… Ja pierdolę, ile ja na niego czasu zmarnowałem. – Zabrzmiało to tak, jakby sobie to dopiero teraz uświadomił, bo, szczerze powiedziawszy, wcześniej nie miał tego za marnotrawienie czasu. Jako człowiek, który takiej w sumie pełnej rodziny nie miał, chciał ją stworzyć dla siebie, a że był gejem… Wyszło jak wyszło.
    Odsunął lód od skóry, nadal bolało, ale chyba było lepiej, przynajmniej nie napierdalało, jakby mu nie wiadomo kto przyłożył.
    -Poza tym, ja się z tobą nie pierdoliłem jak byłem z Chesem, a też się znamy szmat czasu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Matthew zaśmiał się lekko, no, nie ma co, ciekawe skojarzenia miał Lucyfer z imieniem Chesa.
    -Chester się nazywał. Jeśli do zgrabnej dupy były dodane brązowe kłaki i głupi uśmiech, to widziałeś Jamesa – wypowiedział Matt, teraz to już siląc się na spokój. Chyba nadal się o to wszystko wściekał, a przynajmniej czuł się tak, jakby nadal był zły. Wrzucił filtr trzymany w dłoni do popielniczki na biurku, nawet nie zauważył kiedy papieros się wypalił.
    Przymknął powieki i odetchnął głęboko, a później znów patrzył na Lucyfera zblazowanym spojrzeniem.
    – Spieprzył mi tylko część życia, na szczęście – burknął, niczym urażony dzieciak w zasadzie tak się teraz czuł. – Całą resztę jeszcze mogę sam spieprzyć – wypowiedział trochę przybity, zabawne jak zmienił się z wesołego wariata o specyficznym poczuciu humoru w kogoś takiego. Ludzie się zmieniają.

    OdpowiedzUsuń
  12. Matthew spiorunował Lucyfera wzrokiem, dobra, znał go, wiedział jaki ma stosunek do tego wszystkiego. Sam kiedyś nie popierał stałych związków, a później sam się w taki wkręcił i… wyszło jak wyszło, czyli nie wyszło im wcale. Dość bolesna nauczka.
    -Poleciałbym, gdybym nie był wtedy Chesterem, ja traktowałem to poważnie – wypowiedział spokojnie i starając się utrzymać tę niezachwianą pewność siebie. – Nie wiem jak widzisz to ty, ale ja widziałem tyle, że ktoś ruchał mojego faceta. Też byś się wściekł, jeśli nagle by jebło wszystko o co się starałeś, możesz sobie myśleć o mnie co chcesz. – Matthew zmarszczył leciutko brwi, właściwie, sam wiedział tyle, że to iż zwiał było żałosne.

    OdpowiedzUsuń
  13. [aż nie wierzę że widzę znów Go ;D oczywiście od razu też mówię : chcę wątek ;) jak pomysł jakiś podrzucisz to mogę zacząć. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. To w jaki sposób teraz postąpił Lucyfer zadziwiło Matthew, zmiana tematu, brak bluzgów, wyzwisk i ciągłego powtarzania, jak bardzo żałosny jest, przekonało go, że jego były przyjaciel czegoś unika. Co on mógł wiedzieć, zniknął na trzy lata i nie okazywał nawet najdrobniejszego zainteresowania Lincolnem, który jako jedna z osób nielicznych, wstrzymać z nim potrafiła, nawet gdy niczym dureń, twierdził iż dopadł go stan zakochania.
    Czuł się, jakby nie miał prawa zadać pytania „co jest?” jakby słowa te, były wielce obraźliwe i spowodowały kolejne uderzenie, może w to samo miejsce, a może i nie. Frustrowała go ta świadomość, jakoby miał przed sobą coś, czego chciał dotknąć, a nie mógł. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak wiele przez zaledwie kilka lat potrafiło się zmienić.
    Siedział przed Lucyferem Lincolnem, niegdysiejszym przyjacielem i zamiast rozmawiać o ostatnich przeżyciach, o których wiedzieć nie mogli z powodu chociażby pracy, oraz o tym, gdzie udadzą się wieczorem, by wypić drinka i spędzić miło czas, Matt trzymał przy policzku okład, ponieważ słusznie oberwał od Lincolna i nie wiedział, czy może zadać bzdurne pytanie nie chcąc narazić się na jego wściekłość.
    -Nie – odpowiedział z prostotą i szczerością pięciolatka. – U ciebie chyba też, nie wszystko jest „do porzygu kolorowe” – zgadł. Nie było to pytaniem, Lucyfer nie miał konieczności zaprzeczania, czy potwierdzania faktu, jednak gdyby Nott wiedział, co się u niego działo, poczułby się lepiej. Oczywistym było, że Lucyfer mu przyjemności nie sprawi, jak również życia nie ułatwi.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wytrzymał jego spojrzenie z łatwością i wzruszył lekko ramionami, całkowicie zobojętniały na uśmiechy czy gesty Lucyfera. Na litość kogokolwiek, znali się szmat czasu, a Matt zdążył się na to wszystko uodpornić tak, by nie poczuć się dotkniętym.
    -Masz rację, nie mów mi w końcu nie jestem już twoim przyjacielem – stwierdził, patrząc mu w oczy, bez ironii czy złośliwych uśmiechów, które to rzeczy nawet do niego nie pasowały. –Gratuluję w takim razie, Lucyferze – powiedział, tym razem zmieniając ton głosu na lekko powątpiewający. Lincoln mógł kłamać doskonale, podczas gdy Matthew nie potrafił tego ani odrobinę, ale uważał, że tego mężczyznę do niedawna jeszcze znał i tak wiele przecież w człowieku zmienić się chyba nie mogło w ciągu trzech lat.

    OdpowiedzUsuń
  17. [i dobrze że nie mozesz żyć bez niego ;)
    a pomysł jak najbardziej dobry. więc jak mówiłam zacznę.]

    Wiedział że nie powinien odbierać gdy tylko na wyświetlaczu pojawił się numer ojca, a jak już to mógł coś na szybkiego wymyślić. Jednak oczywiście z jego fartem usłyszał tylko że ma wpaść do jednego z hoteli. Nie miał jak zareagować, więc niechętnie ubrał się i pojechał, no i dowiedział się że wrobiono go bo w budynku siedział już jego brat i wyjaśnił mu że ma być jakiś wywiad o nowym hotelu który dopiero budowano.
    Alan się wkurzył, po porostu wkurzył. Zmiażdżył Lucasa wzrokiem i przeszedł do salonu gdzie miał już czekać jakiś typ. Miał podkopany humor, dodatkowo nie wiedział czemu brat nie chciał mu powiedzieć kto przylazł.
    - Witam i przepraszam że musiał pan czekać - powiedział na wejściu z wymuszoną uprzejmością, zanim spojrzał na mężczyznę.- Lucyfer ? - przechylił nieco głowę i uśmiechnął się nikle. No to jednak może to nie będą beznadziejne godziny.

    OdpowiedzUsuń
  18. Gdy się już przywitali, lekkim gestem wskazał mu by usiadł po czym sam opadł wygodnie na drugi fotel. W myślach już ułożył listę miejsc w których wolał by być zamiast tu, bo pomimo iż towarzystwo było całkiem to niestety cel spotkania mu sie nie podobał.
    - Pierwszy raz to pozytywne zaskoczenie - stwierdził, w kącikach jego ust ciągle krył się uśmiech.- tak z ciekawości, to od kiedy sam pojawiasz się zamiast wysłać jakiegoś dziennikarza ? - spytał od tak.
    Obserwował mężczyznę już z przyzwyczajenia.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Strzelimy sobie jakiś miły romansik i zobaczymy co z tego będzie? W końcu Don to jednak raczej mężczyzna niż chłopiec :3]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Tylko chciałabym to mimo wszystko pociągnąć dłużej niż jedno czysto fizjologiczne spotkanie, nie wiem czy ci to odpowiada i tak się na to zaparujesz ^^]

    OdpowiedzUsuń
  21. Kolejny wieczór spędzony w centrum miasta, kiedy to nasz kochany Lisek chodził i od pijanych ludzi kradł. Bo takich to o wiele łatwiej dopaść, wystarczy delikatnie potrącić, a chuda rączka już ściska w dłoni portfel jakiegoś bogatego jegomościa, który to zalał się w trupa. Jak fajnie było patrzeć na tych żałosnych ludzików, którzy się przewracali i zwracali całą zawartość swojego żołądka! Nie tracili jednak tylko tego, ale i pieniądze, które już po chwili Alex miał w kieszeni, wielce to zadowolony z siebie. Był najlepszy. Jedyny i niepowtarzalny. Nikt go nigdy nie złapie, nikt nie da rady zauważyć jego ruchów.
    Ruszył dalej, bawiąc się swoim naszyjnikiem w postaci pionka, króla. On jest królem. On jest królem swojego życia, królem Miami.
    Z uśmiechem na ustach szedł dalej, jedną z bardziej zaludnionych ulic. Znalazł kolejny swój cel... Tak, ten mężczyzna był idealny. Mimo, że nie wyglądał na pijanego, to coś mu się wydawało, że mogło to być łatwe.
    Uśmiechnął się pod nosem i niby to przypadkiem wpadł na niego.
    - Ah! Przepraszam pana, naprawdę nie chciałem. - westchnął teatralnie, uśmiechając się przy tym niewinnie. A chuda rączka już sięgała do jego kieszeni. I wyciągnął portfel, chowając go w rękaw.
    Uśmiechnął się przepraszająco i ruszył dalej, jakby nigdy nic się nie stało. A później usłyszał za sobą krzyk... i nie miał wyboru, zaczął biec.

    OdpowiedzUsuń
  22. Nawet jeśli go uraził to cóż przepraszać nie zamierzał, nie należał do takich osób.
    Nie miał zamiaru też wydawać nikomu poleceń, po prostu wpojono mu pewne zachowania i robił to bardziej nie świadomie gdy był w danej sytuacji.
    - To fajnie że tak lubisz pić piwo w towarzystwie któregoś z nas - rzucił trochę jakby niedbale.- No to się rozczarowałeś, ale niestety Lucas razem z żoną dziś wyjeżdżają więc nie dało rady - przyzwyczaił się już do tego iż inni woleli towarzystwo jego brata bardziej niż jego. Bo prawda było iż starszy z rodzeństwa był bardziej wygadany. Sam nie zamówił nic, jakoś nie miał na nic ochoty.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Mogę liczyć na zaczęcie? Bo właśńie leżę w otelu trzeciej kategorii w Wiedniu z jakimś austriackim radlerem i nie ogarniam świata dookoła XD]

    OdpowiedzUsuń
  24. Biegł ile sił w nogach, ale nie tak łatwo było uciec takiemu facetowi, który raczej wysportowany był. No cholera jasna, jak mu się duża sumka trafiła, to od razu się orientowali! Zaryzykował i przegrał. A mógł przecież nie zauważyć. Mógł iść dalej. Mógł... Ale nie poszedł.
    Alex był dobrym biegaczem. I był dość szybki, ale niestety nie dość szybki. Nauczył się, że w tym fachu trzeba szybko biegać i mieć szybkie rączki... Ale jego nogi okazały się za wolne, bo facet go złapał, a on miał przesrane.
    - Puszczaj, do cholery! - warknął, wyszarpując się z jego uścisku. Spojrzał na niego gniewnie. Wyciągnął do niego dłoń z portfelem i prychnął cicho. - Bierz. Proszę bardzo, brawo, złapałeś mnie.
    Nie przejął się, bo zwykle ludzie po prostu brali swoje rzeczy i odchodzili. Czasami mu trochę buźkę poharatali, ale nic wiecej.
    - Mogę iść...? - mruknął cicho, już nie takim pewnym głosem.

    OdpowiedzUsuń
  25. Zaśmiał się cicho.- ta, taki jedyny plus..- mruknął, faktycznie słuchanie Lucasa bywało męczące gdy najeżdżał na tematy które większość miała w głębokim poważaniu.
    - Dobra, miejmy to za sobą - rzucił, nie przepadał za takimi wywiadami więc tym ciekawsze było czemu to na niego padło że ma tu teraz siedzieć i odpowiadać.
    Dwuznaczne tekst były czymś co wystarczająco poprawiało humor, atmosferę i pozwalało na luźniejszą rozmowę.

    OdpowiedzUsuń
  26. - Nie żartuję. Co niby mam zrobić? - parsknął, przewracając oczami. Głos miał przyjemny, musiał przyznać. I chciałby go słuchać, ale to nie zmieniało faktu, że uderzyć się nie da. A większość właśnie tak przecież reagowała, prawda?
    - A co mnie to obchodzi? Nie będę przepraszał, bo nie jest mi przykro. Niektórzy jednak nie mają zbyt dobrych zarobków i nie mam wyjścia. Moi rodzice są w Australii, a dziadkowie mają mnie w dupie. Dobrej pracy nie dostanę, dopóki szkoły nie ukończę. Więc kradnę. - wyjaśnił, dość znudzonym i monotonnym tonem.
    Może i mógł. Ale co z tego? Przecież on sobie poradzi. Zawsze sobie radził, niczym zwierze, które może przystosować się do każdej sytuacji.
    Wziął od niego wizytówkę i przeczytał ją. A potem spojrzał na niego i uniósł brwi.
    - Rodzice mięli poczucie humoru, co? - mruknął na jego imię i nazwisko. - No i co z tego, że jesteś redaktorem? Co z tego, że masz mnóstwo pieniędzy? To nie czyni z ciebie boga, żebym się przed tobą kłaniał. I żebyśmy oboje nie marnowali swojego czasu... To może mi powiesz, czego ode mnie oczekujesz w zamian? Bo ja nie mam całej nocy, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  27. Odwrócił wzrok od powtórki biegu na czterysta metrów mężczyzn, nie dając nawet do zrozumienia swoją miną, że ma jakoś szczególnie za złe zakłócenie m tejj fascynującej czynności. Spojrzał tak o, po prostu, tak jak spoglądał codziennie na setki ludzi mijanych na ulicy, w metrze i gdziekolwiek tylko się dało. Tak, właśnie na tych, którzy nie odegrają a jego życiu żadnej, nawet nieznazącej roli.
    - Ale bez fonii, więc w niczym nikomu nie przeszkaza.

    OdpowiedzUsuń
  28. Jak on się cieszył że to tak szybko poszło. Gdyby ten wywiad miał potrwać chociaż 10 minut dłużej chyba by nie wytrzymał. Sam nie wiedział skąd ta jego niechęć. Jednak z zamyślenia wyrwały go słowa Lucyfera.
    Podniósł się i ruszył za nim.- czemu nie, przynajmniej to będzie ciekawe zakończenie spotkania - obstawiał już że jak wypiją coś to każdy pójdzie w swoją stronę. On i tak w planach jak na razie miał imprezę u kumpla.

    OdpowiedzUsuń
  29. Na odzywki Alexa każdego świeżbiły rączki. Był niestety strasznie arogancki i raczej odrzucał swoim zachowaniem. Byli i tacy, którzy nie mięli nic przeciwko temu, ale większość niestety chciała mu wpierdolić.
    - Jestem złodziejem. - prychnął na jego słowa. - I tak naprawdę nigdy nie zostałem złapany. - mruknął. A potem usłyszał jego kolejne słowa i gwałtownie pokręcił głową. Przecież jak będzie karany, to nie zostanie prawnikiem. Nie spełni swojego marzenia, nie ma szans. Przez jednego nadętego bogacza, który nie chciał mu oddać paru stówek które i tak były mu zbędne, a jemu do życia potrzebne.
    - Nie, proszę. - mruknął, wpatrując się w swoje znoszone, czerwone trampki. I nerwowo zaczął bawić się pionkiem zawieszonym na szyi. - Ja... Zrobię wszystko, byle nie na policje. - westchnął, patrząc na niego z tym samym co zwykle uporem w oczach. - Cokolwiek chcesz. Mam przy sobie siedem stów, więc jeśli chcesz... - urwał, bezradnie wzruszając ramionami. No bo co on miał niby zrobić? Pozostawało mu jedynie ładnie poprosić i błagać o cud.

    OdpowiedzUsuń
  30. A co innego mógł mu zaoferować? Raczej niewiele. Wyglądał mu raczej na takiego, który na hasło "zawsze mogę oddać ci siebie samego, jeśli chcesz" zareaguje niezbyt miło. Nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił, no ale cóż.
    - Bo ja nie mogę być karany. - westchnął, bezradnie wzruszając ramionami. Po chwili delikatnie dźgnął go w pierś, ledwie go dotykając.
    - Zrobię wszystko, o co tylko poprosisz. Co prawda, na księżyc nie polecę, ale mogę dość sporo. - stwierdził, patrząc na niego nieco błagalnie. Bo jak on mógł mu tak wszystkie jego marzenia niszczyć, co? - Zrobię, cokolwiek mi karzesz. Wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  31. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  32. Gdy już byli w barze zamówił sobie absynt. Głupio było sie przyznać ale bywał tu naprawdę często więc barman go znał i dla tego postawił przed nim od razu całą butelkę.
    Lubił ten alkohol, kiedyś już w nim zasmakował i na razie nie zmieniał na nic innego.
    Poszedł do loży którą wybrał Lucyfer, opadł na kanapę siadając wygodnie. Postawił na stole butelkę i szklankę. Nalał trunku do szklanki i chwilę patrzył na zielonkawą barwę.
    [no oczywiście xDD]

    OdpowiedzUsuń
  33. - W porządku. - mruknął bez większego przekonania. Co teraz mężczyzna z nim zrobi? Zaprowadzi na komisariat? Zrobi mu jakąś krzywdę? Z mostu zepchnie? No cóż, mózg Alexa w tej chwili działał na szybkich obrotach i do głowy przychodziły mu coraz to nowe pomysły, jak to Lu mógłby się na nim odegrać. Żadne z nich nie były zbyt pozytywne.
    On miał coś wymyślać? Nie, jego pomysły zazwyczaj były raczej marne.
    - Zupełnie nie wiem, czego mógłbyś chcieć, ale ja zrobię wszystko, byle to zrobić. - westchnął cicho, wzruszając bezradnie ramionkami. I teraz Alex zupełnie nie przypominał zwykłego siebie, a zagubionego chłopca, który już nie wiedział co jest dobre, a co złe.
    Na widok jego samochodu, oczy mu się zaświeciły. Ile by kasy za niego dostał, to się w głowie nie mieściło! STOP. Zero kradzieży od faceta, który chciał cię wsypać. Od razu wiedziałby, że to właśnie on, prawda?
    Wsiadł obok, uśmiechając się do niego nieśmiało. Żeby go jakoś udobruchać, no!

    OdpowiedzUsuń
  34. Wypił na raz alkohol który nalał do szklanki i zaraz znów dolał trunku.
    Podniósł na niego spojrzenie i uśmiechnął sie dziwnie.- Nie martw się, nie jestem jak mój brat - rzucił. Gdyby zaczął nawijać o kobietach to by było mega dziwne.
    Po za tym miał już tak że gdy wypił więcej robił się milczący więc pewnie za jakiś czas w ogóle nie będzie nic mowił prawie.

    OdpowiedzUsuń
  35. Zamrugał kilkakrotnie, jakby zastanawiając się nad tym, czy aby dobrze zrozumiał. Niby tak do kończ wszystkiego nie schrzanił? Myśl ta była tak abstrakcyjna, że sam zastanawiał się nad tym, jak na to wpadł. Jeśli nawet nie spieprzył do końca tego, to spieprzył wiele innych rzeczy.
    Pomińmy ten fakt i idźmy dalej, nie ma co się roztkliwiać nad dość wątpliwą kwestią przyjaźni obu panów.
    -Nie ma za co panie redaktorze – powiedział i nawet nie musiał się silić na lekki uśmiech używając tego tytułu. – Masz czas gdzieś, kiedyś wyjść? – zapytał, gdzie „gdzieś” znaczyło jakiś bar, a „kiedyś” znaczyło wolny wieczór.

    OdpowiedzUsuń
  36. Po głowie chodziło mu bardzo duzo i jeszcze trochę dziwnych myśli. Nie miał zupełnie pojęcia, gdzie jadą. Ale nie odzywał się, tylko co jakiś czas zerkał na niego, próbując coś odczytać z jego twarzy... No i ten widok był po prostu przyjemny dla oka, nie ma co się oszukiwać. Tak, Alexowi spodobał się właśnie facet, ktory wiezie go niewiadomo gdzie. Ba!, jedzie z własnej woli, z własnej woli wsiadł do jego samochodu. Głupi Lisek, głupi...
    Wysiadł, patrząc na niego uważnie. Cholera jasna, czy on go właśnie do siebie do domu przywiózł? Nie, żeby miał coś przeciwko, ale w takich okolicznościach... No cóż, chyba powinien się zacząć bać. A mimo to, jakoś nie potrafił.
    Niepewnie wszedł za nim, a jego wzrok przesunął się po pomieszczeniu. No dobra, to było po prostu... łał. I tyle, nic więcej mówić nie trzeba.
    - W porządku. Nie tknę nic palcem. - powiedział, wyciągając przed siebie ręce w geście obrony. Jak on mógłby coś ukraść? Pff! Powinien się normalnie obrażony poczuć.
    - A tak właściwie... Na co ja ci tu, co? - zapytał, unosząc delikatnie brwi. Musiał zapytać, bo ciekawość po prostu zżerałą go od środka.

    OdpowiedzUsuń
  37. Słysząc pytanie zatrzymał na nim intensywne spojrzenie, przy czym jego mina była nieodgadniona.
    - Na pewno nie nudny - stwierdził po prostu. Obracał lekko szklankę uważając by nie wylać jej zawartości.- i nie pierdolę o bzdetach gdy wypiję za dużo - dodał już z cieniem uśmiechu.
    Kiedyś na początku gdy zaczynał wlewać w siebie większe ilości alkoholu bez wątpienia był beznadziejny w tym co mówił po pijaku, teraz na szczęście te czasy minęły i nie wrócą.

    OdpowiedzUsuń
  38. Akurat Lucyfer na temat urody Alexa mógł sobie pomyśleć wiele, ale napewno nigdy to, że jest brzydki. Bo nie był. Słodki chłopiec, a przynajmniej właśnie takie wrażenie sprawiał. I właśnie dzięki takiemu wyglądowi o wiele łatwiej było kraść i podbierać ludziom pieniądze. Bo nikt nie zwróci na niego większej uwagi
    Ruszył za nim, nie bardzo wiedząc jak ma się zachować. Zwykle nie był zbyt nieśmiały, czy coś w tym stylu, ale przecież ten facet jeszcze niedawno chciał do niego policję wzywać. Wolał nie ryzykować swojej wymarzonej kariery przez swoją głupotę.
    Zmarszczył delikatnie brwi, patrzac jak ten nalewa trunku. No dobra, tego zdecydowanie by się nie spodziewał. Ale Alex mimowolnie się uśmiechnął i usiadł book niego. I przyjął od niego szklankę, patrząc na niego przenikliwie.
    - Yhm. - mruknął niezbyt kreatywnie, czy inteligentnie i upił łyk alkoholu ze szklanki. - Alex. - odpowiedział po prostu. Nie lubił mówić nikomu, jak się nazywa, dlatego zazwyczaj pełnego imienia i nazwiska nie podawał. Zazwyczaj był Lisem i większość nie miała pojęcia, że tak naprawdę jest to jego nazwisko.

    OdpowiedzUsuń
  39. Alex nie odrywał od niego wzroku. Musiał wiedzieć cokolwiek, mieć nawet cień podejrzenia, co on z nim zrobi. A nie miał nic. Zupełnie nic. No cholera jasna, niech od razu powie, czego on tak właściwie oczekuje, bo Alex mimo że dość inteligentny był, to w myślach czytać nie umiał. A po tej planecie chodziło Alexów bez liku, więc nie wykluczone, że z paroma jego imiennikami napewno się przespał.
    Popijał powoli swój trunek, nie chcąc się upić. Głowy zbyt mocnej nie miał, a i upijać się w domu nieznajomego... No cóż, mimo wszystko wolał uniknąć takich atrakcji.
    No tak, wiadomo, że Alex wyglądał młodo. Ale przecież mógł mieć równie dobrze dwadzieścia lat, a nie siedemnaście, prawda? Trzy lata to nie za duża różnica, ale dla policji niestety była to ogromna przepaść.
    - Prawnikiem. - odpowiedział, wzruszając ramionami. W ogóle nie przejął się tą kpiną, tylko patrzył na niego, wciąż próbując coś wyczytać. Bez skutku.

    OdpowiedzUsuń
  40. Urok może był w tym wszystkim, chociaż niewiedza co się mówiło na pewno drażniła. W końcu mogło powiedzieć się coś czego nie powinno.
    - no to fajnie - rzucił tylko.
    Upił łyk alkoholu, przesunął wzrokiem po pomieszczeniu jakby szukał kogoś wzrokiem chociaż towarzystwa nie potrzebował.- czemu spodziewałeś się bardziej Lucasa ? - spytał nagle od tak bo po prostu chciał wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  41. Gdyby tylko Lisek o tym wiedział, nie starałby się tak usilnie zrozumieć rozumowania mężczyzny przed sobą. Bo przecież kto normalnie zapraszał kogoś, kto próbował go okraść do domu? Jasne, Alex nic mu nie zabierze, ale sam fakt. Ludzie nie przepadali za złodziejami i raczej niechętnie wpuszczali ich do domu. A ten nie dość, że go tu wpuścił to jeszcze przywiózł i szkocką poczęstował. Alex już nie wiedział, czy ma się czuć zaszczycony, czy ma zacząć się bać, bo facet może mieć jakieś dziwne zamiary. Nigdy nie wiadomo, jaki kto ma fetysz, no nie? A nóż ten lubił zabijać. Nigdy nic nie wiadomo!
    - Mam słabą głowę. - odpowiedział szczerze, wzruszając ramionkami. Teraz jednak upił nieco większy łyk, wpatrując się w niego tak, jakby miał zamiar go tym wzrokiem prześwietlić. O czym myślisz, Lucyferze?

    OdpowiedzUsuń
  42. To chyba nawet Alex był bardziej przewidywalny. Bo i zazwyczaj dokładnie wiedział, co zaraz zrobi i myślał nad konsekwencjami, w przeciwieństwie do Lucyfera. No ale cóż, zdarzało się. Czasami było właśnie tak, że nastolatek był bardziej rozważny od dorosłego facetami.
    Na jego słowa zaśmiał się cicho i przewrócił oczami.
    - Uwierz mi, nie chciałbyś. Wypiję z cztery szklanki takiej szkockiej i jestem upity. - mruknął, uśmiechając się delikatnie. Mimo, że włąśnie powiedział o tym, jak słabą głowę ma, dolał sobie trochę trunku do szklanki. Najwyżej się upije, trudno. Już mu tak przyjemnie się robiło.

    OdpowiedzUsuń
  43. - no tak..- mruknął, to było sensowne dlatego miał ochotę trzasnąć się w czoło. Po cholere pytał o coś czego można było się domyślić.
    Tu była racja że po alkoholu na prawdę łatwo było zrobić coś głupiego. Chociaż on miał nadzieje że dziś nie wypije aż tak dużo by odwalić coś.
    Dopił do końca alkohol, ale nie dolewał sobie więcej.

    OdpowiedzUsuń
  44. Matthew zmarszczył brwi, powiedział coś nie tak? Sam już nie wiedział co było właściwe, czy niewłaściwe do wypowiedzenia i nie miał zamiaru takimi bzdurami zaprzątać sobie głowy.
    -Przeruchasz go i się pożegnacie, on da ci swój numer, a ty nie zadzwonisz – wypowiedział, jakby co najmniej przewidywał przyszłość. Prawda była taka, że nie spodziewał się, by w Lincolnie zaszło zbyt dużo zmian, przynajmniej nie zapowiadało się na to. –Nic ciekawego, a ja to zawsze jakieś urozmaicenie, więc zmieniaj plany i mów gdzie się chcesz spotkać. – Miał tak duże mniemanie o sobie, jak również pewność siebie, ale w dzisiejszych czasach te cechy okazywały się dość przydatne. – Chyba że sobie to oszczędzimy… - dodał, jakby po chwili zastanowienia, tak sugerował coś i to nawet sporo.

    OdpowiedzUsuń
  45. No cóż, akurat ego Alexa było podobne do Lucyferowego - on też wierzył w swoją nieomyślność, w to, że ze wszystkim da radę. Że jest najlepszy. Akurat w tym, Lisek był niezywkle prózny i arogancki, co kiedyś go zgubi.
    - Ah, dziękuję bardzo. - zaśmiał się, wystawiając do niego język. - W takim razie, już znam twój plan, o! - stwierdził, chichocząc pod nosem. - Chcesz mnie upić i do łóżka zaciągnąć, prawda? - zapytał z rozbawieniem i upił kilka łyków trunku. Już widać było po nim, że trochę na niego podziałał. Widać to było przede wszystkim po jego dziwnym rozbawieniu.

    OdpowiedzUsuń
  46. Podobno wtorki, są piękne na przechadzki i odwiedziny takich i innych seksownych dup, albo zwykłych znajomych. Rano w monopolowym za rogiem kupił dobrego łiskacza i inne rzeczy, ta, raz na jakiś czas trzeba zrobić zakupy. Później wrócił jeszcze raz do domu ubrał się odpowiednio. W jakieś czerwone przylegające biodrówki, czarną koszulę i tego samego koloru glany, długie, dwudziestki. Zostawił w domu wszystko oprócz alkoholu, wziął jeszcze dokumenty, portfel, klucze, a także telefon. Tak, jakby nagle ktoś miał do niego dzwonić. Nie łudźmy się, nie miał jakiegoś świetnego życia towarzyskiego.
    Wyszedł i robiąc dość dużo hałasu wybiegł sobie i poszedł do najbliższego przystanku autobusowego. Nie miał swojego pojazdu. Może i był mu potrzebny, ale nie chciał i jako student nie miał tyle pieniędzy. Może kiedyś, może.
    Wysiadł z tłocznego autobusu. Musiał przejść jeszcze kawałek, nie jego wina, że Lucyś mieszka na tak zwanym ładnym, ale zadupiu. W wielkim apartamencie. Poprawił swoją koszulę, przeczesał palcami włosy i zapukał do drzwi. Kilka razy, aż wreszcie te się przed nim otworzyły.

    OdpowiedzUsuń
  47. - Nie mam mocnej głowy do alkoholu, więc wole za szybko nie wlewać w siebie trunku - rzucił w odpowiedzi na jego słowa.
    Zrezygnował z nalewania do szklanki trunku.
    Pociągnął z gwinta spory łyk. Był pewny że jak wypije cały absynt z butelki to będzie już w pijackim humorze.
    - chcesz mnie upić szybko że poganiasz tak ? - spytał po chwili ciszy. Bawił sie pustą teraz szklanką, jak ją zbije przypadkiem to trudno.

    OdpowiedzUsuń
  48. W jego monogamii seks był… przyzwoity, tak można go określić, ponieważ nie stanowił podstawy związku w jaki się wdał. W tym wszystkim wydawało się być zdecydowanie więcej uczuciowości niżeli pieprzenia i wtedy im obu to pasowało. Teraz, kiedy cały związek z Miltonem nie istniał, mógł sobie pozwolić w zasadzie na wszystko, nawet na seks z(chyba mógł go tak nadal nazywać) przyjacielem, ponieważ umieli to co ich łączyło i to co robili w łóżku (na innym meblu ewentualnie) rozgraniczyć.
    Podniósł się na równe nogi, odłożył kompres już roztopiony, o którym nawet zapomniał i kiwnął głową. Pewnie i tak przyjdzie kilka minut za późno, Matthew nigdy nie nosił przy sobie zegarka (komórki zazwyczaj zapominał zabrać z domu, bo i mało kiedy była mu potrzebna).
    -Do zobaczenia panie redaktorze – powiedział wesoło i po prostu wyszedł z gabinetu Lucyfera.

    OdpowiedzUsuń
  49. Słysząc jego śmiech nie mógł powstrzymać uśmiechu. Był on naprawdę przyjemny dla ucha i chciałby go posłuchać jeszcze trochę, chociaż przez chwilę dłużej....
    Słysząc jego słowa, uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami.
    - Tylko żartowałem. Nie znasz się na żartach! - stwierdził, niczym naburmuszone dziecko i nawet skrzyżował ręce na klatce piersiowej, jednak po chwili znowu złapał szklankę i dopił ją do końca. Już mu się tak dziwnie robiło, ale ignorował to.
    - A kto powiedział, że nie możesz być? - zapytał z przekąsem, unosząc delikatnie brwi. - Nie obrażam cię, tak tylko mówię. Zresztą... ja jestem. Masz z tym jakiś problem? - zapytał, a potem znowu zaczął się cicho śmiać. Nawet on sam nie wiedział, co go tak rozbawiło. I mimo to, dolał sobie jeszcze alkoholu.

    OdpowiedzUsuń
  50. Słysząc jego pierwsze pytanie, wiedział że ten mówi do siebie, ale szczerze gdyby go spytał mógł mu odpowiedzieć i to trafnie bo domyślał sie czemu ktoś mógł tak mysleć.
    - No ale sie zdarza i padło akurat na mnie...przynajmniej jeśli chodzi o picie mocnych alkoholi..- przyznał. Taki nie fart sie trafił, zwłaszcza że on lubił wypić.
    Minęło z półtorej godziny i opróżnił ponad połowę butelki, alkohol zadziałał bardziej...w głowie mu nieco zaszumiało i co dziwne był gadatliwy bardziej niż zwykle jednak co najważniejsze nie nawijał o głupotach.

    OdpowiedzUsuń
  51. Z rozbawieniem patrzył jak jakiś gość jest już daleko od Lucyferowego domku, a właściwie ogrodu, bo gdy Luis zbliżał się do drzwi ten ktoś coraz bardziej się oddala.
    Pokazał mu whisky i uśmiechnął się delikatnie
    -Odwiedzam starych znajomych. Urodziny kiedyś miałeś, a dzisiaj chyba święto jakieś mamy- mówił spokojnie nie przejmując się jego miną.
    Przecież Luis jak na razie nie był nachalny i siłą nie właził do mieszkanie.

    OdpowiedzUsuń
  52. Zasadniczo w ciągu dnia zahaczył o studio, a później o własne mieszkanie, przy okazji plując sobie w brodę, że musi się bawić w coś takiego jak obrabianie zdjęć. Później nastolatki mają kompleksy i popełniają samobójstwa, albo robią inne głupie rzeczy.
    Nieważne, grunt że robił swoje i mu za to płacili wystarczającą sumę, a i czasem z dodatkowych sesji coś do kieszeni wleciało, więc nie mógł narzekać.
    Nawet nie wiedział o której ruszył tyłek ze swojego mieszkania i wsiadł do samochodu, zegarek w aucie wskazywał na kilka minut przed dwudziestą (nie wiadomo czy zegarek był dobrze ustawiony, bo Matthew mało kiedy przykładał się do tego, by być na czas), jak się spóźni to nic się nie stanie.
    Na miejscu był „jakiś czas” po umówionej godzinie, zaparkował na podjeździe domu Lucyfera. Matt zawsze się zastanawiał, po co mu takie wielkie domiszcze, skoro mieszkał całkowicie sam.
    No nic, podszedł do drzwi, zapukał (bardziej by pasowało walenie do drzwi, ale to był taki stary nottowy zwyczaj, powszechnie znany przez osoby znajome).
    Na wejściu pozbył się butów i przeczesał palcami włosy uśmiechając się, jakby nigdy nic. Pokonał tę nieznaczną odległość która ich dzieliła by wpić się w usta Lincolna, niemal się na niego rzucając.

    OdpowiedzUsuń
  53. Alex właśnie na takie rzeczy zwracał uwagę. Na śmiech, czy na uśmiech, ale i na wygląd. On po prostu nie dbał jedynie o wygląd, ale wpływały na to też zupełnie inne rzeczy.
    Tylko uprzedzał go przecież! Skąd mógł wiedzieć, że taki facet jak on ma nieco inne upodobania? Napewno nie było po nim nic takiego widać. Z drugiej strony nic dziwnego... przecież za nim musięli się oglądać zarówno mężczyźni jak i kobiety. Z takim wyglądem... No cóż.
    - W takim razie, bardzo mi miło. - zasmiał się, patrząc na niego trochę rozmarzonym wzrokiem. Ten uśmiech...
    Uśmiechnął się do niego tym uroczym uśmiechem i tak naprawdę wypił całą szklankę za jednym haustem. I już był upity i to dość mocno. Nawet przysunął się do niego nieco, niezbyt tego świadom.

    OdpowiedzUsuń
  54. Uśmiechnął sie łobuzersko, ale nie sprzeczał się chociaż jego logiczne myślenie nie ucierpiało jeszcze.
    - czemu nie - mruknął, jak miał wypić więcej i wygłupić się to wolał by mniej osób to widziało.
    Podniósł się i nawet nie zachwiał chociaż myślał że będzie gorzej.

    OdpowiedzUsuń
  55. Alex jakoś nigdy w ogóle nie lubił kobiet. Nie pociągały go, a do tego większość była nudna jak flaki z olejem. I nie chciał mieć z nimi zbyt wiele wspólnego, mimo, że dość sporo z tych dziewczyn chciałoby być widzianych przy jego boku. A on miał je wszystkie głęboko i słowa nawet nie chciał zamienić. Już po szkole nawet rozeszła się plotka, że lubi chłopców.
    Uśmiechnął się do niego i dźgnął go palcem w pierś.
    - Widzisz? Wypiłem trzy, a już jestem pijany... - westchnął teatralnie, po czym praktycznie położył mu głowę na ramieniu. Nawet tego nie zauważył. - Dalej chcesz mieć słabą głowę? - zapytał, a policzki mu się od tego alkoholu ładnie zarumieniły.

    OdpowiedzUsuń
  56. Jak miło było zaznać nagle odrobinę cholernego nieokrzesania, po tym jak to musiał i powinien być miły i przyjemny. Wędrował dłońmi po plecach Lincolna, nawet przed koszulę czując jego mięśnie.
    Poruszył lekko biodrami, na tyle by otrzeć się swoim kroczem o kroczę Lu.
    Odetchnął przez nos przesuwając językiem po wargach mężczyzny, jakby co najmniej smakując jego warg. Matt jak zawsze z resztą pachniał fajkami wymieszanymi z perfumami Hugo Boss.
    Przesunął ustami po szorstkiej żuchwie Lucyfera i skubnął zębami jego ucho. Sam do siebie się uśmiechając.
    -Mam ochotę żebyś mnie przerżnął Lincoln– wychrypiał mu do ucha, a później przeniósł się z zębami na odkryty kawałek szyi, ugryzł go, mocno. – Porządnie – zastrzegł, dodając to jedno słowo dopiero po chwili.

    OdpowiedzUsuń
  57. Ale Alex nie był niestety jeszcze dorosły. I nie potrafił sobie radzić z takimi rzeczami jak dorosły, więc po prostu radził sobie z tym jak dzieciak i tyle.
    - To weź ją ode mnie, bo ja już mam dosyć... - zaśmiał się po czym poczuł, jak mu się nagle ciepło robi. Ściągnął z siebie bluzę, zostając jedynie w zwykłym tshircie, przez co było widać tatuaże na jego przedramionach.
    Ale on się do niego nie przytulał. A przynajmniej w ogóle nie próbował. Po prostu tak sobie oparł głowę na ramieniu. Może i Alex nie był wielkim fanem czułych gestów, ale czasem po prostu ich potrzebował.

    OdpowiedzUsuń
  58. Przewrócił oczami widząc jego gest, tak jakby już się irytował, że ktokolwiek przyszedł.
    Luis westchnął i wszedł do środka z butelką w dłoni. Zatrzasnął za sobą drzwi, tak jak prosił właściciel.
    -Proszę- szedł za nim, rozglądając się wokół siebie, za dużo się nie zmieniło.
    Lucyfer także nic, a nic się nie zmienił, szczerze mówiąc, za bardzo się na nim nie skupił tylko szedł przed siebie starając się nie wywrócić o własne nogi i nie roztłuc butelki.
    Kiedy wreszcie dostał się do salonu rozwalił się na jakże wygodnej, białej kanapie.
    Postawił butelki oraz nogi na niskim dębowym stoliku.
    -Co u ciebie?- Zapytał mając nadzieję usłyszeć coś interesującego aby poprawić sobie nastrój.

    OdpowiedzUsuń
  59. Pokręcił głową, jakoś ostatnio nie palił w ogóle.
    Oparł się plecami o ścianę budynku.
    Zastanawiał sie ile będą musieli czekać na taksówkę.
    Gdy w końcu podjechał samochód, wpakował się na tylne siedzenie. Rozsiadł sie wygodnie i oparł głowę o zimną szybę.
    Kiedy taksówka zatrzymała się znów, nieco sie skrzywił. Nie chciało mu się teraz podnosić, ale wysiadł. Popatrzył na Lucyfera w końcu nie wiedział gdzie ten mieszka.

    OdpowiedzUsuń
  60. Tak, oczywiście, Lu będzie zgrywał groźnego gościa, któremu najlepiej jest bez nikogo, nikogo w życiu z każdym posiadającym ładną dupę w łóżku. Uśmiechnął się do swoich myśli niż do właściciela tego lokum.
    Prychnął i przewrócił oczami, nie wiedząc co mu przeszkadza. Mimo wszystko grzecznie zdjął je i postawił na puchatym dywanie, takie nie pasującym do tej osobistości.
    -Nie wiesz. U kogo niby?- spytał retorycznie. Przecież poza nimi nikogo nie było w pokoju, chyba, że bogin w szafie. On tam już nie wiedział, a przecież wszystko jest jak najbardziej możliwe.
    -No to brawa dla ciebie-mruknął otwierając butelkę. Napił się natychmiastowo z gwinta i dopiero gdy on zaspokoił pragnienie zaproponował whisky Lucusiowi

    OdpowiedzUsuń
  61. Gdy weszli do środka, rozejrzał się. Zagwizdał cicho.
    - ładna chata - wymamrotał, on sam nie przepadał za dużymi domami bo mieszkał by sam w takim.
    Skopał z nóg trampki, w myślach ciesząc sie że nie nałożył glanów bo miał by z nimi kłopot.
    Wszedł do salonu. Musiał przyznać że Lucyfer miał gust co do wystroju.
    Odwrócił się i popatrzył na niego. Kąciki jego ust uniosły się w nieco łobuzerskim uśmieszku.

    OdpowiedzUsuń
  62. Wiadomo, że każdy radzi sobie tak jak umie. I tyle. Spojrzał na niego z rozbawionym uśmiechem i nie odpowiedział. Chyba już po prostu nie był w stanie za bardzo myśleć, to wszystko.
    Na niego się wkórwić to sam grzech jest. Przecież kompletnie nic nie zrobił, po prostu się upił, prawda? A ten od razu miały go tak brzydko odpychać? Trochę zrozumienia dla drugiego człowieka!
    - Nie bardzo. Dalej mi gorąco. - westchnął, wzruszając ramionami, kompletnie bezradnie. Palcami przesunął po swojej skórze pokrytej tatuażami.

    OdpowiedzUsuń
  63. -No dobrze. Jak chcesz, więcej będzie dla mnie- chciał napić się jeszcze ale nagle odebrano mu butelkę
    Odebrał mu nagle flaszkę, bo jeszcze mu wszystko wypije –Zostaw- mruknął, o hlust, i już zniknęła połowa butelki, nie chciał się upić, bardziej czymś przyjemnym zaspokoić pragnienie.
    No tak, Lucyfer był jednym z tych osób, które uważały, że osoba na stałe będzie równoznaczna z zamknięciem tego rozdziału z jego życia. Przecież to nie musiał się równać z takim stylem życia, z partnerami na jedną noc.
    Jego sprawa.
    Położył nogi na stoliku, tak jednak było wygodnie
    -Przystojny był?-

    OdpowiedzUsuń
  64. - Jasne. Skąd mogę mieć pewność? - zapytał, zabawnie poruszając przy tym brwiami. No cóż, skoro wiedział, że ten hetero nie jest, to skąd mógł to wiedzieć? Chociaż nie miał nic przeciwko, ale ciii, lepiej zachować pozory.
    Tak, zdecydowanie Lucyfer miał racje... Jego chciało się gwałcić wzrokiem i dlatego Fox przez cały czas się na niego gapił, nie mogąc się powstrzymać.
    Pozwolił mu się rozebrać z obrażoną miną, niczym dziecko.
    - Przyznaj, że po prostu chciałeś mnie rozebrać. - zaśmiał się cicho. A pod koszulką kryło się raczej kruche ciałko i jeszcze więcej tatuaży.

    OdpowiedzUsuń
  65. Opadł łagodnie na kanapę, rozsiadł się wygodniej.
    Uśmieszek na jego twarz stal się mocniejszy gdy zobaczył że mężczyzna wyciągnął butelkę alkoholu który pił wcześniej.
    Odkręcił butelkę i nalał alkoholu do szklanki która też została przyniesiona. Upił trunku, dziś odpadnie i wiedział to, ba pewny był całkowicie.
    Minęła następna godzina, opróżnił o wiele szybciej pół butelki i więcej nie potrzebował. Wiedział że jak wleje w siebie jeszcze chociaż szklankę to będzie musiał biec do łazienki.
    Rozciągnął sie na kanapie, gdyby był w tak kiepskiej formie jak kiedyś to pewnie poszedł by spać, ale teraz na szczęście tak nie było.

    OdpowiedzUsuń
  66. Gdyby tylko Alex o tym wiedział, to normalnie by się wzruszył, niczym jego autorka na widok całujących się szynszyli. Ale nie wiedział, wiec się nie wzruszył i tyle z tego było.
    Widząc ten jego uśmiech sam się uśmiechnął i uniósł lekko brwi.
    - A co, jeśli bym chciał? Mogę...? - zapytał z powalającą wręcz szerością i przesunął łapką po jego klatce piersiowej. Tak, zdecydowanie się upił.

    OdpowiedzUsuń
  67. Zerknął na niego gdy ten zaczął się śmiać i nawet nie widział powodu, ale nagle ogarnęła go dziwna wesołość.
    Przez co zawtórował mu i również się zaśmiał jednak zamilkł dopiero gdy zabrakło mu powietrza w płucach bo przy tym wszystkim jakby zapomniał że musi oddychać, dlatego zachłysnął sie powietrzem.
    Stęknął cicho i zasłonił oczy przedramieniem.
    Przekręcił się tak że teraz leżał na kanapie na boku. Po chwili kombinowania jak to zrobić odepchnął sie i usiadł. Cholera było gorzej niż myślał z nim.

    OdpowiedzUsuń
  68. Przy ścianie, na podłodze, w kuchni, w zasadzie gdziekolwiek Matthew czułby to samo pożądanie względem Lucyfera i to samo podekscytowanie.
    Przesunął dłonią po nagim torsie mężczyzny i już zaczynał obcałowywać jego szyję, gdy usłyszał co ten mówi. Zadziwiające jak bardzo go ta świadomość podniecała.
    Uśmiechnął się tylko i umiejscowił jedną dłoń na piersi Lucyfera, a drugą kładąc na jego karku przyciągając do kolejnego, chaotycznego pocałunku. Tak odwracając uwagę Lincolna z łatwością przewrócił ich obu i znalazł się nad mężczyzną.
    Wyprostował się. Pozbył się swojej koszulki i tak było mu już stanowczo za gorąco, a powiększa się ciasnota w spodniach jeszcze potęgowała to uczucie. Poruszył nieco niespokojnie biodrami i przesunął językiem po obojczyku Lu, przesunął ustami w dół, by zamknąć usta na jego sutku. Spojrzał w górę na twarz mężczyzny i uśmiechnął się zaczepnie. Dłoń, prawie mimochodem znalazła się na kroczu Lincolna, uciskając je.

    OdpowiedzUsuń
  69. Patrzył na niego wzrokiem osoby na pewno nietrzeźwej.
    Uśmiechnął się jakby nie pewnie słysząc jego słowa.
    - czemu ? - wymamrotał nawet nie myśląc co mówi. W normalnych okolicznościach pewnie nie pytał by bo po co mu to wiedzieć, ważne było że sprawy szły w ciekawym kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  70. Całujące się szynszyle są słodkie i tyle. A co tam sobie autoreczka myśli, to już nie moja wina, no. Wracając do temu... Hmmm, no chyba było, skoro dla Alexa się inaczej zachowywał.
    Widząc jego przytaknięcie, najpierw się zdziwił, jednak po chwili uśmiechnął lubieżnie i oblizał swoje wargi.
    I dobrze, że Lucyfer był świadomy swoich atutów. Bo gdyby nie był, znaczyłoby to, że jest kompletnie ślepy i nie widzi tej bandy ludzi, która za nim chodzi i się na jego widok ślini.
    - Toć to zaszczyt... - wymruczał z rozbawieniem, po czym złapał za jego koszulkę tak jak ten chwilę wcześniej i ją go pozbawił. Tak, Alex naprawdę chciał go rozebrać, aż do rosołu. I już miał rumieńce na ustach, ale nie wyglądało to tak, jakby w ogóle się tym przejął.

    OdpowiedzUsuń
  71. Do klatek zawsze istnieje mnóstwo kluczyków, ale dobra. Nie będzie go przekonywał, no bo po co? Tak, takie coś mogło przerażać, ale chyba nie musiało, a może musiało?
    -Kiedyś pewnie będziesz musiał komuś zaufać- powiedział na głos to co myślał, ale nie patrzył mu w oczy.
    -No to świetnie- uśmiechnął się szczerze, bardziej lub mniej.
    Przeciągnął się i pociągnął jeszcze kilka łyków z gwinta, później odłożył butelkę, całkiem dobry trunek
    -Coś nie za wesoły dzisiaj jesteś-

    OdpowiedzUsuń
  72. To się nazywało rozumienie bez słów, dłoń Matta wprawnie rozpięła guzik spodni i na szczęście nie musiał się szarpać z zamkiem. Przy małej pomocy Lucyfera w postaci lekkiego uniesienia bioder pozbył się z niego spodni wraz z bielizną (po co się rozdrabniać) i czuł się co najmniej jak dzieciak, który rozpakował wymarzony prezent na Gwiazdkę. Z zadziwiającą szybkością pozbył się też swoich spodni i bokserek oraz skopał skarpetki ze stóp.
    Przywarł swoimi wargami do ust Lu całując go zachłannie, przesunął paznokciami po obu bokach Lincolna pozostawiając na jego skórze długie, czerwone pręgi. Gdy dotarł do bioder mężczyzny jedna dłoń powędrowała nieco w bok, by Matthew mógł opuszkami palców, drażniąco, przesunąć po penisie przyjaciela.

    OdpowiedzUsuń
  73. Bo on przecież był tak naprawdę taki dziecinny, słodki i niewinny. Mimo, że się tego wypiera, to i tak właśnie tak jest. A do tego, ta figura Lucyfera dość go nieośmielała. Facet idealny, ot co. Gdyby tak mógłby mieć go na własność.
    - Lepiej, niż moze być... - zaśmiał się cicho, patrząc na jego twarz. Równie idealna jak całe jego ciało. I zwinne rączki Liska powędrowały do jego spodni, odpinając je. A co, przecież mu pozwolił.

    OdpowiedzUsuń
  74. Nieco się skrzywił gdy nie uzyskał odpowiedzi, ale mniejsza z tym.
    Odwzajemnił pocałunek z zachłannością. Nie przeszkadzało mu to iż Lucyfer nie był delikatny, a bardziej podobało mu się to. Lubił brutalność od czasu do czasu.
    Patrzył na niego uważnie gdy został popchnięty na kanapę, a później mężczyzna usiadł mu na biodrach.
    Mimo iz jego myśli były przytłumione alkoholem to i tak zastanowił się czy tym razem gdy przypadkowy partner kiedy na początku jest brutalny da radę być taki cały czas.

    OdpowiedzUsuń
  75. Usiadł w siadzie skrzyżnym, zaskrzypiała kanapa i zerknął na mężczyzn. Lekko się zdziwił słysząc jego pierwsze zdanie.
    -Szczerze mówiąc nie wiedziałem- mruknął i podsunął mu butelkę, chyba najlepszy na takie sprawy był alkohol.
    -Może źle trafiłeś, albo coś- wzruszył ramionami, mówiąc spokojnym tonem, jak zwykle
    Przeczesał palcami jego włosy. W jakimś stopniu chyba było mu przykro
    -Gość nie wie co stracił- uśmiechnął się do niego i zmarszczył brwi –Nie znam się na rozweselaniu innych, więc wiesz. Lepiej na to nie licz, chyba, że ty masz jakiś pomysł jak mógłbym cię rozweselić-

    OdpowiedzUsuń
  76. Zdecydowanie nie był pierwszym facetem. Bez przesady, aż tak młody to on nie był. Ale był zdecydowanie najbardziej urodziwym facetem. Po prostu jeden z najlepszych i tyle. Niestety rzadko kiedy mógł podziwiać tak piękne ciało, więc musi się nacieszyć, no nie?
    Akurat w momencie kiedy ten przygryzł wargę, oczka Alexa skierowały się na jego twarz. Zmarszczył delikatnie nosek, patrząc na niego z niezrozumieniem.
    - Mam przestać? - zapytał, dłonią delikatnie przesuwając po jego klatce piersiowej. Zupełnie innej, niż jego. Patrzył mu prosto w oczy, uśmiechając się lekko. - I nie, nie jestem na tyle pijany, żeby tego jutro nie pamiętać... - zaśmiał się cicho. Nie miał pojęcia czemu to powiedział.

    OdpowiedzUsuń
  77. Pewnie nikt nie wiedział, ten raczej nie mówił o swoim życiu, a jeżeli już mówił to trzeba było wszystko niego wyciągać, ale musiał się naprawdę przywiązać skoro z kimś był, a jak chodzi o Lucyfera to było naprawdę zadziwiające.
    -To chyba dobrze dla ciebie, ale nadal uważam to co sobie tam głęboko uważam- powiedział cicho
    -Rób co tam sobie chcesz bądź z każdym, nie bądź z nikim- wzruszył ramionami –Bądź szczęśliwy-
    Nie wiedział czy coś się zmieniło, jeżeli chodzi o stosunek Lucyfera do ludzi. Dawno tu nie był
    Parsknął śmiechem -Myślałem, że miało być zabawnie-

    OdpowiedzUsuń
  78. Alex akurat piskilwego głosu nie miał, był dość chudy i ogólnie drobny, grama tłuszczu na nim nie znajdziesz. Obwisłego tyłka też napewno nie miał, a co do penisa... Raczej nie miał na co narzekać. Niektórych jednak odpychały liczne tatuaże chłopaka. Bo tatuaże miał praktycznie wszedzie - ręce, szyja, mały na piersi, nawet na palcach u rąk miał napis MISCHIEF. Na nogach też. I chyba tylko plecy mu zostały, na których to planuje sobie skrzydełka zrobić... Wtedy to dopiero chodzące dzieło sztuki będzie.
    - Po prostu twoja mina... - wyjaśnił, wzruszając ramionami. I ten uśmiech utwierdził go w przekonaniu, że nie ma nic do stracenia... I po prostu chciał go całego nago zobaczyć.
    - A teraz mi tu w takim razie ładnie pomóż, bo sam ci spodni niestety nie zdejmę. Skoro nie masz nic przeciwko... - zaśmiał się, posyłając mu uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  79. Nawet się nie zdziwił kiedy pod plecami ponownie poczuł materiał kanapy, mógł oponować, głównie dlatego, że mało kiedy lądował jako „dół”, ale kto by o tym myślał, szczególnie gdy był kimś, kto domagał się tego, by go przepieprzyć.
    Niemal wił się pod dotykiem jego dużych, ciepłych dłoni, a już z pewnością się im nadstawiał. Naparł na dłoń Lucyfera wyginając się przy tym lekko z głębokim, nieskrępowanym niczym westchnieniem.
    Obrzucił Lucyfera pełnym zniecierpliwienia spojrzeniem i poruszył sugestywnie biodrami, obcierając się nimi o pokaźną erekcję Lincolna, która aż prosiła się o uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  80. Zamruczał cicho i zadrżał gdy paznokcie Lucyfera przesunęły sie po jego klatce piersiowej i zahaczyły lekko o sutek.
    Pomógł mu nieco zdjąć z siebie koszulkę. Podparł sie na łokciach.
    Lincoln mógł teraz zobaczyć jego tors nie ukryty pod materiałem, wyraźny zarys mięśni pod skórą do tego szerokie ramiona, ogólnie dobra budowa dawała godny uwagi efekt.
    Złapał go lekko za kark zmuszając by pochylił sie trochę i pocałował go gwałtownie.

    OdpowiedzUsuń
  81. Tylko, że tego raczej po siedemnastolatku oczekiwać nie można. Może po innych tak, ale po chłopaku który mierzy marny metr siedemdziesiat to już chyba nie. Lu niestety musiał się pogodzić, że Alex raczej już nie urośnie i nie zrobi się nagle męski. Więc niech lepiej się cieszy z tego co ma, bo przecież Lisek zły nie był, prawda?
    Kiedy ten wstał z kanapy, patrzył na niego z taką ciekawością, że wyglądało to naprawdę zabawnie. Niczym małe, ciekawskie dziecko które widzi jakieś ziwerze po raz pierwszy w życiu i nigdy o nim nie słyszało.
    - Mam bić brawo, czy jak? - zapytał, po tym jak chwilę zajęło mu otrząśnięcie się po tym, co zoaczył. Uśmiechnął się zawadiacko, po czym wstał z kanapy i poszedł do niego. Oparł dłoń na jego klatce piersiowej, uniósł się na palcach i musnął ustami jego wargi, uśmiechając się przy tym. Ot, taka mała zachęta do czegoś więcej.

    OdpowiedzUsuń
  82. Spokojnie rozchylił wargi przy tym miażdżącym pocałunku.
    Poruszył biodrami i rozchylił nieco nogi dając mu lepszy dostęp do swojego krocza.
    Wyraźny dotyk na męskości był przyjemny.
    Przechylił nieco głowę by zmienić kąt pocałunku, przez co był tylko lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  83. W takim razie Alex czuje się jak najbardziej zaszczycony takim obrotem sprawy. No bo przecież golądać takiego Lucyfera, a do tego, samemu go rozbierać to naprawdę miłe było, no. I Lisek chciałby tak codziennie.
    Westchnął ze zdziwieniem, kiedy tylko został do niego przyciągnięty. Nie miał nic przeciwko, ale po prostu go zdziwił. Nawet to miłe było, że dał mu się odsunąć.
    Uśmiechnął się mimowolnie na jego gest i słowa, jednak mimo to, policzki nieco pociemniały i delikatny róż już taki delikatny nie był. Po prostu się rumienił.
    - Wedle życzenia. - odpowiedział po prostu, patrząc mu prosto w oczy, bez cienia zażenowania czy czegoś podobnego. I sięgnął do ostatniej części jego ubrania. Przez chwilę specjalnie ściągał mu bieliznę powoli, rozkoszują się chwilą. Kiedy był jednak w połowie, po prostu mu je ściągnął i pozwolił opaść na dół.
    - Tylko to miałem zrobić? - zapytał, palcami prowokacyjnie muskając jego męskość. Patrzył jednak na niego, przekrzywiąc głowę lekko ba bok. - Czy coś jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  84. Podparł się na łokciach nie mając nic przeciwko takiej pozycji, był w tej chwili nad wyraz potulny, jednak fakt, że Lincoln postanowił się z nim drażnić doprowadził do mocnego zagryzienia wargi. Szarpnął lekko biodrami, ocierając się swoim tyłkiem o Lucyfera.
    Zaklął cicho pod nosem, gdy poczuł w ustach lekko metaliczny posmak, dopiero teraz się reflektując i zaprzestając zagryzanie wargi z której zaczęła sączyć się krew. Najwidoczniej naruszył to samo miejsce, które krwawiło po uderzeniu Lucyfera.
    -Przepieprzysz mnie, czy nie? – zapytał w miarę składnie mimo, że miał problemy z artykułowaniem swoich myśli. Obejrzał się przez ramię, obrzucając Lincolna wyzywającym spojrzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  85. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  86. Sam nie wiedział, dlaczego nadal trwa ich ta niby przyjaźń, czy coś innego. Tak, chyba to jednak nie była przyjaźń tylko takie przychodzenie, raz na jakiś czas i tyle. Może coś więcej, może coś mniej.
    Różnie to było. -Tak, jesteś sobą, nic tego nie zmieni- Wiedział to i chciał zapytać o coś jeszcze
    -Żałujesz tej decyzji? Tych wszelakich uczuć?- Mógł przestać pytać, ale był tak po prostu ciekawy.
    Przewrócił oczami i zbliżył się do niego. Zaczął całować jego szyje robiąc mu duże malinki, przygryzał jego szyję, wolną ręką zaczął rozpinać mu rozporek

    OdpowiedzUsuń
  87. Otworzył szerzej oczy kiedy tylko poczuł wyraźniej jego dłoń na męskości, co prawda barierą był jeszcze materiał bokserek jednak prawie nie zauważał tego.
    Szarpnął biodrami i naparł językiem na język mężczyzny. Chciał więcej, co wyraźnie było widać w zniecierpliwieniu które wręcz biło od niego.
    Zdjął z Lu koszulę i spróbował dobrać się do jego spodni, niestety nie bardzo mu się to udawało więc po chwili poddał się.

    OdpowiedzUsuń
  88. No i Alex nawet mógł potwierdzić to, że okazała była. No ale cóż, nic dziwnego. Przecież on cały był idealny, to przynajmniej nikogo nie rozczarowywał, jak już się rozebrał, prawda?
    Będę go mogła nękać? Jak miło. I Lincoln mógłby mu to kiedyś powiedzieć, naprawdę. Alex miałby radochę na najbliższe pięć lat, więc naprawdę by mu się opłacało, no!
    Lisek zawsze był pełen sprzeczności i raczej nic z tym zrobić nie można. Jednocześnie może być pewny siebie i nieśmiały, chociaż ja osobiście za cholerę nie wiem jak to w ogóle ma działać.
    - A co, jeśli tak? - zapytał, unosząc brwi. I przygryzł delikatnie swoją dolną wargę, palcami gładząc jego męskość, niby to od niechcenia. - Wiesz, skoro i tak nic na sobie nie masz, to możnaby z tego użytek zrobić... - westchnął teatralnie. A mimo to cholernie się rumienił.

    OdpowiedzUsuń
  89. Mimo całej „łaskawości” Lucyfera i tak zabolało na tyle, że Matthew sapnął cicho spinając swoje mięśnie. Zacisnął oczy, podobnie jak palce układając dłonie w pięści. Może nie było to nieskończenie złe uczucie, ale reakcja wynikała raczej z nieprzyzwyczajenia Notta do podobnych ekscesów. Odetchnął kilka razy, ale za to głęboko, starając się rozluźnić, a kiedy to nadeszło poruszył lekko biodrami przyjmując w siebie mężczyznę głębiej, bądź co bądź, Lu miał się czym pochwalić.
    Matt wydał z siebie niski, zachęcający pomruk, chociaż jego ciało drżało lekko nad czym starał się panować.

    OdpowiedzUsuń
  90. Może kiedyś. No cóż, trudno, zdarza się. Alex może sobie poczekać, nie ma sprawy. Przez te kilka godzin znajomości z Lucyferem już wiedział, że on raczej nie jest taki, że mówi wszystkim komplementy na lewo i prawo.
    No to niech zauważa, mu to nie przeszkadza. Zawsze miał pełno sprzeczności i wahania nastroju, to u niego norma. I jeśli ta znajomość ma potrwać dłuzej, niech się lepiej Lu przygotuje na to.
    - Jesteś dużym chłopcem, chyba znasz odpowiedź. - odpowiedział spokojnie, z tym swoim słodkim uśmiechem na twarzy. Wciąż co chwilę muskał jego męskość, ale robił to na tyle delikatnie i wolno, że prawdopodobnie po prostu go to irytowało. Uniósł się znowu na palcach i zbliżył usta do jego ucha.
    - Chcę się z tobą pieprzyć. - szepnął cichutko, po czym stanął normalnie. I przechylił głowę lekko na bok, obserwując go uważnie. Jakby nigdy nic nie powiedział.

    OdpowiedzUsuń
  91. Gdyby usłyszał to prosto w oczy wyśmiał go i to bardzo, bardzo głośno. Lucyfer nie był, aż tak toksyczny i dziwaczny. Luis to wiedział, i parskał śmiechem ilekroć słyszał takie i podobne bzdury wydobywające się z Lucyferowatych ust.
    -Nie wiem- odpowiedział szczerze –Rozumiem, ale i tak myślę, że wyszło ci na dobre. W sensie dowiedziałeś się, że może zaboleć, ale jest też fajnie- Nie chciał mu strzelać jakiejkolwiek gadki, nie był w tym dobry.
    -No to cieszę się z twoich miłych wspomnień- uśmiechnął się kącikiem ust.
    -Wiesz, jak chcesz możesz o tym opowiedzieć, to mów- tak sobie powiedział, ale chyba była to prawda, chyba by wysłuchał. Przestał na chwilę go całować i uniósł brwi
    -I co? Jest zabawa?- zaśmiał się pod nosem

    OdpowiedzUsuń
  92. Alex na razie też niby nie, ale jako podstępne autoreczki wiemy, co dalej nastąpi. I to niestety nie będzie kolejny Lucyferowy pobdój o którym będzie mógł spokojnie zapmnieć. Bo Lisek o sobie zapomnieć nie da.
    Bo on chciał go podirytować torszeczkę, taki już miał niestety Alex charakter. Niby aniołek, niby nic złego nie robi, ale coś takiego robić musi, bo inaczej nie przezyje.
    O tak, ten seksowny uśmiech był naprawdę nieziemski...
    Uśmiechnął się delikatnie, najwidoczniej oczarowany jego uśmiechem. I ruszył za nim, rozglądając się wszędzie w okół. On chyba zwariowałby sam w tak wielkim budynku.
    Kiedy tylko został do niego pociągnięty, zaśmiał się cicho i oparł dłonie na jego klatce piersiowej. Na ten pocałunek odpowiedział entuzjazmem i oplótł jego szyję dłońmi. Zachęcająco otworzył swoje wargi, wpuszczając do środka jego winny język. Wszystko co robił było tak cholernie przyjemne, że normalnie aż dziwne. Jedna z dłoni Liska zawędrowała do jego włosów i wplotła w nie chude palce.
    Kiedy się od siebie oderwali, Alex oddech miał zdecydowanie przyśpieszony. Oj tak, Lu potrafił całować.

    OdpowiedzUsuń
  93. Prawdopodobnie przesadzał i czasami nie wiadomo było o czym ten mówi, a czasami wszystko było dobrze i dało się zrozumieć każde zdanie, każde słowo. Może kiedyś Lucyfer wygra z tym losem, ale co z tego skoro wszystko i tak będzie po starem, a.. Chyba, że wygrać z losem będzie równoznaczne z szczęśliwym gejowskim związkiem. Haha, niezły żart.
    -Ta, zostanie taka jedna wielka czarna plama, ale wiesz, zawsze możesz spróbować jeszcze raz, albo znaleźć kogoś komu zrobisz to samo co ten twój. Jak mu tam..?- Pewnie nigdy się nie dowie, o tym kimś, ale to chyba nie było, aż tak ważne.
    Wzruszył ramionami -Jak wolisz- mruknął przeciągając się
    Uśmiechnął się kącikiem ust
    Westchnął –Weee, wymyśl coś ciekawego. W tak wielkim domu musi być coś oryginalnego. Hmm, nie powiesz, że tylko się tu pieprzysz, co?-

    OdpowiedzUsuń
  94. Nie będzie miał wyboru i tyle.
    Alex nie potrafiłby się odnaleźć w tak dużym miejscu, skoro sam wychowywany był w małym domku, a teraz mieszkał w małym apartamentowcu. I wielu miejsc do pieprzenia nie potrzebował, bo zazwyczaj to on szedł do kogoś. Wolał nie zdradzać wszystkim gdzie mieszka, bo jeszcze będzie miał kłopoty... No cóż. Skoro jest się złodziejem, to nie ma szans, żeby uniknąć różnych niezbyt ciekawych spraw.
    Wylądował na łóżku z mimowolnym westchnieniem i po prostu patrzył prosto na niego z delikatnym uśmiechem błąkającym mu się po ustach. Czując jego dłoń na swojej męskości, przygryzł lekko dolną wargę i poruszył się lekko, dość niespokojnie. Byle jeszcze go dotknął...
    Nawet dokładnie nie zarejestrował momentu w którym pozbył się swoich dżinsów, bo siiiu i już ich nie było. Szybki z Lincolna zawodnik był, nie ma co.
    Z spomiędzy tych słodkich warg wyrwało się ciche westchnienie, kiedy tylko poczuł jego męskość na swojej. Chciał więcej i więcej. Niecierpliwy z niego Lisek.

    OdpowiedzUsuń
  95. Z czasem, kiedy rozdzierający ból zaczynał odchodzić w niepamięć, a Matt zaczął panować nad swoim ciałem w stopniu zadowalającym to wszystko zaczęło być odczuwane w inny sposób. Głębokie pchnięcia Lucyfera sprawiały przyjemność, a Nott dopasował się do ich częstotliwości, wypychając biodra naprzeciw penisowi Lincolna. Gorąco rozchodzące się po całym ciele sprawiało, że na jego ciele pojawiały się drobne kropelki zimnego potu.
    Jęknął bezwstydnie czując jak Lucyfer nie dość, że trafia w najczulszy punkt wewnątrz ciała, to jeszcze wbija w jego skórę paznokcie. To nagłe uczucie spowodowało lekki skurcz mięśni, również tych i tak okalających ciasno pulsującą przyjemnie męskość Lu.

    OdpowiedzUsuń
  96. Śledził wzrokiem każdy jego ruch.
    Oblizał lekko wargi w dość lubieżnym geście.
    Słysząc pytanie, mimowolnie uśmiechnął się lekko co nadało mu dziwnego uroku, ale sam o tym nie wiedział.- żebyś się pospieszył - wymruczał cicho, trochę zachrypnięty.- pieprz mnie mocno, brutalnie - mruczał dalej, lekko poruszył biodrami. Chciał by Lu przestał się gapić, a ruszył się i w końcu zrobił to co mówił na samym początku.
    Widać było że się spił bo w życiu by nie powiedział tego gdyby był trzeźwy.

    OdpowiedzUsuń
  97. No cóż, akuray po co został tu przez niego przyprowadzony to dalej do końca nie wiedział. Ale taki obrót sytuacji cholernie mu się podobał. Z każdym jego dotykiem chciał go coraz bardziej. I gdyby go teraz od siebie odsunął, to by się chyba Lisek normalnie rozpłakał i zaczął łapami machać, krzycząc przy tym, że tak przecież nie można!
    Ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca, a zapach Lincolna po prostu go otumaniał. Już zawsze chciałby go czuć obok siebie, tak blisko jak teraz...
    Sadystyczny Lucyfer, nie ma co. Ale czego innego możnaby się po nim spodziewać po takim imieniu? Raczej nic dobrego. Ale Lisek nie miał zamiaru protestować. Tak bardzo się mu to podobało, że nie potrafiłby w tej chwili wydusić z siebie żadnego sprzeciwu.
    Z jego ust wydobył się jęk, którego po prostu nie potrafił powstrzymać. Odruchowo wypchnął biodra nieco do przodu, jakby chcąc mu powiedzieć chcę więcej.
    Kiedy tylko znowu poczuł jego usta na swoim, niemalże automatycznie je rozchylił, patrząc na niego wzrokiem, który mówił mu, że jest cały jego. Weź mnie.
    Widać było jak na dłoni, jak bardzo go to wszystko podnieca. I nie mógł zrobić z tym zupełnie nic, kompletnie zdany na jego łaskę.

    OdpowiedzUsuń
  98. Starał się zakończyć już ten temat. To chyba kiepski pomysł by w ogóle o nich wspominać, ale cóż. Dzięki temu dowiedział się o nim czegokolwiek. Czegoś nowego. Uśmiechnął się kącikiem ust.
    Jego życie, jego dobre oraz złe decyzje.
    Zaśmiał się głośno, nie spodziewał się by robił coś jeszcze, poza spędzanie czasu z jakimiś ładnymi dupami
    -Jak najbardziej są- od razu zastanawiając się kiedy ostatnio był na basenie. Z jego wniosków wyszło, że bardzo dawno, ale potrafił pływać, tego się nie zapomina. Wstali z kanapy i poszedł za Lucyferem przy okazji lepiej przyglądając się domowi. Był naprawdę ogromny.

    OdpowiedzUsuń
  99. Pewnie usłyszał by coś bardziej wyrafinowanego gdyby Alan chodź trochę skupiał myśli i zastanawiał się nad tym co powie. Teraz nie było na to szans.
    Pomógł mu w pozbyciu się reszty zbędnej garderoby unosząc się lekko.
    Podparł się znów na łokciach, czekał niecierpliwie bo na razie nie miał jak nakłonić Lu by pospieszył się nieco.
    Mało kto już zwracał uwagę na bezpieczeństwo i to był główny błąd innych. Delgado miał teraz farta że jak spił się to trafił na Lu, bo gdyby złapał coś przez głupotę chyba by się załamał. Ze względu na robotę musiał być okazem zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  100. Wypychał biodra, oddając kolejne pchnięcia Lincolna, oddech miał urywany, jakby dopiero co przebiegł maraton, a w głowie niemal mu dudniało, co automatycznie spychało też myśli wszelakie na drugi, całkowicie i to było w tym wszystkim chyba najlepsze. Nie myśleć, czuć.
    Matthew nie był w stanie powstrzymać bezwstydnych jęków i sapnięć, ba, nawet się nie starał tego zrobić, szczególnie gdy poczuł dłoń Lu na swoim członku. Irytująco mozolne i niebo delikatniejsze ruchy od tych, które odczuwał w sobie.
    Wygiął się lekko niemal idealnie przylegając plecami, do torsu Lincolna doskonale sobie zdając sprawę z tego, że długo nie wytrzyma. Nie przy takim tempie i intensywności wszystkich doznań, które przyprawiały o zamroczenie.

    OdpowiedzUsuń
  101. Alex złamał jego wszystkie postanowienia, no pieknie. Ale skoro mimo, że specjalnie go sobie nie dobrał to i tak chciał się z nim pieprzyć, to chyba komplement dla Liska był, no nie? Skoro taki facet jak Lucyfer go chciał, to chyba naprawdę powinien zacząć się cieszyć. Nie codziennie spotyka taki ideał, ot co.
    No niby Alex zaczął. Ale czy to ważne? On po prostu był bardzo śmiały, co niektórych odrzucało, a innych wręcz przeciwinie - przyciągało. On po prostu mówił wprost co myśli, a czasem nawet czego oczekuje. Lu chyba był jedynym facetem który go tak cholernie onieśmielał całym swoim zachowaniem, ruchami, głosem... No po prostu wszystkim. I Lisek mógłby się nim zachwycać godzinami bez przerwy. Nie, żeby miał zamiar się do tego przyznać, bo nie miał.
    Lisek nie miał najmniejszej ochoty go hamować. Niech robi co chce, niech będzie tym diabłem. On nie ma nic przeciwko, jest cały jego w tejże chwili. Może sprawić, że będzie boleć... A on spokojnie to przyjmie. Nawet sam nie wiedział jak doszedł do takiego wniosku. Może to przez alkohol? Przecież to właśnie przez niego robimy te wszystkie głupie i idiotyczne rzeczy, no nie?
    I Alex widział jak ten z tym wszystkim zwleka. Specjalnie, żeby go trochę podirytować, zbudować ogromne podniecenie. Bo przecież właśnie wtedy wszystko jest takie piękne.
    Położył się na miękkim materacu, patrząc na niego niczym zaciekawione czymś zwierze... Zaciekawiony Lisek. Wszystko co dotyczyło Lucyfera cholernie go ciekawiło, taka była prawda.
    Zadrżał zupełnie mimowolnie, kiedy jego słodkie usta przesuwały się po jego podbrzuszu. I równie mimowolnie wypchnął do góry nieco biodra, kiedy tylko jego język znalazł się na jego penisie. Chciał go coraz bardziej, a Lincoln po prostu go podjudzał.
    Kiedy tylko się odsunął, Alex podniósł się do siadu i po prostu na niego patrzył. Bo nie pójdzie sobie teraz... prawda? Uff, na szczęście nie poszedł. Bo przecież grzech to jest, zbudzać u kogoś takie podniecenie i zostawić go z niczym.
    Słysząc jego prośbę, filgralnie przygryzł dolną wargę, patrząc śmiało na jego męskość. Po chwili jednak jego wzrok powędrował do jego oczu i skinął delikatnie główką. Wziął od niego gumkę i sprawnym ruchem założył mu ją.

    OdpowiedzUsuń
  102. Mruknął tylko coś cicho gdy został zmuszony do przekręcenia się na brzuch.
    Drgnął lekko czując napór na wejście. Cofnął nieco biodra by poczuć to mocniej. Skrzywił się gdy mu się to nei udało.
    Zerknął przez ramię na Lucyfera, jeśli mężczyzna chciał go wkurzyć to dobrze mu szło bo już był trochę rozdrażniony.
    Westchnął cicho gdy znów tylko poczuł lekki napór.
    Naprawdę zaczynał się irytować.
    - Lucyfer, kurwa mać...przestań się bawić - syknął ponuro.

    OdpowiedzUsuń
  103. Zapewne Alex nie będzie tego żałował i polubi to droczenie się i zwlekanie. Ale jak na razie po prostu chciał żeby przeszedł do rzeczy, bo on powoli nie wytrzymywał. Chciał już go w sobie poczuć, już, teraz, zaraz...
    Lisek to nawet by się tak przerżnąć dla niego dał, o. I by ani słowem sprzeciwu nie pisnął, bo dla niego to i tak byłoby cholernie przyjemne właśnie dlatego, że Lu to Lu. I to co robił Lucyfer zdecydowanie było magiczne. Zupełnie jakby był właśnie diabłem, który uwodzi swoją ofiarę, obiecuje co najlepsze, pokazuje raj...
    Bo Alex naprawdę w tej chwili czuł się jak w raju i wystarczył mu do tego sam Lincoln.
    Pozwolił mu robić ze sobą co tylko chciał i po prostu się na to zgadzał. Patrzył prosto na niego, uśmiechając się delikatnie, z zadowoleniem. No nareszcie. Bo Alex naprawdę zaczął się już niecierpliwić...
    Z jego ust wyrwało się kilka głośnych westchnień, kiedy mężczyzna naciskał swoją męskością na jego wejście. A potem ich usta się złączyły i Alex jęknął, ale ten jęk został stłumiony. Wbił mu palce w ramiona, patrząc na niego delikatnie zamglonym wzrokiem. Dopiero po chwili przyzwyczaił się do tego wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  104. Zadrżał gdy mężczyzna przesunął językiem po jego kręgosłupie. Zacisnął dłonie w pięści, mimowolnie napiął mięśnie czując ostry ból.
    Po paru minutach rozluźnił się i poruszył lekko biodrami, mimo iż dalej czuł ból to nie zwracał już na to uwagi.
    Wypiął się bardziej, zamruczał nisko wyraźnie dając znak że jest już dobrze.
    Cicho jęknął kiedy Lucyfer zaczął sie poruszać w nim.
    Dobrze było i dlatego szybko znów chciał więcej, chciał by szybsze tępo zostało narzucone.

    OdpowiedzUsuń
  105. Szedł za nim przygryzając wargę, taki jego głupi nawyk, którego mimo wszystko nie mógł się pozbyć.
    Przestał ją przygryzać kiedy doszli do basenu, zagwizdał cicho, pod nosem. Fajny basen, duży, woda w nim czysta i pewnie ciepła. Jak na razie stał w miejscu, obserwował nagie ciało Lucyfera, jeżeli ktoś chciał wiedzieć, to tak. Jest co oglądać. Dopiero słysząc jego słowa uśmiechnął się, rozebrał. Ubrania rzucił gdzieś w kąt. Nieważne, później na pewno je znajdzie. Wskoczył do wody rozpryskując ją naokoło
    Wynurzył się z wody –Masz racje, jest świetna- podpłynął do niego żabką
    -Imprezy nad basenem muszą być świetne- mruknął przeczesując mokre kosmyki włosów, które utrudniały widzenie

    OdpowiedzUsuń
  106. Nic dziwnego, że myśleć się teraz Lucyferowi nie chce, skoro miał takie ciekawe rzeczy do roboty, czyż nie?
    Odwzajemniał każdy jego pocałunek z taką samą pasją, jak sam Lincoln. Zatracał się w jego ustach, by po chwili czuć je na swoim ciele. I ten dotyk był taki przyjemny, że Alex wciąż chciał jeszcze i jeszcze. I delikatne, niemalże kobiece dłonie przesuwały się po ramionach mężczyzny. Co jakiś czas zaciskał na nich palce, kiedy tylko ten wszedł w niego głębiej, mocniej, albo trafił prosto w jego prostatę. Przy mocniejszych ruchach z jego ust wydobywały się też pojedyńcze jęki, które pokazywały, jak bardzo dobrze mu jest.

    OdpowiedzUsuń
  107. Taka dzikość w tym momencie była jak najbardziej mile widziana.
    Przygryzł mocno wargę starając się nie jęczeć, co było zaskakująco trudne.
    Zacisnął mięśnie wokół męskości mężczyzny co tylko sprawiło więcej przyjemności obojgu. W końcu nie dał rady i przy mocniejszym pchnięciu jękną cicho lekko drżąc.
    Ciało powoli go nie słuchało i poddawało się temu co się działo teraz, chociaż w tym pewnie pomagał też alkohol wypity zdecydowanie w nadmiarze.

    OdpowiedzUsuń
  108. -Może i orgie- wzruszył ramionami –Nazywaj to jak chcesz- wszystko jedno, orgia, seks, impreza. Jeden kit, ważne by była zabawa. Uśmiechnął się kącikiem ust, czując jego usta na swoim karku.
    Zaśmiał się dość głośno –Ta, potrafię to sobie wyobrazić. Jeżeli to lubisz to chyba nie ma żadnego problemu, co?- Nadal nie za bardzo wiedział jak myśli Lucyfer, ciągle zastanawiając się czy taki jak jest to tylko pokazowa twarz, czy też nie. Zabawne, takie zastanawianie się nad czymś co wprawdzie nie jest ci potrzebne.
    Luis teoretycznie także o siebie dbał, biegał w parku, pływał gdy była okazja, nie za bardzo zależało mu na własnej urodzie.
    Ułożył się na plecach, wpatrywał się w bezchmurne niebo, po kilku sekundach zaczął powoli ruszać rękami i odpływać w którymś kierunku

    OdpowiedzUsuń
  109. To połączenie brutalności z delikatnością było nawet przyjemne. Te wszystkie pocałunki, głaskania... a jednocześnie mocne, stanowcze ruchy w jego wnętrzu były naprawdę ciekawą mieszanką.
    Do tego te wszystkie jego pieszczoty, dotyk dłoni na jego penisie. No i Alex nie mógł się powstrzymać i z jego ust wydobywały się słodkie jęki, których nawet nie próbował powstrzymywać. Było mu zbyt dobrze, żeby przejmować się takimi szczegółami.
    Słysząc jego jęk, mimowolnie uśmiechnął się lekko, po czym przygryzł lekko dolną wargę, żeby to ukryć.

    OdpowiedzUsuń
  110. Odchylił się lekko, tak że plecami dotknął torsu Lu.
    Odwrócił nieco głowę i musnął wargami jego policzek dość zaczepnie. Poruszył biodrami czując jego rękę na męskości, zamruczał nisko.
    Powoli czuł iż długo nie wytrzyma, a to że Lucyfer nie był delikatny tylko niszczyło jego wytrzymałość. Westchnął cicho i nieco przeciągle.
    Ta, bez wątpienia dla kogoś kto patrzył by na to z boku sytuacja wyglądała by nieźle.

    OdpowiedzUsuń
  111. Gdy już skończył w dłoni Lucyfera i poczuł jak to Lincoln opuścił jego wnętrze opadł na kanapę z priorytetem wyrównania oddechu i uspokojeniu walącego w piersi serca. Nadal czuł ciepło pozostawione w środku, przez Lu po niedawno przeżytym orgazmie, chociaż uwagę bardziej przyciągał lekki ból, toteż Matt pozostał leżąc na brzuchu nie chcąc jeszcze bardziej nadwyrężać swojego tyłka.
    Westchnął układając czoło na przedramionach w ogóle nieskrępowany swoją nagością, bo i czego miał się wstydzić, szczególnie przy kimś kto nie raz widział go w podobnej, a może i takiej samej sytuacji. Przyjaźń stulecia, inaczej tego nie można było nazwać, lecz nie wiadomo czy słowo „przyjaźń” w tej chwili nie była nad wyrost, Matt jednak postanowił się tym nie przejmować, nie było zdecydowanie czym.
    Teraz, gdy już wszystko się uspokoiło do jego głowy zaczęły napływać niesamowicie nieprzyjemne myśli, pytania na które nie umiał sobie ni cholery odpowiedzieć.
    Niby pogodzony ze wszystkim co się stało, ale nie do końca, bo nadal z obawą, że znowu wplącze się w coś równie głupiego i będzie tego żałował.
    Odwrócił lekko głowę i spojrzał na Lucyfera by posłać mu łobuzerski uśmiech, jakby to wokół czego jego myśli krążyły w ogóle nie miało miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  112. Donovan czasem po prostu siedział i podziwiał. Tak było również i tym razem. Siedział na barowym krześle i podziwiał, jak bardzo ludzie mogą się emocjonować sprawami, które nie mają, nie miały i nigdy mieć nie będą wpływu na ich życie. Chyba że jego nowy znajomy do kolekcji zechce kiedyś zostać olimpijczykiem lub był nim swego czasu, na co raczej nic szczególnie nie wskazywało. Dla niego samego większość wydarzeń w otaczającym świecie, włączając w to wszelkie transmisje sportowe, kulturalne i dowolne, było trzecim tłem dla jego życia i nie spełniały żadnej innej funkcji, o ile Donovan na to nie pozwolił. Nie będzie mu jakiś mecz lub powtórka porannych wiadomości psuć krwi, o nie. - Jeśli to takie ciężkie zadanie, wynajmij od tego ludzi. - Wujek Dobra Rada przemówił, robiąc wcześniej szybkie sprawdzenie odzienia przybysza. Zdecydowanie było go stać na wynajęcie ludzi od czego tylko mu się podobało.

    OdpowiedzUsuń
  113. Może kiedyś, kiedy będzie odważny zapyta się Lucysia, choć pewnie zostanie wyśmiany i tyle z tego będzie. No ale dobrze. Może kiedyś zapyta. Nie wiedział jakie Lucyfer miał plany w związku ze swoim życiem. Oby tylko nie upił się na śmierć i nie zrobił nic głupiego. Choć chyba o niego nie trzeba było się martwić. Pływał sobie od ściany do ściany Myśląc o różnych takich, i innych sprawach.
    Zmęczył się całym takim pływaniem, podpłynął do towarzysza, który akurat stał spokojnie w jednym. Nagle wskoczył mu na plecy z wielkim uśmiechem
    -Fajny masz basen Lucusiu- mruknął mu do ucha.

    OdpowiedzUsuń
  114. Na Donovanie akurat tym razem nie było co podziwiać. Gdyby to spotkanie miało miejsce w jego miejscu pracy, mógłby chociaż sprawiać jakieś nikłe wrażenie ekskluzywnego człowieka, który nawet bez krawata i spinek w mankietach od McQueena wygląda dobrze, bo pozycja i identyfikator z odpowiednią ilością dodatków przed nazwiskiem robi całą robotę. On sam się tak nie czuł w swojej zawodowej odsłonie, ale ludzie z dziwnych powodów właśnie tak reagowali. Tym razem jednak nie mógł się bronić czymkolwiek, więc po prostu siedział, ze swoją twarzą człowieka zmęczonego kończącym się już na szczęście dniem, do tego w ciuchach zgarniętych z fotela w konfiguracji przypadkowej. Obraz nędzy i rozpaczy, który spontanicznie postanowił wpaść na piwo do jednej z pobliskich knajp.
    - Albo i nie. - Dokończył poprzednią myśl.

    OdpowiedzUsuń
  115. Alex nigdy nie wstydził się tego, że tak łatwo można go do jęków doprowadzić. Nigdy mu to nie przeszkadzało, a niektórzy właśnie tak jak Lucyfer, uważali to za urocze i słodkie. A i przecież bardzo do niego pasowało.
    Za każdym razem kiedy pieszczoty mężczyzny się nasilały, Alex jęczał niepochamowanie z rozkoszy. Zaciskał palce na jego ramionach, zupełnie nieświadomie nawet wbijał mu trochę palce w skórę.
    I kolejne uderzenie prosto w prostatę, które znowu wywołało jęk. Zdawał sobie sprawę, że to wszystko niedługo się skończy, bo i czuł nadchodzące już spełnienie.

    OdpowiedzUsuń
  116. Alkohol? Mimo, że Jace pić lubił, ostatnio po prostu nie miał na to czasu. Jako świeżak w szpitalu dostawał najwięcej godzin miesięcznie. I jeszcze dodać do tego fakt, że połowa lekarzy była jeszcze na wakacyjnych urlopach, to już w ogóle jakaś tragedia była. Ostatni tydzień Moore spędził praktyznie cały pośród tych wszystkich wariatów, którymi musiał się zajmować. I przez ten tydzień biały kilt zdążył mu już zbrzydnąć, więc kiedy w końcu nadszedł dzień wolny od pracy, przespał całą noc i pół dnia, mimo tej swojej wiecznej bezsenności. Był tak zmęczony, że nawet żadne koszmary go w nocy nie nękały i po prostu spał jak zabity. Dopiero kiedy Szatan wspiął się na niego około godziny drugiej, domagając się czegoś dobrego do jedzenia, Jace otworzył swoje brązowe oczka i ruszył zacny tyłek z łóżka, wyglądając przy tym niczym jakiś zombie.
    No i dał tej ślicznej maszynie do zabijania obiadu i sam sobie cośtam zrobił. A później się wziął za ogarnięcie kart pacjentów, które wziął do domu, bo jakoś nie miał czasu zrobić tego w pracy. Wyszedł jeszcze tylko do sklepu, bo mu coś lodówka pustkami świeciła. I tak spędził dzień, nie mając tak naprawdę czasu na nic innego.
    Siedział nad papierami do późna i tak naprawdę miał już zamiar iść spać, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Kto mógłby go niby odwiedzić o takiej porze? Raczej nikt. Może znowu ktoś mieszkania pomylił... S
    Ale poszedł otworzyć i o mało nie dostał zawału na jego widok.
    - Lu? - powiedział cicho, zdecydowanie przerażony tym, jak ten wyglądał. Odsunął się, żeby go wpuścić do środka i zamknął za nim drzwi. - Cholera, co ci się stało?! - jęknął, delikatnie łapiąc za jego podbródek. Nos wyglądał na złamany, a przynajmniej bardzo mocno obity.
    - Chodź. - polecił mu, kierując się do małej kuchni. Kompletne zero w porównaniu do tego, gdzie mieszkał Lucyfer.
    Wziął do ręki ręcznik, namoczył go i zaczął ścierać mu krew z twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  117. Alex za to miał oczy szeroko otwarte, więc spokojnie mógł patrzeć na jego cudowną twarz w chwili, kiedy oboje doszli. Z gardła Liska wyrwał się ten słodki jęk, zacisnął swoje mięśnie na jego penisie, a paznokcie wbiły się mocno w ramiona Lucyfera, niemalże do krwi. I opadł na pościel, oddychając szybko.
    Więcej niż cztery? Alex normalnie czuje się zaszczycony. Spojrzał na niego z delikatnym uśmiechem, a jego policzki wciąż były tak uroczo zarumienione. Na jego słowa pokiwał głową. Było mu teraz tak błogo, że nawet nie chciało mu się mówić. Przykrył się jedynie kołdrą i przeciągnął mocno.

    OdpowiedzUsuń
  118. Odsunął się od niego i widać po nim było, że trochę zabolało go to, że nie chciał przyjąć jego pomocy. A przecież przyszedł tu. W sumie niczego więcej się nie spodziewał. Nie po nim. Znał go za dobrze. A więc po prostu patrzył na niego z tą swoją troską w oczach. On zawsze martwił się o wszystkich, nawet jeśli mało ich znał. A przecież Lucyfera znał już bardzo dobrze.
    Słysząc jego prośbę, pokiwał głową. Przecież to oczywiste, że mu pomoże. Czy kiedykolwiek go zawiódł?
    - Yhm. - mruknął jedynie, podchodząc do niego. Rozpiął wszystkie guziki i delikatnie ściągnął mu ją z ramion. I rzucił ją na podłogę, bo raczej teraz do niczego się nie przyda. Kompletnie zniszczona.
    Na widok jego obitych żeber syknął cicho. Nie wyglądało to zbyt dobrze, zdecydowanie.
    - Możesz powiedzieć, co tak właściwie się stało? - zapytał cicho, delikatnie przesuwając palcami po jego żebrach, żeby sprawdzić, czy czasami nic nie złamał. Ale wyglądało na to, że po prostu nieźle je sobie obił. I w jednym miejscu miał przebitą skórę, ale nic po za tym.
    Jace na chwilę wyszedł z łazienki, by wrócić z apteczką.
    - Umyj się cały, a ja ci wtedy zrobię opatrunek. - polecił mu.

    OdpowiedzUsuń
  119. No cóż, Alex niestety nie był mu bliski i tak łatwo chyba się taki nie stanie, prawda? Nawet jeśli baaardzo, ale to bardzo by chciał to nie jest takie łatwe. Chociaż chciałby, żeby ten po prostu tak obok niego leżał nieprzejmując się zupełnie niczym. No ale cóż, skoro nie chciał, to trudno. Kiedy tylko ten wrócił do łóżka i Fox uśmiechnął się delikatnie, zupełnie nie wiedząc jak ma się zachować. Coś powiedzieć, przybliżyć się, czy jak?

    OdpowiedzUsuń
  120. Jace zawsze myślał sobie, że Lucyfer nigdy nie był w poważnym związku i dlatego ich nie popiera i nie ma zamiaru się w nie wdawać. Skąd mógł wiedzieć, że ktoś po prostu kiedyś go zranił i właśnie przez to doszedł do takiego wniosku? Przecież Lincoln nigdy czegoś takiego mu nie powiedział, a jak zapytał kiedyś, czy był w normalnym związku to go przecież wyśmiał. Nie miał więc powodu, żeby coś takiego podejrzewać.
    Jace zawsze był obok, bo przecież od tego są przyjaciele. Żeby wspierać, pomagać i po prostu być. Doskonale wiedział, jaki jest Lucyfer i przecież sam godził się na takie traktowanie. Ale mimo to wciąż był tam i chciał mu pomóc, nawet jeśli wiedział, że nigdy nie otrzyma tego samego. Ale to nic. Bo przecież Moore uwielbiał pomagać innym. Sam nie miał zbyt wiele, ale oddałby to co ma, żeby komuś pomóc. Taka sobie pomocna duszyczka z powołaniem.
    - Yhm. - mruknął jedynie w odpowiedzi. Nie miał pojęcia, co też innego mógłby mu odpowiedzieć, więc po prostu milczał. Skinął do niego głową i wyszedł z łazienki. Mimo, że go korciło, żeby sobie troszkę na tyłek Lucyfera popatrzeć (no co? on też człowiek jest!), to wrócił do salonu i przygotował wszystko do opatrunku. Wyszkolenie medyczne miał prawie na poziomie pielęgniarki, więc Lincoln z nim nie zginie. W końcu, musiał umieć opatrzyć tych wszystkich pacjentów, którzy robili sobie krzywdę.
    Kiedy zobaczył jak ten kładzie się na kanapie, posłał mu delikatny uśmiech.
    - Lepiej? - zapytał, po czym gestem pokazał mu, że niestety musi się podnieść do siadu. I nie pytając go o zdanie pomógł mu się podnieść tak, żeby mu zbytniego bólu nie sprawić. I już po kilku minutach Lucyfer miał na sobie opatrunek z ładnie zawiązanym bandażem na wstążkę.

    OdpowiedzUsuń
  121. On zwykle też nie musiał zbytnio się nad tym zastanawiać. Zwykle kierował się instyktem i nigdy jeszcze go to nie zawiodło. Ale obok takiego faceta jak Lincoln Alexander niestety głowę tracił i robił wszystko, żeby na kompletnego głupka nie wyjść. Nie chciał, żeby on miał o nim takie zdanie.
    Uniósł się na łokciach, patrząc na niego z zainteresowaniem. Jeśli Lisek myślał, że to zainteresowanie jego osobą się zmieniejszy po tym, jak się ze sobą prześpią, to się niestety mylił. On go coraz bardziej intrygował.
    - Zarabiam tylko kradzieżą. - odpowiedział, marszczą delikatnie brwi. - Nie mam czasu na normalną pracę, bo się uczę. Jestem w ostatniej liceum. - wyjasnił, po czym ziewnął przeciagle, zakrywając sobie buzie dłonią.

    OdpowiedzUsuń
  122. Alex tak reagował, bo to był po prostu on. Bo to był Lucyfer Lincoln, nikt inny. A on miał w sobie coś ciekawego, intrygującego i... podniecającego. A do tego, wyglądał jak wyglądał i onieśmielał.
    Na to milczenie nie odpowiedział nic, tylko wciąż patrzył na niego uważnie. Mógł skłamać, prawda? Mógł. Ale nie miał ochoty, nie myślał, że to ma jakiekoliwiek znaczenie... skoro jest już po fakcie, nie?
    - Nie. - odpowiedział szczerze, wzruszając ramionami. - Urodziny mam za dwa miesiące, więc prawie. Mam siedemnaście lat. - wyjaśnił ze spokojem. Przeciągnął się znowu i uniósł lekko brwi. Czyżby się Lucyfer trochę zdenerwował, czy jak? Skoro nie chciał spać z niepełnoletnim, to powinien wcześniej o tym pomyśleć. W końcu nie zapytał go o wiek.

    OdpowiedzUsuń
  123. Może kiedyś i zmieni, ale jakoś wątpię, żeby zdarzyło się to szybko. Chyba, że znajdzie kogoś, kogo naprawdę pokocha i ten ktoś to uczucie odwzajemni. Ale zapewne nie będzie to tak piękne, bo Lucyfer by się tego wypierał, prawda? Ja już go trochę znam, no. Jace miał na to wszystko zupełne inne zdanie. On bwierzył w jedną i prawdziwą miłość. Wierzył w te wszystkie bajki o szczęściu, mimo, że los potraktował go zupełnie inaczej.
    Tak, nie kazał. Jace chciał po prostu mu pomóc i Lucyfer nie miał do zrobienia nic, jak się zgodzić. Pieniędzy by nie przyjął, a co najwyżej się mu w twarz zaśmiał i pokręcił głową. Nie przyjmuje czegoś takiego. Zaakceptował Lincolna takiego jakim jest i nawet go polubił, mimo, że tak naprawdę ten facet to go wykorzystywał. Ale co z tego, skoro on i tak chciał mu pomagać? Niektórzy powiedzieliby, że jest naiwny. Ale on po prostu w niego wierzył, to wszystko. Wierzył, że ten kiedyś jakoś mu się odwdzięczy. A jak nie, to trudno. Jego uszczęśliwiłoby jedno "dziękuje".
    - To nic takiego. - stwierdził spokojnie. Kiedy usłyszał jego kolejne słowa, przewrócił oczami. - Opatrunek jakiś tydzień, aż się zagoi. Ale żebra mogą pobolewać jeszcze kilka tygodni. To zależy od ciebie, ale nie powinieneś się zbytnio przemęczać.

    OdpowiedzUsuń
  124. Alex by go nie szantażował. Wszystko było za dobre, a nawet mu to do głowy nie przyszło. Zupełnie nie rozumiał, czemu on się tak bardzo tym przejął. Idiotyzm.
    Powinien spytać. Wtedy nigdy by go do siebie niedopuścił, prawda? A tak właśnie przespał się z nieletnim. A chciał mu czwórkę i więcej dać!
    - Co? - zapytał, zupełnie zdezorientowany. - Ale... co ja takiego niby zrobiłem, że teraz mnie stąd wypierdalasz, co? - warknął, zdając sobie sprawę, czemu ten go tu nie chciał. Bo nie miał osiemnastki. Bo nie spotkał go dwa miesiace później.
    - Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć. - powiedział, mrużąc oczy. Wstał z łóżka, rzucajac mu niezbyt przyjemne spojrzenie. - Jak mi miło, że mnie w środku nocy wyrzucasz, naprawdę! - dodał jescze, kręcąc głową z niedowierzaniem.

    OdpowiedzUsuń
  125. Ten co by się w nim zakochał raczej by go już trochę znał i wiedział, że nie tak z nim łatwo. Raczej by się liczył z taką ewentualnością. Chyba, że byłby to jakiś narwany dzieciak, który myśli, że Lu się zmieni. Był zdania, że się nie zakocha, ale nigdy nic do końca nie było wiadome. Zwłaszcza z takimi porąbanymi autorkami, to już w ogóle nic nie wiadomo.
    Jace o tym wiedział. Dlatego nic mu nie mówił i po prostu się zachowywał, jak się zachowywał. Jeśli nie podziękuje, to trudno. Zdarza się. Zwłaszcza z kimś takim jak Lucyfer, a przecież dość dobrze go już znał. Dlatego nie liczył na to zbyt mocno.
    - Tak. Obite żebra nie gojąc się zbyt szybko i mogą pobolewać jeszcze długo. - Na jego słowa roześmiał się i przewrócił oczami. - No tak, przyjemmność. Ja wiem, że tak jest, ale niestety albo na trochę z tej przyjemności z rezygnuj, albo nie bądź taki ostry... - powiedział, zabawnie poruszając brwiami. - Mocno boli cię ten nos? Mogę dać ci lodu, jeśli chcesz.

    OdpowiedzUsuń
  126. Dwudziestoczertoletni chłopak będący dzieckiem? No cóż, Jace też niestety był dzieckiem w takim razie. A przynajmniej w swojej naiwności dotyczącej życia, ludzi i w ogóle wszystkiego. Bo on jest po prostu nieporawnym romantykiem, pieprzonym optymistą i człowiekiem, który pomoże każdemu w potrzebie. Jasne, odmówiłby takiej osoby której naprawdę nieznosi, ale... czy ktokolwiek spotkał osobę, która by Moore'a nie lubiła? On przecież samym swoim uśmiechem sprawiał, że ludzie go lubili.
    - Nielicznym? - powtórzył z teatralnym przerażeniem. - Zaczynam się bać normalnie. I martwić o swój tyłek... - mruknął, przewracając oczami. - Z tym ostrym to strzelałem. Po prostu dokładnie na takiego wyglądasz, to wszystko.
    Czemu ze sobą nie spali? Tak po prostu. Bo z przyjacielem się nie śpi. I choć Jace oczywiście uważał, że Lucyfer ma ciało, jakie miał, ale... on po prostu go tak nie widział.

    OdpowiedzUsuń
  127. Brawo Lu, spałeś z połową Miami. Niedługo zacznie spać z drugą i co wtedy? Nikt, kto jest choć trochę przystojny nie uchowa się przed Lucyferem. W sumie, to Jace nie wiedział, czemu z nim nie spał. Może włąśnie dlatego, że wiedział, jaki był? I mogłoby to nie być dla niego za dobre, bo przecież wystarczy coś mocniejszego, jakiś mocniejszy uścisk, pchnięcie na ścianę, a Moore spanikuje i ucieknie z krzykiem. Bo dla niego takie przeżycia niestety nie mogły być tak przyjemne, jakby chciał. Wciąż podświadomie bał się dotyku i nie tak łatwo to zmienić. Jasne, poprzytula się, potarga i połaskocze. Ale wystarczy coś, co mu przypomni i nie będzie tak fajnie.
    - Wiem. Żartuję przecież. - mruknął, przewracając oczami. Nigdy by się mu nie przyznał do swojego dzeciństwa. To nie jest coś, o czym się mówi.
    - Tak. - powiedział, uśmiechając się do niego. - Mam, mam. - rzucił, podnosząc się z miejsca. Podciągnął rękawy swojej bluzki, dzięki czemu widać było teraz jego jasne blizny na przedramionach. Przeszedł do kuchni, wyciągnął lód z lodówki i położył go na ścierce. Wrócił do Lucyfera i podał mu to zawiniątko.
    - Prosze bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  128. Już w tym momencie nie obchodziło go to by być cicho, było mu zbyt dobrze. Zamknął oczy i pochylił się mocniej gdy Lu naparł na niego ciałem, prawie oparł policzek o kanapę przy czym wypiął się mocniej.
    Parę minut później zadrżał i doszedł z głośnym jękiem, przy tym zacisną wewnętrzne mięśnie.
    Przygryzł dolną wargę, czując dalej ruchy mężczyzny ale nie narzekał.
    Gdy w końcu i Lucyfer skończył, uniósł się nieco.
    Nadmiar alkoholu plus błogi stan, dało taką mieszankę że kręciło mu się w głowie i do tego miał cholernie dobry humor. Wziął z podłogi swoje bokserki i wciągnął na tyłek. Przysiadł na krawędzi kanapy i odetchnął cicho, zerknął na mężczyznę z cieniem uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  129. Klub ludzi rozmownych inaczej zaprasza na spotkania w knajpie poniżej światowego poziomu, w każdą środę, pomiędzy dwudziestą a dwudziestą trzecią jedenaście.
    - Ładna dzisiaj pogoda. - Zauważył tonem znawcy zjawisk atmosferycznych, tak, to był właśnie najgenialniejszy sposób na pobudzenie konwersacji. - Donovan Rubinstein. - Wyciągnął rękę w kierunku członka klubu anonimowych gaduł.

    OdpowiedzUsuń
  130. Trochę za późno, żeby się Lucyfer zaczął martwić, prawda? Trzeba było wcześniej pomyśleć, to by nie miał takiego dylematu. Wypiliby razem i nikt do nikogo by się nie dobierał. No, jeśli Alex by usłyszał coś w stylu "nie prześpię się z tobą, bo nie jesteś pełnoletni" to chyba by nie próbował go rozebrać, prawda?
    - I co z tego? - zapytał, unosząc do góry brwi. Dla niego wiek nigdy nie grał roli, a oto kolejny który uważa, że jest za młody. Najpierw Dexter, a teraz on...
    - Nie stracisz ani dolara. - parsknął, przewracając oczami. Usiadł na skraju łóżka, patrząc na niego jakby... ze smutkiem? - Przecież nikomu nie powiem. Dalej miałbyś opory, jakbym ci powiedział, że jestem pełnoletni? - zapytał mrukliwie, zerkając na niego.
    Kiedy tylko jego podbródek został uniesiony, zamrugał delikatnie, patrząc na niego z niezrozumieniem.
    - Nie tak łatwo zapomnieć. - mruknął jedynie w odpowiedzi. A Lisek tak łatwo nie zniknie. Za dużo mu dałeś, Lu. Teraz będziesz musiał z nim wytrzymywać.

    OdpowiedzUsuń
  131. Może i potrafił być delikatny, ale Jace o tym nie wiedział. Nie było powodu, żeby o tym rozmawiali, bo i jakoś Jonathan nie chciał słuchać o kolejnych podbojach Lucyfera, czy też co on im tam robił. Nie miał zamiaru z nim spać, koniec i kropka. On nie spał z kimś ot tak, byle mieć kogoś na jeden wieczór, jedną noc. Lucyfer niestety tak postępował i Jace nie miał zamiaru się w to wplątywać, ot co. Spać z kimś, kto tak naprawdę patrzy jedynie na wygląd i nie ma do ciebie za gorsz zwykłej sympatii? Nie, Moore się na to nie pisał. I choć nigdy nie wiadomo co się stanie, to on na razie tkwił w przekonaniu, że w ogóle mowy nie ma i już.
    Widząc jak ten się krzywi nie mógł powstrzymać tego swojego wyrazu twarzy który mówił, jak bardzo chciałby mu w tym bólu ulżyć i jak się o niego martwi. Tak, Jace zdecydowanie był za dobry. Ale taka była z niego osoba - nie przejdzie book niczyjej krzywdy, nawet tego dupka Lincolna, którego za przyjaciela uważał.
    - Miałem sporo na głowie. - wyjaśnił, wzruszając ramionami. W sumie to go trochę to dręczyciel zabolało, ale nie dał tego po sobie poznać. On może cierpieć, inni już nie. - Wiesz, w końcu dostałem pracę i mamy straszny zapierdziel. Połowa pracowników na urlopie i nie możemy sobie poradzić. Ostatni tydzień w domu byłem może przez dwanaście godzin? No i dzisiaj miałem wolne, jutro też.

    OdpowiedzUsuń
  132. Mógł mu powiedzieć, że jest pełnoletni. Ale nie, był głupi i prawdę powiedział. I właśnie dlatego zawsze powinien kłamać, żeby żadnych takich awantur nie mieć. Dla Alexa był to szczyt hypokryzji - przecież to on go tu przywiózł i upił. W ogóle się nie zainteresował jego wiekiem. A przecież Alex naprawdę młodo wygląda. Mógłby mieć nawet szesnaście i nikt by się nie sprzeczał.
    Prychnął cicho na jego słowa.
    - A co to, te dwa miesiące mnie zbawią? - zapytał, unosząc brwi. - Nie rozumiem, czemu się tak tym przejmujesz. I tak nikt się nie dowie, więc co to dla ciebie różnica, czy spałeś z pełnoletnim, czy nie?
    - Yhm. - mruknął jedynie. I powinien mu zaproponować, a nie jak dziecko traktować. Miał siedemnaście lat, nie siedem! A więc Alex sam sobie do paczki sięgnął, jednego wziął, odpalił i zaciągnął się. Zupełnie jakby robił to setki razy. A niech tylko spróbuje skomentować, że taki młody i pali...

    OdpowiedzUsuń
  133. Mógłby Lincoln czasem przystopować i przynajmniej mu przkrości przestać sprawiać. Wystarczy, że ugryzłby się w język i przemilczał to i owo, a już byłoby lepiej. Jasne, Jonathan nie miał mu tego za złe, ale mimo to, czasem bolało. i kiedyś Lucyfer może się zawieść na swoich przekonaniach, bo Moore może kiedyś na wytrzymać i kazać mu się wypchać. Co wtedy zrobi? Nie będzie miał już Jace'a, który pozornie wytrzyma wszystko.
    Słysząc jego słowa, uśmiechnął się nieco smutno. No cóż, on nie zrozumie. Nigdy nie musiał pracować w takich warunkach, nie musiał brać pierwszej lepszej pracy, byle mieć jakieś pieniądze.
    - Nie mam wyboru. Świeżaki niestety tak mają, a nigdzie indziej nie chcą przyjmować bez żadnego doświadczenia. - mruknął, wzruszając ramionami. Tak, postawiłby się. Gdyby miał jakieś alternatywy, których niestety nie miał.

    OdpowiedzUsuń
  134. Na jego słowa uśmiechnął się mimowolnie, jakby zadowolony z siebie. Tak, zdecydowanie mu się teraz miło zrobiło, chociaż chyba nie powinno.
    - Nie przesadzaj. Mam siedemnaście lat, a nie poniżej dziesięciu. Niedługo mam osiemnastkę. Na twoim miejscu bym się za bardzo tym nie przejmował. - skwitował, przewracając oczami.
    Widząc tą jego minę, kiedy odpalał fajkę i on uniósł do góry brwi, jakby chciał powiedzieć 'a co, nie widać?'.
    - Jasne. - parsknął śmiechem, przewracając oczami. Naprawdę śmiesznie to brzmiało z ust faceta, który właśnie palił. - No włąśnie. - stwierdził, kiwając głową z poważną miną. To, że Lucyfer był narcyzem... cóż, chyba nikogo nie dziwiło. To po prostu było po nim widać.

    OdpowiedzUsuń
  135. Może i by się skłonił do jakiegoś dziwnego aktu i Jace znowu by go przez rok wytrzymywał i w końcu jebnąłby tym wszystkim, mówiąc mu, jaki to jest naprawdę. W końcu by go może ktoś uświadomił, jakim to dupkiem i idiotą czasami jest. Bo nawet on, nieomylny Lucyfer może czasem taki być. Jace nawet czasami zastanawiał się, czy czasami w miejscu serca nie ma jakiejś bryły lodu, czy czegoś podobnego.
    Słysząc jego słowa, uśmiechnął się kpiąco i przewrócił oczami. Czy on naprawdę myślał, że to takie łatwe jest? Nie tak prosto opanować niektórych pacjentów i odpowiednio się nimi zająć.
    - Jasne. - prytchnął i przez chwilę chciał go dźgnąć palcem w pierś, ale powstrzymał się, przypominajac sobie jak bardzo obolały Lucyfer był. - Chciałbym, żeby to było takie proste. Założe się, że ty nie wytrzymałbyś tam paru godzin! - stwierdził, po czym wyciągnął przed niego rękę i na zewnętrznej części widniał ogromny siniak razem ze śladami zębów. - Taki jeden schizofrenik, niby łagodny jak baranek.

    OdpowiedzUsuń
  136. Inni go tak może i nazywali, ale w przypadku Jace'a mogłoby być zupełnie inaczej. Przecież to chodzący budda jest, niczym kwiat na tafli jeziora, czy coś takiego. Na nikogo tak naprawdę nigdy się nie złości. I wytrzymywał Lucyfera bez zarzutu, prawda? A tu nagle się załamuje, krzyczy i widać po nim, że zachwycony tym wszystkim nie jest. Dla Lincolna musiałby to być dość niezły szok.
    Zdziwił się nico na uścisk jego ręki. Przecież to tylko tak się mówi, nigdy by się nie zakładał... Ale miło będzie popatrzeć, jak Lucyfer będzie się musiał męczyć przez tydzień celibatu.
    - W porządku, niech ci będzie. Napewno wytrzymasz ten tygodniowy celibat? - zapytał z uśmiechem, zabawnie poruszając brwiami. Po chwili usłyszeli miałknięcie pełne skargi, a na kolana Jace'a wdrapał się czarny kocur. Ułożył się na jego kolanach i po prostu zasnął.
    - Pchlarzu, znowu? - mruknął, wzdychając przeciągle. I jak tak sobie kot zaśnie, to nie ma szans go zrzucić, bo zaraz drapie i prycha. - Lu, przywitaj się z Szatanem... Najgorszym kotem na świecie.

    OdpowiedzUsuń
  137. Naprawdę byłoby dobrze, gdyby mu to na dobre wyszło. Może wtedy w końcu Lucyfer uświadomiłby sobie, że jeśli dalej będzie jaki jest, zostanie kiedyś zupełnie sam. Bez nikogo bliskiego, tylko z bezimiennymi facetami, którzy zmienialiby się co noc. Może i teraz cholernie mu się to podobało, ale co potem? Co, jeśli kiedyś mu się to znudzi, a nie będzie miał już zupełnie nikogo?
    - Zobaczymy. - potwierdził, bezwiednie głaszcząc sierść swojego kota, który w tej chwili przypominał wielką, puchatą podszukę z uszami i pyszczkiem.
    - Zapewne. Najpierw chciałem go nazwać twoim imieniem, ale wtedy poznałem ciebie... - powiedział, uśmiechając się do niego. Tak po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  138. Dla sądu się to nie liczyło, ale dla Alexa już tak. Przecież nie był już dzieckiem. Mieszkał sam, sam się utrzymywał i płaciła za szkołę. A to skąd miał pieniądze nie było ważne. Praktycznie rzecz biorąc był dorosły. Nie polegał na nikim innym, jak na sobie.
    Na jego słowa zaśmiał się cicho i przewrócił oczami.
    - Spokojnie, nie trafisz tam. - powiedział z przekonaniem. Bo przecież to właśnie od Liska zależało, czyż nie? On decydować, czy pójść na policje, czy nie. A po tym co przezył wieczorem... Nie miał najmniejszego zamiaru. Lucyfer mógłby go przepieprzyć jeszcze raz, a on by się z tego zdecydowanie cieszył.
    - W porządku. - odpowiedział, kiwając głową. - I jeśli wciąż myślisz, że mógłbym coś ci ukraść to się grubo mylisz.

    OdpowiedzUsuń
  139. - W porządku, rozumiem. Tak tylko mówię. - odpowiedział, wzruszając ramionami. On palił papierosa zdecydowanie wolniej, leniwiej, bo i pociągął go co jakiś czas, wpatrzony w Lucyfera jak w obrazek... Mimo, że chciał to ukryć.
    Czując jego dotyk na klatce piersiowej zadrżał delikatnie i oparł dłoń na jego piersi drugą trzymając papierosa, kiedy został przyciągnięty. Westchnął cichutko w jego wargi, a wzrok miał trochę taki, jakby się naćpał. Bo naćpał się, ale obecnością Lucyfera.
    Kiedy się od niego oderwał, policzki Alexa znowu pokryte były rumieńcami. Jak on ich nienawidził...
    Dopalił do końca swojego papierosa i wrzucił go do popielniczki. Chciał powiedzieć coś w stylu "a teraz to, że jestem niepełnoletni ci nie przeszkadza" ale się powstrzymał. Bo jeszcze zniechęci go do siebie i co wtedy?

    OdpowiedzUsuń
  140. No dobra, skoro Lucyfer planuje samobójstwo to naprawdę nie jest z nim najlepiej. Czemu chciałby umierać samotnie? Naprawdę chciałby umrzeć ze świadomością, że nie ma kompletnie nikogo? Że nie ma już przyjaciół, na których kiedyś mógł liczyć w każdej sytuacji.
    No cóż, z Jace'em było trochę inaczej. On potrzebował kogoś w swoim mieszkaniu, nawet tego piekielnego kota, który chciał przejąć kontrolę nad całym światem. Gdyby był kompletnie sam, to już w ogóle byłby nienormalny. I trzeba przyznać, że zachowywał się trochę jak stara babcia ze swoimi kociątkami, no ale cóż.
    - No właśnie nie dałem mu Lucyfer, bo nie chciałem go obrażać! No bo popatrz na to majestatyczne zwierzę, a potem na siebie... - westchnął teatralnie, po czym puścił do niego perskie oczko. Słyszać było po głosie, że żartował.

    OdpowiedzUsuń
  141. Przez dłuższą chwilę patrzył na niego z delikatnym uśmiechem i wpakował się pod kołdrę obok niego. Świeżbiły go ręce, żeby się do niego przytulić, ale się powstrzymał. W zamian za to, przysunął się bliżej, ledwie go dotykając.
    Alex zasnął praktycznie momentalnie, rączkę kładąc na jego klatce piersiowej. Odruch bezwarunkowy, ale coś go powstrzymywało od przytulenia się do niego. Nawet przez sen. Ogólnie rzecz biorąc, Lisek był trochę śpiochem i wyglądało na to, że chce nadrobić jakoś to, że rano będzie musiał wstać z Lucyferem, bo ten idzie do pracy. No ale cóż, jakoś to przeżyje.

    OdpowiedzUsuń
  142. Jace chyba by tak nie potrafił. Za bardzo lubił życie, chociaż tyle raz próbował je skończyć, raz niemal ze skutkiem. Ale teraz było inaczej, nie był takim samym dzieciakiem, jakim był wtedy. I choć widok krwi wciąż był dla niego dość przyjemny, to nie ranił się tylk po to, żeby ją zobaczyć. Jeśli ktoś mówi, że z tego wyjść się nie da, Moore był dobrym przykładem że sie da. Nawet samemu, bez żadnego konkretnego wsparcia. Po prostu dla siebie. Bo przecież wtedy nie było przy nim nikogo. Sam wziął się za siebie, zaczął o siebie dbać.
    - Nie grab sobie u niego, bo jeszcze targnie na twoje życie. - powiedział z ważną miną, po chwili jednak uniósł kącik ust lekko do góry. - Nie ma wystaczająco dużo sierści, brzydkoby wyglądał. - stwierdził jeszcze, po czym ziewnął przeciągle.
    - Nie wiem jak ty, ale ja jestem padnięty. - mruknął, spychając Szatana ze swoich kolan. I kot wylądował na podłodze, swoje niezadowolenie wyraził głośnym prychnięciem i poszedł, kręcąc przy tym tyłkiem wyzywająco.
    - Chodź, odstąpię ci łóżka. - rzucił, przeciągając się.

    OdpowiedzUsuń
  143. Za to Alex spał sobie smacznie, śniąc o niebieskich migdałach. Kiedy tylko Lucyfer wstał, Lisek przeturlał się na jego miejsce i wtulił twarz w poduszkę, która pachniała Lincolnem. Jeden z najbardziej przyjemnych zapachów na całym świecie, zdecydowanie.
    Słysząc głos Lincolna, wymamrotał coś pod nosem i zakopał się mocniej w pościeli. Po chwili jednak, kiedy już rozpoznał głos, uniósł głowę i spojrzał na niego nieprzytomnie, tak słodko zaspany.
    - Już, już... - wymamrotał, siadając na materacu. Ziewnął przeciągle, uśmiechając się do niego lekko.

    OdpowiedzUsuń
  144. Jace widział to wszystko nieco inaczej. Nie widział tego jako skończenia swojego życia w najlepszym momencie... Widział w tym samo tchórzostwo. To, że Lu po prostu bał nieznanego. I choć nigdy by mu tego nie powiedział, to widział w nim właśnie takiego tchórza. Który mimo wszystko był od niego o wiele silniejszy, bo nigdy nic sobie nie zrobił.
    Tak, jego kot zdecydowanie był bardzo bezczelny. O wiele bardziej od swojego pana, który nie poytafiłby się tak zachować.
    - Przestań, to dla mnie żaden problem. - mruknął, przewracając oczami. Słysząc jego kolejne słowa, przez chwilę chciał się sprzeczać, ale stwierdził, że to bez sensu.
    - W porządku. - powiedział, uśmiechając się do niego. Ruszył do sypialni, gdzie położył się po jednej stronie łóżka. Zwykle spał rozwalony na całym...

    OdpowiedzUsuń
  145. - Okej. - mruknął jedynie, skinając głową. Wstał z łóżka i pozbierał swoje ciuchy, zerkając na niego. W sumie, to chciał zobaczyć która godzina, ale zrezygnował, bo mołoby to wywołać u niego jeszcze większą senność.
    Jeszcze przez chwilę patrzył na niego, nie mogąc się powstrzymać. Przecież on jest taki idealny...
    Westchnął cicho, ruszajac do wspominanej przez Lucyfera łazienki. Jeszcze po drodze zabrał swoją koszulkę z salonu i wszedł do łazienki. Najpierw puścił sobie zimną wodę, żeby się obudzić.
    I tak po jakiś dwudziestu minutach siedział w salonie, z wodą cieknącą mu z włosów.

    OdpowiedzUsuń
  146. Zgasił jeszcze światło i patrzył na niego kątem oka. To... było dziwne. Po prostu. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio tak po prostu spał z kimś w jednym łóżku. Zwłaszcza z Lucyferem. Jace czuł się po prostu trochę niezręcznie.
    I on nie mógł spać, bo nie chciał, żeby znowu mieć te cholerne koszmary. Ile razy można przeżywać to samo? Jak długo mogły go koszmary przeszłości nękać? Jak długo mógł pamiętać, jak bardzo kiedyś był wykorzystywany?
    Bał się, że gdy zaśnie, znowu zacznie się rzucać w łóżku. Bał się, że gdy zaśnie, znowu może płakać przez sen, obudzić się zlany potem, przerażony. A tego wolałby uniknąć.
    Zasnął dopiero po ponad godzinie. Sen miał niestety niespokojny i co chwilę się budził, ale na szczęście żadnych cyrków nie urządził.

    OdpowiedzUsuń
  147. Na jego widok nie mógł powstrzymać uśmiechu. Lucyfer wyglądał w tym garniutrze po prostu zabójczo i Alex napatrzeć się na niego nie mógł. Gdyby mógł go tak nacodzień widzieć...
    - Gotowy. - potwierdził, kiwając głową. Podniósł się ze swojego miejsca i wciągnął na nogi swoje czerwone trampki. Obok niego Alex wyglądał niechlujnie, w tych swoich przetartych rurkach, starych trampkach i wyciągniętym t-shircie...
    - W porządku. Może być centrum. - powiedział, ruszając za nim. I weź go tu nie ubóstwiaj, jak przed tobą Lucyfer we własnej osobie stoi.

    OdpowiedzUsuń
  148. Za którymś to razem kiedy się obudził, usiadł gwałtownie, a po jego policzkach spływały łzy. Oddech miał spazmatyczny i wyglądał na przerażonego. Jak on tego nienawidził... Czemu akurat teraz musiał mieć taki sen, kiedy to Lucyfer spał u niego? Powinien mu po prostu odstapić łóżko i sam spać na kanapie. Ale nie, musiał się zgodzić z Lincolnem i teraz ten przez niego nie może spać. Zerknął na niego i widział jego minę. Nie spał. Cholera.
    - To nic takiego, nie przejmuj się... - mruknął żałośnie, wycierając łzy. Nie zabrzmiało to zbyt przekonująco.

    OdpowiedzUsuń
  149. Zdecydowanie było mu do twarzy. A Alex zdecydowanie zwracał na to uwagę, bo przecież to był Lucyfer. Ten idealny Lucyfer, z którym wczoraj spędził noc. I chciał spędzić kolejną, jeszcze jedną.
    Wsiadł do samochodu, próbując opanować swoje odruchy bezwarunkowe. Bo jak to on może mieć cztery tak zajebiste samochody? Nie do pomyślenia i tyle. Do tego ten jego dom. Trochę go onieśmielał ten cały przepych, ale nie miał nic przeciwko temu, naprawdę.
    Droga minęła mu dość szybko, zdecydowanie za szybko. Chciałby spędzić z nim jeszcze trochę czasu, ale najwidoczniej nie mógł.
    - Dzięki. - powiedział, wysiadając z samochodu. Zamknął za sobą drzwi, posyłając mu uśmiech. - Pa, Lu. - mruknął jeszcze, nie mogąc się powstrzymać przed tym zdrobnieniem. Odwrócił się tyłem i ruszył w swoją stronę.

    Przez cały czas myślał o Lucyferze i nie mógł się skupić na niczym przez kolejne dni. I tak się jakoś złożyło, że na czynsz mu nie starczyło. A, że nic innego do wyboru nie miał, wynajął swoje mieszkanie, by starczyło mu na czynsz i wychodziło na to, że podziać się nie miał gdzie przez następny tydzień. Nie miał nikogo. Ani przyjaciela, ani żadnej rodziny do której mógłby wrócić. A więc pozostawało tylko jedno... Lucyfer.
    Zapamiętał dokładnie, gdzie mieszkał. I już po paru minutach stał pod jego drzwiami, z torbą przewieszoną przez ramię. Zadzwonił dzwonkiem.

    OdpowiedzUsuń
  150. Czując jego dotyk, spojrzał na niego ze zdziwieniem. I tym takim strachem w oczach, który wciąż się trzymał, nawet po przebudzeniu. Jęknął cicho, przytulajac się do niego. To było dziwne. Lucyfer przecież się nie przytulał i Jace doskonale zdawał sobie z tego sprawy. Ale przecież co on teraz niby robił? Najzwyczajniej w świecie go przytulał, próbował pocieszyć. Normalnie Moore czułby się naprawdę zaszczycony. A teraz po prostu go potrzebował. Potrzebował jego bliskości, wsparcia.
    Przytulił się do jego torsu, próbując powstrzymać zły, które ciekły mu z oczu.
    - Dziękuję... - mruknął cicho, starać się jak najdelikatniej na nim leżeć.

    OdpowiedzUsuń
  151. Przez chwilę patrzył prosto na niego, tym zmartwionym wzrokiem. Przygryzł dolną wargę niemalże do krwi, nie mając pojęcia od czego zacząć.
    - Ja... Przepraszam, że tak tu przychodzę. - mruknął cicho, przecierając twarz ze zmęczeniem. - Ale nie mam zupełnie nikogo, kto inny mógłby mnie przyjąć. Mogę u ciebie przez tydzień zamieszkać? - zapytał, unosząc lekko brwi. - Tylko tydzień i po tym więcej mnie nie zobaczysz. Wywalili mnie z mieszkania. - wyjaśnił, po czym spojrzał mu prosto w oczy, tym razem z uporem.
    - Jeśli nie, to pójdę na policję. Nie mam wyboru, nie mam zamiaru skończyć pod mostem... - dodał jeszcze, krzyżując ręce na piersi.

    OdpowiedzUsuń
  152. Jace za to pocieszał wszystkich często i uważał, że to wszystko od człowieka zależało. Niektórzy potrzebowali słowa wsparcia, a inni po prostu samej obecności, jak właśnie Moore. Wystarczyłaby mu sama obecność Lucyfera, właśnie to klepanie po ramieniu, możliwość przytulenia się do niego.
    - W porządku... - mruknął cicho, wycierając łzy z policzków. Wtulił się w niego, wzdychając cichutko.
    Słysząc jego kolejne słowa, spojrzał na niego z uniesieniem brwi.
    - A chcesz tego słuchać? - zapytał, przymykając na chwilę powieki. - Po prostu mam koszmary. Zdarza się. A, że dotyczą mojego ojca... - jęknął na to wspomienie zaciskając mocno powieki. Nienawidził mówić o sobie, o tym, co go spotkało.

    OdpowiedzUsuń
  153. Ta zabawna myśl, która kończyła każdy stosunek płciowy z bardziej znanym lub nieznanym wcale mężczyzną, nadeszła jak zawsze. Zastanowił się, co też Ches teraz robi, możliwe że było to nieco niewłaściwe, myśleć o byłym zaraz po orgazmie, doprowadzać się do stanu samowkurwienia na własne życzenie.
    Nie zaklął, chociaż mało brakowało. Podniósł się do siadu i spuścił nogę na podłogę, starając się nie syczeć z bólu. Mógł się od razu nie rzucać na głęboką wodę, jaką było danie dupy Lucyferowi Lincolnowi.
    -Łazienka tam gdzie zawsze, czy coś przerabiałeś? – zapytał, chociaż nie widział by wiele się zmieniło. Potrzebował prysznica, nie lubił się cały kleić, a woda jakoś tak zawsze uspokajała myśli. Z niezbyt tęgą miną czekał spokojnie na odpowiedź, starając się pozbierać do kupy tłoczące myśli. Nienawidził tego stanu, doprowadzał on do myśli, że gdyby jedna kreska białego proszku dotarła do jego organizmu za pośrednictwem chociażby zwiniętego banknotu wszystko byłoby lepiej. Wtedy jednak byłby dzieciakiem, który ucieka od wszystkiego.
    Tyłek go bolał, sam sobie popsuł humor i chociaż w głowie, oprócz myśli, huczało mu od jeszcze pamiętanej przyjemności, miał ochotę już zwinąć się do swojego mieszkania.

    OdpowiedzUsuń
  154. Jęknął głucho, kiedy został przyszpilony do ściany. Patrzył na niego tak naprawdę z przerażeniem. Bo jakoś coś mu się wydawało, że Lu wcale nie ma zamiaru go pocałować.
    W oczach zaszkliły mu łzy, a Alex nie umiał się ruszyć z miejsca.
    - Przepraszam... - powiedział cicho i nawet mu łezki z oczu poleciały. On nigdy nie łamał danego słowa. Ale teraz nie miał wyboru. - Nic nikomu nie powiem. - mruknął, pośpiesznie wycierając łzy, które wciąż mu leciały. Głos mu się już łamał i nie wiedział, co ma zrobić.
    - Ja... już sobie idę. Nikt się nie dowie... - szepnął cichutko, poprawiając torbę na swoim ramieniu. Stanął przed nim i wcisnął mu klucze w dłoń. - Przepraszam. - mruknął i odwrócił się do niego tyłem. To teraz pozostaje zorganizowanie sobie jakiegoś noclegu... Tylko czemu kurwa wszyscy go nienawidzą?

    OdpowiedzUsuń
  155. Uśmiechnął się delikatnie na jego słowa i pokiwał głową. Przymknął ponownie powieki, wsłuchując się w jego oddech, bicie serca. W pewnym sensie go to nawet uspokajało.
    - Ja... Nie wiem. Chyba chcę... - mruknął cicho, niezbyt zdecydowany. Podniósł na chwilę głowę i spojrzał mu w oczy.
    - Wiesz, właśnie dlatego nienawidzę mówić o swojej przeszłości. Bo wszystko mi się przypomina, mimo, że byłem tylko dzieckiem. - powiedział, po czym odetchnął głęboko, żeby zebrać myśli. - Ja... Moja rodzina była niby normalna. Z pozoru. Ale wystarczyło, że mojej mamy nie było w domu, a mój ojciec... - tu się zaciął, krzywiąc się przy tym nieprzyjemnie. - on mnie molestował. - powiedział cichutko, ledwo dosłyszalnie. - Właśnie to mi się śni. Co noc.

    OdpowiedzUsuń
  156. Na jego słowa o mazaniu się, prychnął jedynie cicho, chcąc stąd jak najszybciej odejść. Może jakiś zleceniodawca go przyjmnie? Tyle, że do nich to trzeba z kijem podchodzić, coby cię czasami wykorzystać nie próbowali.
    - Nie. Po prostu nie chcę się narzucać, trudno, znajdę sobie coś innego. Przeżyję. - mruknął, nawet na niego nie patrząc. A wtedy mężczyzna go obrócił, a oczka Liska znowu się w niego wpatrzyły.
    - Bo przecież mnie tam nie chcesz. - mruknął i znowu trzymał klucze. Zacisnął usta w cienką linię i przez chwilę patrzył na niego z wahaniem. Sam mu je dawał, prawda? Głupio byłoby przepuszczać taką okazję. - No dobrze. - westchnął, skinając głową.
    - Dzięki. - powiedział, posyłając mu nawet delikatny uśmiech. I wszedł do domu... Kompletnie nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Czy Lucyfer nie wziął pod uwagę, że skoro nie ma gdzie mieszkać, to mu coś z mieszkania ukradnie i więcej go nie zobaczy? Bo przeceiż dość sporo rzeczy w jego domu było wartościowe, a nawet bardzo. Wystarczyłoby na cały rok czynszu.
    Nie, Alex nie miał zamiaru zrobić czegoś podobnego. Ale czy to znaczyło, że Lu mu zaufał?
    I tak się znalazł w salonie, a jego torba spoczęła obok kanapy. Wyciągnął stamtąd kilka książek i zaczął czytać je wyrywkowo. Tak, uczył się w wakacje. Ja naprawdę się czasami zastanawiam, co za potwora stworzyłam.

    OdpowiedzUsuń
  157. Jonathan przez cały czas patrzył prosto na jego twarz w ciemności, chcąc zobaczyć jego reakcję. Poczuł, jak ten spina mięśnie. A później zachłysnął się powietrzem. No cóż, tego się chyba nie spodziewał, prawda? Jego ojciec nigdy nie podniósł na niego ręki, ale zrobił coś o wiele gorszego. Sprawił, że nawet dwadzieścia lat później, ten wciąż boi się dotyku. Sprawił, że jego życie było piekłem, a teraz wciąż o tym pamieta. I przeżywa to przez cały czas.
    - Nie rozumiesz. Nie zrozumie nikt, kto tego nie doświadczy. - odpowiedział nadwyraz spokojnie. Nie brzmiało to tak, jakby się na niego złościł, albo coś mu zarzucał. Po prostu stwierdzał fakt. - Ale dziękuję. - dodał jeszcze, posyłając mu blady uśmiech. I pocałował jego policzek. Tak po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  158. To był ważny powód. Albo by się Lucyfer zgodził, albo Alex musiałby spędzić noc w mieszkaniu jakiegoś obleśnego faceta i się pilnować, coby zgwałconym nie zostać. Już chyba wolałby przez ten czas pod mostem zamieszkać, tam przynajmniej nikt nie próbowałby ci się do spodni dobrać.
    Uniósł wzrok znad książek, kiedy tylko usłyszał otwierane drzwi. A potem Lu z jakimś facetem i normalnie go zmroziło. Nie, żeby nie wiedział, że ten sobie kogoś znajdzie, ale to była przesada. Dla Alexa wyglądał to tak jakby machał mu czymś przed nosem i mówił "patrz co ci ucieka i czego nigdy nie dostaniesz!". Jeszcze to, jak się do siebie dobierali na jego oczach... No po prostu krew go zalewała. Ale nie dał po sobie nic poznać, tylko na powrót zatopił się w książkach, niby to wielce znudzony.
    Ale kiedy tylko zniknęli za rogiem, książkę odłożył na bok i cichutko zaglądnął na korytarz. Ciuchy przed drzwiami mówiły same za siebie.
    No i Lisek zebrał wszystkie swoje rzeczy i ruszył do jednego z pokoi. Zupełnie nieświadomie wybrał ten, w którym to spędził noc z Lucyferem. Jakby co to zawsze może się wyłumaczyć, że mu się pościel spodobała, czy coś... Przed snem jeszcze usłyszał jakieś odgłosy z pokoju gdzie Lucyfer zabawiał się ze swoim dzisiejszym partnerem i Fox nie był tym zachwycony, zdecydowanie.

    Rano wstał zdecydowanie wcześniej niż normalnie. Zachciało mu się naleśników, więc ruszył do kuchni. Przeszukał wszystkie szafki w jego kuchni, żeby znaleźć odpowiednie składniki i niedługo po tym było czuć przyjemny zapach smażonych naleśników.

    OdpowiedzUsuń
  159. - Rozumiesz? - powtórzył po nim, unosząc brwi. Skoro mówił tak hardo, musiało to coś znaczyć. Może naprawdę rozumiał, a Jace zachował się głupio, tak w niego wątpiąc?
    - Potrzebnie. - mruknął, uśmiechając się do niego. - Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, hmmm? - rzucił, odsuwając się od niego. Ale tylko po to, żeby mógł lepiej spojrzeć na niego twarz.
    - Chcę. Ja ci powiedziałem. - stwierdził, przesuwając palcami po jego dłoni. - Chcę wiedzieć, cokolwiek to jest.

    OdpowiedzUsuń
  160. Lincoln chyba nigdy nie będzie stereotypowym facetem. A że dostał naleśniki na śniadanie, to nie powinien się wkurwiać, a cieszyć, że Alex był taki dobry. Ja tam bym też się cieszyła, jakby ktoś mi czasem śniadanie dobre zrobił.
    Słyszał tą ciekawą wymianę zdań i trzeba było przyznać, że dawała mu chorą satysfakcję. Jego na szczęście taka rozmowa nie spotkała. I ogólnie odbyło się bez "spierdalaj".
    Kiedy Lincoln usiadł przy stole, Alex właśnie skończył naleśniki i stawił patelnię do zlewu.
    - Dobry, Lu. - rzucił spokojnie. - A ze mną jak było, co? Też średnio? - zapytał zaczepnie, poruszając przy tym zabawnie brwiami. Usiadł obok niego, nakładając sobie jednego naleśnika, którego posmarował dżemem.

    OdpowiedzUsuń
  161. Powiedział, że Jace nie chce tego słuchać. A on po prostu zaprzeczył. Przecież nie zmusiłby go do mówienia, mógłby dać mu spokój, wystarczyło tylko jedno słowo. Przecież nie groziłby mu, czy coś takiego. Po prostu zaakceptowałby fakt, że Lu nie chce o tym rozmawiać.
    Słychał jego słów z uwagą, jakby nie chciał przepuścić ani jednego słowa, które wypłynie z jego ust.
    - Rozumiem. I ty też. - powiedział jedynie. Znał już trochę Lucyfera i wiedział, że ten nie będzie chciał żadnego współczucia, pocieszenia. Za to znowu położył głowę na jego piersi, oddychając głęboko. - Dziękuję... - powiedział jeszcze, cicho. Dziękował mu za wszystko po trochu. Że mu powiedział. Że go wysłuchał. Że próbował go pocieszyć i po prostu był. A jednak, wyglądało na to, że Lu nie był aż takim dupkiem i jednak, Jace mógł na niego liczyć.

    OdpowiedzUsuń
  162. - No wiesz, w takim razie chyba słabą masz pamięć... - mruknął cicho, zanim ugryzł się w język. Dlatego, żeby nie powiedzieć już nic więcej, wepnął sobie do buzi kawałek naleśnika. Za często mówił wszystko, co mu ślina na język przyniesie i później miał kłopoty.
    Alex nie był mimo wszystko taki zły, nie będzie Lucyferowi głowy niepotrzebnie zawracał ani nie będzie mu w pracy przeszkadzał. Będzie wychodził na kilka godzin dziennie, żeby coś zarobić na następny czynsz, po prostu życie. Żeby nie musiał żyć u niego, mimo, że bardzo by chciał.
    - Wiem, wiem. - westchnął cicho na jego słowa. Odwrócił się do niego przodem na krześle. - Więc dawaj. Uderz, wyżyj się. Dobre mi chociaż te naleśniki wyszły? - zapytał mrukliwie. I patrzył na niego tym przenikliwym wzrokiem, który mówił, że nie żartuje. - Tylko mi nosa nie złam. Już dwa razy był złamany...

    OdpowiedzUsuń
  163. Jace nigdy nie twierdził, że nie jest. Ale, że może gdzieś jest tam dla niego nadzieja, żeby jednak jakieś ludzkie uczucia się w nim obudziły. W końcu sam fakt, że chciał mu wtedy pomóc, że oddał tą taśmę się liczyła. Mimo tego co działo się potem. Przecież miał dobre intencje... A raczej właśnie tak by sobie to Moore tłumaczył. On po prostu nie potrafiłby go ot tak oskarżyć o bycie kompletnym znieczuleńcem. Bo przecież też się właśnie jego zwierzył. Zaufał mu. I go pocieszył.
    Pokiwał delikatnie głową na jego słowa, przytulony do jego piersi. Nie miał powodu, żeby mu nie wierzyć.

    OdpowiedzUsuń
  164. - Nie jestem dzieckiem. - mruknął, nieco tym podirytowany. Alex naprawdę by się iceszył, gdyby inni mięli takie zahamowania. Ale czasem to, że był młody nie pomagało mu w niczym. I tak obijali mu twarz, dzięki czemu przez kolejny tydzień wyglądał niczym postać z filmu o zombie.
    - Byłeś ojcem? - powtórzył, unosząc delikatnie brwi. Sam zaczął temat, prawda? Więc Alex po prostu go ciągnął. Słysząc jego kolejne słowa, uśmiechnął się promiennie. - W takim razie cieszę się, że ci smakują.
    Co się z tobą kurwa dzieje, Lisek? Przecież on nigdy się tak nie zachowywał. Gdzie twoja ironia, naturalna wredota?

    OdpowiedzUsuń
  165. Gdyby tylko Lucyfer powiedział chociażby słowo, że nie chce z nim rozmawiać, albo że ta rozmowa jest dla niego męcząca, Alex od razu by się zamknął i zniknął mu z oczu. Ale skoro ten nic na ten temat nie mówił, to on sobie siedział obok, wpatrując się w niego, niczym w najświętszy obrazek.
    - Och. - wyrwało mu się na te słowa. Trzy lata... Lisek mimowolnie zaczął mu współczuć, choć nie powiedział tego na głos. Widział, że Lucyfer zdecydowanie nie chciał tego usłyszeć.
    - Hmpf... przykro mi. - mruknął cicho, biorąc swój talerz, jak i jego, kiedy zobaczył, że skończył. Wszystko ładnie pozmywał, żeby nie było, że mu się w ogóle Alex do niczego nie przyda, no nie?

    OdpowiedzUsuń
  166. - Brzmi kretyńsko, jak login mrocznego czternastolatka na portalu dla mrocznych czternastolatków. - Wysypało się z Donovana, zanim zdołał powstrzymać swojego wewnętrznego hejtera, który siedział w nim i wyczekiwał na swój moment chwały. Na przykład ten moment. Nie, żeby jego normalna część sądziła inaczej, ale w normalnych warunkach nie powiedziałby tego, co powiedział.

    OdpowiedzUsuń
  167. Zerknął na niego znad zmywanych naczyń na te słowa, jednak nic na to nie odpowiedział. No cóż, nawet nie wiedział co mógłby mu odpowiedzieć. Więc po prostu skończył zmywać i wytarł ręce w ręcznik, unosząc znowu na niego wzrok.
    - Wiem. - odpowiedział spokojnie, znowu siadając obok niego. Wzruszył ramionami w odpowiedzi. O sprzątaczce nie wiedział, a zmywarkę zauważył tak naprawdę dopiero kiedy zaczął zmywać. Zresztą, to były tylko dwa talerze, miska i patelnia, nic takiego.
    Słysząc jego kolejne słowa, skinął głową, jakby z lekkim smutkiem.
    - W porządku. Wiesz, nie powiedziałeś gdzie mam się ulokować. Byłeś odrobinę zajęty jak wróciłeś. - mruknął, jakby z przekąsem i złością jednoczesnie. - Nie chciałem ci przeszkadać.
    Zmierzył go wzrokiem, robiąc zaciętą minę.
    - A gdzie jest pokój dla gości w takim razie?

    OdpowiedzUsuń
  168. No cóż, ale Jonathan nie miał o tym pojęcia. Wierzył w Lucyfera, trochę za bardzo. Wierzył też, że nie wszyscy są tacy źli. I że każdy może się zmienić, na gorsze lub lepsze. Po prostu wystarczy odpowiedni bodziec.
    - Już chyba nie zasnę... - mruknął cicho. Gdyby tylko Lucyfer powiedział mu coś na temat tej bliskości, ten od razu by się odsunął. A tak było mu nawet miło i przyjemnie.
    Po chwili jednak odsunął się od niego. Ale nie położył się tak daleko jak wcześniej, ale tak, że stykali się ramionami.

    OdpowiedzUsuń
  169. Alex tak właściwie też miał zmywarkę. No, kiedy miał jeszcze gdzie mieszkać. Ale rzadko jej używał, bo jakoś nigyd nie chciało mu się czekać na naczynia. Wolał sam je umyć i tyle.
    - Zazdrosny? - powtórzył, prychając cicho. - O ciebie? Chciałbyś! - stwierdził, ale jego policzki mimo wszystko nieco się zarumieniły. Wstał z miejsca i przewrócił oczami.
    - Nie bardzo rozumiem, czemu mógłbym być o ciebie zazdrosny. - mruknął, gryząc przy tym swoją dolną wargę, na której po chwili pojawiła się kropla krwi.
    - W porządku. Zaraz przeniosę swoje rzeczy. - powiedział, kiwając głową.

    OdpowiedzUsuń
  170. Jace miał niestety o tym wszystkim inne zdanie. On mógł się przytulić po prostu do osoby, którą lubił. Gdyby miał kogoś, z kim mógłby chodzić za rękę i naprawdę tą osobę kochał, to by chodził. I wszystkie te inne bzdety - jak najbardziej tak. Po prostu lubił czuć, że ktoś jest obok niego, ciepło drugiej osoby. Nie lubił samotności.
    A jednak, jakikolwiek ojciec mógł taki być. Ojciec Jonathana był wzorowym ojcem. Wszystko było super poza jego nocnymi wizytami, kiedy to dotykał i robił niezbyt dobre rzeczy dziesięcioletniemu Jace'owi.
    - Nie żyje od trzech lat. - mruknął cicho. - Nie mam pojęcia jak umarł. Dzwonili do mnie jako jego syna, bo nie było nikogo innego do poinformowania. Nie wydałem ani słowa na jego grób. Nie zasługiwał na to, by leżeć obok mojej matki.

    OdpowiedzUsuń
  171. Ale co on takiego zrobił? Przecież nie zrobił tego specjalnie. Lucyfer sam wywołał u niego taką reakcję to teraz niestety nie bardzo może na to narzekać. Sam do tego w tej chwili doprowadził.
    Słysząc jego wyjaśnienie, parsknął krótkim śmiechem i przewrócił oczami.
    - Naprawdę? - zapytał z udawanym zdziwieniem. - Nie zauważyłem jakoś... - westchnął, marszcząc zabawnie brwi. Tak, chciał mu zrobić na złość. Mimo, że Lu miał cholerną rację.
    Był piękny. A cała reszta go nie obchodziła.

    OdpowiedzUsuń
  172. Musiał się akurat przyczepić do czegoś, czego Alex nie mógł zmienić?
    - No oczywiście, że inteligentny, błyskotliwy, genialny. - parsknął śmiechem, po czym przewrócił oczami. - I przede wszystkim skromny właśnie. Normalnie mi w myślach czytasz, kiedy to do ciebie przymiotniki dopasowywuję. - stwierdził, uśmiechając się delikatnie. No dobra, może i tak uważał, ale mógł to obrócić w żart, no nie?

    OdpowiedzUsuń
  173. A Jace potrzebował. Może nie miał zamiaru cały czas się do kogoś kleić, przytulać, trzymać ręki tak, jakby byli ze sobą kajdankami skuci. Ale czasami potrzebował przytulenia się do kogoś, po prostu bliskości... Zwłaszcza osoby, z którą był blisko.
    - Nie wiem co tak do końca go spotkało, ale chyba wrzucili go do zbiorowego grobu, albo spalili. Nie do końca wiem co się dzieje z ciałami, których nikt nie chce... - mruknął cicho, wzruszając ramionami. Spojrzał na zegar przy łóżku i westchnął cicho.
    - Wiesz, że jest piąta rano? - westchnął.

    OdpowiedzUsuń
  174. - Tsa. - mruknął cicho. Już chciał odejść, żeby przenieść się do jednego z pokoi i wtedy usłyszał jego pytanie. Oparł się tyłkiem o stół przy którym siedział Lu.
    - Nie wiem, chyba nie. - mruknął, wzruszając ramionami. - Ale napewno wyjdę na kilka godzin. - stwierdził, obserwując go uważnie. - Imprezę? - powtórzył, zabawnie marszcząc brewki.
    - Nie mam za bardzo kogo przyprowadzić. - przyznał. Nie miał znajomych, przyjaciół... Miał tylko zleceniodawców i ludzi, którzy robili to samo co on.

    OdpowiedzUsuń
  175. Pogrzeb jego matki był dość skromny, ale za to ładny. Miał wtedy czternaście lat... I niestety został sam z ojcem na następne cztery lata. Cztery okropne lata, kiedy to ojciec bezwstydnie go gwałcił, przywiązywał do łóżka.
    - W to nie wątpię. - westchnął, przewracając oczami. Widząc jak ten się podnosi, uniósł lekko brwi. - Jak się czujesz? - zapytał, patrząc na niego tym swoim wzrokiem. Za oknem właśnie zaczęło świtać. I on usiadł, posyłając mu lekki uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  176. Jace mógłby mu coś zorganizować. Tyle, że on napewno nie wydał na to tylko pieniędzy co Lincoln. Nie potrafiłby, bo i przecież zupełnie inaczej był wychowany. Chociaż wątpilwe było, żeby przeżył Lincolna ze swoimi zapędami i w ogóle tym wszystkim.
    - Jak miło. - parsknął, wzdychając cicho. - Niestety żebra muszą się same zagoić, nic z tym nie zrobię. Zresztą, należy ci się. Trzeba było się w żadne bójki nie wdawać.

    OdpowiedzUsuń
  177. Przez dłuższy czas patrzył na niego z uwagą, po czym wzruszył ramionami.
    - Będę. - stwierdził w końcu. Jakoś nie potrafiłby przepuścić imprezy z udziałem Lucyfera. A nóż coś ciekawego z tego wyniknie, prawda?
    - A teraz idę się przenieść. I wychodzę, wrócę koło szóstej. - powiedział, skinając do niego głową na pożegnanie. I wyszedł z kuchni, ruszając do pokoju, który zajął. Zebrał wszystkie swoje rzeczy i przeniósł się do jednego z pokoi gościnnych. Wolałby zostać w tym należącym do Lucyfera, ale no cóż. Skoro ten mu nie pozwalał, to co mógł z tym zrobić?
    Ubrał swoją czarną bluzę, kaptur naciągnął na głowę i przeszedł jeszcze na chwilę do kuchni.
    - Ja idę. - rzucił, zabierając klucze ze stolika. I wyszedł, chcąc zarobić na nowy czynsz.

    Przez cały dzień zarobił dość sporo i nikt go nie przyłapał. Do domu wrócił o szóstej, dokładnie tak jak mówił. Drzwi sobie otworzył sam.
    - Wróciłem! - krzyknął, ściągając kaptur z głowy.

    OdpowiedzUsuń
  178. No cóż, w takim razie tak naprawdę nic do końca nie wiadomo. Z czasem się zobaczy kto na kogo stypie będzie się bawił.
    - Jasne, oczywiście. - parsknął, w ogóle mu nie wierząc. - Niechcący, co? Zupełnie niechcący zapewne. - skwitował i słysząc jego ostatnie słowa uśmiechnął się tryumfalnie.
    - A nie mówiłem? Byłem pewny, że to twoja wina. - stwierdził, przeciągając się.

    OdpowiedzUsuń
  179. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że muzyka gra głośno, a w domu jest pełny ludzi. No dobra, tego się nie spodziewał. Nie, że zaczną tak wcześnie.
    No cóż, trudno. Wyminął ludzi i poszedł do swojego pokoju się przebrać z tych powyciągnych, niezbyt ładnych ciuchów. Ubrał za to ciemne, ładnie przylegające dżinsy, swoje nieodłączone czerwone trampki jak i białą koszulę, która trochę prześwitywała i ładnie pokazywała jego tatuaże w miejscach, gdzie bardziej przylegała. Włosy poprawił, choć i tak nic z tego nie wyszło i miał na głowie chaos. Ładny chaos. Wszystkim się jakoś podobał.
    I ruszył do salonu, by zobaczyć tańczącego Lucyfera na środku pokoju. Zaśmiał się mimowolnie i stanął kawałek z boku, obserwując go z uśmiechem. Zatańczyłby, ale nawet nie miałby dojścia do Lu, więc zrezygnował. Po prostu stał sobie, krzyżując ręce na piersi z rozbawionym uśmiechem na ustach.

    OdpowiedzUsuń
  180. - Rozumiem. - powiedział z lekkim uśmiechem, kiwając głową. - Nie musisz się tłumaczyć, po prostu sobie z ciebie żartuję. - stwierdził, wstając z łóżka. - Głodny? Bo ja nie mam zamiaru już spać, mogę coś zrobić. - mruknął, odgarniając włosy z twarzy.
    Może i Jace nie był zbyt dobrym kucharzem i żył większości z mrożonek, ale cośtam umiał zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  181. Widząc, że Lu na niego patrzy, posłał mu szeroki uśmiech jakby chciał mu przekazać, że dobrze tańczy. Po prostu dalej na niego patrzył, nie mogąc się napatrzeć.
    Alexander nie był nigdy na imprezie zorganizowanej przez Lincolna, więc nie miał pojęcia jak to wszystko wygląda.
    Widząc jak Lu odsuwa od siebie bruneta, uniósł delikatnie brwi ze zdziwieniem. Nie spodziewałby się tego po nim. Teraz nagle zainteresował się Liskiem, po tym jak wcześniej miał go głęboko.
    Zaśmiał się cicho, kiedy został do niego przyciągnięty. Oparł dłonie na jego piersi, uśmiechając się do niego szeroko.
    Wziął od niego butelkę i upił kilka łyków, po czym mu ją oddał.
    - Wedle życzenia. - mruknął jedynie, idąc za nim z uśmiechem. Te wszystkie pary oczu w nich wpatrzone, większość zazdrosna, chcąca być na miejscu Alexa.
    I już po chwili tańczył wraz z Lucyferem, świetnie się bawiąc.

    OdpowiedzUsuń
  182. - W porządku. Przepraszam... - mruknął cicho, skruszony. Powinien spać na kanapie, a nie z nim. Wtedy napewno by się wyspał. A przynajmniej tak uważał Jace.
    - Będę. Ciesz się, że nie jestem zbyt niski, bo byś raczej musiał właśnie tak wyjść. Nie masz się przemęczać, pamiętasz? - rzucił z rozbawieniem, otwierając swoją szafę. Wyciągnął stamtąd stare dżinsy i zwykłą koszulkę. - Bluzę też? - zapytał, rzucając mu te ciuchy.

    OdpowiedzUsuń
  183. Nie miał nic przeciwko całej tej erotyce w tańcu, a nawet cholernie mu się to podobało. Zwłaszcza, kiedy Lu się o niego ocierał. A to, że ten miał nad nim kontrolę nie miało kompletnie znaczenia. W sumie to chciał, żeby ten miał nad nim kontrolę. Żeby robił z nim, to co chciał.
    Wszyscy inni mogliby nie istnieć, on chciał tylko Lucyfera. Oni mogą sobie iść, a on nawet nie zauważyłby. Wciąż by z nim tańczył, wpatrując się w niego tym samym wzrokiem jak wcześniej. Jakby chciał go prześwietlić na wylot.
    - Mmm... - mruknął jedynie poprzez ich połączone usta. Nie spodziewał się tego, ale nie miał nic przeciwko temu. Objął jego szyję, otwierając zachęcająco usta.

    OdpowiedzUsuń
  184. - W porządku. - odpowiedział, skinając głową. I posłał mu nawet lekki uśmiech, opierając się o pobliską ścianę. Pomyślał po prostu, że to jego wina, to wszystko.
    mimo, że było lato, to było po piątej i na dworzu mogło być chłodno. Ale może racja, Lucyferowi dobrze zrobi chłodne powietrze.
    Czując ten pocałunek, uśmiechnął się mimowlolnie i pokiwał głową.
    - Pa. Jakby co, to masz mój numer. - rzucił, zamykając za nim drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  185. Odwzajemniał ten pocałunek z zaangażowaniem, przyciągając go do siebie. Tak cholernie mu się to podobało, że nie chciał się od niego odsuwać już nigdy. Z jego ust wyrwało się ciche westchnienie, kiedy znalazł się na ścianie. Obejmował go mocno, nie chcąc go wypuścić. A wtedy Lu odsunął go od siebie. A Alex po prostu nie wierzył i patrzył na niego z niezrozumieniem.
    Pieprz się, Lu.
    Miał ochotę krzyknąć mu to w twarz, ale nie potrafił. Zresztą, wyglądał na zajętego...
    A więc Alex chwycił butelkę z alkoholem i wypił kilka łyków.
    I Lisek znalazł sobie ładnego blondyna. Tylko po to, żeby wkurzyć Lucyfera. Ale mimo wszystko, patrzył na niego kątem oka, kiedy to całował jego usta.

    OdpowiedzUsuń
  186. No cóż, szkoda. Alex przecież mógł też spędzić troche czasu z tym chłopakiem... mimo, że tak bardzo by chciał, żeby to właśnie Lucyfer teraz się z nim całował, bo i całował tysiąc razy lepiej, a i był przecież o wiele lepszy. A ten blondyn... nie był Lucyferem.
    On za to tak nie szalał i po prostu się z nim całował, co jakiś czas znowu tańcząc. Pił coraz więcej i już po kilku godzinach był tak uroczo pijany. Kleił się wtedy do wszystkich, pozwalając innym robić to, co tylko chcięli. A więc był macany, całowany i wszystko inne.
    Kiedy tylko zjawiła się policja, ten cały cudowny sen się zawalił. Usiadł obok niego na kanapie i kiedy usłyszał jego śmiech, sam zaczął się śmiać.
    - Co jest takie śmieeeeeszne?! - zapytał, kiedy tylko złapał oddech.

    OdpowiedzUsuń
  187. - Świat. - powtórzył z ważną miną, uśmiechając się z rozbawieniem. przesunął palcami po jego kolanie. Chciał jego. Po prostu.
    - Chce ci się pieprzyć...? - powtórzył, uśmiechając się do niego. Zmrużył lekko oczy, unosząc brwi. Obserwował uważnie każdy jego ruch i kiedy zobaczył ten gest, zaśmiał się cicho.
    - Mam ci zrobić dobrze? - powtórzył, wzdychając cicho. - Ale ja chcę się z tobą pieprzyć, Lu... - mruknął cicho, ze smutną minką. Wstał z kanapy i nachylił się nad nim. Pocałował go krótko, przesuwając językiem po jego ustach. I usiadł obok kanapy, przodem do niego.
    Przekrzywił głowę na bok, niczym zainteresowane czymś zwierzę.
    - A ja ci zrobię dobrze, to mnie przelecisz? - zapytał, jakby właśnie go pytał co Lucyfer chce jutro na śniadanie. - Jak tak bardzo ładnie cię poproszę?

    OdpowiedzUsuń
  188. Alex mimo, że mówił, że chciałby się z nim pieprzyć to w tym momencie raczej nie do końca był w stanie zrobić cokolwiek. Przecież on przez swoje własne nogi by się wywracał, nie mówiąc o niczym innym.
    - Co tylko będę chciał? - powtórzył z błyskiem w oku. Uśmiechnął się do niego szeroko i wstał na kolana. Pocałował go niezdarnie, niemalże tracąc przy tym równowagę.
    - Chcę ciebie. - powiedział, dłońmi opierając się o brzeg kanapy, żeby nie upaść. - Chcę być z tobą. Chcę być twój. Chcę być twoim chłopakiem. - wyraził swoje życzenie, po czym przesunął łapkami po jego kroczu.

    OdpowiedzUsuń
  189. Kiedy usłyszał jego zgodę, rozpromienił się jeszcze bardziej i chętnie zabrał się do roboty.
    - Już... - wymruczał z uśmiechem, zsuwając mu nieco spodnie, żeby było mu wygodniej.
    Tak cholernie go chciał i go dostał. Lucyfer był jego. Tylko jego.

    Alex spał, mocno wtulony w swojego boga na ziemi, diabła, który zawitał pośród śmiertelników. Uwielbiał tego zapach, dotyk... Po prostu wszystko. A że Lucyfer pijany był, to nie miał nic przeciwko jego dotykowi, a więc Lisek spokojnie się do niego tulił, nie martwiąc się zupełnie niczym. Wszystko było tak pięknie błogie.
    Kiedy poczuł jak mu się jego diabeł wymyka, wymamrotał coś niewyraźnie i wyciągnął znowu ręce w jego stronę. Czemu to przyjemne ciepełko nie wracało...?
    Słysząc jego warknięcie, otworzył oczy i miał wrażenie, jakby ktoś właśnie obrzucił jego głowę tysiącem ogromnych kamieni.
    - Japierdole. - jęknął, zakrywając sobie głowę poduszką. - Czemu trawa tak głośno rośnie?

    OdpowiedzUsuń
  190. - Sam mnie tu zaciągnąłeś, a teraz masz pretensję? - szepnął, krzywiąc się. Usiadł na łóżku z grymasem na twarzy. O jezu, takiego kaca to on chyba w życiu nie miał.
    - Miło, że mnie tak traktujesz. - mruknął, przewracając oczami. Czemu nawet to bolało. - Sam nalegałeś, że mam z tobą spać.
    I Alex był nagi, ale chyba się tym nie przejął. Tylko spojrzał na ziemię w poszukiwaniu ciuchów i tam ich nie było. Wychodzi na to, że rozebrali się jeszcze przed jego sypialnią. No pięknie. Lisek w sumie pamiętał wszystko, ale co niektóre rzeczy były tak cholernie zamazane.
    - Umieram. - oświadczył, przesuwając dłonią po swojej twarzy. - Masz jakieś tabletki na kaca, albo chociaż na głowę? - zapytał, unosząc brwi.

    OdpowiedzUsuń
  191. Posłał mu delikatny uśmiech, kiedy to wstał i wyszedł z pokoju. Po drodze pozbierał swoje rzeczy i poszedł do pokoju gościnnego, który zajmował. Brudne rzeczy rzucił gdzieś w kąt i ubrał się w jakąś za dużą koszulkę, którą chyba miał po którymś ze swoich chłopaków a do tego spodnie dresowe. I powlókł się do kuchni, wyglądając przy tym naprawdę tragicznie. Zupełnie jak nie on.
    Kiedy tylko zobaczył wodę i tabletkę, od razu ją wziął i wypił resztę wody. Czemu go tak cholernie suszyło?
    Westchnął cichutko, po czym i sobie zrobił kawę. Specjalnie jej nie słodził, ani nie dodawał mleka, żeby się obudzić jakoś.
    - Ty też czujesz się jakby przebiegło po tobie stado słoni? - mruknął cicho, kiedy to jedno wspomnienie zaświeciło mu w głowie. Nie mógł opanować delikatnego uśmiechu.
    - Wiesz, co mi wczoraj obiecałeś? - zapytał, patrząc na niego uważnym wzrokiem, jakby chciał go na wylot prześwidrować.

    OdpowiedzUsuń
  192. [Cóż za zacny pomysł! :D]

    OdpowiedzUsuń
  193. Na takie bzdety Alex nigdy by się nie zgodził. Kucyka? No ja cię proszę, on nie ma pięciu lat. I co on niby z tym kucykiem miałby zrobić? W mieszkaniu, którego na dodatek w tejże chwili nie ma, trzymać?
    - Nie. - mruknął z rozbawieniem na jego słowa. I nagle mu się humor poprawił, kiedy tylko sobie przypominał, co ten mu obiecał. Bo przecież to dość trudna prośba była, a on się ot tak zgodził.
    - Zgodziłeś się na to, byśmy byli razem. - powiedział spokojnie, przekrzywiając głowę lekko na bok, by zobaczyć jego reakcję. Normalnie nie pytałby o takie rzeczy, ale wtedy był przecież pijany i pytanie o takie rzeczy przychodziło z łatwością.

    OdpowiedzUsuń
  194. Patrzył na jego reakcję z osłupieniem. Nawet zerwał się na równe nogi i chciał mu jakoś pomóc, ale Lucyfer już sam sobie poradził. Usiadł więc spowrotem, pociągając noskiem ze smutkiem.
    - Nie. Nie żartuję. - mruknął cicho, patrząc na niego tak smutnym wzrokiem, że większość ludzi miała go ochotę przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Wiadome było, że Lu tak nie zareaguje, ale on naprawdę nie próbował wzbudzić w nim litości, czy czegoś podobnego. Samo wyszło.
    - I? - mruknął, na wieść, że był pijany. - Ja też. Ja... - zaczął, o wiele ciszej niż wcześniej. Wpatrywał się w swoje łapki, nie mogąc na niego spojrzeć. - myślałem, że ty na serio. Bo... przecież będąc pijanym mówi się to co myśli i po prostu...
    Bezradnie wzruszył ramionkami i wbił w niego wzrok, po którym można było spokojnie stwierdzić, że facet właśnie mu serduszko złamał.

    OdpowiedzUsuń
  195. Nie, on nie chciałby związku z litości. Ale przecież to i tak bolało. No bo jak on mógł mu coś takiego obiecać, a później mu nóż w plecy wbić?
    - Skąd wiesz...? - zapytał cicho, słysząc te bolące słowa, że i tak nie wyjdzie. A przecież mogło wyjść. Co z tego, jak mu jeden związek nie wyszedł? Przecież to kompletnie nic nie znaczyło. I jego słowa po prostu go bolały.
    Jednak kiedy usłyszał te ostatnie, w jego oczach pojawiły się łzy. Czuł się najzwyczajniej w świecie wykorzystany.
    - Jesteś najgorszą gnidą jaką kiedykolwiek spotkałem. - warknął ze złością, podnosząc się ze swojego miejsca. Przewrócił przy tym kubek ze swoją kawą, ale najzywczajniej w ogóle się tym nie przejął. - Jesteś kompletnym idiotą, słyszysz?! - krzyknął, specjalnie jak najgłośniej, żeby sprawić mu jeszcze gorszy ból głowy. - Zachowujesz się jak pan świata, a tak naprawdę jesteś po prostu żałosny. Ty po prostu boisz się, że jak kogoś dopuścisz do siebie, to będziesz pokonany! - krzyczał, a łzy płynęły mu po policzkach. Ze złości i rozpaczy jednocześnie.
    - Żal mi ciebie, wiesz?! - krzyknął jeszcze, płacząc już kompletnie.

    OdpowiedzUsuń
  196. Alex miał o tym wszystkim inne zdanie, nie był tak sceptyczny jak on. Widział kilka udanych, gejowskich związków. Byli ze sobą przez lata i wciąż siebie pragnęli, kochali...
    - Nie chcę cię znać! - krzyknął w odpowiedzi. I pobiegł do pokoju, nie oglądając się za sobą. Wszedł do pokoju w którym tymczasowo mieszkał i zatrzasnął za sobą drzwi. Z jego gardła wyrwał się żałosny szloch, kiedy rzucił się na łóżko i zwinął w kłębek.
    Czemu aż tak go to zabolało? Czemu aż tak bardzo go to obchodziło? Przecież to było do przewidzenia.
    Chodź tu i mnie przytul, Lu.

    OdpowiedzUsuń
  197. Skulił się w kłębek na łóżku. Nie mógł powstrzymać łez, szloch, tego całego smutku. Mógł to podejrzewać, przecież już go trochę znał. Cholera, bolało...
    Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, chwycił za podszukę i rzucił nią w niego na oślep, ale nie trafił kompletnie.
    - Nie chcę cię słuchać. - mruknął, głosem wypełnionym rozpaczą. - Nie powinieneś! I co z tego? Co to zmienia? Idź do diabła. - warknął, po czym znowu zaniósł się szlochem. Zasłonił sobie głowę poduszką, nie chcąc nawet na niego spojrzeć. - Albo chociaż do piekła. Tam jest twoje miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  198. Uniósł głowę, kiedy tylko usłyszał jego słowa. Pociągnął jeszcze raz nosem i wytarł łzy.
    - Nie o to chodzi... - westchnął, siadając obok niego. - Przede wszystkim, o to, że mnie oszukałeś i wykorzystałeś. Potraktowałeś jak szmatę... - przerwał na chwilę, próbując się znowu nie rozryczeć.
    - I nawet jeśli ten związek miałby być chory, to trudno. Ja nie chcę faceta podobnego do ciebie. - powiedział cicho, wpatrując się w swoje dłonie. - Ja chcę ciebie. A trzynaście lat to tylko głupia liczba. I... nie przejmuj się, zaraz mi przejdzie. Przyzwyczaiłem się już.

    OdpowiedzUsuń
  199. - Wiem. Ale nie chodzi mi o sam fakt wykorzystania. I tak bym to zrobił. Ale, że mnie okłamałeś. - mruknął cicho, opierając głowę na jego ramieniu. - A gdybyś był trzeźwy, zatrzymałoby cię zapewne i tak tylko to, że nie jestem pełnoletni... - westchnął, nadymając zabawnie policzki. Pociągnął jeszcze raz noskiem.
    - Przejdzie mi płacz, tylko o tym mówiłem. - powiedział mu. Nie uważał tego za głupie zauroczenie. On nigdy tak nie miał. Ktoś mógł się mu podobać, ale nigdy nie myślał, że się w kimś zauroczył.
    - Ja... Wyniosę się, jeśli chcesz. Chociażby zaraz... - dodał jeszcze, odsuwając się od niego. Wiedział, że ten nie lubił gdy ktoś go tak dotykał.

    OdpowiedzUsuń