sobota, 4 sierpnia 2012

Dziewczynki lubią jednorożce, bo to białe konie z fiutem na łbie. Co prawda nie jestem dziewczynką, ale też lubię jednorożce.




                        Imię: Jayson  
                 Nazwisko: Larsen
                       Wiek: 26 lat
             Pochodzenie: Miami, Floryda
Miejsce zamieszkania: ¼ domu w South Beach ( pozostałe ¾ zajmują dwa wredne, rude klony- Max i Alex oraz różowowłosy kosmita Bastian)
                      Zawód: student, barman, prezenter radiowy



Cztery spojrzenia na pana Jaysona:



Scena pierwsza.

    Miejsce akcji: Dom w South Beach
       Występują: Jayson-oboże-zaspałem-ZNOWU!
                        Klon-numer-jeden- Alex
                        Klon-numer-dwa-Max
                        Bastian  

Jayson: Ja pierdole. Ja pierdole! Czy w tym domu nigdy nic nie można znaleźć?
Klon numer 1: Nie pierdol bo nie wykarmisz, Jay.
Jayson: Zamknij się ty rudy klonie. Gdzie jest do cholery mój krawat? Bastian! Widziałeś mój krawat?  
Bastian: Który?
Jayson: No tylko jeden mam!
Klon numer 2: Chyba ci wystaje z kieszeni marynarki.
Jayson: ...
Wszyscy: ...
Jayson: Kurwa mać! Znowu się spóźnię. Dlaczego mnie nie obudziliście wcześniej?!
Bastian: Próbowaliśmy, ale obudzić ciebie o siódmej jest a wykonalne.  
Jayson: Japierdole!  






Scena druga.


Miejsce akcji: Park
   Występują: Jay-książe-bez-konia  
                    Zasmarkana-księżniczka
                    Gnom-Oscar
                    Przypadkowi-przechodnie-robiący-za-tło

Jayson: Cześć księżniczko.
Księżniczka: ...
Jayson: Dlaczego płaczesz? Boże, ale żeś się usmarkała. Czekaj. Mam gdzieś chusteczkę.
Księżniczka: Oscar 'smark' się zgubił! 'pociągnięcie nosem'.
Jayson: Oscar? To twój piesek?
Księżniczka: Mój głupi brat!
Jayson: No to chyba on powinien płakać, że się zgubił, a nie ty? Hm? No dalej. Uśmiechnij się. Księżniczki nie płaczą. Wiesz co zrobimy? Wezmę cię na ręce. Może jak będziesz wyżej to go zobaczysz?
Księżniczka:
Jayson: I co? Widzisz go?
Księżniczka: Nie... Tak! TAM! Tam jest!
Jayson: No i proszę.
[chwila na pokonanie dystansu Księżniczka-Oscar]
Księżniczka: Ty głupi gnomie! 'kopniak w goleń' Znowu się zgubiłeś!
Oscar: Przepraszam Megi.
Jayson: Oscar, tak? Lepiej pilnuj się siostry i więcej się nie gub.
Oscar: Dzięki.
Jayson: No. To ja już pójdę.
Oscar: Czekaj! Jak masz na imię?
Jason: Jay.
Oscar: Jay. Może w ramach podziękowania dasz się namówić na kawę?
Jayson: W sumie... czemu nie?





Scena trzecia.

Miejsce akcji: Sypialnia Oscara    
   Występują: Jay-łap-okazję  
                    Chętna-dupa-Oscar


Oscar: Tak. TAK!
Jayson:
Oscar: O Boże, właśnie tak. Mocniej Jay!
Jayson:
Oskar: O kurwa, tak!
Jayson: Jesteś strasznie głośny.
Oscar:
Jayson:
Oscar:
Jayson: Nie, jednak jęcz. Chyba mnie to podnieca.







Scena czwarta.


Miejsce akcji: Radiostacja Anty Radio
   Występują: Jay-seksownie-zachrypnięty-głos



Jayson: Witajcie kochani. To ja, Jay- wasz ulubieniec- i zapraszam was na audycję dla nocnych Marków.
Właśnie wybiła północ i potowarzyszę wam przez najbliższe dwie godziny. Rozsiądźcie się
wygodnie, zamknijcie oczy i rozkoszujcie się muzyką...
[i w tym momencie zaczynają się pierwsze takty Tell It Like It Is -Aaron Neville]






A tak coś poza tym?


Bastian: Jayson... Jay jest niepoprawny- dosłownie. Momentami nie da się go ogarnąć. Pamiętam jak raz wstał w środku nocy i zaczął robić naleśniki bo zgłodniał. Głupek. Przysnął nad patelnią i o mało nie zjarał pół kuchni. Potrafi też całe noce przesiedzieć na dachu i gapić się w gwiazdy. Mówi, że jest romantykiem. Pieprzenie. Dniami i nocami czyta te swoje książki, a potem łazi i wzdycha. Paranoja. O ile może, bywa na każdej imprezie. Jak to student uwielbia się dobrze zabawić. Czasem lubi sobie wypić, papierosem nie pogardzi. Jest typem człowieka,  który zawsze rozkręca nawet najnudniejszą imprezę. Potrafi się dobrze bawić bez alkoholu  czy innych używek. Wkręci się niemal wszędzie. Ma sporo znajomości, przyjaciół i znajomych. Nie wiem czy istnieje ktoś kto go nie lubi. Laski za nim szaleją. Faceci zresztą też.  

Alex: Naprawdę rzadko uśmiech znika z jego ust. Potrafi jednak być poważny w wymagających tego chwilach. Z Jaysona jest taki trochę lekkoduch-artysta. Nie myśli o tym co będzie, tylko o tym co jest teraz. Żyje w przeświadczeniu, że nic nie zdarza się dwa razy i trzeba korzystać z okazji. Zazwyczaj źle się to dla niego kończy, ale facet się nie zraża. Pomimo swojego wieku ciężko mu być poważnym. Dusza towarzystwa. Trochę szalony. Pamiętam jak raz przegrał z chłopakami jakiś zakład i musiał wejść do marketu nago i kupić sobie majtki. No i zgadnijcie co. Oczywiście zrobił to. 

Max: Jay jest nienormalny. Totalnie. Ale go uwielbiam mimo wszystko. Czasem mnie wkurza jak mnie przezywa klonem. Cholera. Ile razy mam mówić że to Alex jest klonem? Jestem starszy! No dobra. Co powiem o Jaysonie? W życiu nie widziałem, by ktoś pochłaniał tyle książek tygodniowo. Jezu. W pokoju ma już prawie bibliotekę. Po całej chacie się walają jego książki. A najlepsze jest to, że nie mam pojęcia kiedy on to czyta. Ciągle jest w biegu. Jest go wszędzie pełno. Tu uczelnia, tu kawiarnia, dom i radio? Do tego jeszcze ciągle spotyka się z kumplami i łazi na imprezy. Serio. Nie wiem kiedy on znajduje na to wszystko czas. Jego drugą miłością, zaraz po książkach, jest muzyka. On po prostu nią żyje. Ciągle wystukuje jakieś rytmy na kolanie, kubkach, stołach. Ciągle coś nuci albo śpiewa. Kurwa. Ale on ma głos. Mógłby się wziąć za to zawodowo. Do tego jeszcze gra na gitarze i na saksofonie- mówił że dostał go od dziadka. Jeszcze co do tego słuchania muzyki. Jay uwielbia odkrywać jakieś nowe kawałki. Co chwile nas woła by posłuchać tego czy tamtego. Ale jego ulubioną muzyką jest ta z lat pięćdziesiątych. Godzinami potrafi słuchać Sinatrę, Presleya czy Little Richard'a.


Jay: Nie lubię mówić o sobie, no ale skoro muszę 'westchnięcie'. Urodziłem się, dorastałem i wychowałem na Florydzie. Moja mama jest pediatrą, a ojciec pracuje jako księgowy w jakiejś większej firmie. Oprócz nich mam jeszcze siostrę Pandorę - pieprznięta jak jej imię. Ale tak pozytywnie. Na szczęście starzy oszczędzili mnie nie nadając żadnego wymyślnego imienia. Dora jest starsza ode mnie o, chwila niech pomyślę, tak, trzy lata. Ma już męża i prawie trzyletnią córkę. Jej mąż... kurwa.Nie cierpię gnojka. Traktuje Dorę jak jakąś szmatę. Siora często przyjeżdża z małą do mnie. Chłopaki już się przyzwyczaili, a mała Jo (od Josephina. Dora nie potrafi się uczyć na własnych błędach) zyskała trzech nowych wujków. Przysięgam, że kiedyś ukręcę temu chujowi jaja. Kocham dziewczyny i nie mogę znieść gdy ten pajac je krzywdzi. Gdyby nie to że Dora ciągle mnie powstrzymuje, pewnie już dawno bym wykopał Rico z domu. Dobra. Nie mówmy już o tym. Jestem studentem na drugim roku literaturoznawstwa. Wcześniej skończyłem studia na grafice komputerowej i przez jakieś sześć lat bawiłem się w dziaranie. Od czasu do czasu zrobię kumplom coś za free. Co jeszcze? Mam kota. Albo raczej dwa. Jeden nazywa się Pieprzony Kocur, a drugiego nazywam Szczotką. Przyłażą raz na jakiś czas na altanę i żądają żarcia, łaskawie pozwalając się wyczochrać. Lubie te paskudy, ale do domu nie pozwolą się wziąć. Zaraz uciekają. Kocham muzykę, książki i ludzi. Bez tego chyba bym nie przeżył. Nie nadaję się na typ samotnika.

Hmm... co robisz dziś wieczorem? Może skoczymy na piwo?






Niby-powiązane:


~Jay pracuje w poniedziałki i środy w Anty Radiu jako prezenter radiowy. Prowadzi audycje od północy do drugiej, racząc słuchaczy już raczej zapomnianymi dzisiaj hitami. O dziwo ma duży posłuch. Fani mogą przysyłać pozdrowienia na jego maila, albo prośby o puszczenie jakiegoś kawałka. Nie ma problemu. 
~Studiuje Literaturoznawstwo i pracuje w jednej z popularnych kawiarni jako barman.
~Jest biseksualny.
~Co nieczęsto się zdarza jego gatunkowi, lubi dzieci. 
~Uwielbia koty
~lubi facetów niższych od siebie z długimi włosami 
~196 cm chodzącej zajebistości




[i ogólnie pozdrawiam :3]

104 komentarze:

  1. [Zaczynasz wątek, tak. Za to, że mi nawciskałaś jaka to moja karta świetna, że się wstydzisz swoją wstawić, a potem TO. Spieprzaj, kocie <__< Gdyby nie to, że Cię kocham... miałabyś przekichane, o!]

    OdpowiedzUsuń
  2. Chester, czasami bo czasami, ale jednak chodził na imprezy. Szczególnie kiedy obiecują świetną zabawę. To tak jak u Tony'ego. Wszyscy wiedzą, że będzie świetnie: darmowe piwo, plaża, ognisko i dobra muzyka. Do tego to 'doborowe towarzystwo Miami'. Trzeba się było wybrać. Ches założył na siebie jakieś stare, wyprane jeansy, ciemną koszulkę i podjechał taksówką na miejsce (tak, bardzo odpowiedzialny z niego gość, który doszedł do wniosku, że gdyby jechał autem, musiałby i tak wrócić taksówką, a następnego dnia wrócić tu po samochód). Tak więc znalazł się na miejscu jakąś godzinę po rozpoczęciu tego cudnego beach party. Połowa gości była już pijana, druga połowa tańcowała sobie (bądź raczej gibała się na boki). Chester wszedł pomiędzy lud wybrany, wziął sobie ze stolika piwo i usiadł na jednej z kłód, które Tony musiał położyć jako prowizoryczne ławki. Obok niego jakaś parka się całowała, więc, żeby dać im trochę prywatności, obrócił się w drugą stronę. No patrz, i od razu jakiś przystojniak. Cholera.

    OdpowiedzUsuń
  3. Facet na przeciwko niego miał niezły uśmiech. W ogóle był niezły. Miał ten błysk w oku (o ile to nie światło odbijające się od ogniska), młodość w każdym ruchu (albo po prostu młodość) i urok (bez zbędnych dopisków). W każdym razie Chesterowi przypadł do gustu. Przysunął szyjkę butelki do ust i upił z niej dwa większe łyki, by w końcu przełknąć ten tani browar i odwzajemnić uśmiech.
    -Nigdy wcześniej nie widziałem Cię u Tony'ego - powiedział, żeby jakoś zacząć rozmowę. On pierwszy raz trafił tutaj, kiedy miał czternaście lat. Tony i James chodzili do jednej klasy i kiedyś Jamie wziął go ze sobą. To było coś. Od tamtej pory wpadał tu raz na jakiś czas, łudząc się że spotka Jamesa. Żenujące.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oł, te tatuaże to mu się podobały. On sam posiadał tylko jeden. Na ramieniu i jego kawałek wystawał spod koszulki. Nic specjalnego, zwykły dreamcatcher. Na ich punkcie Chester miał prawdziwą obsesję. Teraz jednak skupił się bardziej na tatuażach faceta przed sobą i musiał przyznać, że wyglądały imponująco.
    Uścisnął wyciągniętą przed siebie dłoń, uśmiechając się wesoło.
    -Chester - przedstawił się, puszczając jego rękę z kilkusekundowym opóźnieniem, przez co zaśmiał się po chwili z zakłopotaniem, żeby jakoś to wszystko zamaskować. Cholera. - Rzeczywiście, musieliśmy się mijać. Zresztą, ostatnio rzadziej tu bywam. Częściej chodziłem jako dzieciak. James zawsze wyciągał mnie na takie imprezy - dodał, po chwili dochodząc do wniosku, że zrobił to kompletnie niepotrzebnie. Idiota. Idiota. Idiota. Musi do tego pomyśleć nad nowymi wyzwiskami. Idiota brzmi śmiesznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chester nawet gdyby nie chciał zwrócić uwagi na to jak są blisko siebie to i tak by zwrócił, bo kurde, z tego Jay'a to naprawdę niezła partia była. Aż mu serducho szybciej zaczęło wybijać to jego bum-bum-bum-a.
    -Jeszcze się zaraz okaże, że to ten sam James - mruknął Chester, przewracając w rozbawieniu oczami. - Wszyscy znają McCortney'a - dodał już ciszej, przypominając sobie ich pierwszą wspólną imprezę, kiedy to każdy kogo mijali był jego znajomym. Tylko taki Chester... młody, niedoświadczony, ciągle plątał się przy jego boku i zastanawiał się, skąd Jamie może znać wszystkich tych ludzi. Jak się później okazało, z połową z nich spał. Druga połowa wiedziała o jego podbojach. Tak jakoś, przypadkiem, ojoj.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chester wątpił, żeby na imprezy do Tony'ego chodziła cała zgraja Jamesów o tym samym nazwisku, więc stwierdził, że to jest ta sama osoba. Bez względu na to jak to dziwne i jak bardzo nie chciał, żeby to była prawda. Wolał, żeby nikt nie znał Jamesa, żeby mógł pozostać jego małą tajemnicą. Chociaż z drugiej strony... nadal był. Mógł dać sobie rękę uciąć, że Jamie nigdy nikomu o nim nie mówił.
    -Bardzo mały - dodał, upijając kilka kolejnych łyków, żeby czasem nie palnąć jakiejś głupoty. Cholera, to się wkopał. Mógł w ogóle nie rozpoczynać rozmowy o nim, a tak? Dupa. Naprawdę, dupa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Umówieni. Tutaj. Dzisiaj. Z nim.
    Nie z Chesterem. Z Jay'em. Do cholery. Jeszcze lepiej: nie z Jay'em. Z jakimś kolejnym, innym facetem. Teraz nawet odechciało mu się całej tej imprezy. Wiedział, co będzie jutro. Jamie przyjdzie do niego i powie jak świetnie się bawił i jak żałował, że Ches'a nie było razem z nim. Potem Chester powie, że spotkał jego znajomego. I wtedy zaczną się dopiero prawdziwe kłamstwa. No i skończy się na tym, ze znów mu uwierzy, znów da się przelecieć, znów dostanie kijem w serce. Cholera.
    -Jamie już tak ma. Nigdy nie może za dużo usiedzieć w jednym miejscu - mruknął niezadowolony takim obrotem spraw, po czym dokończył swoje piwo i rzucił pustą butelkę do kosza. Przynajmniej trafił, jeszcze mu tego brakowało, żeby sobie siary narobić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozmowy o Jamesie, ba!, samo myślenie o nim było dość bolesne. Kiedy już się pojawiał po raz kolejny, Chester ledwo mógł to znieść. Bo jak niby poradzić sobie z tym cholernym uczuciem, z wiedzą, że zaraz znowu odejdzie?
    -Zasadniczo to od szczeniaka - powiedział, żałując że piwo jest tak daleko. Poszedłby po następne, ale naprawdę cholernie mu się nie chciało. - Jakieś siedemnaście lat.
    Znajomość była długa, na początku piękna, potem burzliwa, a teraz sam nie potrafił jej nazwać. Bo Ches kochał go tylko nie za bardzo wiedział jak. Z drugiej strony z całego serca go nienawidził. To denerwowało go najbardziej: że mimo całej tej nienawiści, nie mógł od niego uciec.

    OdpowiedzUsuń
  9. -Po prostu wiąże się z nim wiele wspomnień, to wszystko - powiedział, unosząc kącik ust w uśmiechu. Rzecz jasna, to nie była prawda. A przynajmniej nie cała. Poza wspomnieniami z Jamesem wiązało się całe jego pieprzone życie i nic na to poradzić nie mógł. Koniec. Kropka.
    -Nie, dzięki. Nie palę.
    No, trochę to palił. Ale nie miał ochoty. Czasami sięgał po szluga, kiedy był sam. Albo kiedy był z Jamie'em. Pieprzyć go. Czy naprawdę w każdej rozmowie i myśli musi być wspomnienie o tym gnoju? Chester naprawdę miał dość swojej mózgownicy, która wciąż i wciąż dokładała mu kolejnych obrazów.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaśmiał się głośno, szczerze rozbawiony postawą chłopaka, po czym tylko przytaknął na propozycję piwa. Czym więcej tym lepiej, może chociaż przestanie myśleć o tych wszystkich głupotach. Cholera, gada z zajebiście przystojnym facetem, a myśli o Jamesie. O przeszłości. Jeden raz, jeden jedyny czas pomyśleć o tym co będzie. A może być pięknie. I do tego trzeba doprowadzić! O tak, toteż kiedy Jay wrócił, Chester powitał go z szerokim uśmiechem i już wcale nie wyglądał jak sierotka Marysia.

    OdpowiedzUsuń
  11. -Jestem za - powiedział, wstając z miejsca.
    Rzeczywiście, ludzi przybyło. Jakby Tony był nagle największą osobistością w całym Miami, a jego imprezy bibą stulecia. No, ale co tam, gdzieś się bawić trzeba. Trzymając w ręce piwo, ruszył głębiej w stronę plaży, by w końcu stanąć tuż przy wodzie. Przez chwilę wpatrywał się w gwiazdy z głupim uśmiechem, jakby tu Adonisa zobaczył, po czym ruszył przed siebie, co chwila spoglądając na swojego towarzysza.
    -A ty? Jak poznałeś Jamesa? - zapytał w końcu, nie mogąc pozbyć się tego pytania z głowy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wciągnął do płuc powietrze, aż sam usłyszał ten charakterystyczny świst, jakby się nim udławił. Mógł się w zasadzie domyślić, że tak to wszystko wyglądało.
    -Skoro Jamie tak mówi, to rzeczywiście chce Cię tylko zaciągnąć do łóżka - powiedział, chowając po chwili swoją minę za butelką piwa, z której pociągnął sporego łyka. On sam też jakoś szczególnie nie krył się ze swoją orientacją i w zasadzie nie zwrócił większej uwagi na fakt, że Jay jest gejem. Choć rzecz jasna, kilka sekund pozostawił sobie na przetrawienie tego faktu. Jupi.
    -Nie jest w twoim typie? - zdziwił się. Zawsze miał wrażenie, że James jest w typie każdego. - Kurcze, musisz mieć cholernie wygórowane żądania - zaśmiał się.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zakołysał się, kiedy ten dał mu sójkę w bok, ale tylko lekko, wciąż się uśmiechając. Westchnął cicho, prawie niesłyszalnie.
    -Eh, wcale nie taki zły - przyznał. Sam w końcu przecież się zaśmiał. On nie miał takiego problemu. Był uniwersalny. Przy Jamesie raczej nie miał szans na bycie u góry, ale przecież nie zawsze trafiał na takich facetów. Wtedy spokojnie mógł dominować. Taka rola też mu pasowała. Wtedy mógł poczuć się jak ON.
    -Też powinienem wprowadzić taką zasadę - powiedział, przewracając oczami, przypominając sobie wszystkie te raz, kiedy miał już przestac, a nigdy tego nie zrobił.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jemu naprawdę by się to przydało. Tylko jak wprowadzić coś takiego? Gdy tylko James na nowo pojawiał się w jego życiu, nogi mu miękły jak cholera i ledwo mógł coś z siebie wykrztusić, a co dopiero powiedzieć "nie". Nie chciał jednak się do tego przyznawać. Nikt nie musiał o tym wiedzieć.
    Wszedł do łódki i usiadł obok Jay'a, który z minuty na minutę wydawał się Chesterowi co raz atrakcyjniejszą partią. I nie, wcale nie chodziło o ilość alkoholu jaką spożywał z każdą minutą. Ten "urok" nie miał raczej nic do rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  15. -Tych, które ktoś umieścił w twoich oczach? - zapytał ze śmiertelnie poważną miną, po chwili jednak nie mogąc powstrzymać śmiechu. Najgorsze podrywy świata zaczęły wychodzić na powierzchnię, a to oznaczało, że Chester powinien zwolnić z tym piwkiem.
    -Tak serio to nie za bardzo, ale i tak uważam, że są zajebiste - przyznał, podrywając głowę do góry, żeby przyjrzeć się jednej z nielicznych konstelacji gwiazd jakich nazwę akurat znał. No, to był już sukces, nie do ogarnięcia.

    OdpowiedzUsuń
  16. -Mały wóz i duży wóz potrafię wskazać - powiedział zadowolony z siebie, wytykając do niego język. Położył piwo na ziemi, przy swoich stopach, przenosząc wzrok z gwiazd na Jay'a i z powrotem. No przecież nie mógł tak ciągle w gwiazdy patrzeć, kiedy obok siebie miał ciasteczko [<__< nie mogłam się oprzeć temu słowu].
    -Jestem lwem - powiedział, zdając sobie tym samym sprawę, że za jakiś tydzień będzie obchodził swoje dwudzieste siódme urodziny. Cholera. Stary z niego dziad, nie ma co. Niedługo będzie miał pełno zmarszczek i nie będzie mógł się nawet wyprostować. To dopiero przykre.
    [Idę spać, kocie. Matka krzyczy na mnie jakbym jej prąd odłączyła od telewizora >.<]

    OdpowiedzUsuń
  17. Czuł to jego ciepło i bliskość i dziękował Bogu, że nie drży. Jeszcze mu tego tylko brakowało, żeby zrobić z siebie idiotę. Spojrzał na niego, kiedy ten zwrócił się do niego z pytaniem o urodziny i przytaknął, tym samym, ocierając się swoim nosem o jego. Ta bliskość zdecydowanie go peszyła, a jednak nie mógł powiedzieć, że mu się nie podoba.
    -W przyszłą sobotę - mruknął niezadowolony.
    W sumie nie miał na nie nawet jakiegoś szczególnego planu. Pewnie zostanie w domu z nadzieją, że Jamie wpadnie, że będzie pamiętał. A on nigdy nie pamiętał. Nigdy nie złożył mu nawet życzeń. No, przynajmniej od kiedy się wyprowadził. Wcześniej pamiętał zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Uhuhuhuhu :333, cieszy mnie, że się karta spodobała! Właśnie, właśnie "Laboratorium Dextera" jest świetnie, nie?
    Hmm, jeśli chodzi o pomysły u mnie to cóż... mogą być dziwne i gówniane, ale zapodam to co przychodzi do mej tępej główki. Standardowo mogliby się, kiedyś tam spotykać, bo taki seks-związek na przykład. Ten Twój mógłby być autorem tatuaży Dextera, więc stąd mogliby się znać. Poza tym razem mogliby być świadkami czegoś, zupełnie przypadkowo, albo Jay mógłby być. w związku z czym pan policjant by mu się przydał. A w ogóle to, kurwa, napad na bank. -> Nie zwracaj uwagi, dziecko naoglądało się za dużo filmów o seksownych policjantach.]

    OdpowiedzUsuń
  19. Zezował przez chwilę na dłoń, którą chłopak trzymał na jego policzku i w zasadzie dałby sobie rękę uciąć, że zaraz się pocałują. Straciłby tę rękę, cholera. Jay robił to specjalnie, żeby go sobie omotać, aż Chester spojrzał na niego zdziwiony, mrugając kilkakrotnie. No tak piwo i pytanie o imprezę był ważniejsze. Przewrócił oczami, biorąc głębszy oddech niż wcześniej.
    -Chyba nie będzie żadnej imprezy. Posiedzę w domu, zamówię sobie pizzę, wbiję w nią świeczkę, a potem pójdę spać - powiedział, pochylając się do przodu, by oprzeć się łokciami o kolana. Zakołysał resztą płynu w butelce, po czym opróżnił ją i pozwolił by poturlała się po ziemi do końca łódki.

    OdpowiedzUsuń
  20. -Nie zawsze - odpowiedział, śmiejąc się. No tak, to dopiero byłby z niego imprezowicz, gdyby każde urodziny spędzał sam, przy pizzy.
    -Zawsze myślałem, że tyczy się to tych czterdziestolatków, co potrzebują pocieszenia podczas kryzysu wieku średniego - dodał po chwili, dając mu sójkę w bok.

    OdpowiedzUsuń
  21. Propozycja była kusząca. Tylko... co jeśli Jamie jednak do niego wpadnie, a on nie będzie akurat w domu i to przegapi? Miał ochotę walnąć się w ten głupi łeb za takie myślenie. Powinien w ogóle o nim nie myśleć.
    -Mogłoby być fajnie - powiedział, uśmiechając się kącikiem ust.
    Przyglądał się jak facet zdejmuje z siebie górną część garderoby i mimowolnie się uśmiechnął. Po chwili jednak jego mina zrzedła, widząc że ten zmierza w stronę wody. Okej, w razie czego będzie udawał, że ma miesiączkę. Przecież się nie przyzna, że mieszka w Miami i nigdy nie nauczył się pływać. Co za żenada. Jeszcze by się tam utopił, jakby jakaś fala go zabrała na głębsze wody.

    OdpowiedzUsuń
  22. Przyglądał mu się przez chwilę, starając nie skupiać na obszarach jego ciała, które właśnie odsłonił. Jeśli tam wejdzie to zrobi z siebie tylko większego idiotę, nie, nie, już lepiej na to nie pozwolić.
    -Nie... - krzyknął do niego, wciąż siedząc w łódce. - Lepiej poobserwuję, popilnuję Ci ciuchów.
    O, taka oferta była chyba do przyjęcia, prawda? Błagał tylko w myślach, by Jay nie zorientował się co jest grane. W końcu, dwadzieścia siedem lat i nie potrafić pływać? Okej, to odrobinę obciach.

    OdpowiedzUsuń
  23. Sam już nie wiedział, co będzie gorsze? Przyznanie się, że nie umie pływać czy zgrywanie z siebie debila,że się go wstydzi. Teraz to obie opcje wydawały się chujowe. W końcu westchnął i wyszedł z łódki. Zdjął buty, potem koszulkę i spodnie. Powoli wszedł do wody, przeklinając się w duchu, że godzi się na coś takiego. W zdenerwowaniu zaczął podskubywać własny łokieć i nawet nie zauważył kiedy woda sięgnęła mu pasa. Wtedy to już się zatrzymał. Dalej to on go nie zaciągnie, mowy nie ma!

    OdpowiedzUsuń
  24. Spojrzał na niego spod kaskady czarnych, długich rzęs, po czym westchnął, zakładając ręce na piersi.
    -Dobra... - mruknął, odwracając wzrok gdzieś na bok, wpatrując się w tylko sobie znany punkt na wodzie. - Nie umiem pływać, więc jeśli zaraz się utopię to będzie twoja wina - powiedział, powoli powracając wzrokiem do twarzy Jay'a, żeby zobaczyć jak łamie swoją obietnicę.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Mnie też to kręci xD. Już Cię lubię, kobieto.
    No cóż, oni tak mówią, bo wiesz, musi być jakieś wprowadzenie, żeby nikt nie miał wątpliwości xD. Ej to jedziemy z tym bankiem, a co kurde. To teraz tylko kto zaczyna? Może chciałabyś być tak wspaniałomyślna?]

    OdpowiedzUsuń
  26. Uniósł ręce w obronnym geście, cofając się o krok. Spojrzał na niego przerażony, kręcąc przecząco głową.
    -O nie, nie, nie! - bronił się zaciekle. - Dalej to ty mnie nie zaciągniesz. Nie żebym nie wierzył w twoje umiejętności ratownicze, ale jakoś nie śpieszy mi się ani umierać, ani robić z siebie durnia.
    Miał nadzieję, że Jay'owi to wystarczy, że go czasem nie wciągnie na siłę. I co niby jeszcze, może go zaraz weźmie na ręce i wrzuci gdzieś na samym środku? Nie, do tego chyba nie był zdolny, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  27. Spojrzał na niego niepewnie. Wciąż jakoś nie chciało mu się wierzyć, że w ogóle wlazł do tej wody, a co dopiero mówić o dalszym brnięciu w jej głębinę. Westchnął tylko, żeby mu pokazać, że się poddaje, po czym wysunął dłoń w jego stronę. Jak się utopi, to się odrodzi jako komar i będzie go napierdzielał swoim żądłem co chwilę. A jak go znowu zabije, to znów się odrodzi i będzie jakimś kotem. Niby słodkim, niby fajnym, a w nocy mu oczy wydrapie. Taki plan był okej. Będą kwita.

    OdpowiedzUsuń
  28. -Byłem na basenie kilka razy. Dopóki prawie się nie utopiłem - powiedział, niekoniecznie chcąc zapamiętać tamto wydarzenie. Jeżeli to nie jasne do końca, to owszem był z nim wtedy James i owszem, śmiał się z niego, aż się na twarzy cały czerwony zrobił.
    -No i w wannie, ale to się chyba nie liczy - dodał, unosząc kącik ust w delikatnym uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  29. Spojrzał na niego zwężając oczy, aż stały się cienkimi kreseczkami, które ledwo dało się zobaczyć.
    Wymierzył w jego klatkę piersiową palcem wskazującym i dźgnął go w końcu między żebra.
    -Przyznaj się, że chcesz mnie po prostu utopić - powiedział, odrobinę się z nim przekomarzając.

    OdpowiedzUsuń
  30. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  31. [Zapomniało mi się dodać, że dziękówka za zaczęcie ;]. I dobrze jest :P]


    Chadzanie do banków zdecydowanie nie należało do ulubionych czynności Dextera, zapewne z resztą nie tylko jego. Można by wręcz rzec, że było równie interesujące co oglądanie niektórych miejsc zbrodni. Jeśli nawet nie mniej. Jednakże jako normalny obywatel tego miasta nie miał innego wyjścia jak wybrać się tam od czasu do czasu i pozałatwiać swoje sprawy. Padło akurat na dzień dzisiejszy, bo , zupełnie dziwnym trafem, był jego jednym z niewielu dni wolnych. Nie żeby nie miał ochoty spędzać czasu stojąc w kolejkach. Tak czy inaczej wszedł w końcu do sporawego budynku i od razu skrzywił się widząc ilość ludzi w nim się znajdującą. Chyba więcej nie mogło ich tu przyjść.. Zanim jednak zdążyłby wybrać którąkolwiek z linii, żeby posłusznie w niej stanąć i poczekać, rozległy się krzyki, a zaraz potem strzały. No nie mówcie, nawet w to cholerne wolne?
    - Na ziemię! Telefony na środek! - przerwało mu rozmyślania. Przycupnął więc sobie pod ścianą, wzrokiem starając się dostrzec wykrzykującego rozkazy mężczyznę, a zaraz i jego wspólników. Tego pilnującego drzwi wyjściowych, tego pomagającego rządzącemu i tego obserwującego ludzi. Machinalnie oddał jeden z telefonów, ten prywatny, służbowy pozostawiając w bluzie. Co by nie było ten akurat może mu się przydać w najbliższym czasie. Od razu więc, starając się przy tym nie wyglądać podejrzanie, idąc jedynie za rozkładem klawiatury, który pamiętał wystukał krótką wiadomość do przełożonego z natychmiastowym zamiarem jej wysłania.

    OdpowiedzUsuń
  32. W sumie... nie było aż tak źle jak mu się wydawało. Przy Jay'u jakoś nie zwracał aż takiej uwagi na wodę. Często skupiał się na nim samym, toteż ledwo zauważył kiedy znalazł się naprawdę głęboko (przynajmniej jak na niego). Odrobinę przerażony faktem, ze zaraz musiałby zanurzyć głowę, a potem to juz gruntu brak, aż wlazł na chłopaka, wtulając się w niego jak jakiś małolat.
    -Przepraszam - bąknął, robiąc się czerwony. Dobrze, że było ciemno, oszczędził sobie dodatkowego wstydu tymi całymi rumieńcami.

    OdpowiedzUsuń
  33. Przy nim to był karzełkiem. Takim małym stworkiem. Skrzatem. Chociaż przecież miał ponad metr osiemdziesiąt to i tak musiał zadzierać głowę do góry. A kiedy już w ogóle go tak objął, czuł się jak dziecko. Ale to i tak było cholernie przyjemne. Może go tak częściej obejmować.
    -Teraz już na pewno w porządku - powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język.

    OdpowiedzUsuń
  34. [Hyhy, bo ja wiem, kogo dać pod podobiznę postaci. :D Też wpadłam na niego niedawno i stwierdziłam, że użyczy twarzy mojemu Miszy. :)]

    OdpowiedzUsuń
  35. [Dobra, po dokładnym przeczytaniu karty... chcem wątku! *.* Łaaadnie prooszę! :D]

    OdpowiedzUsuń
  36. [Haha, ja mam dokładnie to samo. xD Możemy sobie podać rękę. ;) Co do pomysłu... Poczekaj, poczekaj... Jak na razie przychodzi mi do głowy tylko oklepany scenariusz, gdzie ućpany Misza wpada na Jaya na imprezie. Później dopiero byłoby tłumaczenie i "o Boże, pierwszy raz brałem to świństwo i proszę, jak to się skończyło", czy coś w ten deseń. Za ciepło jest i mój mózg nie chce się wysilić. ^^"]

    OdpowiedzUsuń
  37. [Nie, on raczej nie z tych, co robią zamieszanie, on się raczej lepi do czego popadnie. xD]

    OdpowiedzUsuń
  38. [Pewnie chodzi. ^^ No to pomysł już mamy. Wpadanie na siebie na parkiecie to dobry plan, szczególnie w stanie, jaki przewiduję dla Miszy. xD]

    OdpowiedzUsuń
  39. [Oddam Ci ten przywilej, jeśli można. ;) Muszę się rozkręcić...]

    OdpowiedzUsuń
  40. [Luuuz ;], odpisuj kiedy chcesz. Ej, to prawda, że Batman umiera czy tylko przyjaciel wciskał mi jakieś kity? Nie przeszkadza mi, spoko spoko, wątek razem, ale oddzielnie też jest fajny xD]

    Dexter wiadomość swą do szefuńcia wysłał, mając przy tym niejaką nadzieję, że była dobrze napisana i dziwnym trafem nie pomieszał jakiś klawiszy. Niemniej ważne było, że policja była powiadomiona, bo dzięki temu mogli mieć pewność, że szybko pojawi się gdzie trzeba i zacznie myśleć jak ich wszystkich stąd wyciągnąć. Żywych. A i przy tym złapać panów napadających. Z kolei Flangan był w najgorszym możliwym położeniu dla policjanta. Nie, wcale nie dlatego, że był jednym z zakładników. Dlatego, że z przyczyn oczywistych nie mógł nic zrobić. Wszelkie szkolenia w tym temacie mówiły, że pojedyncze bohaterskie zachowania mogły okazać się samobójcze i udawały się tylko w filmach. W związku z tym, każdy funkcjonariusz w takim miejscu powinien jedynie obserwować uważnie całą sytuację, starać się utrzymać wszystkich przy życiu, zająć się możliwymi rannymi lub jeśli sytuacja na to pozwalała lekką manipulacją sprawcami. Najważniejszą jednak rzeczą było dać spokojnie pracować swoim kolegom po fachu, to im zostawić całą tą robotę. Mając więc na uwadze wszystkie te rzeczy brunet przesunął się do miejsca skąd wszystko było lepiej widać, żeby ze stoickim spokojem wypisanym na twarzy obserwować zamaskowanych i wszelkie ich poczynania, jednocześnie będąc gotowym, by w razie potrzeby jakoś zareagować.

    OdpowiedzUsuń
  41. [No problem ;)]

    To był zdecydowanie zły wieczór. Nie dość, że Misza po ostatniej sesji miał gorzej, niż podły humor, to jeszcze dał się wyciągnąć do klubu, a co najgorsze, dał się ućpać i to nawet bez większego protestu. Nic więc dziwnego, że ledwie po dwóch godzinach imprezowania nie miał bladego pojęcia, co się z nim dzieje. Ktoś wyciągnął go na parkiet, kilka razy obrócił w tą i tamtą stronę i dopiero wówczas Dragovich trochę otrzeźwiał. Ale tylko na tyle, by dotarło do niego, gdzie jest i co powinien robić.
    Zaśmiał się głośno ze swojego położenia, ukazując zebranym wokół naprawdę śliczny uśmiech - który tak naprawdę niewiele osób znało - i poszedł w tany, zaczynając niedwuznacznie łasić się do swojego partnera. Rozejrzał się dokoła mało przytomnym spojrzeniem rozszerzonych źrenic i oblizał powoli kształtne wargi, postanawiając jednak chwilę odpocząć. Odsunął się od chłopaka, który zaczął całkiem jawnie go obmacywać i chwiejnym krokiem ruszył w stronę loży, po drodze wpadając na parę osób.

    OdpowiedzUsuń
  42. Całe szczęście, że ktoś go złapał, bo jak nic wyrżnąłby swoją piękną buźką w parkiet i mało prawdopodobnym było, by był na tyle przytomny, żeby podeprzeć się przy tym rękami. A więc, jakby nie patrzeć, nieznajomy uratował mu nos. Misza zachwiał się i przytrzymał koszulki mężczyzny, podnosząc na niego wzrok uśpanych, niebieskich oczu.
    - Tak, tak... - odpowiedział nieprzytomnie, machnąwszy zbywająco ręką, jednak zaraz znów chwycił się nieznajomego, gdy jego błędnik odmówił współpracy. - Rany - zaśmiał się radośnie. - Ależ tu się wszystko chwieje! - zawołał, obejmując swojego wybawcę za kark.

    OdpowiedzUsuń
  43. - Chyba chcę - zgodził się po chwili namysłu, opierając z westchnieniem czoło o jego ramię.
    Po chwili jednak uniósł nieco głowę, przesuwając subtelnie czubkiem nosa po szyi mężczyzny.
    - Mmm... ładnie pachniesz... - stwierdził z rozbrajającą szczerością.

    OdpowiedzUsuń
  44. I kolejna ciężka przeprawa. No naprawdę, czy ci ludzie musieli tak pchać mu się pod nogi? Na całe szczęście z pomocą uczynnego mężczyzny Misza w końcu zasiadł na krześle, w dodatku całkiem prosto. Słysząc jednak pytanie odnośnie tego, czy ma ochotę się czegoś napić, zastanowił się na moment. Zdrowy rozsądek powinien mu podpowiedzieć, że picie alkoholu to stanowczo zły pomysł, ale zdrowy rozsądek Drogovicha w tamtej chwili poszedł się... kochać w krzaki.
    - A co polecasz? - zapytał w końcu, nie mając bladego pojęcia, czego mógłby chcieć się napić.
    To w końcu był taki trudny wybór!

    OdpowiedzUsuń
  45. - Misza - odparł z typowym sobie, rosyjskim akcentem. - A ty? - zapytał zaraz, chwilowo na tyle trzeźwy, żeby stwierdzić, iż jest tego ciekaw. - Jak masz na imię?
    Kiedy zaś tylko dostał swojego drinka, upił powoli łyk, wciąż mając lekkie wrażenie, że wszystko wokół niego się kręci. Tym razem na szczęście obeszło się bez strat w ludziach i alkoholu.

    OdpowiedzUsuń
  46. - Jayson - powtórzył do siebie mrukliwie, patrząc w swoje Mojito. - Mogę mówić ci Jay? - zapytał po chwili, zaczesując kosmyk ciemnych włosów za ucho.
    Słysząc pytanie o swoje domniemane towarzystwo, Misza prychnął i machnął ręką.
    - Nie. Ale to banda debili - stwierdził naburmuszonym tonem, zaraz potem racząc mężczyznę siedzącego obok paroma rosyjskimi przekleństwami, najpewniej skierowanymi w stronę "znajomych" Dragovicha.

    OdpowiedzUsuń
  47. [Biedactwo x<. Spojleruj, spoleruj i tak nie obejrzę tego w najbliższej przyszłości. Jak się uryczałaś to pewnie zginął, nie?]

    Dexter rozwarł szerzej oczy po prostu nie wierząc w to co widzi. Zaklął pod nosem, nie wiedząc skąd ta głupota u dyrektora banku. Na pewno przeszedł jako takie szkolenie na wypadek tych sytuacji, na tym stanowisku chyba powinno być to przymusem. Jednak to co teraz robił było czystym idiotyzmem. Przecież nie umiał strzelać i był tylko on jeden, a ich kilku. O, i właśnie zaczęli odwdzięczać się tym samym. Mężczyzna upadł na ziemię, a Flangan zaraz poszedł w jego kierunku. Przykucnął przy nim, kiedy tylko strzały na chwilę ustały.
    - Nie strzelaj - zawołał, podnosząc jedną rękę, a drugą sprawdzając puls. Był wyczuwalny. - Już ci nic nie zrobi, a za jego zabicie dostaniesz większy wyrok - dodał, odkopując do oprawcy pistolet. Ten zaraz do niego podszedł, podniósł go z ziemi i skierował się w kierunku obu panów. Zamachnął się bronią, mając zamiar jej kolbą przywalić w głowę dyrektora. Śledczy jednak zdążył zablokować ten cios ręką. - Już ci nic nie zrobi - powtórzył twardo. Przez krótką chwilę mierzyli się spojrzeniami, ale jeden z jego współpracowników nakazał mu zachować spokój i jedynie nie spuszczać z ludzi wzroku. O tyle mądrze. W końcu im wyżej postawioną osobę zamordują tym bardziej policja będzie chciała ich złapać i zamknąć. Dexter zabrał się więc do oględzin ran postrzałowych znajdując ich aż trzy, na tyle jednak dobrze rozmieszczonych, żeby jeśli nie będą musieli siedzieć tu zbyt długo istniała możliwość, że przeżyje. Ściągnął z siebie bluzę i rozdarł ją przy zszyciach na rękawach.
    - Licz do stu, na głos - polecił mężczyźnie. Jeden materiał przyłożył do rany na ramieniu, drugi przy brzuchu, żeby zatamować krwawienie i… no właściwie przydałaby mu się trzecia ręka.

    OdpowiedzUsuń
  48. - Pewnie nawet nie zauważą - wzruszył ramionami, nagle kurcząc się w sobie, zupełnie tak, jakby poczuł się taki... samotny, opuszczony i nieszczęśliwy.
    Chyba dragi pomieszane z alkoholem źle mu robiły...

    OdpowiedzUsuń
  49. - Naprawdę myślisz, że będę w stanie tańczyć? - zapytał z lekkim rozbawieniem, patrząc na niego znad swojego drinka. - Chociaż... - zamyślił się po chwili i dopiwszy alkohol, zsunął się z krzesła. - Najwyżej będziesz mnie łapał - stwierdził beztrosko, chwytając się ramienia Jaysona.

    OdpowiedzUsuń
  50. - Nie jest źle - zapewnił na tyle głośno, żeby Jay go usłyszał i bez najmniejszej krępacji zarzucił mu ramiona na szyję. - Ale gdybym znów się zachwiał, złapiesz mnie? - upewnił się, mówiąc mu wprost do ucha, nie przejmując zupełnie tym, że przylgnął do ciała mężczyzny niemal całym swoim.

    OdpowiedzUsuń
  51. [Nikt się do tego nie pali, kocie ;P]

    OdpowiedzUsuń
  52. [ Haha xD Ej, to w zasadzie było do przewidzenia, przecież oni nigdy nie uśmiercają głównych bohaterów. Aż mi się House przypomniał. Dlatego jakoś nie chciało mi się wierzyć, jak mi mówił, że ten nie żyje. To byłaby jakaś nowość, ale ludziom pewnie by się nie spodobało.. ]

    Pomoc jakaś niewątpliwie, by się Dexterowi jakaś przydała i już zamierzał kogoś o nią poprosić, kiedy sama do niego przyszła. Przesunął spojrzeniem wzdłuż ręki, która znalazła się obok jego własnej, by w końcu natrafić na twarz młodego mężczyzny. Aż szkoda, że nie było przy tym czasu na zwracanie uwagi na walory jego urody. Cóż, może innym razem. Wymruczał krótkie podziękowanie jak tylko jego telefon znalazł się z powrotem w jego kieszeni, szczęśliwie nie pozostając przy tym zauważonym przez nikogo niepowołanego.
    - Możesz tu przez chwilę przytrzymać? - zapytał, wskazując brodą na brzuch dyrektora. Chwilowo musiał zająć się jeszcze jego przestrzelonym udem, a do tego potrzebował dwóch rąk. - Tylko dosyć mocno, żeby nie tracił więcej krwi niż musi - dodał jeszcze, przesuwając się już w stronę wspomnianego uda. Cóż, bluza miała w sobie tą zaletę, że była na tyle gruba, żeby szybko nie przesiąknąć. Jednak ta właśnie grubość przeszkadzała w swobodnym obwiązaniu nią nogi. Tu potrzebne było coś cieńszego. Coś takiego jak… jak jego koszulka. Niewiele myśląc ściągnął ją z siebie, złożył w długi pasek i sprawnie przewiązał ściśle wokoło uda. Lepiej, żeby więcej ludzi nie zostawało rannych, bo tych ubrań, które mogły by posłużyć za opatrunek miał już na sobie raczej niewiele. W trakcie swojego działania przysłuchiwał się bandytom, domyślając się, że za śmierć jednego z nich komuś się oberwie. Miał jedynie nadzieję, że właśnie przybyła policja zacznie szybko negocjacje i odwiedzie ich chwilowo od tego pomysłu.

    OdpowiedzUsuń
  53. Cholera by wzięła cały ten pieprzony system. Pojęcia nie miał, co za idiota wpadł na pomysł, żeby w lecie remontować w mieście kanalizację i to jeszcze w popołudniowych porach, kiedy Flynn jeździł do pracy. Każdorazowo przyjeżdżał do Dragona spóźniony co najmniej o dwadzieścia minut i nic nie dawało wcześniejsze wychodzenie z domu. Oczywiście tatuś wypowiedział się na ten temat, nie mogąc sobie darować okazji, do kolejnej próby nawrócenia Levitt'a. To rzecz jasna tylko wkurzyło szatyna i kiedy tego samego dnia dowiedział się, że za owe spóźnienia nie dostanie wolnego w sobotę, o mało nie rozniósł w pył biura szefa. Chwała bogu, że był cholernie dobry w tym, co robił, bo w innym przypadku niechybnie zostałby wywalony na zbity pysk.
    W sobotę - jak zwykle spóźniony kilka minut - stawił się więc do pracy, wściekły jak diabli, pod nosem wymyślając na wszystko, co akurat rzuciło mu się w oczy. Powyzywał najpierw drzwi w tak pedalskim kolorze, że aż głowa bolała (o ironio!), później wieszak z chujowym, smoczym motywem (ileż można patrzeć na ziejącego ogniem gada?) i w końcu zmywarkę, którą można byłoby wymienić na nową, bo obecna chodzi głośniej, niż kałamasznikow.
    Stanął za barem i kątem oka spojrzał na kręcącego się po sali Briana - kelnera od siedmiu boleści, który wciąż zagadywał go o spotkanie po pracy. W końcu jednak jego wzrok spoczął na stojącym przy barze brunecie.
    - Co podać? - zapytał, odruchowo wyciągając kufel spod lady.

    OdpowiedzUsuń
  54. [Ty zbereźniku, tak go całować!? <__< Kocham cię]
    Okej. Uśmiechał się zbyt seksownie, zdaniem Chestera. No przecież to się oprzeć temu nie dało i to za żadne skarby. Próbować mógł, ale gdzie tam. No, zaczarował go tak na miejscu, jakby chciał wywołać tu jakiś zawał. A to on był lekarzem! Jak sam siebie ma uratować?! Nie, nie... Weź głębszy oddech, Chesio. Lepiej? Nie. Tak myślałam.
    Czując jego wargi na swoich, mimowolnie westchnął w jego usta. Odwzajemnił pocałunek, wsuwając mu dłoń w miękkie włosy. Drugą dłoń przycisnął do jego pleców, nie chcąc by ten odchodził chociażby na krok.

    OdpowiedzUsuń
  55. Jedna z brwi wsunęła się wyżej na czoło, a spojrzenie czarnych oczu pobieżnie zlustrowało sylwetkę stojącego przed nim mężczyzny. Prezencję, cholera, miał - tak, jak to Wayne chciał. Był młody i przystojny i bardzo prawdopodobnym było, że w razie jakiegokolwiek wypadku losowego mógłby zgodzić się na kontynuowanie kariery pod biurkiem szefa.
    Przez chwilę jeszcze mu się przyglądał. Kurwa, no nadawał się niewątpliwie. Wayne kazał mu brać potencjalnych kandydatów za bar na kilka godzin, by sprawdzić, by przetestować ich umiejętności. Ale jemu się chyba nie bardzo chciało pilnować tego kolesia.
    - Chodź - powiedział w końcu wibrującym, niskim tembrem, głową wskazując mu znajdujące się niedaleko wejścia drzwi na zaplecze.

    OdpowiedzUsuń
  56. [Haha xD, ja to samo miałam z Avengersami. Jak zrobili tą akcję z Iron Manem, to myślałam, że jak on umrze to po prostu skopię dupy tym twórcom xDD. A w ogóle to wszystkie te filmy z Batmanem oglądałaś? Ten z tym Jokerem i nie wiem czy tam jeszcze jakiś był, chyba.]

    Przyjrzał się krytycznie opatrunkowi na udzie, stwierdzając, że na tą chwilę będzie musiał starczyć. Podniósł wzrok na pytającego go o coś chłopaka i przesunął się do niego, kładąc dłoń tak jak on wcześniej tuż obok tej jego, żeby zwolnić go z obowiązku uciskania rany na brzuchu.
    - Mam nadzieję - odparł, patrząc mu przez krótką chwilę spokojnie prosto w oczy. Nie mógł go zapewnić, że tak, służba w policji zdążyła go już nauczyć, że takich obietnic się nie składa. Nie, kiedy nie ma stuprocentowej pewności co do tego co się zdarzy. - Traci dużo krwi, ale policja już przyjechała, więc jak tylko zaczną się negocjacje postaram się go stąd wyciągnąć - stwierdził, w między czasie wtrącając do dyrektorka, żeby nie przestawał liczyć. Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś na czym można by go stąd wywieźć czy wynieść. Domyślał się też, że niewiele później rozlegnie się dźwięk telefonu i się zacznie. Rzecz jasna policja zażąda wypuszczenia kilku zakładników, najlepiej więc gdyby dyrektor poszedł na pierwszy ogień. Może też, jako że funkcjonariusze mieli swojego człowieka w środku będą chcieli, żeby to on pośredniczył w ich negocjacjach. Cholera wie właściwie jakie mieli plany.

    OdpowiedzUsuń
  57. - Jak się nazywasz? - zapytał, spojrzał na niego kątem oka, a widząc, na czym zatrzymał się wzrok mężczyzny, uśmiechnął się pod nosem.
    - Twarz mam tu - powiedział, unosząc brwi w wyrazie rozbawienia. Większość pewnie nie zwróciłaby uwagi osobnikowi wpatrującemu się we własny tyłek, zwłaszcza jeśli osobnik owy wyglądał tak, jak ten stojący za nim, ale Flynn był wredną bestią i nie marnował ani jednej okazji, by zawstydzić lub choć na chwilę wybić z rytmu rozmówcę.

    OdpowiedzUsuń
  58. No proszę, wreszcie trafił mu się facet, który najprawdopodobniej nie rumienił się na słowo "penis". To trzeba będzie uczcić.
    - Flynn - powiedział, wyciągając do niego dłoń. Kiedy ten ją ścisnął, przytrzymał ją nieco dłużej, bezczelnie patrząc mu w oczy. Tak, to był zdecydowanie dobry, amerykański towar.
    - Na początek powycieraj kufle, a jak skończysz, schowaj je pod ladę - powiedział, podając mu ścierkę i wrócił za bar, zostawiając bruneta samego na zapleczu.

    OdpowiedzUsuń
  59. W barze pojawiało się coraz więcej klientów, więc kiedy Jay przyszedł z kuflami, Flynn kazał mu je postawić na ladzie. Szybko obsłużył siedzących przy barze mężczyzn i na moment zniknął na zapleczu, by go zawołać.
    - Twoja kolej - powiedział, opierając się barkiem o framugę, w odwecie za wcześniejsze molestowaniem wzrokiem, lustrując jego sylwetkę spojrzeniem szanującego się bad boya. No, przyznać musiał, że sam chętnie by go zatrudnił, choć do nieco innej roboty, o nieco innych godzinach pracy.

    OdpowiedzUsuń
  60. Rozwarł wargi w zapraszającym geście, nie pozwalając mu się za bardzo oddalić. Naparł na jego język swoim, wprowadzając ich tym samym w ten dziki i namiętny taniec. Kiedy w końcu oderwali się od siebie, żeby złapać powietrze, Chester uśmiechnął się do niego, przewracając tylko oczami i ruszył w stronę plaży, cały uchachany jak dzieciak.

    OdpowiedzUsuń
  61. - Jak wolisz, możesz obsłużyć mnie - odparł, uśmiechając się jednoznacznie, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
    Flynn miał niewyparzoną gębę i we wszystkim znajdował podteksty. Wada, niewątpliwie, ale też pomysł na życie. Przez lata stosowania tandetnych chwytów w postaci uśmiechów pierwszej klasy podrywacza, nauczył się odnajdywać wśród swoich rozmówców tych, z którymi mógł prowadzić niewinne gierki słowne (najczęściej potem i tak wszystko kończyło się seksem, ale to już był mało istotny szczegół - przynajmniej w godzinach pracy). Larsen niewątpliwie był jedną z tych osób, co bardzo szatyna cieszyło. Kolesia z takim tyłkiem nie mógł przepuścić.

    OdpowiedzUsuń
  62. W takiej fryzurze było mu całkiem do twarzy i Chesio chyba o kilka sekund za długo się na niego gapił. Wziął przykład z niego i na razie nie zakładał swoich ubrań. Zabrał je ze sobą, razem z butami, od razu zgadzając się na propozycję Jay'a, co zakomunikował ochoczym machnięciem głowy.
    Chester raczej się nie domyślał, że wszystko miało skończyć się w łóżku Jay'a, bo jeśli chodzi o te sprawy, nigdy się nie spieszył. W zasadzie nie miał też zbyt wielu numerków, ale to tylko i wyłącznie z własnej winy. Czasami nieźle się wkurwiał na siebie za to, że nie może się na kogoś zdecydować, że ciągle myśli o Jamesie, że jego zycie osobiste w zasadzie niezły burdel.
    -Cholera, wszyscy mają mieszkania przy plaży, tylko ja się wjebałem w samo centrum - mruknął, wzdychając.

    OdpowiedzUsuń
  63. -ASP? To muszą być cholernie zdolni. Ja kreski prosto nie potrafię narysować. Ba! Nawet pisać dobrze nie potrafię. Może dlatego zostałem lekarzem? Żeby podtrzymać ten nędzny stereotyp - powiedział, wzruszając ramionami.
    Jego pismo naprawdę było okropne. Sam nie potrafił go odczytać, a co dopiero inni mieliby to zrobić! Mowy nie było o rysunku, malarstwie, rzeźbie czy czymkolwiek innym. Szybciej by padł niż narysował człowieka. Chyba, że takiego patyczaka. To jeszcze jakoś można było wcisnąć pomiędzy koślawe litery.

    OdpowiedzUsuń
  64. Cholera, lubił tyłki. Wbrew temu, co mówił dzieciom "Kubuś Puchate" to właśnie tyłki były tym, co tygryski lubiły najbardziej.
    Długą chwilę stał w progu, przyglądając mu się uważnie, nim przypomniał sobie, że to nie o dupie Jay'a miał zdać relację szefowi, a o jego umiejętnościach. Tym jednak poświęcił znacznie mniej czasu (bo zdecydowanie nie takie umiejętności go interesowały) i w końcu wyszedł zapalić.
    Koło pierwszej bar zaczynał pustoszeć i kiedy o drugiej oficjalnie zakończył na dzisiaj swoją działalność, Flynn z Brianem musieli wyprowadzić na zewnątrz tylko trzech najebanych w trzy dupy jegomościów. Brian zmył się zaraz po tym, przypominając Levitt'owi o piątkowej nocy, kiedy to on zostawał sprzątać. Nim wyszedł standardowo zagadnął go o randkę a Flynn standardowo oparł, że "jak nie będzie miał kogo ruchać, to na pewno się odezwie".
    - Rusz dupę - powiedział, wchodząc na zaplecze i rzucając do bruneta mokrą ścierką. - Im szybciej posprzątamy, tym szybciej będę mógł iść się nawalić.

    OdpowiedzUsuń
  65. -Takim to dobrze! - powiedział, jakby tęsknie. Cóż, on musiał harować na studiach jak wół, żeby w ogóle zdać na następny rok, a co dopiero zaliczenia, egzaminy, praca magisterska. To przecież można było z tym do szpitala trafić i to wcale nie na praktyki!
    -Onkologia - powiedział, cmokając sobie kilkakrotnie ustami. - A ty? Co robisz w życiu?

    OdpowiedzUsuń
  66. Zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony jego reakcją.
    - Bo to Ty starasz się o pracę, nie ja. Poza tym jeśli zająłbym się sprzątaniem tego syfu, ciężko byłoby mi jednocześnie gapić się na Twój tyłek, nieprawdaż?
    Uniósł brew w pytającym geście, zaraz jednak chwytając miotłę stojącą w kącie.
    - Bierz się do roboty - powiedział, wychodząc z zaplecza.
    Westchnął z niezadowoleniem, ogarniając salę spojrzeniem i zabrał się do zamiatania. Cholera, nie znosił tej części roboty. Kto by pomyślał, że dorośli faceci mogli w kilka godzin zrobić aż taki syf.

    OdpowiedzUsuń
  67. -Wiedziałem, że skądś Cię kojarzę! - powiedział, wymierzając w niego paluchem. - No, a przynajmniej twój głos - dodał po chwili, wyszczerzając do niego zęby. - Słucham twoich audycji, o ile akurat mam czas, nie śpię albo nie pracuję.
    Spojrzał na niego uśmiechnięty, zastanawiając się w zasadzie ile ten facet może mieć lat. Cholera, pewnie był młodszy od niego. Ostatnio wszyscy byli od niego młodsi.
    [Dobranoc, kocie! ;*]

    OdpowiedzUsuń
  68. Pozamiatał dokładnie cały bar, co zajęło mu o tyle dłużej, że z początku musiał lawirować między krzesłami, których Jay jeszcze nie zdążył wyłożyć na stoliki, a kiedy skończył wyrzucił śmieci do kontenera stojącego na tyłach baru.
    - Mamy tu coś takiego, jak zmywarka - powiedział podchodząc do niego. - Niezwykle praktyczne urządzenie - mruknął mu do ucha, jednocześnie sięgając jedną ręką przed niego i wkładając mu do zlewu brudny kufel, który zapodział się niedaleko bilardu.
    Stanął obok niego i zabrał się za płukanie i wycierany tego, co Jay zdążył już umyć, patrząc na niego kątem oka z widocznym w czarnych tęczówkach rozbawieniem.

    OdpowiedzUsuń
  69. Spojrzał na niego z lekką urazą, choć zdecydowanie podobał mu się dotyk mężczyzny.
    - Nie nabijaj się ze mnie... - wymruczał odrobinę naburmuszonym głosem, zaczynając się lekko kiwać w takt muzyki.
    Znów wtulił nos w szyję Jaysona i uśmiechnął się, jedną z dłoni wplatając we włosy na jego karku.
    - Naprawdę ładnie pachniesz... - stwierdził bardziej do siebie, owiewając jego skórę ciepłym oddechem.

    OdpowiedzUsuń
  70. [ Ulu, misiałku! xD ]

    OdpowiedzUsuń
  71. - Nie mam pojęcia - wyznał szczerze. - Po prostu - wzruszył subtelnie ramionami i oparł skroń o bark Jaysona, przez powolne kołysanie czując się dziwnie sennym.
    Coraz bardziej i coraz bardziej, aż w końcu wybawca Miszy musiał go mocniej przytrzymać, bo chłopak zaczął przysypiać w jego ramionach.

    OdpowiedzUsuń
  72. Widząc jego reakcję, pokręcił głową z rozbawieniem, wyjątkowo nie komentując uszczypliwie jego spostrzegawczości.
    Skończył chwilę po nim i kiedy ostatni kufel wylądował na swoim miejscu, Levitt stanął tuż przed brunetem, przyjmując identyczną jak jego pozę. Nie odrywając od niego spojrzenia zaczął wycierać ręce, uśmiechając się przy tym junacko.

    OdpowiedzUsuń
  73. Flynn coraz częściej zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem nie ma coś z głową. Czy to było normalne, że w tym wieku wciąż wszędzie dopatrywał się podtekstów? Że prędzej czy później każda rozpoczęta konwersacja schodziła na tematy dotyczące seksu lub - co lepiej - na samą kopulację? Cholera, chyba powinien nieco przystopować.
    Z drugiej jednak strony wcale nie chciał zakładać rodziny. Pal licho, gdyby miał możliwość przygruchania sobie jakiejś cycatej cipy z dobrego domu, która za ruchanie raz na tydzień utrzymywałaby przy życiu jego cudny tyłek. Na samą myśl o związaniu się z facetem na dłużej, niż okres poświęcony na penetrację, przyprawił go o mdłości. Kobiety w ogóle go nie pociągały, a nawet powodowały niezrozumiałą chęć mordu, dlatego też tak niesławnie się o nich wypowiadał - ku utrapieniu kochanego ojca.
    - W zasadzie jest coś, czym mógłbyś się jeszcze zająć - powiedział, przyglądając mu się równie bezczelnie, a wręcz prowokująco.

    OdpowiedzUsuń
  74. O tak, z tym się Flynn całkowicie zgadzał. Im szybciej, tym lepiej i zdecydowanie przyjemniej. Szkoda mu za to było, że Jay nie wyłapał tej ukrytej w niskim, przyjemnym dla ucha tonie głosu aluzji.
    - Na prawdę o to pytasz? - zapytał, unosząc jedną z brwi w zadziornym geście. Miał nadzieję, że tym razem to Larsenowi wystarczy. Nie wyglądał w końcu na pozbawionego mózgu imbecyla.

    OdpowiedzUsuń
  75. Och, inteligentny. Aż miał ochotę go za to wyściskać!
    - Jak wolisz na sali, to nie ma problemu - odparł, a w jego głosie dało się usłyszeć wyraźną nutkę sarkazmu. Bo niby po co mieli jechać do któregoś z nich, skoro bar do 17 stał pusty?

    OdpowiedzUsuń
  76. Kręcąc głową z rozbawieniem, zmniejszył dystans między nimi praktycznie do minimum - stanął na przeciwko bruneta, opierając dłonie o blat po obu jego stronach.
    - Nie chcę Cię martwić, ale tu też będzie trzeba posprzątać - mruknął, owiewając jego usta gorącym oddechem.
    U Levitta z byciem pasywem było gorzej. A właściwie, to nie było zupełnie. Nie lubił być na dole, bo - jako że zdarzało się to od wielkiego święta - bolało i wcale nie było tak przyjemnie. No ale jak miało nie boleć, skoro, jak to mawiał ojciec w sobotnie poranki, gdy Flynn wchodził do kuchni krokiem cowboya, trzymając się za lędźwie, "to wszystko w odwecie za tych niewinnych chłopców, którym zrobiłeś to samo"? Miał więc nadzieję, że Jay mu ustąpi - nie miał zamiaru znów wysłuchiwać biadolenia staruszka na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
  77. Misza jedynie zamarudził coś pod nosem po rosyjsku i mocniej objął kark Jaysona, żeby jednak utrzymać się na nogach.
    - Chcę do domu... - wymamrotał mało przytomnie.

    OdpowiedzUsuń
  78. Biedy Jay. Dragovich naprawdę chciałby być bardziej trzeźwy, czy też przytomny, ale średnio mu wychodziło. W prawdzie dzięki świeżemu powietrzu już nie zasypiał na stojąco, więc jakiś postęp był. Oparł się o ramię mężczyzny i westchnął cicho.
    - Sorry za kłopot - wymamrotał, przytulając się do Jaysona ufnie.

    OdpowiedzUsuń
  79. Spojrzał na niego odrobinę jeszcze zamglonym wzrokiem i uniósłszy twarz, ucałował policzek Jaysona.
    - Dziękuję - wymruczał z dziecięcą niemal wdzięcznością, znów się w niego wtulając.
    Całe szczęście, że na taksówkę nie musieli długo czekać.

    OdpowiedzUsuń
  80. Misza zamrugał powiekami, przez chwilę milcząc.
    - Nie pamiętam - odpowiedział w końcu, odrobinę zagubionym głosem.
    Serio, to że reagował na swoje imię, było chyba cudem, bo kiedy się tak zastanowić, nie miał bladego pojęcia, skąd jest, gdzie mieszka i co robi na co dzień.

    OdpowiedzUsuń
  81. Popatrzył na niego bezradnie swoimi niebieskimi oczami i przysunął się bliżej, wtulając w bok mężczyzny. Oparł skroń o jego obojczyk, niemal zwijając się w kłębek na siedzeniu.

    OdpowiedzUsuń
  82. Kolejna dawka tlenu chyba była zbawienna, bo Misza stanął prosto, nawet się nie chwiejąc. Wszedł powoli do mieszkania, rozglądając się nieco już przytomniejszym wzrokiem.
    - Przytulnie... - wymruczał, odwracając się do Jaysona. - Mieszkasz tu? - zapytał, zsuwając jego kurtkę ze swoich smukłych ramion.
    Oddał ją właścicielowi, dziękując uśmiechem i wrócił do podziwiania mieszkania.

    OdpowiedzUsuń
  83. [ Ledger *.* Depp *.*Obu ich uwielbiam. Pewnie właśnie dlatego najbardziej mi się podobał ten film z Jokerem. Szczerze mówiąc nie widziałam zbyt dużo o Batmanie, bo generalnie rzadko filmy oglądam o.o A tak btw, to sorry, że dopiero teraz odpisuję, ale jestem takim debilem xD. Odpis do Ciebie i Sherlocka pisałam w Wordzie i jak skończyłam pisać poszłam oglądać House’a jeśli pamięć mnie nie myli i xD zapomniałam ich wysłać. Dopiero dziś patrzę czemu nie odpisujecie i taki face palm …]

    Negocjacje były dobrym krokiem na przód i Dexter wiedział już, że wydanie tych zakładników policji jest prawdopodobnie jedyną szansą dyrektora banku na przeżycie. Dlatego też musiał zasugerować łagodnie, że to on powinien iść na pierwszy ogień. Jeden z oprawców obwieścił, że piątka ludzi wyjdzie i zaczął wskazywać owych szczęściarzy. Postrzelony wśród nich się nie znalazł.
    - Wypuśćcie go, potrzebuje natychmiastowej pomocy. Jeśli tego nie zrobicie będziecie odpowiadać za jego śmierć - powiedział spokojnie, podnosząc się z miejsca, w którym siedział i wskazując dłonią na leżącego. Mężczyzna, który miał pilnować ludzi podszedł to śledczego i zdzielił go w głowę kolbą swojego pistoletu.
    - Nie za bardzo się rzą… - zaczął, ale przerwał kiedy tylko kolano Flangana wbiło się boleśnie w jego brzuch, a zaraz potem i pięść w nos. Policjant obrócił go tyłem do siebie robiąc sobie z niego żywą tarczę, w międzyczasie wyrywając mu pistolet. Jeżeli patrzyliśmy na głupie rzeczy wykonane podczas tego napadu to ta zapewne do nich należała. Niemniej zadziałał instynkt i teraz miał broń i nadzieję, że snajperzy pośpieszą się ze strzelaniem, a oficerzy z wtargnięciem do środka i zrobieniem porządku.

    OdpowiedzUsuń
  84. - Chętnie bym się czegoś napił - wyznał, podchodząc bliżej części kuchennej i opierając łokcie o blat barku. - I, wiesz... Jeśli to kłopot, że tu jestem, powiedz - dodał trochę nieśmiało, zakładając kosmyk długich włosów za ucho. - Nie chciałbym się narzucać.

    OdpowiedzUsuń
  85. Uśmiechnął się w podzięce i chwyciwszy szklankę, upił łyk przyjemnie zimnego soku. Oblizał lekko pełne usta i zapatrzył się na mężczyznę przed sobą. Teraz, kiedy nie przebywali w ciemnościach klubu i kiedy jego umysł opuszczało największe otumanienie, Misza musiał przyznać, że Jayson nie tylko przyjemnie pachniał, ale jeszcze lepiej wyglądał. Przygryzł subtelnie dolną wargę i przysunął ku niemu lekko.
    - Na pewno? - zapytał cicho, bezwiednie zniżając głos do przyjemnego, odrobinę zachrypniętego pomruku.

    OdpowiedzUsuń
  86. Przymknął na moment powieki, czując dotyk na policzku, jednak zaraz potem na powrót ulokował spojrzenie na twarzy Jaysona. Uśmiechnął się subtelnie kątem ust, nagle nabierając dziwnej ochoty...
    Nawet nie zauważył, kiedy odstawił szklankę na bok i chwyciwszy mężczyznę za koszulkę na piersi, przyciągnął go do siebie. Złączył ich usta w odrobinę gwałtownym, gorącym pocałunku, dając upust własnym pragnieniom.

    OdpowiedzUsuń
  87. Dokładniej przez odcinek w psychiatryku, przez który aż smutłam pod koniec. Biedny House ;_; Ej, zawsze mogłaś mnie opieprzyć, że nie odpisuję. To nawet mile widziane xD]

    Dexter jak tylko zorientował się, że chyba nic im już nie grozi wypuścił z rąk swoją „tarczę”, pozwalając jej bezwładnie osunąć się na ziemię. Niewątpliwie trzymanie trupów we własnych ramionach nie należało do przyjemnych czynności, w szczególności kiedy chwilę wcześniej miały zamiar zrobić ci krzywdę. Przeczesał palcami włosy, jednocześnie wypuszczając powoli powietrze z ust. Nieswój pistolet zabezpieczył i włożył za pasek swoich jeansów. Podszedł do chłopaka, który pomógł mu dzisiejszego dnia już dwa razy i położył mu delikatnie rękę na ramieniu.
    - Dzięki - powiedział, zaraz kierując swój wzrok ku jego ręce. - Skaleczył cię? Pokaż - dodał, marszcząc lekko brwi. Wyjął mu spokojnie nóż z ręki, by móc przyjrzeć się ranie.
    Kilka sekund po tym policjanci z zewnątrz wkroczyli do środka. Rozejrzeli się po pomieszczeniu w poszukiwaniu możliwego jeszcze zagrożenia, by potem zacząć nakazywać zakładnikom zachowanie spokoju. Nieustannie powtarzali, że wszystko jest już dobrze i zaraz ich stąd wyprowadzą.

    OdpowiedzUsuń
  88. [Powinnam powiedzieć, że się cieszę xD? Ale nie, nie. Taka sytuacja się nie powtórzy, psze Pani!]

    Skinął krótko głową na jego słowa. Rzeczywiście nie było to nic poważnego, przynajmniej w stosunku do obrażeń, które odniósł dyrektor banku. Wciąż jednak była to jakaś rana, która notabene krwawiła dosyć mocno.
    - Może i nie, ale powinieneś pokazać to medykowi. Na pewno jest na zewnątrz - odparł, odwracając się przez ramię i wzrokiem podłapując wpadających do środka dwóch sanitariuszy. Przywołał ich gestem ręki do dyrektorka, krótko mówiąc w jakie części ciała dostał. Potem zwrócił swoją uwagę z powrotem na chłopaka. - Chodź, pójdziemy to opatrzyć - powiedział, zwracając swoje ciało już do drzwi, ale wciąż jednak na niego czekając. - Jak masz na imię tak w ogóle? - zapytał jeszcze, stwierdzając przy tym, że chyba warto będzie je zapamiętać.

    OdpowiedzUsuń
  89. Uśmiechnął się kątem ust i oblizał wargi językiem, mrucząc cicho do siebie.
    - Nie powiem, ty też nieźle smakujesz - odpowiedział cicho, wygładzając koszulkę na piersi Jaya.

    OdpowiedzUsuń
  90. Poszedł w kierunku wyjścia z budynku i słysząc słowa chłopaka uśmiechnął się lekko pod nosem. Jakby wiele razy to przechodził, tak? Właściwie jeśli chodziło o napady na bank, to chyba był jego pierwszy taki, w którym brał udział.
    - Dexter - rzucił, kiedy już znaleźli się na zewnątrz. Szybko zlokalizował stojącą niedaleko budynku karetkę i skierował do niej swoje kroki. W trakcie drogi odwrócił się na krótką chwilę przodem do Jay’a idąc w tym momencie tyłem.
    - Ta, właściwie to możemy powiedzieć, że przechodziłem - stwierdził i skierował szczupły palec swojej dłoni do miejsca, gdzie znajdowało się „st” na jego tatuażu. Była tam niewielka, dobrze już wygojona blizna po postrzale. - Jestem z policji - wyjaśnił, opuszczając już rękę i obracając się teraz przodem do ambulansu. Wskazał na chłopaka, wspominając coś krótko o rozcięciu.

    OdpowiedzUsuń
  91. Zadrżał subtelnie na ciele, kiedy mężczyzna przyciągnął go do siebie, jednak nie zaprotestował. Objął ramionami jego kark, przygryzając subtelnie pełną, dolną wargę.
    - Nie bardzo - wyznał cicho, nie odrywając od niego spojrzenia wciąż lekko rozszerzonych źrenic.

    OdpowiedzUsuń
  92. Przymknął powieki, poddając się jego dotykowi. Przylgnął ściśle do ciała mężczyzny, wplatając dłoń w jego włosy.
    - Tak? - wymruczał. - Dlaczego? - podpuszczał, chcąc pociągnąć trochę Jaya za język.

    OdpowiedzUsuń
  93. Niemal natychmiast oddał pocałunek, muskając usta Jaysona raz za razem. Zasadniczo nie wskakiwał obcym facetom do łóżka. Na seks decydował się tylko wówczas, gdy zaczynało mu na kimś zależeć i kiedy poznał tą osobę. Ale tym razem miał tak cholerną chcicę, że nie potrafił się powstrzymać. Tym bardziej, że Jay go bardzo pociągał.

    OdpowiedzUsuń
  94. Naprawdę, Jay cudownie całował. Misza ruszył za nim z mimowolnym uśmiechem i zanim mężczyzna zdążył się zorientować, chłopak popchnął go na poduszki, zaraz potem okraczając jego biodra. Chwycił nadgarstki Larsena i uniósł obie ręce nad jego głowę, przytrzymując je tam, podczas gdy on sam znów zatonął w głębokim pocałunku, ocierając się delikatnie smukłą piersią o tors mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  95. Misza jęknął rozkosznie, kiedy tylko poczuł dotyk na swoim kroczu, mimowolnie wyprężając plecy w łuk. Spojrzał na Jaysona pociemniałymi oczami i uniósł głowę, przesuwając chętnymi wargami po jego podbródku oraz linii szczęki. Objął udami biodra mężczyzny i zaczepnie skubnął zębami bok jego szyi, pomrukując cicho. Nie myślał. Nie potrafił. Po prostu czuł i dawał z siebie tyle, ile mógł.

    OdpowiedzUsuń
  96. Korzystając z okazji i Jay został pozbawiony górnej części garderoby, dzięki czemu Misza mógł bez przeszkód sunąć dłońmi po nagich plecach mężczyzny. Ugryzł go lekko w bark w odpowiedzi na ślady zębów na swojej szyi, po czym odchylił się ku tyłowi i wyginając pięknie plecy opadł na pościel, unosząc ramiona nad głowę. Spojrzał zaczepnie w oczy Jaysona, powoli oblizując wargi.

    OdpowiedzUsuń
  97. Tym razem pocałował go powoli i głęboko, obejmując dłonią kark kochanka. Bo już można było nazwać ich kochankami, prawda? Westchnął z przyjemności i otarł się o jego dłoń, po chwili samemu zsuwając rękę po swoim ciele, żeby rozpiąć guzik w spodniach mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  98. Westchnął z zachwytu i odchylił głowę w tył, na razie dając sobie spokój z rozpinaniem jego spodni. Zacisnął dłonie na pościeli i wyprężył ciało w łuk, również czując, że jego oddech przyspiesza. Zadrżał, czując usta Jaysona na swoim podbrzuszu, a gdy ten zaczął zsuwać z niego resztki ubrania, uniósł biodra, by mu to ułatwić.
    Trzeba było przyznać, że Misza miał piękne ciało. Smukłe, jasnoskóre, bez skazy. Młodzieńcze mięśnie prężyły się pod delikatną skórą w rytm pieszczot Jaya.

    OdpowiedzUsuń
  99. [Teraz to ja poległam xD. No cóż.. zdarza się czasem x]]

    Dexter zaśmiał się lekko słysząc to stwierdzenie. W zasadzie wiele osób chyba miało takie właśnie skojarzenie, zapewne głównie przez pokazywanie takiego, a nie innego wizerunku w mediach. Nikomu jednak to raczej nie przeszkadzało, a przynajmniej tak mu się zdawało.
    - No wiesz, oni pewnie też kiedyś byli młodzi i chudzi. W ich wieku może będę wyglądał podobnie - stwierdził z niejakim rozbawieniem słyszalnym w głosie, krzyżując ręce na piersi. Hm.. Wypadałoby chyba się w końcu ubrać, a nie paradować półnago przed obcymi ludźmi, niejednego pewnie gorsząc swoją golizną. Ale to dopiero jak dojdzie do swojego samochodu. - Mieszkasz gdzieś niedaleko? Mogę cię podrzucić jak będę jechał - zaproponował po chwili. Chłopak zapewne miał dosyć wrażeń jak na jeden dzień i najlepiej by było jakby znalazł się w domu. Wśród rodziny, chłopaka czy dziewczyny, czy z kimkolwiek sobie mieszkał.

    OdpowiedzUsuń
  100. [A wcześniej blogowałaś na onecie?]

    Skinął głową na znak odpowiedzi. Wsuwając ręce do kieszeni poczuł, że ma jeszcze pistolet przy sobie.
    - Tak, tylko najpierw jeszcze musimy oddać komuś broń - odpowiedział, rozglądając się za jakimś policjantem, któremu mógłby to wręczyć. Wzrokiem wyłapał znajomego oficera, gestem ręki więc pokazał Jay'owi, żeby ten za nim poszedł. Włożył pistolet oraz nóż do woreczków na dowody i już był gotowy do pójścia do auta.

    OdpowiedzUsuń
  101. [Też o tematyce boys love? Pisałaś na tym na onecie yaoi-school czy jakoś tak to szło?]

    - Tym najgorszym - odpowiedział, drapiąc się krótko po skroni. W rzeczy samej, w jego wydziale pracowało się ciężko, głównie ze względu na widoki, które regularnie im tam serwowano i dużo stresu przez co niewielu oficerów śledczych pozostawało tam na dłużej. - Nazywa się: wydział zabójstw ze szczególnym okrucieństwem - dodał, rzucając mu krótkie spojrzenie i nieznaczny uśmiech. Wyjął kluczyki do samochodu z kieszeni nisko zawieszonych na jego biodrach jeansów i otworzył go. Zamiast jednak skierować się do drzwi kierowcy otworzył bagażnik, żeby wyjąć z niego ciemną koszulę w kratę i zarzucić ją na siebie.

    OdpowiedzUsuń
  102. Misza uśmiechnął się w odpowiedzi, palcami skubiąc wargami dolną wargę. Po chwili podniósł się do siadu i pocałował chętnie swojego przygodnego kochanka, przymykając na moment powieki.
    - Ty też mi się podobasz - wymruczał z rozbawieniem, sunąc dłońmi w dół jego piersi.
    Dotarł aż do spodni, które rozpiął do końca, osuwając z bioder Jayona. Smukłe dłonie modela szybko wsunęły się pod jego bieliznę, zaciskając na pośladkach, podczas gdy zęby skubnęły lekko jedno z uszu.

    OdpowiedzUsuń
  103. [to ja sie może ładnie przywitam, bo postać naprawdę zacna, bardzo mi się podoba :D więc zapytam, czy ochota na wątek z liskiem jest? :3]

    OdpowiedzUsuń
  104. [XD przeczytana? Podoba się? Pomysł na wątek?]

    OdpowiedzUsuń