sobota, 4 sierpnia 2012

Młody, jeszcze dużo musisz się nauczyć.


Wrap me in a bolt of lightning
Send me on my way still smiling
Maybe that's the way I should go
Straight into the mouth of the unknown

Pierwszy raz zapaliłem papierosa w moje trzynaste urodziny. Jamie zabrał fajki starszemu bratu i przyniósł je do mnie. Siedzieliśmy w moim pokoju, wypluwając sobie płuca. Pamiętam jak weszła moja mama i nazwała nas głupimi smarkaczami. Dostałem szlaban na dwa tygodnie. Kiedy w końcu mogłem wyjść z domu, od razu pobiegłem do Jamesa. Pocałował mnie. Nigdy wcześniej z nikim się nie całowałem, ale wiedziałem, że chłopcy nie powinni całować innych chłopców. Powiedziałem mu to, a on się zaśmiał. Zmierzwił mi włosy i powiedział: młody, jeszcze dużo musisz się nauczyć. Wtedy to ja pocałowałem jego. Chyba, żeby się zamknął i nie mówił do mnie młody. W końcu był tylko dwa lata starszy. To były dobre czasy.

I left the spare key on the table
Never really thought I'd be able
To say I merely visit on the weekend
I lost my whole life and my dear friend

Pierwszy raz uprawiałem seks, kiedy miałem piętnaście lat. Z Jamesem. Wrócił z jakiejś imprezy, na którą nie chcieli mnie zaprosić i powiedział żebym wpadł. Wymknąłem się z domu i kilka minut później siedziałem na jego łóżku. Był pijany. Nigdy wcześniej nie widziałem go w takim stanie. Zaczął mnie całować, a potem rozbierać. Kazałem mu przestać, ale mnie nie słuchał. Wymruczał tylko: młody, jeszcze dużo musisz się nauczyć. Potem dałem mu ze sobą zrobić wszystko, co chciał. Rano wszystko mnie bolało, a on zaczął mnie przepraszać. Płakał. A potem powiedział, że poznał innego chłopaka i wyjeżdża z nim do Nowego Jorku. Wtedy to ja płakałem.

I've said it so many times
I would change my ways no never mind.
God k
nows I've tried!

Pierwszy raz powiedziałem kocham cię dokładnie dwa tygodnie później. Stałem na lotnisku razem z Jamesem i nie miałem pojęcia, co robić. On przygotowywał już swój bilet, ciągle się uśmiechając, a ja ledwo powstrzymywałem łzy. Wtedy wypaliłem, co czuję. Jamie spojrzał na mnie jak jeszcze nigdy wcześniej – prawie, że z nienawiścią. Zacisnął zęby i powiedział: młody, jeszcze dużo musisz się nauczyć. Wyminął mnie i ruszył w stronę odprawy bagażowej. Nie odwrócił się ani razu. Wróciłem do domu i upiłem się do nieprzytomności. Następnego dnia matka powiedziała mi, że to najszczęśliwszy dzień w jej życiu. Kiedy spytałem dlaczego, dodała, że w końcu nie widzi mnie z tym całym Jamesem.

Call me a sinner, Call me a saint
Tell me it's over, I'll still love you the same
Call me your
favorite
Call me the worst
Tell me it's over I don't want you to hurt

Nie było już więcej moich pierwszych razów. A przynajmniej nie takich, o których warto byłoby pamiętać. James zadzwonił tylko jeden raz. Było to w dzień mojego balu maturalnego. Od naszej ostatniej rozmowy minęło kilka lat, a ja i tak od razu wiedziałem, że to on. Pogratulował mi ukończenia szkoły i zapytał czy mam z kim iść na zabawę. Ledwo co wydukałem z siebie odpowiedź. Tego dnia moje problemy znów się odrodziły. Tyle czasu przecież próbowałem się z niego wyleczyć, by w końcu, kiedy wydawało mi się, że wszystko jest w porządku, zniszczyć to jednym telefonem. Rozłączył się, a ja siedziałem jeszcze kilka minut z słuchawką przy uchu. Nie poszedłem na bal.


I finally put it all together, Nothing really lasts forever
I had to make a choice that was not m
ine
I had to say goodbye for the last time
I put my whole life in a suitcase

Zacząłem studia z medycyny. Wyprowadziłem się z domu przed ukończeniem dwudziestu jeden lat. Jakiś czas później poznałem Matthew. Był miły. Pozwalał mi zapomnieć o Jamesie i do tego naprawdę się o mnie troszczył. Zamieszkaliśmy razem. Wtedy właśnie do naszych drzwi zapukał Jamie. Z torbą, kilkudniowym zarostem i fajką w ustach zapytał czy może zostać na kilka nocy. Matt jak to Matt powiedział, że skoro jest moim przyjacielem to może zostać jak długo tylko chce. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że lepiej byłoby gdyby nie wracał, gdyby w końcu dał mi o sobie zapomnieć. Ale on nie dał. Przyszedł do mojego pokoju, kiedy Matthew był na zajęciach i powiedział jak bardzo za mną tęsknił. Kochaliśmy się potem przez długie godziny, dopóki nie przyłapał nas Matt. Zabrał swoje rzeczy i wyszedł. James wyjechał kilka dni później, zostawiając mnie ze złamanym sercem, niezdanym egzaminem i poplamioną pościelą.

Never really stayed in one place
Maybe that's the way it should be
You know I lived my life like
a Gypsy

Jamie mieszka w Miami i co jakiś czas mnie odwiedza. Gdybym był silny i twardy jak on, kazałbym mu spadać. Ale nie jestem. Pozwalam, by mącił mi w głowie, rozkochiwał w sobie i zostawiał – tak jak wtedy, kiedy miałem piętnaście lat. Tyle że teraz mam dwadzieścia siedem, skończyłem studia, wyrabiam specjalizację z onkologii, mam pracę, mieszkanie i kota. Jestem mężczyzną. A może nie? Czasami wydaje mi się, że wciąż mam te naście lat i mogę pozwolić sobie na zachowania, które nie przystoją już dorosłym. Chociaż w zasadzie jestem dojrzały – na pewno bardziej od Jamesa. On ciągle imprezuje, co noc ma nowych kochanków, a później przychodzi o mnie, przeprasza i mówi: młody, jeszcze dużo musisz się nauczyć.

I'll always keep you inside
You healed my heart and my life
And you know I tried

Chester ‘Ches’ Milton | 27 lat |
Dumny posiadacz kota i wciąż łamanego serca

[Witam wszystkich. Jestem chętna na wątki i powiązania. Mogę zaczynać jeżeli dasz pomysł lub dać pomysł jeśli zaczniesz. Postać Jamesa już niedługo znajdzie się w "Wolnych Postaciach"]

417 komentarzy:

  1. [Ojoj. Przeczytałam tylko zdanie nad kartą i już Jimmiego lubię. Wątek chcę, o. I dzień dobry, tak w ogóle ^^]

    OdpowiedzUsuń
  2. [I tak w sumie, to nie wiem, dlaczego napisałam Jimmy... Wybacz mi błąd kardynalny. Obiecuję, się poprawić i więcej nie grzeszyć!]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Mózg rozjebany! Jaaaaaaa, spierdalaj. Jak ja Cię nie znoszę.
    Ranyboskie, kocham Cię. Zaklepuję, błagam, mogę goooo? Henio go chceeeeee!]

    OdpowiedzUsuń
  4. Cholera, już od rana wiedział, że tego dnia lepiej zostać w łóżku. Zapowiadało się na to, że będzie miał wyjątkowego pecha, jak to bywa w piątki trzynastego. Zwykle się wyrażał, ale tym razem z jego ust co chwila wypływało przekleństwo i to wcale nie lekkiego kalibru.
    Najpierw zaspał i nie zdążył zjeść śniadania, później przyrysował samochód na parkingu, później, kiedy już dojechał do pacy okazało się, że uciekły im dwa Jastrzębie Wielki, co oznaczało, że pół dnia spędził wraz z kilkoma innymi sokolnikami na polanach otaczających siedzibę stowarzyszenia, nawołując ptaki. W końcu, kiedy oba się znalazły i przyszedł czas, by polatał trochę z Sovą, miał nadzieję że wreszcie coś mu się tego dnia uda - Sova zawsze pomagał mu się odstresować. Oczywiście grubo się pomylił. Harris miał chyba zły dzień bo wyjątkowo niechętnie latał. Sam Lucas też chyba nie miał na to ochoty, poza tym dłoń pod rękawicą strasznie go swędziała. W końcu doszedł do wniosku, że jeśli na chwilę ją zdejmie, to świat się nie zawalił. Niestety w tym właśnie momencie Sova postanowił do niego wrócić i wylądował prosto na nagiej ręce Spencera. Skończyło się to dla blondyna bardzo źle, bo ptak miał bardzo ostre szpony.
    Oczywiście dostał opieprz od jednego ze starszych pracowników stowarzyszenia, bo to co zrobił było bardzo lekkomyślne, a później został odesłany do lekarza, by opatrzyli mu ranę.
    Owinąwszy rozharataną rękę w czysty materiał ruszył do najbliższego szpitala, gdzie się zarejestrował i usiadł w poczekalni w nadziei, że przyjmą go za chwilę. Biały materiał całkowicie przesiąknął krwią, a rana piekielnie go bolała.
    Po około pół godzinie w końcu został wywołany. Drżącą dłonią nacisnął klamkę i wszedł do gabinetu, mrucząc pod nosem ciche "dzień dobry".

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jeb się Aś <___< właśnie chciałam dodać swoją kartę. Ale teraz się wstydzę bo twoja jest zajebista... i aż mam ochotę Jamesa zrobić <___<]

    OdpowiedzUsuń
  6. Usiadł na obrotowym krzesełku, starając się nie dotykać mokrym opatrunkiem spodni. Co jak co, ale jeszcze tego brakowało mu do szczęścia, by poplamić ulubione jeansy.
    Przygryzł dolną wargę, starając się nie myśleć o bólu. Cholera, jak można się było tak załatwić?
    Zapewne gdyby nie skupiał się teraz na tej piekielnej ręce, jego wzrok powędrowałby na siedzącego za biurkiem lekarza, niewątpliwie bardzo przystojnego. Najpierw skomplementowałby jego włosy, jak to Lucas miał w zwyczaju, bo wyglądały na zdrowe i miękkie, a w dodatku miały cudny kolor. Później spojrzały na uśmiech, oczy, dłonie. A później przyjrzałby się jego sylwetce, kończąc oględziny stwierdzeniem, że chyba się zakochał.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hej, hej, młody, masz ochotę na wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  8. Syknął cicho, czując ostre pieczenie. Nie odezwał się jednak słowem, bo przecież opatrzyć to trzeba było. Nie odrywał wzroku od lekarza, przyglądając się najpierw temu, co robią jego dłonie (a właściwie samym dłoniom), a później jego oczom. Kiedy usłyszał jego słowa, zmarszczył z niezadowoleniem brwi.
    - Nie bardzo mogę ograniczyć jej ruchliwość - mruknął. Nie mógł przecież zaniedbywać ptaków, a już szczególnie Sovy - Jak długo będzie się to goić?

    OdpowiedzUsuń
  9. Westchnął cicho. No to się załatwił. Sova z pewnością się na niego obrazi i przez kolejne dni będzie musiał starać się go przekupić czymś dobrym.
    Igieł specjalnie się nie bał, ale kiedy tylko szatyn zabrał się do szycia, odwrócił wzrok. Co to to nie - jak na dzisiaj miał dość oglądania ostrych rzeczy w swoim ciele.
    - Zdjąłem rękawicę ochronną i wylądował mi na ręce myszołów - powiedział, spoglądając na niego. - Normalnie sam tego nie robi, trzeba go przywołać, inaczej nie przyleci, ale najwidoczniej miał tak samo zły dzień jak ja.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Zajebista postać i fajna karta, lekko się czyta. no ale tak po za tym, może wątek ? jakiś pomysł ?]

    OdpowiedzUsuń
  11. Uśmiechnął się, podnosząc na niego wzrok. Cholera, mężczyzna był na prawdę przystojny i zdecydowanie w jego typie.
    - Dziękuję - powiedział, wstając z krzesła. - Kiedy mam się stawić na zdjęcie szwów, tak by znów trafić na Ciebie?
    No tak. Jak zwykle najpierw powiedział, a potem pomyślał. Mama tysiące razy mówiła mu coś na ten temat, ale z Lucasa był uparciuch i nie udało jej się wbić tego synowi do głowy.
    Uśmiechnął się, starając nie dać po sobie poznać, że sam był tym pytaniem zmieszany.

    OdpowiedzUsuń
  12. Odebrał od niego teczkę i aż lekko odetchnął, słysząc jego odpowiedź. Już miał przepraszać, że w ogóle o to zapytał, ale na prawdę chciałby go jeszcze spotkać, jednak w porę ugryzł się język. Spokojnie, nie wszystko na raz.
    - Przyjdę na pewno - powiedział, otwierając drzwi. - Do widzenia.
    Nim zniknął na korytarzu, ostatni raz posłał mu uśmiech.
    O teczce rzecz jasna zapomniał, więc musiał wrócić się z parkingu. Jakoś tak mu się od razu humor poprawił. Zaraz się jednak uspokoił, obiecując, że trochę wyluzuje, co znając jego szczęścia mężczyzna okaże się zajęty, albo w ogóle heteroseksualny.
    W czwartek, równo 15 stawił się w poczekalni. Ciemnowłosy lekarz tak mu zapadł w pamięć, że nawet codziennie sprawdzał po kilka razy, czy przypadkiem nie nadszedł już czwartek.
    W gabinecie był już ostatni pacjent, więc kiedy wyszedł, Lucas wślizgnął się do środka.
    - Cześć - przywitał się, siadając na krzesełku, uśmiechając się lekko. - Przyszedłem na ściągnięcie szwów.
    No cóż, nie miał pewności, że i lekarz go zapamiętał. Miał w końcu masę pacjentów, a Spencer nie był jakąś wybitną osobistością.

    OdpowiedzUsuń
  13. [hmm...może niech będzie szpital, to już mam nawet pomysł na początek xP]

    Nie jego winą było iż kłopoty jak magnez ciągnęły do niego, tym razem też tak było. Bójka przed jakimś clubem, Alan ominął by starcie łukiem gdyby nie fakt iż po mordzie dostawał jego kumpel. Wpadł w sam środek i pokazał że byle jakim przeciwnikiem nie jest. W końcu wojsko nauczyło go iż nie raz trzeba umieć sobie poradzić bez broni, a że uwielbiał boks to druga sprawa.
    Koniec końców było pięciu na dwóch, nawet on w myślał odetchnął gdy grupce odechciało się bić i wycofali się.
    Delgado skończył z chyba wybitym barkiem i na pewno rozciętym łukiem brwiowym, gorzej z kumplem który chyba mocno oberwał w głowę.
    Dziesięć minut później byli w szpitalu, razem z jeszcze jednym znajomym zgarnęli gorzej obitego i pojechali do szpitala bo nie wiadome było co z nim jest.
    Alan oparł się lekko o ścianę i skrzywił się nieco gdy przypadkiem dotknął ramienia. Bolało mocno, ale nie potrzebował by ktoś spojrzał na to, albo przynajmniej on tak uważał.

    [mam nadzieje że może być ;)]

    OdpowiedzUsuń
  14. [siemka, wątek jakiś?]

    OdpowiedzUsuń
  15. Kumpel który oberwał praktycznie został wepchnięty do sali, bo chłopak nie chciał współpracować.
    Nox musiał wiedzieć co z nim, więc stał teraz mrucząc coś pod nosem. Podrapał się po policzku i zmiażdżył spojrzeniem lekarza który został zawołany, kiedy ten krzyknął do drugiego lekarza żeby zobaczył co z Delgado.
    Nie chciał pomocy dlatego nieprzyjaźnie spojrzał na Milton'a. Starł krew z boku twarzy, wiedział że zatamowanie krwi z łuku brwiowego to nie łatwa sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  16. - Skąd ten pomysł? - zapytał, siadając i podwijając rękaw kolorowego swetra, by odsłonić opatrunek. Uśmiechnął się przy tym wesoło.
    Cholera, przy tym mężczyźnie nie potrafił się nie uśmiechać.
    - Prawdę mówiąc, myślałem, że o Ty zapomnisz, że mam przyjść - powiedział po chwili.
    Zdziwił się lekko, uświadomiwszy sobie, że lekarz zwrócił się do niego po imieniu. Dopiero po chwili uzmysłowił sobie, że przecież dane wypisane miał w karcie, choć i tak zaskoczony był, że szatyn zapamiętał, jak się nazywa.

    OdpowiedzUsuń
  17. Spojrzał na niego ze zdziwieniem, zaraz jednak uśmiechając się słodko.
    - Jak rozumiem, ja jestem jednym z tych, którzy zapadają? - zapytał, unosząc jedną z brwi.
    Aż mu się cholera miło zrobiło. Nie codziennie takie rzeczy słyszał, zwłaszcza do takich facetów.
    Prze te cudne oczy praktycznie w ogóle nie zwrócił uwagi na lekki ból towarzyszący wyciąganiu szwów.

    OdpowiedzUsuń
  18. Skończył pisać wiadomość na komórce i wsunął ją do kieszeni szortów w hawajskie kwiaty. Pociągnął łyk piwa z butelki, zapatrując się na wielkie ognisko buchające lazurowym ogniem za każdym razem gdy ktoś dorzucał drwa. Uśmiechnął się na ten widok i dopiero po chwili rozejrzał za znajomymi. Wszyscy bawili się dobrze tańcząc, pijąc i wygłupiając się. Tylko Jay jakoś wyjątkowo nie miał ochoty do zabawy. Jego spojrzenie w końcu skierowało się w bok, łapiąc w ostatniej chwili spojrzenie mężczyzny, którego raczej wcześniej tu nie widział. Aż dziwne, bo facet był niczego sobie. Zdecydowanie w typie Larsena. Uśmiechnął się do niego, w myślach obstawiając, który pierwszy z nich zagada do drugiego.

    OdpowiedzUsuń
  19. No proszę, chyba pierwszy raz nie trafił mu się zajęty heteryk. A to niespodzianka! Idealnie, by wypróbować nowy, czerwony długopis, oznaczając ten dzień w kalendarzu.
    - Właśnie miałem Cię pytać o to samo - odparł, wstając. - Z chęcią się wybiorę.
    Tylko spokojnie. Bez ekscesów. To przecież jeszcze o niczym nie świadczyło, prawda? Może zwyczajnie był miły? Albo chciał go okraść i musiał jakoś podejść? Albo był psychopatą, zbiegiem z zakładu dla obłąkanych i chciał go zamordować w jakiejś ciemniej uliczce. Bo jakoś mu się wierzyć nie chciało, że los postanowił wreszcie podarować mu w prezencie jeden szczęśliwy dzień. Nie miał przecież urodziny, a dzień dobroci dla zwierząt wypadał zawsze wtedy, kiedy matka przyjeżdżała sprawdzić, jak się jego pierworodny miewa i wreszcie gotowała mu porządny obiad.

    OdpowiedzUsuń
  20. [Mogą spotkać się jakoś u weterynarza, bo Red też ma małego kotka, co ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  21. -To samo ja mógłbym powiedzieć o tobie- zaśmiał się. Jay miał przyjemnie niski, seksownie zachrypnięty głos. Postawił butelkę piwa na piasku, obok swojej stopy i zsunął z ramion koszulę w kolorową kratę, pozostając jedynie w dopasowanej, białej podkoszulce. W świetle ogniska jego tatuaże na ramionach nabierały jakichś dziwnych, groteskowych wzorów.
    -Przychodzę tu raz na jakiś czas ze znajomymi, ale nie pamiętam ciebie. Możliwe, że się mijaliśmy- mruknął rozbawiony, wzruszając ramionami i sięgając po swoje piwo.
    -Jestem Jay- przedstawił się, wyciągając w jego stronę dłoń.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Pfff. Bo ja prawdę mówiłam! Poza tym, faktycznie pół dnia, bo od rana Cię męczę. xD
    Wącisz?]

    OdpowiedzUsuń
  23. Osz cholera, jak on się uśmiechał. Aż miało się ochotę zeskanować tą buźkę i obkleić nią choć jedną ścianę mieszkania. A najlepiej to wszystkie.
    - Miło mi Cię poznać - powiedział wyciągając do niego dłoń i modląc się przy tym, by nie przeszedł go niepotrzebny dreszcz, kiedy tylko mężczyzna ją uściśnie. Zaraz potem odetchnął dyskretnie - chwała Bogom, nie przeszedł.
    - To gdzie idziemy, Ches? - zapytał, kiedy kierowali się w stronę wyjścia.
    Chester. Ches. Cheeeesssssss. Nazwałby tak syna. I psa. I kota. I Sovę też by tak nazwał, gdyby już nie był Sovą.

    OdpowiedzUsuń
  24. Zaśmiał się krótko, zauważając to kilkusekundowe opóźnienie, pokonał tą odległość połowy kłody która ich dzieliła i usiadł bliżej Chestera. Palcami zaczesał niesforne kosmyki na tył głowy.
    -Ja zacząłem tu przychodzić od jakichś dwóch lat- przyznał po chwili namysłu.
    -I też z kumplem Jamesem- zaśmiał się, unosząc butelkę z piwem i upijając łyka. Obok niego na wolnym miejscu usiadły dwie dziewczyny, więc Jay chcąc nie chcąc przysunął się jeszcze bliżej Miltona, udając że nie zauważa że ich biodra, uda i ramiona się dotykają.

    OdpowiedzUsuń
  25. Ness zdecydowanie miał dziś pokręcony dzień. Max – szczur, nie kolega- miał zły dzień, więc dziabnął swojego właściciela, w sumie Nestor zapomniał mu dać jeść, nie powinien się dziwić. Dobra. Szczur to nic, jego druga matka miała chyba zespół napięcia przedmiesiączkowego i mało nie rzuciła w swego przybranego syna nożem, jak ten podebrał jej naleśnika…
    Teraz miało być dobrze, miał odwiedzić kolegę, zostać u niego na noc i się nie martwić, że wszyscy wkoło się wkurwiają.
    Wsiadł do windy chwilkę przed tym, jak ta się zamknęła, był tam jeszcze jakiś facet, na którego Nesst nie zwrócił zbytniej uwagi. Nacisnął guziczek z numerem sześć i oparł się o ściankę.
    Przymknął oczy oddychając spokojnie, nie czuł się pewnie na tak małej przestrzeni i starał uspokoić w sobie przekonanie, że winda się zatrzyma, a on zostanie tutaj uwięziony.
    Mógł iść schodami, jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  26. Zaśmiał się i chyba tylko to, że chwilowo nie mógł się wysłowić, powstrzymało go przed odpowiedzeniem "najlepiej od razu weźmy ślub". Boże, tak. Chyba się zakochał. Czy to tak właśnie wyglądało? Że słyszało się kościelne dzwony, że pachniało kwiatami i nagle robiło się ciepło?
    Minęła chwila, nim zdał sobie sprawę z tego, że w pobliskim kościele właśnie wybijali piętnastą trzydzieści, że obok stał śmietnik, do którego ktoś wrzucił z tuzin bukietów świeżych kwiatów (co wyglądało mu na nieudane oświadczyny), a termometr w cieniu wskazywał ponad dwadzieścia pięć stopni.
    Cholera, jaki z niego był kretyn.
    - A co powiesz na kino?
    Taaaaak. Ciemność, pusta sala, tylko on, Ches i jeden popcorn. Plan zły do kości, mwahahaha!

    OdpowiedzUsuń
  27. Omal się nie zakrztusił pociągając łyk piwa z butelki.
    -Że jak? McCortney?- powtórzył patrząc na niego z lekkim zaskoczeniem. Znał Jamesa o takim nazwisku już od paru lat i często razem imprezowali. Był z niego kawał drania, ale o dziwo Jay go lubił.
    -Mój kumpel też ma tak samo na nazwisko. James McCortney- zaśmiał się nagle rozbawiony.
    -Jeśli chodzi o tą samą osobę, to na prawdę świat jest mały.

    OdpowiedzUsuń
  28. Chyba za bardzo wkręcił się w opracowywanie reszty swojego złego do kości planu, jednocześnie napieprzając coś do bruneta, bo nie wiedział kiedy znaleźli się w kinie. Miał tylko nadzieję, że nie wypalił z niczym w stylu "masz jakieś choroby weneryczne" czy też "chodźmy może do mnie, bo chciałbym Cię wypróbować w praktyce". Nie, żeby Lucas chciał go tylko przelecieć i potem rób dziecko, co chcesz, bo na prawdę chciał go lepiej poznać, ale Ches był wspaniale zbudowany i Spencer domyślał się, na jakim poziomie mogą znajdować się jego umiejętności.
    Ale nie, spokojnie. Musiał się przecież opanować, zachować spokój i choć udawać dorosłego faceta. Czasy, kiedy był napalonym na wszystko nastolatkiem dawno już przeminęły.
    - To na co idziemy? - zapytał, przyglądając się plakatom filmowym wywieszonym na jednej ze ścian.

    OdpowiedzUsuń
  29. Przez chwilę przyglądał mu się z uwagą, zastanawiając na ile to możliwe że jego James i James Chestera to ta sama osoba. Westchnął cicho i przeniósł wzrok na ognisko.
    -Wystawił mnie. Mieliśmy się dzisiaj tu spotkać, ale on sobie znalazł jakąś kolejną chętną dupę...- prychnął, mimowolnie uśmiechając się i zaraz upijając piwa.

    OdpowiedzUsuń
  30. Ukradkiem przyglądał mu się i nie wiedział czy to przez światło padające z ogniska, czy faktycznie Ches miał przez chwilę minę jakby go coś zabolało. Hmm. Ciekawe.I jeszcze ten zbolały ton. Zastanawiał się co łączy Jamesa z Miltonem i co takiego zaszło między nimi.
    -Długo się znacie?- zapytał, zaraz dopijając piwo i odstawiając pustą butelkę za kłodę na której siedzieli. Później się ją wyrzuci.

    OdpowiedzUsuń
  31. Odetchnął z ulgą. Nie znosił komedii romantycznych. Wszystkie, co do jednej, kończyły się happy endem i miłością po grób. Nie było większego kitu. Nic, nie kończyło się happy endem, przynajmniej w przypadku Lucasa.
    - Batman może być - stwierdził, ruszając w stronę kas.
    Kupił dwa bilety i jeden wręczył brunetowi.
    - Ty kupujesz popcorn - powiedział, uśmiechając się po swojemu. Przez głowę znów przemknął mu niecny plan, świadczący o jednym popcornie na ich dwóch, ale nie odezwał się słowem. Spokooojnie. Wszystko powoli.

    OdpowiedzUsuń
  32. Przez zmęczenie i to iż połowę twarzy miał już ubrudzoną krwią, jego mordercze spojrzenie nie bardzo działało.
    Więc zmrużył nieco oczy, ale nie kłócił się z nim, eh...obiecał sobie idąc na urlop że nie uderzy kogoś kto nic mu nie zrobił, dlatego też pewnie lekarz nie dostał w pysk gdy złapał go za brodę i przechylił mu głowę co wywołało tępy ból gdzieś pod czaszką, ale nie powiedział o tym. Z obrażeń które było widać bardziej dokuczał mu wybity bark niż łuk brwiowy.
    Wymamrotał coś cicho gdy lekarz wrócił z igłą i nicią. Już nie raz był szyty bez żadnego znieczulenia, więc teraz też wystarczyło zacisnąć zęby.

    OdpowiedzUsuń
  33. Winda się zatrzymała, a Ness natychmiast otworzył oczy, przestraszony. On wiedział, że powinien iść pieprzonymi schodami, windy są takie małe, ciasne, ściany są tak blisko niego, wyglądają jakby miały go co najmniej przydusić.
    -Ja pierdolę… - powiedział trochę zduszonym głosem, nie powinien tu włazić, zdecydowanie.
    Spokojnie, zaraz to naprawią, muszą to naprawić. Prawda? Oczywiście, że prawda, nie może być inaczej.
    Ness zagryzł policzki od środka, momentalnie zrobił się blady tak bardzo, że trudno było odróżnić jego cerę od linii białych włosów.
    Było mu co najmniej duszno. Przymknął powieki i starał się oddychać głęboko, tak jak to radzono podczas stresu. Kurwa, nie działało. Czemu to nie działało?

    OdpowiedzUsuń
  34. Przyglądał mu się uważnie.
    -Nie wyglądasz jakbyś chciał o nim rozmawiać- zauważył. Sięgnął do kieszeni szortów i wyciągnął nieco sfatygowaną paczkę fajek. Miał ostatnie dwa. Wyciągnął jednego i niewiele się zastanawiając podsunął paczkę Chesterowi.
    -Jeśli nie chcesz, nie musimy o nim gadać.

    OdpowiedzUsuń
  35. No i w końcu jakiś lekarz który nie był zaskakująco sadystyczny, bo ci z którymi się spotykał w swojej ciekawej robocie, nie należeli do łagodnych.
    - Dzięki..- mruknął cicho. Poruszył przypadkiem ręką i skrzywił się.- możesz zerknąć jeszcze na bark, cholernie boli...aż za mocno na zwykłe wybicie - stwierdził cicho spoglądając na niego.

    OdpowiedzUsuń
  36. [Dzięki, dzięki. Nie potrzebujesz przypadkiem do czegoś Holmesa? Bywa przydatny. Czasami.]

    OdpowiedzUsuń
  37. Zastanowił się chwilę, wyciągnął z ust niezapalonego jeszcze papierosa i zgniótł go razem z paczką i cisnął w ognisko.
    -I dobrze. To nie zdrowe- przyznał z rozbawieniem.
    -Chcesz jeszcze piwa?- pójdę przynieść- oferował się, podnosząc się z kłody.

    OdpowiedzUsuń
  38. No to się zaczynały schody. Uwaga, słynne rozkminy życiowe pana Spencera, scena pierwsza, ujęcie pierwsze, akcja!
    - W zasadzie lubię oba, choć karmelowy w pewnej chwili zaczyna mnie mulić... Może zjemy po połowie?
    Chwila minęła, nim oderwał spojrzenie od popcornu i przeniósł je na, osz, Matko Boska Częstochowska, przystojną twarz Ches's.
    - Chyba, że Ty któryś wolisz bardziej.
    No proszę. I obyło się bez powtórek. Teraz chyba nadchodził czas na głośny sequel, czyż nie? Ale spokojnie, wszystko powoli.

    OdpowiedzUsuń
  39. Ness otworzył oczy i naprawdę starał się skupić na słowach nieznajomego. O co mu mogło chodzić?
    Ach, telefon. Na litość Boską, Nestor nawet nie pamiętał czy go wziął. Chyba wziął, inaczej jego matka nie mogłaby do niego wydzwaniać.
    Spojrzał na faceta i miał ochotę zniknąć. Być teraz w miejscu, gdzie jest duża przestrzeń, a najlepiej w ogóle nie ma ścian.
    Wdech i wydech. Wydech! No Nestor jak na porodówce… Zaraz, on przecież nigdy tam nie był.
    -M-mam kl-klaustrofobię – wymamrotał i opuścił wzrok. By sięgnąć do swojej kieszeni. Ręka mu się trzęsła i nagle telefon w ogóle nie chciał dać się wyciągnąć.
    Zagryzł wargę i podał urządzenie nieznajomemu.

    OdpowiedzUsuń
  40. Stał sobie grzecznie, dziś zupełnie czysty, jako że miał niezwykle odpowiedzialną wizytę u lekarza swojego nowego przyjaciela. Kotek jak to kotek, po wypadku potrzebował oględzin co jakiś czas, czy wszystko ładnie się zrasta, czy łapki wciąż na swoim miejscu, a nosek wilgotny. Chociaż minęło już trochę czasu, odkąd Red wyciągnął zwierzę spod kół samochodu, wolał być pewien na 120% czy wszystko jest na pewno w porządku.
    Tak właśnie sobie stał, kiedy kocię zaczęło niemiłosiernie miałczeć, no więc ignorując już całkowicie społeczność zebraną w pomieszczeniu, Sawn odpowiedział mu tym samym. Miałczał jak opętany, wpatrując się w kotka i co jakiś czas machając głową, gdy szturchnął i to dość mocno, choć całkiem niechcący, jakiegoś faceta, już miał go przepraszać, kiedy zaabsorbowany rozmową z Miałem - bo tak też nazwał swojego kota, zamiast odezwać się po ludzku, wydeklamował przeprosiny po kociemu.

    OdpowiedzUsuń
  41. Widząc jego uśmiech, uśmiechnął się w odpowiedzi i podał mu butelkę. Muzyka jakby stała się głośniejsza, a ludzi przybyło. Zrobiło się trochę ciasno na kłodach.
    -Co powiesz na to by się przejść? Trochę głośno tu się zrobiło.

    OdpowiedzUsuń
  42. Nestor naprawdę starał sobie wmówić, że jest teraz gdzie indziej. Gdziekolwiek, byle nie tutaj. Kurwa mać, dlaczego zawsze on musi się gdzieś, gdzie nie powinien wpakować.
    Właściwie to chciało mu się ryczeć, krzyczeć, a trudno było mu wydusić z siebie głos. Odetchnął głęboko, zrezygnowany.
    -Nestor – wymamrotał, dość cicho, jednak chyba na tyle głośno by go mógł mężczyzna usłyszeć. –Do kolegi. – Trudno mu było złożyć jakąś dłuższą wypowiedź, ponieważ skupiał się na świadomości, że ściany są niebezpiecznie blisko, a on nie ma jak stąd wyjść.
    Zmełł przekleństwo.

    OdpowiedzUsuń
  43. Wybuchnął śmiechem, o mało nie zwalając przy tym popcornu na ziemię.
    - Najbardziej boję się gnomów - powiedział, poważnym tonem. - Są sprytniejsze, niż na to wyglądają, więc uważaj.
    Świata zgasły, dookoła zrobiło się zupełnie ciemno, a po chwili na ekranie pojawiły się napisy początkowe.
    Trójco przenajświętsza, chyba pierwszy raz nie oglądał w kinie reklam. Tak, ten dzień ewidentnie kwalifikował się do oznaczenia w kalendarzu na czerwono.

    OdpowiedzUsuń
  44. Kiedy odzyskał w końcu zdrowy rozsądek, ponownie spojrzał na chłopaka, instynktownie zapamiętując każdy szczegół rysujący owal jego twarzy. Wyglądał co najmniej źle.
    - W porządku, bracie? - Rzucił, przechylając delikatnie głowę i unosząc brwi, coby zmarszczyć czoło. Co jak co, ale zmarszczone w ten sposób czoło dodawało mu do nieskończonej inteligencji.

    OdpowiedzUsuń
  45. Zaśmiał się i zanim odpowiedział napił się piwa, wsuwając jedną rękę w kieszeń szortów. Westchnął cicho, patrząc przed siebie.
    -Jak to James. Zarywał do mnie- zerknął na niego kątem oka, sprawdzając jakie wywarło to na niego wrażenie. Nie wydawało mu się żeby Chester nie wiedział że Jamie jest gejem, a jeśli nie wiedział to już za późno. Wkopał go.
    -Ma pecha że nie jest w moim typie- prychnął. -Mówi że się ze mną zadaje tylko po to, by w końcu zaciągnąć do łóżka- mruknął z rozbawionym uśmiechem, znów pociągając łyk piwa. Ktoś inny by powiedział, że Jay jest ostatnim idiotą, przed obcym facetem odkrywając że jest gejem, ale Larsen przeważnie najpierw mówił, a potem myślał. Z resztą. Nigdy nie przejmował się tym, co ludzie sobie o nim pomyślą.

    OdpowiedzUsuń
  46. Dobrze, to nic że Nestor poczuł na swoich wargach usta. Może i dobrze, bo myśli gdzieś nagle spierdoliły, ale Ness, jak to Ness. Do całowania z nieznajomymi się jakoś nie palił i chociaż to było przyjemne, ba, wiadomo że całowanie się jest przyjemne to Ness zmarszczył brwi i odsunął się lekko. Tym samym usadowił się w rogu windy. Podciągnął kolana pod brodę i oparł na nich czoło, nie mówiąc absolutnie nic, o ile był w stanie teraz cokolwiek z siebie wydusić.
    I nagle znowu zaczął myśleć, może niezbyt skutecznie, jak to on, ale jednak skontaktował, że nadal tu jest, nadal jest tutaj mało miejsca i wcale nie znalazł się w jakiś magiczny sposób w lepszym miejscu.
    -Kurwa – zaklął i stwierdził, że mógł się chyba jednak nie odsuwać, aj tam. Zaraz go stąd zabiorą, prawda?
    Oczywiście, że tak inaczej Ness naprawdę nie wiedział, jak zacznie reagować.

    OdpowiedzUsuń
  47. Nie miał za co przepraszać wszak Redzio wyglądał tak niemal codziennie, no może oprócz tych dni, gdzie postarał się o swój wygląd. Na co dzień jednak nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do tego co zowią urodą.
    -.. że będą żałować, albo skończą gdzieś w złym stanie. - Dokończył za niego, jakkolwiek źle by to nie brzmiało, nie chciał używać przy nim słów "umrą" i "śmierć", w końcu nie wiedział co dolega jego małemu przyjacielowi.
    - Sawn, i przykro mi ale to się skończy chyba za jakieś dwa tygodnie, więc jeśli chcesz wejść pierwszy po prostu zacznij krzyczeć, że kot jest w stanie krytycznym i potrzebuje natychmiastowej pomocy, bo.. - urwał, jakby zastanawiając się nad konsekwencjami - bo wszyscy będą musieli płacić za leczenie, poza tym pójdą do piekła, bo przyczynili się do złego stanu kotka. Mówię ci, to zadziała, ludzie nie lubią za nic płacić, więc spokojnie cię przepuszczą. - Pokiwał głową, jakby wiedział co mówi. Właśnie, jakby..

    OdpowiedzUsuń
  48. Parsknął śmiechem, kręcąc głową.
    -Wcale nie... po prostu wiesz jak to jest. Spotyka się dwóch aktywów i żaden nie chce być na dole- mruknął zaraz upijając piwa. Zaraz jednak się zreflektował.
    -Sorry. Słaby żart- zaśmiał się, trącając go łokciem w bok.
    -Ale tak poważnie... z początku średnio się znosiliśmy. Potem jakoś tak się zmieniło w przyjaźń, a ja mam zasadę, że z przyjaciółmi się nie pieprzę- mruknął uśmiechając się kącikiem ust. Już kilka razy się na tym przejechał.

    OdpowiedzUsuń
  49. Spojrzał na mężczyznę z dołu i uśmiechnął się słabo owijając ramionami swoje zgięte nogi. Wyglądał co najmniej żałośnie, bledszy niż normalnie.
    Zacisnął dłoń na nadgarstku czując jak się lekko trzęsie, obiecał sobie, że nigdy więcej nie wlezie do windy, chociażby miał na naste piętro po schodach zapierdalać, ale to nic nie dało, nadal czuł się niespokojny.
    -Nic się nie stało – wymamrotał, kiedy już zebrał się w sobie, żeby z jego ust wyszło coś sensownego, zamiast nieskładnej paplaniny, to było dość nienormalne dla osoby która potrafi gadać o czymkolwiek godzinami.

    OdpowiedzUsuń
  50. Zaśmiał się słysząc jego słowa.
    -Polecam. Lepiej się żyje- uśmiechnął się rozbawiony, upijając piwa. Kawałek przed nimi na piasku leżała niewielka łódka. Jay uśmiechnął się i przyspieszył kroku ruszając w jej stronę. Wszedł do środka i z zadowoleniem rozsiadł się na ławeczce.
    -Chodź. Jeszcze sporo tu miejsca- poklepał miejsce obok siebie.

    OdpowiedzUsuń
  51. Nestor był natomiast geniuszem i to dziewiętnastoletnim, na dodatek nadpobudliwym, czego w tej chwili nie było po nim widać.
    Grzecznie wykonał wszystkie polecenia Chestera i tak się denerwował, ale nawiedziła go myśl, co by to było, jakby został zamknięty tutaj tak całkiem sam. Na litość boską ile jeszcze będą robić coś z tą windą.
    Naprawdę starał się liczyć, ale gdy po łbie chodziło tyle innych myśli było o to trudno.
    -Zajebisty dzień – warknął, chociaż nie miało być to nawet wypowiedziane na myśl. Westchnął głęboko.
    Naprawdę w trumnie też by się zamknąć nie dał, spieprzałby, aż by się kurzyło.

    OdpowiedzUsuń
  52. Jayson z uśmiechem zapatrzył się w gwiazdy, pociągając co chwilę z butelki piwo.
    -Znasz się na gwiazdach?- zapytał, przenosząc roziskrzony wzrok na Chestera. Tu gdzie teraz siedzieli było niemal zupełnie ciemno. Ognisko zostało daleko za nimi, a jedynym źródłem światła był olbrzymi księżyc w pełni odbijający się w spokojnym morzu.

    OdpowiedzUsuń
  53. Trochę zaskoczył go z tym tekstem, ale zaraz uśmiechnął się odrobinę rozbawiony. No proszę. Ches go podrywał. Uniósł butelkę piwa i upił łyk, jednocześnie odchylając się nieco do tyłu i opierając na wyprostowanej ręce o ławkę na której siedzieli. Że niby przypadkiem za plecami mężczyzny.
    Odsunął butelkę od ust i wskazał wskazującym palcem kilka gwiazd.
    -Tam masz Mały Wóz- powiedział, zaraz rozglądając się po niebie- Tam jest Duży Wóz- wskazał kolejny gwiazdozbiór. -A tam jest gwiazdozbiór Raka, mój znak zodiaku- zaśmiał się.
    -Jak mi powiesz jaki masz znak zodiaku to może odnajdę twój gwiazdozbiór- uśmiechnął się do niego, bez skrępowania patrząc mu w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  54. [oj. no to dobranoc kocie <3 :*]

    OdpowiedzUsuń
  55. -Mówisz lew- mruknął i z rozbawieniem spojrzał na niebo.
    -Spójrz. Jest tuż obok mojego gwiazdozbioru- powiedział przechylając się lekko w jego stronę i wskazują kilka gwiazd. Przechylił odruchowo głowę w bok, niemal dotykając skronią jego skroni. Przy tej bliskości czuł zapach jego perfum i to przyjemne ciepło ciała.
    -Ale skoro lew to pewnie...- zamyślił się- Jakoś niedługo masz urodziny, co? -spytał odwracając głowę w jego stronę. Cholera. Aż się nie zorientował, że siedzą tak blisko.

    OdpowiedzUsuń
  56. [O, jak miło, że się podoba ^^]

    OdpowiedzUsuń
  57. [Talent? Gdzie?? Że niby ja? Nie, stanowczo nie.
    Niemniej, dziękuję :3, niezmiernie mi miło, że się podoba.
    A Twoja karta taka smutna... To może walniemy jakiś wątek, psze Pani?]

    OdpowiedzUsuń
  58. Geniusz nie opuszczał go ani na krok, chociaż sam był zdziwiony, że ludność tak szybko połknęła haczyk, mimo wszystko dumny był z siebie, że przyczynił się do tego małego sukcesu.
    - Ja bardzo chętnie, ale najpierw muszę sprawdzić czy z Miałem wszystko gra. - Odparł, instynktownie zerkając na kotka i czule kreśląc palcem małe M na jego łebku.
    - Możemy się jakoś spiknąć na wieczór czy coś. - Wyszczerzył się wesoło.

    OdpowiedzUsuń
  59. [Ooo, pasuje mi. Walnijmy Dexowi ranę postrzałową, co będziemy się rozdrabniać. W takim razie niech się spotkają na nocnej zmianie na komisariacie :>. Zaczynasz czy ja zaczynam?]

    OdpowiedzUsuń
  60. [Zaczynam w takim razie. I może nie zwracaj uwagi na moją, czasem dziwną, twórczość xD. A tak poza tym to ja i mój mózg mamy się dobrze. Dobra, nic nie mówiłam..]

    Praca papierkowa! Pisanie raportów! - jednym słowem, zabawa na całego!!! Słowa napisane długopisem Dextera tańczyły radośnie chachę, śpiewając przy tym w głos makarenę. Długopis zaraz dołączył do tej wesołej imprezy, wywijając zachęcająco plastikowym tyłeczkiem. Linijka razem z gumką, jak ten Flip i Flap, wrzeszczały pijacko, że zaraz rozkręcą ten burdel. Tona wypalonych fajek… BIP BIP… litry wypitego alkoholu… BIP BIP BIP.
    Dexter poderwał się gwałtownie z biurka, jak tylko głośnie bipanie jego telefonu rozbrzmiało w pomieszczeniu, przerywając panującą w nim grobową ciszę. Przez chwilę wpatrywał się tępo w pisany wcześniej raport i aż cały się zmarszczył dochodząc do wniosku, że uzupełnianie tych wszystkich nudnych papierków robiło baaardzo dziwne rzeczy z ludźmi. Zignorował przychodzące połączenie, naprawdę nie mając ochoty tłumaczyć, że znowu siedzi po nocach w pracy. Chyba sam jedyny w dodatku, mając jeszcze zadanie w postaci przyjmowania możliwych zgłoszeń. No cóż, kasę dostawał za takie siedzenie większą, a i raporty kiedyś napisać trzeba było. Wrócił z powrotem na siedzenie, kątem oka rejestrując przez okno jakiś ruch. Może ktoś do niego wpadnie i rozmową, czy czymkolwiek innym, wywieje mu z mózgu te tańczące długopisy. Niewątpliwie teraz by mu się to przydało…

    OdpowiedzUsuń
  61. Odmachał mu ładnie, nawet trochę poetycko, jeśli można to tak nazwać, wysuwając i cofając wyćwiczone palce lewej ręki.; W klinice spędził jeszcze jakieś piętnaście lat, dowiedział się, że z kotkiem jest wszystko w jak najlepszym porządku, a później wrócił do swojej klitki, wysprzątał o tyle o ile miał na to ochotę, wziął jakiś prysznic, blancika zapalił i już był gotowy do wyjścia, gdy z zadumy wyszarpała go pikająca mikrofalówka. No tak, przecież miał jeszcze coś zjeść. Euforycznie więc pochłoną jakąś chińszczyznę jedynie z nazwy i udał się na spotkanie z nowym kumplem. Szczęściem, mieszkał w pobliżu, więc już siedem po dziewiątej był na miejscu. Wzrokiem wyszukał siedzącego przy wciśniętym w kąt stoliku, koleżkę i z żyjącym niemal bananem na twarzy, przysiadł się do niego.
    - No cześć, jak tam kiciuś? - Wyszczerzył się jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe, przymykając przy tym śmiesznie powieki.

    OdpowiedzUsuń
  62. Śledczy przetarł zmęczone oczy, stwierdzając przy tym, że bez napojów energetycznych to się tu zdecydowanie nie obejdzie. Podniósł więc swoje jakże seksowne cztery litery i przespacerował się do szafeczki z różnego rodzaju napojami i przegryzkami. Wyciągnąwszy dla siebie Burna, ale nie zdążywszy go nawet otworzyć znowu usłyszał dzwoniący telefon. Nawet nie patrząc na jego wyświetlacz wcisnął ignoruj, ale… Ale, ale on nie przestał dzwonić! Dextera od razu naszła myśl, że znalazł się normalnie w jakiejś incepcji. Jazda dziś na całego, nie ma co. Może jednak powinien ograniczyć trochę pracę. ‘A nie, to po prostu nie ten telefon’ - powiedział do siebie w myślach, jak tylko to odkrył, z niewątpliwym westchnieniem ulgi. Świetnie, dalej może być pracoholikiem!
    - Flangan, słucham. - Odebrał w końcu aparat, stojący na jego biurku, zasiadając na krześle i zakładając buty na blat. - Dobra, przyjdź tu któryś z nim do mnie, bo mi się nie chce już wstawać - rzucił po wcześniejszym wysłuchaniu gadaniny jakiegoś policjanta o tym jakoby jakiś jegomość chciał się z nim widzieć. Ktokolwiek by to nie był sam miał się tu pofatygować, bo Flangan właśnie raczył się napojem bogów i nie zamierzał za Chiny wstawać.

    OdpowiedzUsuń
  63. Ze zdjęciem koszulki miał spory problem bo jak zrobić nie ruszając jedną ręką i dodatkowo będąc dość obitym.
    W końcu jednak poradził sobie.
    Zazgrzytał zębami kiedy lekarz nastawiał bark, cicho odetchnął słysząc charakterystyczne strzyknięcie.
    - Nie leczone dolegliwości sprzed lat - powtórzył za nim, spoglądając na mężczyznę z cieniem uśmiechu.- aż się staro poczułem - przyznał z lekkim rozbawieniem.
    Wciągnął na siebie z powrotem koszulkę.- No to przyjść mam...- urwał w pół zdania gdy do sali wpadł znajomy który ich tu przywiózł i wypalił śmiejąc się by przestał flirtować z lekarzem, bo muszą już jechać stąd.
    Prawie zabił go wzrokiem, jednak zrezygnował w połowie i tylko wzruszył ramionami.- Jeszcze raz dzięki - mruknął, wyszedł po prostu.

    Miał pojawić sie we wtorek i przyszedł w ten dzień. Usiadł sobie na krześle i poczekał aż przylezie jakaś pielęgniarka czy lekarz by zdjąć szwy.

    OdpowiedzUsuń
  64. [Skoro Chester jest tylko dwa lata starszy od Gabrysia, sądzę, że mogą się znać ze szkoły na przykład, albo dzięki wspólnym znajomym. A teraz mogą się spotkać w klubie Gabrysia, albo ktoś z jego rodziny ma nowotwór, a Gabryś jako dobre dziecko odwiedzi tę osobą i w korytarzu na siebie wpadną. W sumie to nic innego nie przychodzi mi do głowy.]

    OdpowiedzUsuń
  65. Jego wzrok na moment zawiesił się na jego ustach. Cholera. To było takie kuszące. Uniósł dłoń i ułożył ją na jego policzku. Kciukiem zarysował łuk pod jego okiem i gdy zdawało się że już go pocałuje, uśmiechnął się i odsunął cofając dłoń. Spojrzał w niebo i pociągnął solidny łyk z butelki, opróżniając ją całą. Westchnął ciężko i postawił butelkę na pokładzie łódki, pozwalając by się przewróciła i przetoczyła na sam przód.
    -Zaprosisz mnie na imprezę urodzinową?- mruknął przyjemnie niskim głosem, spoglądając na niego.

    OdpowiedzUsuń
  66. Gdy w końcu jedna z pielęgniarek powiedziała mu do którego gabinetu iść. Podniósł się, zapukał lekko zanim wszedł.
    - Dobry - mruknął krótko bo jakoś nie chciało mu się powiedzieć "dzień dobry" po za tym to nie było w jego stylu.
    Siadł sobie i poczekał cierpliwie.
    Cień uśmiechu pojawił się na chwilę na jego twarzy, zdejmowanie szwów dziwnie łaskotało, ale wiedział że tak będzie już nie raz przez to przechodził. Kątem oka obserwował mężczyznę.

    OdpowiedzUsuń
  67. - No to fantastycznie. - Odparł natychmiastowo, ciężki łeb podpierając na nadgarstku, drugą rękę zajął buszowaniem w karcie alkoholi, zbrukanej przez użycie w produkcji miękkiego papieru, przez co wyglądała jak zwykła ulotka.
    - Więc czym się zajmujesz? - Rzucił nagle, trochę sarkastycznie, machając rzęsami. Wcale nie chciał o tym gadać, to nie było w jego stylu, to nie był on, ale z drugiej strony, kiedy ostatnio był prawdziwym sobą? Wolał rozmowy na wyższym poziomie, o rzeczach ważniejszych - jeśli można to tak nazwać.

    OdpowiedzUsuń
  68. -Zawsze spędzasz tak urodziny?- mruknął rozbawiony, zaczepnie trącając go bokiem w bok.
    -Trzeba to jakoś zmienić. Powinieneś jakoś radośnie spędzić ten czas. Nie słyszałeś co mówią o facetach? Że facet jest jak wino? Im starszy tym lepszy- zaśmiał się i klepnął go dłonią w ramię.

    OdpowiedzUsuń
  69. Wziął kartkę na której szybko się podpisał, nie dał rady opanować lekkiego grymasu. Jednak tylko on wiedział czemu tak reaguje, a to proste nienawidził swojego nazwiska. Było zbyt rozpoznawalne przez jego ojca i brata którzy prowadząc sieć hoteli uniemożliwili mu spokojne życie bo szybko był kojarzony. Po chwili wyrwał się z ponurego zamyślenia.
    Znów skupił wzrok na lekarzu, teraz jednak oceniał go wzrokiem. Może jednak kumpel nie był głupi rzucając tekstem by nie podrywał faceta.
    - hmm...masz chęć na kawę ? - spytał nagle, sam potrzebował kofeiny i to w dużej dawce, więc cóż mógł zaprosić go. Po za tym pewnie dzięki niemu nie będzie miał blizny nad okiem.

    OdpowiedzUsuń
  70. Ze śmiechem pokręcił głową, rozmasowując bok.Zapatrzył się na morze po chwili rozciągając usta w uśmiechu.
    -A co byś powiedział na to żeby wpaść do nas?- zapytał- Znaczy. Do mnie. Mieszkam jeszcze z trzema współlokatorami. Bliźniaki mieli niedawno urodziny, ale imprezę robią w przyszłym tygodniu. Oczywiście nie jest to tak kuszące jak samotne spędzenie wieczoru z pizzą...- zaśmiał się, nie czekając na odpowiedź Chestera i podnosząc się z ławeczki. Zszedł na piasek i opierając się jedną ręką o krawędź łódki, ściągnął sandały.
    -Zastanów się- mrugnął do niego z uroczym uśmiechem, zaraz ściągając koszulkę i odrzucając ją na siedzenie obok bruneta. Przeczesując palcami włosy, ruszył w stronę wody.

    OdpowiedzUsuń
  71. To że lekarz najwyraźniej nie skojarzył nazwiska, poprawiło mu nastrój i od razu ustawiło mężczyznę na pozycji osoby którą Alan mógł polubić.
    - Dam radę poczekać te 15 min - stwierdził z uśmiechem przez który pojawiły się te urocze dołeczki w policzkach, co niszczyło od razu też jego chłodną postawę.
    Wyszedł z gabinetu i rozsiadł się na krześle na poczekalni. 15 min to nie dużo więc czekać mógł. Po za tym miał teraz chociaż już zaplanowaną przynajmniej godzinę z nawet ciekawą osobą.

    OdpowiedzUsuń
  72. Łódka stała może z dziesięć kroków od wody, więc stojąc już stopami na podmywanym co chwilę przez morze piasku, obrócił się do Chestera.
    -Chodź. Woda jest naprawdę ciepła- zachęcił go uśmiechem. Jay uwielbiał pływać. Już od dziecka przez rodziców był zapisywany na basen i wygrywał medale w olimpiadach. Szybko też zdobył kartę pływacką.
    Nie czekając na mężczyznę, po chwili zastanowienia zsunął z siebie szorty zostając w samych bokserkach. Odrzucił spodenki na piasek i wszedł głębiej, by zaraz zanurkować w czarnej jak atrament wodzie.

    OdpowiedzUsuń
  73. Z niemym uśmiechem zamówił szklankę szkockiej i wrócił myślami do towarzysza.
    - Och, bardzo ambitnie. Mama musi być z ciebie dumna. - Odparł ciepło, przeczesując włosy grzebieniem palców.
    - Tylko to strasznie odpowiedzialne, będziesz miał w rękach życie innych. - Rzucił, kiwając do siebie głową. - Ja nawet za siebie nie umiem być odpowiedzialny. - Dodał ze śmiechem i zawiesił się na chwilę, zastanawiając, jak mógłby odpowiedzieć na jego pytanie.
    - Ja? Hmm.. niedoszły architekt, nie wiem czy uda mi się studia skończyć. - Wzruszył ramionami, jakby wcale się tym nie przejmując. Ostatnio nie potrafił się przejmować.

    OdpowiedzUsuń
  74. Słysząc jego słowa tylko uśmiechnął się z rozbawieniem, odgarniając mokre włosy na tył głowy. Woda była idealna.
    -Daj spokój. nikogo tu nie ma. Nikt nam ciuchów nie podwędzi.- zawołał do niego. -No dalej chodź. Nie mów mi że się wstydzisz- parsknął, podpływając bliżej brzegu. Zatrzymał się dopiero gdy woda sięgała mu ledwo pasa.

    OdpowiedzUsuń
  75. Praktycznie całe te 15 min przesiedział patrząc w stronę okna.
    Podniósł spojrzenie na mężczyznę gdy podszedł do niego. Wstał wolno.
    - Alan, ewentualnie Nox - przedstawił się też i uścisnął jego dłoń. Ruszył za nim gdy tylko Chester zaczął iść w stronę wyjścia z budynku.

    OdpowiedzUsuń
  76. Gabryś naprawdę często miał kontakt ze szpitalami. Od kiedy tylko postawił pierwszy krok jako roczne dziecko, niemal kilka razy w roku rodzice musieli z nim tam jeździć. Bo a to rozwalił sobie głowę, a to połknął małą baterię, albo nogę złamał czy nadgarstek zwichnął. Naprawdę, miał już chyba połamane wszystkie możliwe kości, ale i tak było mu mało. Bo nawet jako dorosły mężczyzna leżał jako pacjent, gdy w bójkę się wdał, albo miał wypadek samochodowy i trzeba było go zszywać. Cóż, takie to było pechowe stworzenie. I to nie wina koordynacji ruchowej, bo na nią narzekać nie mógł.
    Niestety, są osoby, które mają znacznie gorzej. Taki jego wujek, na przykład. Zaledwie miesiąc temu okazało się, że mężczyzna ma nowotwór i od tamtej pory leży w szpitalu, gdzie robią mu wszystkie badania jakie się da i próbują go jakoś leczyć. A że Gabryś to od zawsze dobra chłopczyna była, wujka postanowił odwiedzić. Toteż mają chwilę wolnego czasu, wsiadł w samochód i podjechał pod szpital, by wspiąć się na odpowiednie piętro, gdzie zaczął szukać prawidłowego pokoju. Minęło pięć minut zanim w końcu trafił na odpowiednią salę, do której wkradł się cichaczem, aby nie obudzić mężczyzny. Cóż, chyba będzie musiał poczekać, aż ten się obudzi. Westchnął cicho, rozsiadając się wygodnie na krześle, gdy nagle drzwi się otworzyły, a do środka wszedł lekarz. I to w sumie nie byle jaki, bo Gabryś go znał, co stwierdził dopiero po chwili.
    -Chester? - spytał nieco zdziwiony, unosząc w górę swoje ciemne brwi.- Nie wiedziałem, że tutaj pracujesz - powiedział sekundę później, a na jego usta wkradł się wesoły uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  77. Przyglądał mu się z uwagą, z uśmiechem błąkającym się w kąciku ust. Coś było tu mocno nie tak.
    Gdy Chester się zatrzymał, powoli podszedł do niego, zatrzymując się przed nim.
    -Hej, co jest?- zapytał łagodnie.
    -Możesz mi powiedzieć. Przysięgam że nie będę się śmiał- na dowód swoich słów uniósł lewą dłoń w geście przysięgi a prawą do serca.

    OdpowiedzUsuń
  78. Przygryzł lekko dolną wargę by się nie roześmiać.
    -I to wszystko? Myślałem że chodzi o coś poważniejszego typu trauma z dzieciństwa czy coś w tym stylu- mruknął już z uśmiechem, wyciągając dłonie w jego stronę.
    -Mam kartę pływacką i patent ratownika więc nie martw się. Nie dam ci pójść na dno- uśmiechnął się z rozbawieniem.

    OdpowiedzUsuń
  79. -Daj spokój- mruknął uspokajającym tonem, nie ruszając się z miejsca.
    -Wcale tu nie jest tak głęboko, jak myślisz. Można jeszcze iść hektar wgłąb, a woda będzie ci sięgać ramion- westchnął cicho.
    -Będę obok i nie puszczę cię. Nic ci się nie stanie- zapewnił.

    OdpowiedzUsuń
  80. [Możesz zawsze przyjść do Holmesa z jakąś sprawą do rozwiązania...]

    OdpowiedzUsuń
  81. Skinął głową na znak powitania wchodzącemu Chesterowi i lekko, zupełnie mimowolnie skrzywił się na dźwięk trzaśnięcia drzwi. Jego pięknych drzwi. Dobra, może nie były one piękne, raczej obdrapane, porysowane i takie nijakie, ale przynajmniej jego własne! A to już coś. Niewątpliwie.
    - Siemasz - odpowiedział, jak tylko odessał się od puszki Burna. Zaraz też na nią wskazał brodą i uniósł pytająco brwi, niemo pytając czy znajomy nie chciałby się napić. A co, nawet będzie tak miły i się podzieli. - No wiesz, jak tak pałętasz się samotnie po nocach to ja się nie dziwię - stwierdził, rozkładając ręce w niejako bezradnym geście. Usiadł nieco wygodniej na krześle i zerknął na przyniesione przez mężczyznę papiery. Typowe. Najwyraźniej nie tylko on dzisiaj musiał wypełniać nudne formularze. - Co i gdzie ci ukradli? - zapytał przyglądając mu się uważnie. Zwyczajowe pytanie, panie policjancie. Ale jakżeby mógł go nie zadać, w końcu to już taki odruch. Przecież nie byłby sobą, gdyby o to nie zapytał. Zaraz pewnie jeszcze będzie chciał znać ich rysopis.

    OdpowiedzUsuń
  82. Uśmiechnął się do niego uroczo i złapał jego wyciągniętą dłoń, powoli cofając się.
    -Naprawdę nigdy wcześniej nie pływałeś?- zapytał, nie odrywając od niego wzroku. Woda powoli zaczynała sięgać im pasa.

    OdpowiedzUsuń
  83. On nigdy nie miał do czynienia z takimi chorobami jak rak czy białaczka, które trzeba zacząć jak najszybciej leczyć, choć i tak najczęściej są marne szanse na przeżycie. Ale może to i lepiej, bo Gabryś to jednak zawsze wrażliwy był i jeszcze by się załamał, albo co gorsza zamknął w sobie. Ale teraz był świadkiem jak jego wuj leży tutaj, w szpitalu. Taki wychudzony, taki wymizerniały, zupełnie niepodobny do mężczyzny, który jeszcze dziesięć lat temu grał z nim w piłkę. Ale cóż, ludzie się starzeją, zapadają na różne choroby i umierają. Taka kolej rzeczy, czyż nie?
    -No cóż, też miałem nadzieję nie pojawić się tutaj przez kilka najbliższych lat, ale jak widać los chciał inaczej - mruknął, delikatnie wzruszając ramionami i spojrzał na mężczyznę leżącego na łóżku.- Starszy brat matki - odpowiedział po chwili, przenosząc spojrzenie niebieskich ślepi z powrotem na Chestera z lekkim uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  84. Zaśmiał się krótko.
    -Raczej nie- odpowiedział, przystając.
    -Może w takim razie powinienem nauczyć cię pływać, hm?- mruknął nie puszczając jego dłoni i przysuwając się trochę bliżej.

    OdpowiedzUsuń
  85. Roześmiał się rozbawiony, spoglądając na jego palec.
    -Dlaczego miałbym chcieć- podniósł wzrok na jego twarz.
    -Szkoda by było- mruknął, mierząc go wzrokiem z góry do dołu. Zaśmiał się i przyciągnął go do siebie, zmniejszając dystans między nimi niemal do minimum.

    OdpowiedzUsuń
  86. Przyglądał się Chesterowi, kiedy ten przygotowywał strzykawkę. Na widok igły mimowolnie się wzdrygnął, choć powinien już dawno się do tego widoku przyzwyczaić. W końcu nie raz i nie dwa lądował w szpitalu, a wtedy dość często wbijali mu je w ciało. A może właśnie dlatego reagował tak na ich widok? Bo za często je widział i miał z nimi złe wspomnienia? Bardzo możliwe.
    -Z miłą chęcią - pokiwał głową i powoli podniósł się ze swojego miejsca, wciskając dłonie do kieszeni spodni.- Nie lubię siedzieć bezczynnie w jednym miejscu - mruknął po chwili, przez chwilę wpatrując się w swojego wujka, by w końcu oderwać od niego wzrok i wyjść z sali, czekając na zewnątrz na Chestera.

    OdpowiedzUsuń
  87. Zaśmiał się szczerze, zatrzymując w miejscu. Woda sięgała mu ledwo ramion.
    -W porządku- mruknął mu do ucha spokojnym, seksownie zachrypniętym głosem. Objął go ramionami w pasie i powoli okręcił się z nim, lekko odchylając na wodzie i leniwym krokiem ruszając z powrotem.

    OdpowiedzUsuń
  88. Dexter spokojnie sobie popijając napój z uwagą słuchał wywodu pana lekarza. Co jakiś czas jedynie kiwał głową na znak, że wciąż z nim jest i go słucha, w żaden inny sposób mu nie przerywając. Wprawdzie nie zajmował się kradzieżami, ale wciąż był policjantem pracującym w tym samym budynku co tamten wydział i gdyby chciał spokojnie mógłby coś zrobić. Przy tym wiedział, że z takimi przypadkami na ogół gówno się robiło, ale wystarczyło, żeby odpowiednio ich tam przycisnąć.
    - Biedactwo - podsumował wyginając usta w delikatnym uśmiechu i wyrzucając pustą już puszkę do śmietnika. - Obiło mi się o uszy, że w tej dzielnicy to nie pierwszy raz. Dwóch, mówisz? - na krótką chwilę zrobił zamyśloną minę, starając się sobie przypomnieć co opowiadał mu jego znajomy. - Ta, to pewnie ci sami. Statystycznie powinni wpaść gdzieś za kolejne dwie kradzieże, więc możliwe, że odzyskasz swoje rzeczy - stwierdził z przekonaniem. Doskonale wiedział, że zbyt długa działalność przestępcza w jednym miejscu jeszcze nikomu nie popłaciła, a na szczęście wielu przestępców nie miało właściwego wyczucia, żeby przenieść się w dobrym momencie. - Jeśli pamiętasz jak wyglądają podrzuć rysopis, to pomoże. Ah i jeszcze, zablokowałeś karty, nie?

    OdpowiedzUsuń
  89. Przystanął odruchowo gdy mężczyzna się zatrzymał. Zaraz jednak ruszył w stronę swojego samochodu.
    Wsiadł i poczekał aż Milton zajmie miejsce pasażera. Wyjechał z parkingu, znał fajną miejscówkę ale była trochę daleko od tego miejsca więc wolał nie iść z buta.
    Sięgnął do tyłu, zgarnął z siedzenia portfel i dopiero teraz zorientował się że nie ma kasy.- Szlak - mruknął cicho. Skręcił. No dobra, szybko pomyślał i wiedział gdzie jechać. Wjechał na parking przed sporym hotelem, wysiadł. Uśmiechnął się do towarzysza i wszedł do budynku. Skierował się do ni to restauracji ni kawiarni. Usiadł przy stoliku bardziej z boku, gdy podszedł kelner zamówił sobie mocną kawę i skinieniem wskazał na Chestera by powiedział co chce.

    OdpowiedzUsuń
  90. Tak, sen był najlepszy na wszystko. Wtedy o wszystkim i wszystkich zapominałeś, nie czułeś bólu fizycznego, a tym bardziej psychicznego, a czasami nawet śniłeś piękne sny. Szkoda tylko, że to były tylko sny. Bo niektóre naprawdę były wspaniałe i Gabryś żałował, że nigdy się one nie spełnią. A przynajmniej większa część z nich. Zresztą, to samo tyczyło się z marzeniami. Bo miał kilka takich, które zapewne nigdy się nie spełnią, chociażby nie wiem jak chciał. Bo jak na Karaiby mógł sobie wyjechać, tak latającego samochodu raczej nie dostanie.
    Cóż, nie tylko on się zmienił. Chesterowi te lata również sprzyjały. Stał się jeszcze przystojniejszy, niż był wcześniej, co Gabryś musiał w duchu przyznać.
    -Założyłem z kuzynem klub ,,Rogue'' jakiś rok temu - odpowiedział, wpatrując się przed siebie.- Na początku jakoś nam nie szło, ale teraz jest o wiele lepiej - dodał po chwili, uśmiechając się lekko pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  91. Gdy już na stole stała kawa, sięgnął od razu po filiżankę i upił łyk. Jak on wytrzymał tyle czasu bez kofeiny to nie wiedział sam. Popatrzył na niego z cieniem uśmiechu.
    - czemu zostałeś lekarzem ? - spytał nagle, no cóż gdyby mężczyzna znał go chodź trochę to wiedział by iż takie nagłe pytania to u niego norma, ale tak to mógł zostać zaskoczony.
    Obserwował go, to już był nawyk typowego wojskowego że obserwował rozmówcę cały czas.

    OdpowiedzUsuń
  92. Nikt nie powinien się wstydzić swoich marzeń, przynajmniej według Gabrysia. Bo najważniejsze, że w ogóle je mamy. A gdybyśmy ich nie mieli, życie nie byłoby tak samo piękne jak teraz, gdyż marzenia są po to, aby je spełniać. Przynajmniej te, które się da.
    -Szczerze? Ja też byłem tam tylko kilka razy, chociaż jako właściciel powinienem tam być niemal codziennie. Ale zamiast mnie siedzi tam Dominic, a ja przesiaduje w domu i zajmuje się papierami, co mi odpowiada. Przynajmniej mam więcej czasu dla siebie - powiedział z uśmiechem, poprawiając torbę, która zwisała mu z ramienia.
    Gabryś też nie przepadał za klubami. Dlatego nikt nie miał pojęcia dlaczego takowy zachciało mu się stworzyć. Ale co poradzić, chłopie to było pełne podobnych sprzeczności, do których niektórzy już się przyzwyczaili.

    OdpowiedzUsuń
  93. Bezsprzecznie szkoda było, że Chester nie widział twarzy sprawców. To ułatwiłoby bardzo sprawę, ale i zmusiło młodego lekarza do ponownych wizyt na komisariacie, by rozpoznawał przedstawionych mu panów. To mogło być trochę męczące, a i zapewne jednak obędzie się bez tego, gdyż jak to Flangan zdążył wspomnieć, złodzieje powinni niedługo wpaść.
    - Kto by pomyślał, nie? - rzucił, cicho się przy tym śmiejąc. Ogólne zmęczenie, spowodowane siedzeniem w pracy drugą już zmianę i dobry bardzo humor, sprawiało, że śmieszyło go chyba wszystko. Nawet jeśli śmieszne nie było. - Wiesz, jestem biednym dzieckiem, a za nocne więcej płacą. Do tego mam te raporty do napisania, więc… - wzruszył krótko ramionami, stwierdzając, że takie wyjaśnienie było wystarczająco.. wyjaśniające. - A w ogóle to jestem głodny - powiedział nagle, kiedy tylko burczenie w jego brzuchu uświadomiło mu, że rzeczywiście tak jest. Ostatni posiłek miał o szesnastej dokładnie, a mieli teraz grubo po północy. Najwyższa pora, żeby coś zjeść.

    OdpowiedzUsuń
  94. Uroczy śmieszek, zupełnie nie pasujący do tego ciemnowłosego chłopaka, rozległ się swobodnie po pomieszczeniu, wypełniając jego ponure wnętrze przez krótką chwilę swoją wesołością. Flangan pokręcił głową i wystukał coś na swoim służbowym telefonie. Zanim wyjdą, musiał jeszcze przekierować wszystkie możliwe przychodzące połączenia z aparatu w biurze na jego komórkę. Bez tego nie powinien w ogóle stąd wychodzić, w końcu wszystko powinien mieć pod ręką.
    - Ches, za tą próbę manipulowania funkcjonariuszem policji powinienem zakuć cię w kajdanki, ale niech będzie, dziś mogę ci postawić - powiedział, kierując z powrotem na niego miękkie spojrzenie swoich oczu. Nie zwrócił przy tym specjalnej uwagi na to, że gdyby chciano spokojnie można by się dopatrzyć aż dwóch dwuznaczności w tym krótkim zdaniu. Zdarza się, nie? Wsunął jeszcze telefon do tylnych kieszeni jeansów i podniósł się z krzesła, oznajmiając tym swoją gotowość do wyjścia. Czy oni w ogóle znajdą o tej porze coś otwartego, gdzie można było zjeść i nie pędzić zaraz po tym do łazienki? To mogło być trochę wątpliwe, w końcu nie mieli jeszcze weekendu. Zawsze jednak warto było spróbować.

    OdpowiedzUsuń
  95. Smutno mu się zrobiło słysząc o matce Ches'a, postanowił więc, jako że nie znali się zbyt dobrze, o nic nie wypytywać, sam nie lubił kiedy ludzie wściubiali nos w jego sprawy. Jeśli Chester zapragnie, sam mu powie.
    - Kwestia treningu. - Odparł na wzmiankę o kreskach. Trzeba przyznać, że od zawsze lubił kreski. Każdego rodzaju. Były mu aż nazbyt bliskie.; Kiedy kelnerka przyniosła ich zamówienie, najpierw uniósł delikatnie szklankę, przyglądając się brązowej cieczy, później zbliżył nos do jej menisku i zaciągnął się wspaniałym, zdecydowanie zbyt mocnym aromatem.
    - Mniam.

    OdpowiedzUsuń
  96. [Jeeej, cudna karta. Ja to bym wątek chciała. ^^]

    OdpowiedzUsuń
  97. Słuchał go dość uważnie, podparł głowę na ręce.
    Zamyślił się, powołanie...coś o tym słyszał gdy zdecydował iść do wojska, na zawodowego żołnierza.
    Wyrwał się z zamyślenia.
    - ciekawe porównanie - rzucił cicho.- Medycyna jest chyba dość nudnym kierunkiem, co ? - spytał po kilku minutach.
    Upił następny łyk, przymknął nieco oczy.

    OdpowiedzUsuń
  98. [Ano, Azjata na pewno się przyda :) Cóż, to może zaczniemy wątek? :3]

    OdpowiedzUsuń
  99. Dexter rzucił jeszcze rozbawione spojrzenie doktorkowi, sięgnął po portfel i skierował się już do drzwi. Na samą myśl, że musiał zapełnić porządnie brzuch, bo jeszcze tyle godzin siedzenie na komisariacie przed nim aż wyrwało mu się szerokie ziewnięcie. A najlepsze było w tym to, że następnego dnia, czy właściwie już tego samego, znów miał pracować. Jedyne więc na co mógł liczyć to to, że nie dostaną żadnego zlecenia i będzie mógł przyjść trochę później niż normalnie.
    - No nie? Ale wiesz to nie tak, że jestem taki znowu miły, po prostu liczę, że następnym razem to ty postawisz mi - stwierdził, zerkając na niego przez ramię. Minął kilka pustych biur, skinął krótko głową znajdującemu się przy wyjściu mężczyźnie i wyszedł w końcu na zewnątrz. - A teraz przyznaj się o czym pomyślałeś - powiedział, przystając na krótką chwilę w miejscu, żeby kolega mógł zrównać się z nim krokiem. Uśmiechnął się do niego lekko zastanawiając się przy okazji, w którą właściwie stronę najlepiej byłoby się teraz skierować.

    OdpowiedzUsuń
  100. Dzień był upalny i nudny, wobec czego Holmes siedział sobie za służbowym biurkiem z swojej kawalerce z wielką michą czekoladowych lodów na stole. Lody spływały po misce, upaćkując ważne dokumenty i inne dowody zbrodni. Dzisiaj nie miał nadziei na klientów - nawet najwięksi mafiozi dawali sobie spokój, gdy ludzie smażyli się w drodze do sklepu.
    Zdziwił się więc, gdy usłyszał charakterystyczny dzwonek do drzwi, podniósł głowę i obrzucił spojrzeniem klienta.
    - Co, mąż zwiał przed ołtarzem? - zapytał złośliwie, gdy ten wytłumaczył mu, w jakiej sprawie przyszedł. - Tysiąc zaliczki i niech nie będzie to typ, którego raz widziałeś w metrze na Manhattanie, ok?

    OdpowiedzUsuń
  101. [Rany, gdziekolwiek, choćby w parku, na ulicy, bo, nie wiem, Chesterowi uciekł kot i Misza go znajdzie, czy coś w ten deseń. Jakbym była Dragovichem to bym sama za Chesterem ganiała! xD]

    OdpowiedzUsuń
  102. [Ech, skoro tak mówisz, to może coś nabazgrzę na początek, jednak nie sądzę, by to dość dobre xD]

    Pogoda tego dnia znów dopisywała, zresztą tak jak wczoraj i przedwczoraj, po prostu nic nowego. Jednak dzień w końcu się kończył, a słońce chyliło się ku zachodowi. Shou właśnie spacerował jedną z główniejszych ulic, by bez większego pośpiechu dotrzeć do baru w którym pracuje. Miał dziś dość dobry humor, przez co kilka mijanych z naprzeciwka osób obdarował ciepłym uśmiechem.
    Jakiś czas później stał już za ladą baru i wyczekiwał klientów, przy czym, by zabić czas wycierał właśnie jedną ze szklanek. Nagle ktoś usiadł przy barze, więc brunet z ciepłym uśmiechem spojrzał na niego.
    - Podać coś? - zapytał obserwując klienta.

    Shou Song~

    OdpowiedzUsuń
  103. [Ahahaa, jaki on uroczy! xD Już go kocham!]

    Misza od dziecka lubił koty. Sam był posiadaczem ślicznej kotki rasy rosyjski niebieski. Nic więc dziwnego, że gdy podczas spaceru po parku spostrzegł wystraszonego kota uciekającego alejkami, postanowił sprawdzić, czy aby na pewno jest on bezpański. Zazwyczaj takie futrzaki nie kręciły się po parku w biały dzień. I całkiem dobrze mu się wydawało. Kociak był zadbany i bardzo przestraszony. Dłuższą chwilę zajęło Miszy przekonanie go do podejścia. Całe szczęście, że zawsze miał dla siebie trochę smakołyków dla bezpańskich zwierząt z jego dzielnicy.
    Zaniósł zabłąkanego kota do siebie, co Seryĭ przyjęła obrazą majestatu. Na szczęście na następny dzień rzuciła mu się w oczy ulotka przywieszona na jednym ze słupów telegraficznych, na której to widniało zdjęcia znalezionego przez niego kota i adres właściciela. Nie namyślając się wiele, tego samego popołudnia wybrał się pod wskazane miejsce, uspokajająco głaszcząc trzymanego futrzaka.
    - Dzień dobry - przywitał się z mężczyzną, który otworzył mu drzwi. - To chyba pańska zguba, nieprawdaż?

    OdpowiedzUsuń
  104. - No to chyba zawód żołnierza i lekarza tak dużo sie nie różnią - stwierdził z lekkim rozbawieniem.
    Znał trud i brak czasu na myślenie, trzeba było działać i najwyraźniej podobnie było w medycynie, albo w niektórych zawodach z nią związanych. Uśmiechnął się prawie nie widocznie.
    Dobrze chociaż że w wojsku nie trzeba było wkuwać tak dużo, tam raczej ważne były umiejętności które w większości zdobywało się z doświadczenia.

    OdpowiedzUsuń
  105. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  106. - Już podaję - powiedział i odłożył polerowaną szklankę na bok, w tym tempie będzie błyszczeć niczym kryształ. Szybko znalazł odpowiedni alkohol i nalał go do szklanki. Po chwili podał go klientowi. - Proszę bardzo - powiedział z ciepłym uśmiechem, a po chwili podszedł do drugiego klienta. Kiedy już go obsłużył ponownie wrócił do polerowania szklanki, jak tak dalej pójdzie, był pewien, że albo się zanudzi na śmierć, albo uda mu się wypolerować te wszystkie szklanki, by lśniły niczym prawdziwe kryształy.

    OdpowiedzUsuń
  107. Matthew wracał z pracy, którą lubił do mieszkania, które mimo miesięcznego już pobytu w Miami zdążył zagracić prawie doszczętnie. Tu leży jakieś płótno, tu stoi sztaluga, tam walają się zdjęcia, a dalej jeszcze jakieś niepotrzebne nawet jemu samemu bibeloty.
    Spokojnie wszedł do budynku kamienicy, która może nie wyglądała oszałamiająco, ale dla Matta takie budynki miały w sobie „to coś” taki urok. Zawsze tak było, poza tym, z racji tego, że znajdowała się przy bocznej uliczce, nie było tutaj aż takiego hałasu jak bliżej głównych ulic.
    Dziwnie było wrócić do Miami, zastanawiał się po kiego tutaj właściwie wrócił, ale nie odnajdując wytłumaczenia, stwierdzał, że to miasto po prostu przypadło mu do gustu, było dobrze, poza tymi wspomnieniami z czasu, gdy jeszcze mieszkał z Chesterem.
    Kurwa, teraz zamiast skupiać się na szkicowniku z niedokończoną ilustracją do książki, którą niedawno czytał, skupiał się na tym, co by zrobił, gdyby Chesa spotkał, chociażby gdzieś na spacerze, albo podczas biegania w parku.
    Usłyszał pukanie i zwlekł się z kanapy, przekręcił zasuwkę i otworzył drzwi, a gdy zlustrował przybysza stojącego w progu jego brwi niemal natychmiast się zmarszczyły.
    -Spieprzaj Chester – warknął, zły i wściekły i sam nawet nie wiedział jeszcze jaki, ale nie zatrzasnął drzwi. Kurwa, jakie to żałosne.
    Czego on tutaj do cholery szukał? Obelg? Jeśli tak, to Matt był gotów mu dać to, czego chciał.

    OdpowiedzUsuń
  108. Przyglądał się tej scenie z mimowolnym uśmiechem.
    - To żaden problem, zapewniam - odparł, kiedy mężczyzna zaprosił go do środka. - Sam mam kota, więc wiem, jakie to uczucie, kiedy nasz ulubieniec się zgubi - zapewnił pogodnym tonem, zagarniając długie, proste włosy za ucho. - I nie chciałbym robić kłopotu - dodał, nie chcąc się wpraszać.

    OdpowiedzUsuń
  109. Przemyślał przez krótką chwilę wypowiedziane przez mężczyznę słowa i dopiero potem uprzytomnił sobie, że taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce. Cóż, Dexter ograniczał się do pamiętania tych istotnych spraw, niewątpliwie związanych z pracą, a resztę spychał na dalszy plan. Dlatego też przypominanie sobie tych wszystkich rzeczy, które robił czy mówił towarzysko, zajmowało chwilkę.
    - Aaa, rzeczywiście - stwierdził entuzjastycznie, zaraz po tych słowach wchodząc w uliczkę prowadzącą do tej, która kierowała do wspomnianego lokalu. - Swoją drogą, panie doktorze, nie powinien pan raczej przestrzegać przed jedzeniem nocami niż do tego namawiać? - zapytał, unosząc lekko brwi do góry. Jak na kogoś kto zajmował się medycyną, wydawał się prowadzić raczej niezdrowy tryb życia, choć może nie tyle niezdrowy co nieco męczący dla organizmu.

    OdpowiedzUsuń
  110. Przytaknął tylko ale nie skomentował inaczej jego słów na temat zawodów.
    Wypił do końca kawę i usiadł wygodniej na krześle.
    Spojrzał na niego z czystym rozbawieniem które już rzadko kiedy widoczne było na jego twarzy. Znajdywali się w jednym z hoteli który należał do jego rodzinny.
    - Też uważam że to za dużo, ale cóż ojciec i brat nie bardzo chcą mnie słuchać - rzucił i zakaszlał maskując cichy śmiech. Coś w tej sytuacji poprawiło mu znacznie humor.- Biznesmeni są za bardzo pewni siebie by przyjąć radę od kogoś innego - dodał ciszej.

    OdpowiedzUsuń
  111. Nieco zdziwiony oderwał wzrok od szklanki i spojrzał na klienta z delikatnym uśmiechem. Po chwili odłożył szkło i delikatnie się uśmiechnął.
    - Wybacz, jednak muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie - powiedział z cichym westchnieniem i zaczął przyglądać się barowi, dzisiaj był naprawdę bardzo spokojny dzień, co za tym szło nie miał zbyt wile do roboty, czego żałował, bo raczej nie przepadał za staniem w miejscu i nic nie robieniem.

    OdpowiedzUsuń
  112. Spojrzał na mężczyznę z mimowolnym rozbawieniem, wchodząc jednak do mieszkania. Rozejrzał się po nim dyskretnie, nie nachalnie, w duchu stwierdzając, że wystrój bardzo mu się podoba. Usiadł na kanapie, przez chwilę spoglądając na zadowolonego kota, który mościł się w swoim posłaniu.
    - Misza - przedstawił się, dziękując za piwo skinieniem głowy. - Widać, że tęsknił - zagadnął, wskazując Króla Juliana. - Swoją drogą, bardzo ciekawe imię dla kota - dodał z uśmiechem, przenosząc wzrok na Chestera.

    OdpowiedzUsuń
  113. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  114. Matthew zamknął oczy i odetchnął, puki jeszcze był spokojny. Rzucić to on się na Chesa miał ochotę, ale z pięściami. Spojrzał na mężczyznę, nadal zły o czym świadczyły zaciśnięte w cieniutką linię usta.
    -To nie miało być tak? – warknął, chyba całe to jego uspokajanie nie dało mu za wiele. – A jak miało być?! Miałem wejść później, jak już byście skończyli?! – krzyknął, żałując że nie zatrzasnął mu drzwi przed nosem dopóki jeszcze Chester się nie odezwał. Matt zrobił kilka kroków w tył wchodząc głębiej do mieszkania i wyglądał, jakby co najmniej brzydziła go osoba Miltona.
    Zamilkł, zaciskając dłonie w pięści. Jak on mógł, przyleźć tutaj od tak i mówić coś takiego.
    -Mam nadzieję, że dobrze wam razem– wypowiedział siląc się na spokój.

    OdpowiedzUsuń
  115. Uśmiechnął się tylko, słysząc jego słowa.
    Powoli przesunął dłonie wyżej, wzdłuż jego kręgosłupa i z powrotem na lędźwie.
    Cholera. Chester był zdecydowanie w jego typie. Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się w ten cholernie seksowny sposób, zatrzymując się powoli.
    Mokrą dłonią odgarnął kosmyk włosów z jego czoła i niewiele się zastanawiając, pochylił przyciskając wargi do jego warg.

    OdpowiedzUsuń
  116. Uśmiechnął się nawet wesoło. Nie chciał by ten przepraszał, bo nie widział sensu w tym.
    W końcu każdy miał swoje zdanie, a dodatkowo mężczyzna miał rację.
    - Przekażę na pewno, bo i tak mam w planach dziś kłócić się z nimi o ogólne dochody z hoteli - powiedział cicho.
    Popatrzył na kelnerkę która podeszła do nich.- Dopisz obie kawy na rachunek Lucasa Delgado, powiedz mu że to taki mały prezent ode mnie - mruknął wesoło, oczywiście dziewczyna nie powiedziała nic tylko kiwnęła głowa i odeszła. Lubił drażnić swojego brata.
    Obracał w dłoni pustą już filiżankę.

    OdpowiedzUsuń
  117. Nott parsknął krótkim śmiechem, jakby go coś wybitnie rozbawiło.
    -Chciałeś chyba powiedzieć, że nadal go kochałeś, nawet jak byłeś ze mną – poprawił go trochę złośliwym tonem. Miał gdzieś jego tłumaczenia, mógł się nie pakować w pierdolony związek, skoro kochał kogoś innego. –Marne tłumaczenie, masz coś takiego jak wybór, mogłeś mu odmówić. Oczywiście, byłeś na to za głupi, a może zbyt zakochany, co? – Matthew powoli się uspokajał, chociaż i tak miał cholerną ochotę coś pobić, chociażby miały być to talerze.

    OdpowiedzUsuń
  118. Barneya znał od jakichś trzech lat. Pojęcia nie miał, skąd się ten koleś urwał, ale z pewnością nie spłodzili go zwykli ludzie. Z takim łbem, jaki posiał, musiał być przedstawicielem nieznanej dotąd rasy.
    Mało co do niego docierało, zwłaszcza, jak chodziło o wybijanie mu z głowy głupich pomysłów. Levitt wielokrotnie usiłował wyperswadować mu organizowanie kolejnego porformance'u, co oczywiście nie przyniosło żadnego skutku, a później - również na darmo - starał się odmówić mu wzięcia w nim udziału. Za stary był na takie zabawy, ale cholera... Wciąż sprawiało mu to wielką frajdę. Poza tym miało też drugą stronę mocy.
    Faceci. W eventach Barneya zawsze brali udział przystojni, często też ubrani jedynie od pasa w dół faceci. A Flynn lubił półnagich przystojniaków.
    Jeden z nich stał kilka metrów od niego i wyglądał na takiego, co to pojęcia nie miał, po co właściwie tu przylazł. Uśmiechnął się pod nosem; ach, słodziak z niego było.
    - Chester? - zapytał, zatrzymując się kilka kroków przed chłopakiem. - Chodź, musimy przytargać tu dwa pudła.
    Nie czekając na jego odpowiedź odwrócił się i ruszył z powrotem do magazynu, który opuścił przed chwilą.

    OdpowiedzUsuń
  119. Dexter pokiwał powoli głową na znak zrozumienia. Na pewno słowa doktorka miały sens, jednak…
    -To nie pierwszy raz ze mną, powinienem czuć się winny? - zapytał, wyrażając na głos swoje rozmyślania. Flangan, wiecznie zapracowany nie miał nigdy czasu na jakieś dłuższe czy też dalsze wypady, przez co kiedy już mogli się jakoś spotkać z Chesem, lądowali w takich właśnie „bardzo przyjemnych” lokalach. Może rzeczywiście powinien czuć się winny? Nieee, na pewno nie.
    - Na razie nie - zaczął, śledząc powolnie mężczyznę wzrokiem, unosząc przy tym kącik ust w niewielkim uśmiechu. - Właśnie zakończyliśmy tą sprawę, o której mówili w mediach. Nie wiem, może słyszałeś z tym mordercą dziewczynek - mimowolnie skrzywił się na samo wspomnienie tego czego przy okazji się wtedy naoglądał. Zaraz jednak ponownie się uśmiechnął, w końcu to było już zakończone, bo odnieśli z zespołem sukces. - Właśnie spisuję z tego raporty, a potem zapewne dostaniemy coś nowego. Zadziwiające jak ludzie często się mordują - dodał jeszcze z niejakim rozbawieniem, kręcąc przy tym krótko głową.

    OdpowiedzUsuń
  120. - Ja zapraszałem na kawę więc mi tu nie rób buntów - rzucił spoglądając na niego.
    Popatrzył na pieniądze które mężczyzna położył na blacie, później wrócił wzrokiem do niego. Oczywiście, jak zawsze musiał trafić na osobę która musiała stawiać na swoim.
    - Musiałeś, co ? - spytał spokojnie, ale z pogodną nuta w głosie. Wybijał rytm o stół, co było dośc nerwowym zajęciem u niego.- po za tym nie wątpię że biedny nie jesteś..- dodał jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  121. Matthew zagryzł wargę, teraz to on się czuł po prostu zraniony, już po wydestylowaniu całej złości i rozgoryczenia zostawało odczucie pokrzywdzenia i było mu obojętne to co w tej chwili usłyszał. Nott odetchnął głęboko, cały czas wbijając wzrok w mężczyznę.
    -Dobrze, że tak szybko się odkochałeś – wypowiedział, już łagodnie, bo szczerze powiedziawszy, jemu zajęło to znacznie więcej czasu o ile w ogóle podziałało. – Chcesz się czegoś napić? – zapytał, niemal mechanicznie kierując swoje kroki do kuchni, omijając wszystkie walające się po podłodze albumy czy szkicowniki.
    Oparł dłonie o blat szafki i zacisnął je lekko, czuł się jakby wywołał „wilka z lasu”, myślał o tym jakby to było Chestera spotkać, a tu nagle wchodzi taki on i udowadnia Mattowi jak bardzo żałosny jest on sam.

    OdpowiedzUsuń
  122. Ach, rozkoszny był, że aż chciało się go uściskać i wygłosić poemat, a którym nazwałoby się go "przesłodkim kociakiem". Flynn jednak był podstępną, wredną bestią.
    - Musimy poćwiartować zwłoki i powkładać kawałki do kartonów, które potem wsadzimy na prom i wyślemy do Tokio. To ciała kilku znaczących członków Yakuzy.
    Spojrzał na niego kątem oka i nie mogąc się powstrzymać, roześmiał się, a po magazynie rozniósł się wibrujący, niski tembr.
    - Przyszedłeś tu nie wiedząc, po co właściwie? To mało rozsądne - stwierdził, otwierając drzwi do magazynu.
    Wszedł do środka i po chwili podał Ches'owi jeden z kartonów. Dość ciężkie cholerstwo było, bo tym razem Barney zebrał sporo ochotników.
    - Mój znajomy, który Cię tu zaprosił, organizuje happening. Musimy rozdać ochotnikom odpowiednie ubrania, na które składają się jeansy i japonki, identyczne jak te, które mam na sobie - powiedział, wynosząc z pomieszczenia drugi, nieco cięższy karton. - Od razu możesz znaleźć wdzianko dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  123. Przyglądał mu się przez chwilę, wyraźnie rozbawiony. No proszę, Barney działał w coraz wyższych warstwach florydzkiej społeczności.
    - Wiesz, że mogłeś przebrać się w magazynie? - zapytał, uśmiechając się niczym Jude Law, gdy ten już się ubrał, nie mogąc odmówić sobie przyjemności pooglądania jego prawie nagiego ciała. Ches był zdecydowanie drobniejszy niż on, ale nie mniej pociągający. I miał wręcz rewelacyjny tyłeczek.
    - Tam też możesz zostawić swoje ubrania - dodał po chwili, kucając przy katonach i otwierając je tak, by wygodnie można było w nich grzebać.

    OdpowiedzUsuń
  124. Matthew zacisnął pięści mocniej i opuścił wzrok, jedną z rzeczy na które nie miał ochoty było właśnie patrzenie na Miltona, którego słowa starał się usilnie puszczać mimochodem. Nie obchodziło go to wszystko, a przynajmniej starał się to sobie wmówić.
    -Byłem w Australii – wypowiedział, chociaż zabrzmiało to trochę jak warknięcie, nawet nie wiedział po co to oznajmił. Powiedział to powiedział. – Ja nie tęskniłem – skłamał i może nawet zabrzmiało to wiarygodnie jak na kogoś, kto nie potrafił kłamać. – Pytałem czy chcesz się czegoś napić, nie żądałem twojego bzdurnego monologu.

    OdpowiedzUsuń
  125. - Wystarczyło zapytać, kochanie - powiedział, uśmiechając się znów.
    Na wzmiankę o molestowaniu wybuchł śmiechem. Cholera, facet go powalał na łopatki.
    - Powinieneś się z tego raczej cieszyć. Niektórzy nawet na to nie mogą liczyć - posłał mu kolejny uśmiech, tym razem zdecydowanie należący do niegrzecznego chłopca. - Dalszą część domniemanego molestowania Cię omówimy potem.
    Spojrzał na niego znacząco, nie omieszkując kolejny raz przyjrzeć się jego tyłkowi. Tak, rozmiar wydawał się być dla niego idealny.
    Po chwili w magazynie zjawili się pierwsi ochotnicy. W niecałe pół godziny wszyscy byli już gotowi, a uchachany Barney ostatni raz przeleciał wzrokiem po wszystkich, mówiąc przy tym, że "to będzie wspaniałe wydarzenie!". Później, niczym samiec alfa, podążył do drzwi hangaru i otworzył je, później nakazując wyjść wszystkim na zewnątrz. Sam również był przebrany. Z uśmiechem na ustach poprowadził korowód w stronę najbliższego wejścia do metra.

    OdpowiedzUsuń
  126. I teraz Matthew serio zadał sobie pytanie, po jaką cholerę tutaj wrócił. Chyba miał jakąś skłonność do znęcania się nad samym sobą, bo inaczej siedziałby w Sydney ze swoim zmienionym numerem telefonu i nie ruszałby stamtąd swoich zgrabnych czterech liter.
    Nie nalegał żeby Ches został, nie wymagał też by stał do niego przodem. Bo i Matt odwrócił się stając do mężczyzny plecami. Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni spodni i włożył jednego peta od razu go podpalając. Odłożył zapalniczkę i papierosy na blat.
    Nawet nikotyna nie pomogła się uspokoić.
    -Jak James?– zapytał trzymając papierosa między dwoma palcami. Jeszcze trochę i zostanie pacjentem onkologii jak nic.

    OdpowiedzUsuń
  127. Przyznać musiał, że ten event wyjątkowo się Barneyowi udał. Chyba pierwszy raz nie miał ochoty zjechać go po zakończeniu całości za zmarnowany czas. Coś zabawnego było w paradowaniu po mieście półnago i szczerzenie się jak imbecyl do turystów z Japonii. Poza tym Flynn wcisnął się tuż za Chestera, więc mógł sobie do woli pooglądać jego tyłek.
    Jego zdanie w tej sprawnie nie uległo zmianie - brunet wciąż miał słodkie, kształtne pośladki - w związku z czym kiedy wszyscy rozchodzili się do domów, dogonił chłopaka i obejmując go ramieniem, rękę opierając na jego ramieniu, uśmiechając się niczym młody Bóg zadał mu kluczowe tego wieczoru pytanie:
    - Idziemy na piwo, do Ciebie, czy do mnie?
    Patrzcie państwo, dał mu nawet wybór! Szarpnął się niewątpliwie na swój królewski stołek, oddając mu w ręce tę kwestię. A nich się chłopak pocieszy, że Levitt liczy się choć trochę z jego zdaniem.

    OdpowiedzUsuń
  128. Zaśmiał się lekko, słysząc wzmiankę o brutalu. Niewątpliwie nim był. No.. jeśli chodziło o Chesterowy żołądek. Zapewne mógł się czuć maltretowany po wizytach w tych uroczych miejscach. To samo tyczyłoby się momentu, w którym Dexter miałby własnoręcznie cokolwiek ugotować. Ten brunecik z upodobaniem do mundurów zdecydowanie powinien trzymać się z daleka od takiego miejsca jak kuchnia.
    - I może jeszcze powinienem się za swoje winy jakoś odpłacić? - zapytał, skręcając w tym samym momencie w uliczkę po prawo. Krótko się po niej rozejrzał, w oddali widząc już budynek tej „restauracji”, do której się kierowali.
    - Ej, przynajmniej obyło się bez strzelaniny, po której musiałbyś później wyciągać ze mnie jakieś metalowe naboje - stwierdził z rozbawieniem pobrzmiewającym w głosie. - Wiesz jak mi się tamto ładnie zagoiło? Kawałek tatuażu mi to przykrywa i w ogóle nie widać, że jest tam jakaś blizna. Chcesz zobaczyć? - dodał, naprawdę ciesząc się z owego faktu. Oczywiście jeśli przyjrzało się lub dotknęło tego miejsca na jego klatce, można było zauważyć czy też poczuć co trzeba, ale w innym wypadku znamię pozostawało praktycznie niewidoczne.

    OdpowiedzUsuń
  129. Matthew przymknął oczy i wypuścił dym z ust tak, że ułożyło się z niego kółko, które już po chwili zostało rozproszone. Ches przecież wybrał, tęsknił, czy nie, Matt nie chciał tego przeżywać znowu i możliwe, że później jeszcze kilka razy.
    -Żałosne, jesteś dorosły, a nie potrafisz się od niego odciąć – wypowiedział dalej spokojnie popalając używkę. –Tak bardzo podoba ci się, jak cię pieprzy? – zapytał i uśmiechnął się złośliwie sam do siebie. Mógł teraz pluć jadem na wszystkich, bo miał powód i nie miał ochoty nawet się hamować. Był ciekaw jak szybko Ches poczuje się na tyle zraniony, by stąd wyjść i dać tym samym Nottowi do zrozumienia, że to nie ma sensu.

    OdpowiedzUsuń
  130. Nagrodę Ches miał dostać i owszem, ale dopiero w odpowiednim czasie. Levitt dobrodusznie postanowił go nie oświecać, nie chcąc, by mu się chłopak spalił, nim faktycznie będzie miał do tego powód.
    - Flynn - przewieszoną przez jego ramiona rękę wyciągnął do jego dłoni, chcąc się należycie przywitać, jednocześnie mocniej go przez to obejmując.
    - Czym przyjechałeś?
    Puścił go i sięgnął do tylnej kieszeni spodni po kluczyki, nie odwracając do niego wzroku.

    OdpowiedzUsuń
  131. [hahaha. sorry xD]

    Czując że ten jest nawet bardziej niż chętny na odwzajemnienie pocałunku, czubkiem języka trącił jego wargę, chcąc pogłębić pocałunek. Silnym ramieniem przygarnął go mocniej do siebie, przesuwając palcami po jego lędźwiach.

    OdpowiedzUsuń
  132. Jeszcze tu był? Jakim, kurwa cudem, jeszcze tutaj stał i sobie milczał i to tak, jakby nigdy nic.
    Matthew zacisnął pięść, cały zły, znowu. Chester powinien w ogóle tu nie wejść, już dawno powinien być wywalony.
    Matt wywalał na mężczyznę swoją wściekłość, a sam zachowywał się równie żałośnie nie potrafiąc mu powiedzieć, że powinien wypieprzać do swojego życia i nie mieszać się w cudze.
    -Kurwa – zaklął kiedy papieros się wypalił, a nadeszło to zdecydowanie za szybko. Wrzucił jeszcze żarzący się filtr do jakiegoś kubka, którego zapewne zapomniał rano umyć. – Jak myślisz, gdybym przyszedł wtedy jakbyście byli po wszystkim, ubrani i w ogóle, powiedziałbyś mi, że dałeś mu dupy? – zapytał, patrząc na sufit w swojej kuchni.

    OdpowiedzUsuń
  133. No tak, burżuazja nie zapuszczała się z dobytkiem do zapomnianych przez policję dzielnic. Flnynn burżujem nie było, bo szkoda mu było kasy na drogie whisky i marynarki od Prady. W zasadzie szkoda mu też było kasy na czterokołowce, bo przy korkach robiło się to-to cholernie uciążliwe. Woził więc swój majestatyczny tyłek Hondą CBR 600RR, która wyjątkowo została zakupiona u autoryzowane dilera i liczyła sobie zaledwie trzy lata.
    Motocykl stał niedaleko wejścia do fabryki, zaparkowany między Fordem z 1990 roku, a stuningowanym Passatem, ale jednak nikt się na niego nie połasił.
    Levitt wyciągnął spod siedzenia dodatkowy kask - swój cały czas niósł w dłoni. Usiadł za kierownicą i nim założył kask profilaktycznie poinstruował Chestera, że należy się mocno trzymać i nie pokazywać wymijanym kierowcom fakasów.

    OdpowiedzUsuń
  134. Przez chwilę stał w wodzie z głupim uśmiechem, aż w końcu ruszył za mężczyzną. Gdy wszedł na plażę, zaczesał palcami do tyłu mokre włosy. Podszedł do swoich szortów i po chwili zastanowienia podniósł je, ruszając w stronę łódki. Zabrał leżącą na ławeczce koszulkę i przewiesił ją sobie przez ramię, szorty trzymając w ręce. Obrócił się i spojrzał na mężczyznę. Zastanawiał się chwilę.
    -Co powiesz na zimne piwo? U mnie w lodówce jest cała zgrzewka- mruknął z uśmiechem. -A mieszkam jakieś dziesięć minut stąd, przy plaży.-No cóż. Jay nie byłby sobą gdyby nie próbował takiego faceta jak Chester zaciągnąć do łóżka. Ale to krok po kroku.

    OdpowiedzUsuń
  135. Matthew zastanowił się, jakby to było, gdyby zamiast Chestera spotkał innego faceta, albo nie spotkał żadnego w ogóle. Chyba byłby teraz szczęśliwy, bez rozpieprzonego związku na kącie i bez dziury gdzieś pod żebrami, po lewej stronie. Przede wszystkim, nie musiałby znikać na trzy lata z miasta, które tak mu się podobało.
    -To smutne, że nie myślałeś, że mnie zdradzasz, kiedy cię rżnął – wypowiedział zadziwiająco spokojnie i chyba ten jego spokój był najgorszy, chociaż nadal nim targało, żeby zadusić Chesa na miejscu, to obdarzał go w zamian, kolejnymi nieprzyjemnymi uwagami. – Kiedy ja tam stałem, ty się z nim kurwiłeś– dokończył, przeniósł wzrok z sufitu na ścianę, zupełnie zobojętniały.

    OdpowiedzUsuń
  136. Zaśmiał się i zabierając swoje sandały, ruszył z nim ramię w ramię w stronę swojego domu.
    -Ja się załapałem na to mieszkanie tylko dzięki kumplom. Potrzebowali lokatora-wyjaśnił z uśmiechem.
    -Oprócz mnie, jest jeszcze Bastian i bliźniaki Max i Alex. Razem studiują na ASP i są totalnie pierdolnięci- zaśmiał się.

    OdpowiedzUsuń
  137. W niecałe 15 minut znaleźli się na miejscu. Levitt mieszkał w jednym z szarych bloków, łudząco podobnych do opuszczonej przez nich niedawno fabryki. Może wyglądały nieco solidniej, ale nadrabiały ową szarością i otaczającym je nieprzyjemnym klimatem.
    Zaparkował pod jednym z budynków i kiedy brunet zsiadł z motoru, schował jego kask z powrotem pod siedzenie.
    - Mieszkanie mam nieco przyjemniejsze, niż okolicę - powiedział, ruszając do drzwi wejściowych.
    Weszli na dziesiąte piętro, do ostatniego mieszkania, oznaczonego numerem dwudziestym.
    Tak jak Flynn powiedział, wyglądało znacznie lepiej, niż dzielnica.
    - Rozgość się - powiedział, zrzucając ze stóp buty. Zaraz między jego nogami pojawił się szary kot.
    - Cześć, Redemenes - mruknął z uśmiechem i schylił się, by pogłaskać sierściucha. - Czego się napijesz? - zwrócił się znów do Chesa, wchodząc głębiej do mieszkania.

    OdpowiedzUsuń
  138. Matt zagryzł wargę, sam już wątpił w to, czy chcę żeby Ches sobie poszedł, czy też nie. Miał całkowicie wymieszane myśli. Jakby ktoś nagle odebrał mu zdolność do patrzenia na wszystko z dystansem i powolnego analizowania całej sytuacji.
    Na litość boską, Mattowi nawet przez myśl przeszło, żeby mężczyzna został na noc. To wcale by nie pomogło w przemyśleniu tego wszystkiego. Zdecydowanie.
    -Zostań, prześpię się na kanapie, ciemno jest, znając ciebie, to w coś się wpieprzysz – wypowiedział i spojrzał przez ramię, by mu się przyjrzeć.
    Zdecydowanie, chyba lubił się nad samym sobą znęcać.
    Nawet mu nie wywarczał, że nie powinien obwiniać tylko Jamesa, bo przecież było ich tam dwóch i raczej żaden nie wyglądał na przymuszanego.

    OdpowiedzUsuń
  139. - Ogierze? - powtórzył pytająco, wchodząc za towarzyszem do lokalu. Krótko się po nim rozejrzał i podszedł do pierwszego lepszego, wolnego stolika, by posadzić przy nim swój zadek. Dexter nie miał zamiaru urządzać tu striptizu przed panem lekarzem, tylko jedynie pokazać mu swoją bliznę. Był w tym momencie jak dziecko dumne z tego, że było tak dzielne by przetrzymać ból i z tą właśnie dumą móc to wszystkim pokazywać. Ale zaraz, zaraz… Czy on myślał, że..?
    - Żeby później nie było, jesteś moim kumplem, nie kimś kogo mam zamiar zaciągnąć do łóżka, a później zostawić i się więcej nie odezwać - przyznał, odszukując wzrokiem znaną im już kelnerkę. W rzeczy samej, Dexter nie zwykł utrzymywać kontaktu z tymi panami czy paniami od jednorazowego numerku, a i nie miał czasu na bawienie się w coś więcej. Chęci pewnie też. Ponadto był zdania, że takie coś mogłoby zepsuć łączącą ich przyjacielską relację. - Dlatego możesz się nie martwić, nie będę się do ciebie dobierał - powiedział, uśmiechając się do mężczyzny ze słodką niewinnością, jak tylko powrócił do niego wzrokiem.

    OdpowiedzUsuń
  140. -Czy ja wiem czy uzdolnieni? Mnie się zdaje, że totalnie się obijają. Snują się z kąta w kąt i od czasu do czasu jebną jakiś bohomaz na zaliczenie- zaśmiał się. Ale fakt faktem, musiał przyznać, że gdy przeglądał jakieś szkicowniki chłopaków, było na co popatrzeć. Bliźniaki mieli nawet kiedyś wystawę w centrum, w jednej z galerii.
    -Ale proszę, proszę. Nie podziewałem się, że z ciebie pan lekarz- zaśmiał się serdecznie. - Jaka specjalizacja?

    OdpowiedzUsuń
  141. Odchrząknął cicho, słysząc imię kota chłopaka. Nie, żeby jego zwierzak nazywał się zupełnie normalnie, ale Król Julian wydawał mu się wyjątkowo infantylny. Nie odezwał się jednak, zamiast tego przynosząc dwa piwa z lodówki.
    Walnął się obok niego, nogi wykładając na stolik i otworzył puszkę. Upił z niej sporego łyka i przeniósł wzrok na bruneta.
    - No, Ches - powiedział, uśmiechając się po swojemu. - Co Ciekawego mi o sobie powiesz?
    Może i nie był zwolennikiem dogłębnego poznawania partnera, zwłaszcza tuż przed przeruchaniem, ale postanowił choć z początku grać miłego, grzecznego faceta, a nie egocentryka szukającego chętnej dupy.

    OdpowiedzUsuń
  142. Matthew przewrócił oczami, no nigdy nikt nie mógł się od razu grzecznie zgodzić, jak proponował równie przyjaznym tonem łóżko? Co za uparty naród, normalnie jak człowiek chciał dobrze, to nagle wszyscy chcieli tego dobra mu odstąpić.
    -Śpisz w łóżku, ja wcześnie wstaję, będę się kręcić, nie dyskutuj – wypowiedział i odwrócił wzrok gdy zobaczył jak ten się uśmiecha. Nie miał zamiaru tego gestu odwzajemniać. Poza tym, gdy na Chesa patrzył, chciało mu się wyć, a tak przynajmniej zachowywał się odpowiednio obojętnie.
    Matthew nawet starał się nie myśleć o tym, że będzie miał Chestera tak blisko, jakby wszystko nagle wskoczyło na swój dawny tor.

    OdpowiedzUsuń
  143. Zmarszczył nos.
    -Na pewno nic tak chwalebnego jak ty- mruknął uśmiechając się do niego kącikiem ust.
    -Studiuję i pracuję.- Westchnął cicho- Pracuję w radiu jako prezenter radiowy i dorabiam sobie w Dragonie jako barman.

    [i ja już lecę. padam na twarz <_<]

    OdpowiedzUsuń
  144. Wziął prysznic i wyszedł w bokserkach, całkowicie świadom tego, że za cholerę nie zaśnie. Co prawda rozłożył kanapę, szkicowniki i kartki zawaliły przez to niski stolik do kawy, a Matt nie wiedział co ma ze sobą począć.
    W końcu wziął szkicownik i ołówek do ręki i wgapiał się w rysunek, który miał przed sobą jeszcze zanim zapukał Ches i zmącił cały jego pozorny spokój. Rysunek wyglądał dość drastycznie, może dlatego, że była to ilustracja z horroru, ale gdyby dziwka przypięta do łóżka nad którym wisiał oderżnięty jej język nie była martwa, to by wyglądała jak żywa.
    Matthew leniwie wykonał kolejne linie, zadowolony, że przynajmniej jakoś zajął myśli.

    OdpowiedzUsuń
  145. Skupienie przyszło na chwilę, a później myśli zaczęły być tak uciążliwe, że Matt rzucił zeszyt na podłogę i podreptał do ściany, by wyłączyć zapalone światło. Dziw, że nie potknął się i bezpiecznie dotarł na kanapę, na którą opadł z westchnieniem.
    Był ciekaw, jak bardzo będzie się wkurwiał na ludzi, jeśli zawali tę noc i jej nie prześpi. Jednak przymknął powieki i obrócił się na bok, mając nadzieję, że chociaż trochę odpocznie.
    Kurwa, chyba był jakimś cholernym masochistą i coraz bardziej się w tym przekonaniu utwierdzał.
    Zdenerwowany, przewrócił się na drugi bok, zaciskając powieki i myśląc o wszystkim, o pracy, o rysunkach, o jakichś przeczytanych książkach, ale nie o Chesterze.

    OdpowiedzUsuń
  146. Matt słuchał wszystkiego co Ches miał do powiedzenia i nie ruszył się nawet o milimetr poza tym, że otworzył oczy. Tak zajebiście miał ochotę teraz Chestera uderzyć, zrobić coś, by wiedział jak to cholernie boli, nawet jakby się Matt z kimś przespał na jego oczach, to facet by i tak kurwa nic nie wiedział.
    -Cieszę się, że mnie nie znalazłeś przez te pieprzone trzy lata – wywarczał i usiadł po turecku, spojrzał na niego z góry. – Mam gdzieś, jak ci przykro – oznajmił i poczuł się cięższy o co najmniej kilka kilogramów. Przygarbił się, ciesząc się, że w pomieszczeniu panuje ciemność i nie może spojrzeć na Chestera, chociaż przecież doskonale znał jego twarz. –Jesteś tylko kurwą, która była gotowa mu dać, gdy tego zechciał. Za co to zrobiłeś? Hm? Za kilka kłamstewek? – zapytał, chociaż głos mu wyraźnie drżał, podobnie jak dłonie, które były już po chwili zaciśnięte w pięści.

    OdpowiedzUsuń
  147. Matthew słysząc potwierdzenie poczuł się tak, jakby cały skierowany w stronę Chesa jad do niego wrócił. Ches powinien przepraszać, a nie potwierdzać wszystkie te okropne rzeczy, które Matt wygadywał i których nie do końca żałował.
    Zamarł, dosłownie, czuł się jakby przez co najmniej trzy sekundy jego akcje życiowe się zatrzymały, a to wszystko przez to że Chester go pocałował i Matthew pozostawał bierny, jeszcze nie do końca wiedząc czy złamać mu nos, czy go po prostu zabić.
    W efekcie krótkich rozmyślań złapał mężczyznę za kark przyciągając bliżej i całując, niemal desperacko, ale z cholernym zaangażowaniem o które nawet by siebie nie podejrzewał.
    Później odsunął się i wbił wzrok w zarys klatki piersiowej Miltona, jego dłoń zacisnęła się mocno i uderzyła z impetem w policzek mężczyzny. Nie był kobietą, żeby bawić się w policzkowanie. Efekt był zadowalający, bo Chester aż odchylił głowę.
    Nott nie wiedział, co ma teraz powiedzieć, na litość boską, nigdy w życiu go nie uderzył.

    OdpowiedzUsuń
  148. Matt nie powiedział nic, wstał z kanapy i poszedł do kuchni z której dało się usłyszeć dźwięk zamykania i otwierania czegoś, chrzęst i szeleszczenie. Matt wrócił po kilku minutach i stanął przed Chesem, patrząc na niego z góry.
    Przykucnął i położył do policzka mężczyzny woreczek z lodem starając się nie musnąć, chociażby opuszkiem palca, jego skóry.
    -Nigdzie nie idziesz do rana – oznajmił stanowczo, nadal przytrzymując woreczek. W drugiej dłoni trzymał papierosy i zapalniczkę, które były mu w tej chwili wybitnie potrzebne, żeby chociaż sobie wmówić, że to uspokaja.

    OdpowiedzUsuń
  149. Matthew zastanowił się, czy nie uszkodzić mężczyźnie drugiego policzka, za to, co wygadywał. To były bzdury, wtedy to było coś zgoła innego. Oni obaj też byli inni i pod wpływem niektórych wydarzeń, mieli prawo się zmienić, jak każdy.
    -Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej – warknął, odsunął trochę torebkę z lodem czując skórę Chesa, ale tylko na chwilę, by przyłożyć ją znowu. Zacisnął wargi w cieniutką linię i wbił wzrok w kolana Miltona. –Mogłeś odejść jeśli tak sądziłeś, nie zrobiłoby mi to większej różnicy – wypowiedział siląc się przy tym na obojętny ton głosu.
    Był zły na cały świat, na Chesa za to wszystko i na siebie za to, że katowanie siebie sprawiało mu wyraźną przyjemność, bo miał, kurwa, za miękkie serce.

    OdpowiedzUsuń
  150. No proszę, cóż to się stało, że brunet nie wygłosił poematu na temat swojej zajebistości na wypadek, gdyby Flynn jednak myślał nieco inaczej? Cholera, świat się chyba walił. Zwykle dobre dziesięć minut słuchał najpierw porywającej historii życia delikwenta, paląc przy tym fajkę i rzeczywistości w ogóle nie skupiając się na tym, co mu było opowiadane, a później kolejne dziesięć zastawiał się, jak długo jeszcze potrwa ta nudna autoprezentacja.
    A tu, kurde, trafił mu się taki, co to nie powiedział praktycznie nic. Aż miał ochotę mu pogratulować i wręczyć medal z ziemniaka.
    - Jestem Flynn i to powinno Ci wystarczyć - spojrzał na niego wzrokiem, który mówił, jego o takie rzeczy się nie pyta, bo jest to zupełnie bezcelowe. Drapieżnik w końcu też nie rozmawiał z padliną na chwilę przed skonsumowaniem.
    Kiedy tak mu się przyglądał, doszedł do wniosku, że to był dla niego na prawdę nieszczęśliwy dzień. Aż mu się szkoda robiło tej słodkiej buźki. Czym zawiniła, że miała to nieszczęście spotkania się z nim?

    OdpowiedzUsuń
  151. Uśmiechnął się nikle.- jak dla mnie to trzydzieści też jest nie dużo - po za tym to nie on płacił, bo rachunek szedł na jego brata, więc tym bardziej nie było to dużo.
    Przechylił nieco głowę i spojrzał w bok, czuł na sobie spojrzenie ale nie zwracał na to większej uwagi.
    - Nie musisz, chyba że chcesz - powiedział cicho.- wtedy to cóż, do widzenia - dodał jeszcze zerkając na niego. Nikogo zatrzymywać nie będzie przecież.

    OdpowiedzUsuń
  152. - Tak. Urodziłem się w Sankt Petersburgu - wyznał z niegasnącym uśmiechem. - I osobiście chyba wolałem Morta - dodał w zamyśleniu, chociaż ledwie chwilę później stwierdził: - Nie, jednak Król Julian wzbudza moją większą sympatię - powiedział, śmiejąc się serdecznie.
    Spojrzał na swojego rozmówcę intensywnie niebieskimi oczami i w duchu stwierdził, że naprawdę dobrze trafił. Nie dość, iż właściciel kota okazał się bardzo sympatyczny, to jeszcze całkiem przystojny... Misza uśmiechnął się kątem ust, po czym uniósł swoją butelkę z piwem.
    - To co? Może wypijmy za szczęśliwe odnalezienie Króla Juliana? - zaproponował wesoło.

    OdpowiedzUsuń
  153. Matthew odłożył rzeczy trzymane w drugiej ręce na podłogę i złapał mężczyznę za przegub, prowadząc ją do torebki z lodem, kiedy tej już sam ją trzymał wziął paczkę papierosów i zapalniczkę z podłogi i usiadł na drugim końcu kanapy.
    -Ale nie wyszło – burknął tylko wsuwając papierosa między wargi i podpalając go. Płomień z zapalniczki rzucił mętne i lekkie światło na jego twarz. Zaciągnął się i zamilkł uważając, że nie ma już nic do powiedzenia. W ciemności było widać punkcik żarzącej się końcówki papierosa.
    Matt wypuścił dym z ust i wmawiał sobie, że to pomaga i uspokaja. Chuj, a nie uspokaja, wypaliłby paczkę i nadal byłby trochę zły. – I nie wyjdzie – dodał po chwili zastanowienia.
    Wciągnął nogi na kanapę siadając po turecku i popalając w spokoju.

    OdpowiedzUsuń
  154. - Postawiłeś mi piwo, jakby nie patrzeć - odparł z rozbawieniem, gdy przełknął już łyk i odchylił się na oparcie kanapy, zakładając jedną nogę na drugą. - A tak serio, widzę, że jesteś mi wdzięczny i to mi wystarczy. Kto wie? Może kiedyś to ty znajdziesz moją Seryĭ - dodał, puszczając mu oczko.
    Naprawdę nie potrzebował żadnych dowodów wdzięczności poza tym, który już dostał. Nie zależało mu na pieniądzach, jeśli już o nich była mowa. Chociaż, tak z drugiej strony, nie obraziłby się za buziaka w ramach podziękowania... Ale nie mógł być pewien, czy go otrzyma, prawda? A nuż Chester jest homofobem i zamiast całusa Misza dostałby liścia? Nie, lepiej nie ryzykować...

    OdpowiedzUsuń
  155. Kurwa, na starość mu chyba zaczynało kompletnie odpierdalać. Aż się uśmiechnął, uświadamiając sobie, że - o Bogowie - chyba jednak był w czymś podobny do ojca.
    Wstał, wzdychając ciężko, piwo ostawiając na stole. Podszedł do okna i uchyliwszy je, wyciągnął z kieszeni spodni paczkę fajek. Odpalił jednego papierosa, resztę odkładając na parapet, o który po chwili się oparł. Zaciągnął się mocno, po dłuższej chwili wypuszczając dym z płuc.
    - Jak chcesz, to możesz iść - odezwał się, nie odwracając spojrzenia od jednego z okien naprzeciwległego mieszkania.
    Ches wyglądał na niepewnego, a Levitt nie należał do tych, którzy popierali gwałty. Nie miał zamiaru do niczego go zmuszać, choć, cholera, leciał na tego faceta.

    OdpowiedzUsuń
  156. Najwyżej zostanie pacjentem Chesa w prawdopodobnie, niedalekiej, przyszłości. Paląc, prawie że, papierosa za papierosem nie mógł w środku wyglądać zbyt dobrze. Nie, żeby się na tym znał. Umrze to umrze, chyba tylko ojciec by się przejął, bo przecież straciłby swego pierworodnego i jedynego syna.
    -Nie trafię lepiej – powiedział Matt wstając. Zatrzymał papierosa między dwoma palcami. – Gorzej chyba, też nie – wypowiedział w końcu i wystarczyło kilka kroków by jego twarz znajdowała się bardzo blisko twarzy Chestera.
    Matt pachniał papierosami, przede wszystkim, ale i tak zarzucił niczym niezajętą rękę na karku Miltona.
    -Już mówiłem, że do rana nigdzie nie idziesz, zawsze musisz być tak zajebiście uparty? – zapytał trochę beznamiętnie, zastanawiając się, czy nadal podoba mu się, że Ches jest blisko, czy już nie.

    OdpowiedzUsuń
  157. - Ewentualnie, jeśli czujesz się bardzo niepocieszony z powodu mojej odpowiedzi, mógłbym dać się zaprosić na piwo jeszcze raz - dodał po chwili namysłu, spoglądając na Chestera lekko przymrużonymi oczami.
    Skoro już była okazja, żeby umówić się z przystojnym facetem, to czemu nie skorzystać? Tym bardziej, że ten przystojny facet również miał słabość do kotów, jak Misza? A jeśli już o kotach mowa - Król Julian najwyraźniej znudził się leżeniem na swoim posłaniu, bo podszedł do kanapy i wskoczył Dragovichowi na kolana, mrucząc z zadowoleniem, kiedy chłopak zaczął go głaskać.
    - Mały pieszczoch - wymruczał z rozbawieniem Misza, spoglądając na kota.

    OdpowiedzUsuń
  158. Wywrócił oczami, znów zaciągając się fajką.
    - Gadasz jak mój ojciec - powiedział, strzepując końcówkę na parapet.
    Słysząc jego następne słowa, roześmiał się pod nosem. O cholera, tego się nie spodziewał. Chłopak był po prostu rozkoszny!
    - A Tobie wybitnie na tym zależy, tak? - zapytał, unosząc jedną z brwi, a papieros znów na chwilę zagościł między jego wciąż rozciągniętymi w uśmiechu ustami.

    OdpowiedzUsuń
  159. Misza spojrzał na Chestera kątem oka i uśmiechnął się odrobinę zaczepnie.
    - O, naprawdę? Więc jeśli i ciebie podrapać pod brodą, to też zamruczysz? - zapytał mrukliwie, nie zwracając uwagi na to, że Julian z uciechy zaczął ugniatać jego uda łapkami, lekko wbijając pazurki w dżinsy, a ostatecznie położył się w poprzek nóg chłopaka, przekręcając na grzbiet, żeby odsłonić puszysty brzuch.
    Misza zawsze miał podejście do zwierząt, szczególnie do kotów, które lgnęły do niego niemal non stop. Dlatego też zarówno w Petersburgu, jak i tu, w Miami, Rosjanin często dokarmiał bezpańskie koty, zaskarbiając sobie ich zaufanie szybciej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Czasami zastanawiał się nawet, czy by nie otworzyć wielkiego schroniska, ale jak na razie nie było go na to stać.

    OdpowiedzUsuń
  160. - Jaaasne - odparł, robiąc przy tym wyraźnie powątpiewającą minę. Gdyby się tak na tym zastanowić to Chester.. Chester był niczego sobie i pan śledczy nawet nie zdziwiłby się, gdyby ten nie mógł się opędzić od mniejszego lub większego grona chętnych na jego tyłek.
    - To w takim razie, może to ty dobierasz się do nich, hm? - zapytał, jak tylko zamówił „to co zawsze” u kelnerki, czyli prawdopodobnie jedyną jadalną i nie smakującą jak gówno rzeczą w tym lokalu.
    Co się natomiast tyczyło Dextera i jego zasad, to już taki był z niego człowiek, który trzymał się tego co uważał za słuszne bardzo mocno. Bez tego już dawno zginąłby w tym świecie, stracił swoją siłę psychiczną, a tak spokojnie sobie żyje i jego przyjaciele mogą czuć się bezpiecznie, że nie zrobi użytku z ich tyłków, kiedy tylko najdzie go wiadoma ochota. Przy tym miał porządek w życiu prywatnym, dzięki czemu nie musiał poświęcać mu zbyt wiele czasu i się nad nim rozwodzić, a po prostu należycie zająć pochłaniającą pracą. Taki już z niego facecik z zasadami.

    OdpowiedzUsuń
  161. Natychmiast odpowiedział na pocałunek w końcu stwierdzając, że mu się to całkiem podoba. Przytrzymał mężczyznę za kark, jakby ten miał mu co najmniej gdzieś uciec. No i dopiero teraz do niego dotarło, jak bardzo mu tego brakowało, chociaż wtedy całowali się inaczej, a teraz prawie miażdżył usta Chcesa swoimi wargami pomiędzy które wsunął się jego język. Zaczął badać wnętrze ust Miltona.
    W drugiej dłoni nadal trzymał żarzącego się papierosa z którego popiół spokojnie opadł na podłogę.
    -Możemy oboje iść do sypialni – wypowiedział Matthew bardzo blisko ucha Chesa, którego płatek został lekko przygryziony i owiany ciepłym oddechem.

    OdpowiedzUsuń
  162. - Uważaj, bo jeszcze kiedyś postanowię to sprawdzić - odparł z rozbawieniem, głaszcząc Juliana opuszką palca po nosku.
    Jego kotka uwielbiała takie pieszczoty, nic więc dziwnego, że i kocur Chestera zaczął unosić łebek w prośbie o więcej. Misza zaśmiał się pod nosem i delikatnie wytarmosił kota za uszy, na co ten, wciąż mrucząc, spojrzał na niego bystrymi oczami, starając się złapać jego dłoń. Kiedy mu się to udało, zamiast zacząć gryźć palce, jak chłopak się spodziewał, Julian zaczął je lizać i znów się o nie łasić.
    - Jest naprawdę pocieszny - stwierdził szczerze, zerkając na właściciela futrzaka.

    OdpowiedzUsuń
  163. - taa...chciał bym być milionerem - stwierdził słysząc jego słowa. Nie był milionerem, mimo iż biedny tez nie był to miliona nie miał, nie to co jego rodzinka ale to inny już temat był.
    - moje standardy ? - zaśmiał się. No to nieźle, jego standardami zanim zamieszkał tu i dostał sporo kasy, było małe mieszkanko w gównianej kamienicy, chyba w najgorszej dzielnicy miasta o którym wolał zapomnieć już.
    - zwyczajność mieszkania na pewno mnie nie przytłoczy, a będzie miłą odmianą. Więc jak proponujesz to co tam mogę wpaść - uśmiechnął się nikle.

    OdpowiedzUsuń
  164. Dłonie Matta przesunęły się po wewnętrznej stronie ud Miltona, a później zaczął pieścić jego penisa przez materiał bokserek. Przesunął się ustami z warg na żuchwę, a później na szyję i klatkę piersiową. Przesunął końcem języka dookoła sutka Chesa, po chwili zamykając na nim usta i przygryzając lekko. Nie spojrzał na jego twarz, nie chciał poznawać jej wyrazu.
    Szybko zsunął z Miltona bokserki, odkrywając pod nimi przyzwoitej wielkości męskość, która powoli twardniała. Przesunął palcami po jego penisie i zatoczył kilka kółek na główce chwytając go dłonią. Przygryzł obojczyk Chestera, tak mocno, aż poczuł w ustach lekko metaliczny posmak.
    Drugą dłonią przesunął po boku mężczyzny, drapiąc go przy tym lekko i zostawiając po sobie lekko zaczerwienione, nieregularne linie.

    OdpowiedzUsuń
  165. Nie myślał nad tym, czy było to normalne czy nie, starał się traktować Chesa, tak jakby był jednym z tych facetów z którymi sypiał w ciągu tego całego czasu, kiedy nie byli ze sobą. Teraz Chester nie był nikim innym, jak facetem do łóżka.
    Matt czuł się już co najmniej pobudzony, pochylił się nad Miltonem całując go gwałtownie i zaborczo. Przesuwając nieco biodrami po jego biodrach. Sięgnął do szafki stojącej przy łóżku i otworzył szufladę. Wymacał tubkę nawilżacza, nie chcąc przerywać pocałunku.
    Zaczął obcałowywać bok szyi Chesa i drżącą dłonią nawilżył swój członek nawet nie myśląc o czymś takim jak zakładanie prezerwatywy, czy rozciąganie Chesa. Nawet jeśli go zaboli.
    Pomógł kolanom Chestera znaleźć się na wysokości jego twarzy, a nogą na barkach. Przytrzymał dłonią swojego penisa i wsunął się w niego, siłą rzeczy, robiąc to powoli, jakby z ociąganiem.
    Przymknął powieki, nie patrząc na mężczyznę, ale za to czując jak przyjemnie jest ciasny.

    OdpowiedzUsuń
  166. Wsiadł do samochodu, z zadowoleniem słuchał przez chwilę ryku silnika. Jechał za Chester'em, ciesząc sie że ten nie wlecze się tylko jeździ szybko.
    Wyhamował ostro i skręcił tak że ślizgiem zatrzymał auto na miejscu na parkingu.
    Wysiadł i poszedł za mężczyzną. Wszedł do mieszkania, rozejrzał się. Ciekawa miejscówka.
    Przydeptując buty zdjął je z nóg, całe szczęście że nałożył dziś trampki a nie glany bo miał by z nimi kłopot.- Fajne mieszkanko - mruknął i opadł lekko na kanapę. Usłyszał rozgość się, więc korzystał z tego.

    OdpowiedzUsuń
  167. Spojrzał na jego profil z przyjemnością, uśmiechając się kątem ust. Niezmiernie przyjemnie się na niego patrzyło. Julian wyciągnął łapkę, trącając nią udo swojego pana. Tymczasem Misza przysunął się odrobinę bliżej Chestera, dotykając lekko jego ramienia swoim i uniósłszy smukłą dłoń, przesunął opuszkami od podbródka mężczyzny, aż po jabłko Adama.
    - To jak? - zapytał cicho, mrukliwie, mrużąc powieki. - Będziesz mruczał?

    OdpowiedzUsuń
  168. Matthew bardzo chciał mu teraz powiedzieć, jak bardzo za nim tęsknił, na jego usta cisnęły się słowa przeprosin w związku z tym, że sprawił mu ból. Nie chciał, już i tak go uderzył, chociaż nie powinien, a teraz brał go, bez chociażby wyraźnej zgody.
    Pogłaskał mężczyznę po biodrze starając się być teraz, w swoich kolejnych pchnięciach, bardziej delikatny, jednak i to postanowienie z czasem zatracił poruszając się w nim chaotycznie i gwałtowie, przy mocniejszych pchnięciach uderzając o prostatę.
    Trzymał oczy lekko przymknięte, gdyby teraz spojrzał na Chesa nie umiałby się powstrzymać przed tym, co chciał powiedzieć. Popełnił błąd, uchylił powieki i to wywołało na jego twarzy łagodny uśmiech, przy kolejnym pchnięciu pogłaskał Miltona po zaczerwienionym policzku.
    Chciał przeprosić, ale nadal czuł się nieco zbyt zbolały, by to zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  169. - Podoba mi się twój śmiech - wyznał szczerze, nie przestając uśmiechać się do mężczyzny, siadając na kanapie bokiem, by zwrócić się do niego twarzą.
    Dzieliło ich może paręnaście centymetrów, ale Miszy to nie przeszkadzało. Zaskakująco dobrze czuł się w towarzystwie Chestera.
    Nie dotykał go więcej, przynajmniej na razie. Zastanawiał się, czy mężczyzna będzie w stanie pójść w jego ślady i również przełamać tę barierę. Zdaniem Miszy bez niej było o wiele przyjemniej...

    OdpowiedzUsuń
  170. Złapał puszkę piwa którą mężczyzna rzucił. Popatrzył na piwo trzymane w ręce. Otworzył puszkę i pociągnął łyk.
    Wstał i poszedł za nim. Stał w wejściu obserwując go z braku innego zajęcia.
    Gdy jedzenie było już na stole usiadł na krześle.
    Dość szybko zjadł swoją porcję. O tak, to było pyszne. Najlepsze były dania które można było szybko zjeść.
    Rozsiadł się wygodniej.
    - Powinieneś być kucharzem, a nie lekarzem - stwierdził przerywając ciszę.

    OdpowiedzUsuń
  171. Dobrze było że na razie Alan nie zauważał Miszy i odwrotnie. Jednak wszystko dobre co sie szybko kończy.
    Popatrzył na kumpla który wcześniej zakręcił się obok chłopaka który wrócił do loży. Nic nie powiedział gdy padła propozycja by przyłączyć się do grupki grającej w butelkę.
    Podeszli do nich, nie było sprzeciwu więc wszyscy siedli, dwa krzesła zostały przysunięte. Alan usiadł i dopiero gdy powiódł wzrokiem po wszystkich zauważył Miszę. Przez chwilę jego twarz przybrała niezdrowy odcień bieli, ale zaraz wszystko wróciło do normy. Miał to gdzieś, chciał sie dobrze bawić i nie mógł mu tego zniszczyć jeden chłopak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [SORRRY NIE TUTAJ XDDD wiedziałam że w końcu mi się pomyli xDDD]

      Usuń
  172. Odpowiedział na pocałunek i swoim językiem rozsunął wargi Chesa. Matt już nie pamiętał, kiedy miał tak duże wyrzuty sumienia przy pieprzeniu jakiegoś faceta i starał się je trochę stłamsić.
    Przesunął dłoń na penisa Miltona stymulując go w rytm kolejnych, mocnych pchnięć. Przez chwilę nawiedziła go myśl, co zrobi później i jak to wszystko będzie.
    Szybko doszedł do wniosku, że nie będzie z tego już chyba nic, bo co się stanie, jeśli James znowu się pojawi, znowu powie Chesowi to co ten będzie chciał usłyszeć i bez problemów dobierze się mężczyźnie do dupy.
    Matthew przerwał pocałunek dochodząc z cichym, niemal zwierzęcym pomrukiem zadowolenia. Skończył wewnątrz Chestera zalewając jego wnętrze ciepłą, lepką spermą.

    OdpowiedzUsuń
  173. Misza przymknął powieki, czując dłoń Chestera na swoim policzku i uśmiechnął się mimowolnie, słysząc jego słowa.
    - Cała przyjemność po mojej stronie - wymruczał w odpowiedział, nakrywając jego dłoń swoją.
    Flirtował z nim, owszem, w dodatku przy pierwszym spotkaniu, ale jakoś nie czuł się z tym źle. Splótł palce z palcami mężczyzny, a po chwili przeniósł dłoń Chestera na swój kark, by mógł wpleść ją w miękkie włosy Miszy.
    - Mam nadzieję, że ci się nie narzucam - odezwał się po chwili, przenosząc własną dłoń na przedramię mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  174. - Może jedyne, ale zrobić nawet tyle tak by było pyszne to powinno wystarczyć - stwierdził był w dobrym nastroju więc widać to było po jego zachowaniu. Wrócił na kanapę, która nawiasem mówiąc była zaskakująco wygodna.
    Uniósł nieco brew widząc ten nieśmiały uśmiech, ale mimowolnie wygiął wargi w łobuzerskim uśmiechu.
    - skąd ta nieśmiałość ? - spytał z rozbawieniem.

    OdpowiedzUsuń
  175. Normalnie, gdyby był z kimkolwiek innym, poszedłby się umyć i oczekiwałby, że w tym czasie osoba w jego łóżku z niknie. Mimo wszytko w tej chwili nie chciał się ruszać, chociaż cały się kleił i był spocony.
    Opadł na łóżko obok Chestera wtulając nos w poduszkę i nie bardzo wiedząc, co powinien teraz ze sobą zrobić.
    Ułożył się na boku, plecami do Chestera, nie chciał na niego patrzeć, nie chciał go już nawet dotykać. Usiadł na krawędzi łóżka i spuścił nogi na podłogę, a później po prostu przeszedł nago po pomieszczeniu i zniknął za drzwiami łazienki z postanowieniem, że sobie to wszystko jakoś w głowie ułoży.
    Wszedł pod prysznic i odkręcił wodę, która strugami zaczęła spływać po jego ciele, oparł czoło o zimną ścianę obłożoną kafelkami w przeświadczeniu, że jest w jakiś niewiadomy sposób jest gorszy od Jamesa.
    Po pierwsze w jego łóżku właśnie leżał nagi i wypieprzony Chester, po drugie chciał go jeszcze zatrzymać. Jeszcze jeden dzień, może dwa, a po trzecie, nie mógł tego przecież zrobić. Wystarczającą argumentacją był fakt, że nadal się na Miltona wściekał i przede wszystkim nie chciał mu wybaczać. Z tą myślą osuszył się i przepasał ręcznikiem swoje biodra, a później wrócił do sypialni.

    OdpowiedzUsuń
  176. Spojrzał mu w oczy z rozbawieniem i przygryzł pełną dolną wargę, uwydatniając znajdujący się pod nią kolczyk.
    - Sprawdź - zachęcił cicho, rozciągając jeden kącik ust w uśmiechu.
    Och, nie było mowy o tym, żeby Chester mu się narzucał, w żadnym wypadku. Misza po prostu chciał trochę się z nim podroczyć, żeby sprowokować do dalszego działania.

    OdpowiedzUsuń
  177. Misza przymknął powieki i zamruczał cicho w usta Chestera, przysuwając się do niego chętnie. Sam również objął kark mężczyzny i oddał pocałunek, po chwili rozchylając jego wargi językiem, by wkraść się do ich wnętrza. No, ewentualnie takie podziękowania mógłby przyjąć, naprawdę. Mógłby znajdować Juliana częściej.

    OdpowiedzUsuń
  178. - Nie doceniasz siebie..- powiedział nagle, co trafnie wywnioskował z jego zachowania. Wystarczyło się przyjrzeć mężczyźnie że nie bardzo wierzy w siebie.
    - a powinieneś - dodał jeszcze, pojawił sie jego nie zachwiany spokój. Usiadł tak samo jak on, pochylił się nieco w jego stronę by oprzeć łokcie na kolanach.

    OdpowiedzUsuń
  179. Zaśmiał się w głos z jego stwierdzenia, zwracając na siebie przy tym uwagę wszystkich pozostałych osób w pomieszczeniu. Nie było ich tu zbyt wiele, więc nie musiał się nawet martwić o coś takiego jak zakłócanie czyjejś kolacji. Taa, kolacji o pierwszej w nocy. Jeśli właściwie tą mieli jeszcze godzinę. Flangan podparł głowę na ręce dla wygody, w palcach nieświadomie obracając zgiętą na pół ulotkę-menu.
    - Cicha woda brzegi rwie, Ches - odparł z błąkającym się na ustach głupim uśmiechem. Hm, może jednak powinien się wyspać zanim jego mózg odmówi współpracy i zacznie gadać takie głupoty, że nie będzie się dało tego słuchać. Tak, to chyba nie najgorszy plan. - A pozory często mylą - dodał jeszcze. W rzeczy samej, ci niepozorni często zaskakują, a ci, w których pokładamy nadzieje rozczarowują. A jak to było z Miltonem tego Dexter nie wiedział i prawdopodobnie miał się nie dowiedzieć. Wobec tego najlepiej po prostu byłoby nie wypowiadać się w tym temacie i może jeszcze nie snuć żadnych podtekstowych domysłów.

    OdpowiedzUsuń
  180. Chester wyszedł, a Matt porzucił ręcznik gdzieś z boku i wyciągnął z szafy bokserki i usiadł na łóżku chowając twarz w dłoniach. Był zły na siebie, że potrafił tak potraktować Miltona, że nie zatrzymał się kiedy jego bolało, że nie umiał wykrztusić z siebie tego cholernego „przepraszam”.
    Kiedy Chester przed nim stanął Matt zagapił się na jego lekko podrapany bok i zagryzł wargę. Był roztrzęsiony i miał ochotę przyciągnąć do siebie Chestera, przytulić go i w ogóle nie pozwolić mu gdziekolwiek wychodzić.
    -Ches… - wypowiedział Matthew swoim zachrypniętym od tysięcy wypalonych papierosów głosem.-Nie powinienem – dodał po chwili, choć nie było to do końca tym, co chciał powiedzieć. Nawet nie potrafił mu powiedzieć tego, co myślał. Ach, kurwa.
    Nott opuścił głowę, żałował, że wcale nie przestawał myśleć o Chesterze jak o kimś, kto po prostu dał mu dupy, jemu i Jamesowi też. Nie powinien tak o nim myśleć, bo to oznaczało brak szacunku i to totalny.
    Odetchnął kilka razy i uspokoił się.
    -Chodź spać, rano się pożegnamy – oznajmił mu beznamiętnie i spojrzał tak samo jak wtedy, kiedy trzy lata temu wrócił do ich mieszkania, chciał go zranić jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  181. Odetchnął głębiej i spojrzał na niego roziskrzonym wzrokiem, oblizując kształtne wargi.
    - Ani trochę - zapewnił, odstawiając butelkę z piwem na stolik, by nie zawadzała.
    Ułożył wolną dłoń na piersi Chestera i pochylił się ku niemu znów, muskając krótko jego usta.
    - A nawet, jeśli byś się narzucał, możesz robić to dalej - dodał z uśmiechem, skubiąc zaczepnie zębami jego dolną wargę.

    OdpowiedzUsuń
  182. Patrzył na niego z cieniem uśmiechu, nie odzywał się tylko patrzył.
    Zaskakujące jak osoby które miały swój urok i mogły by to sprytnie wykorzystywać albo nie zdawały sobie z tego sprawy, albo nie wierzyli że tak jest.
    - czemu nie ważne ? - spytał, nie mógł długo siedzieć cicho zwłaszcza kiedy ktoś go ciekawił swoją osobą.

    OdpowiedzUsuń
  183. Opadł na łóżko, nie bardzo wiedząc czy Chester sobie jego obecności życzy, czy też nie. W każdym razie oboje leżeli plecami do siebie i milczeli, chociaż Matt szedł o zakład, że Chester nie śpi.
    -Nie rób z siebie już męczennika – mruknął w końcu. Ches nie powinien mu na to wszystko pozwalać, mimo wszystko, Matt czuł się tak paskudnie, że z chęcią sam by sobie obił twarz i połamał co najmniej dwa żebra.
    Matthew przymknął lekko oczy nawet nie czując pokusy odwrócenia się i dotknięcia Miltona, nie chciał tego i nie potrzebował. Przecież miał go już i sam się sobie dziwił, że dotykał go w taki sposób, pomijając podrapanie i całą wściekłość jaką w seks władował. Teraz nie miał ochoty nawet się na niego wściekać, nie czuł nic.
    Gdyby leżał teraz w łóżku z obcym człowiekiem zamiast z Chesem miałby w sobie więcej ciepłych uczuć dla nieznajomego, do Milton w tej chwili, był kimś nawet dalszym niż przechodzień mijany na chodniku. Ta świadomość trochę bolała, ale jednocześnie dawała Mattowi znać, że da sobie doskonale radę bez Chesa. Sam się sobie dziwił, jak doskonale umiał okłamać samego siebie.

    OdpowiedzUsuń
  184. Spojrzał za nim, jednak nic nie odpowiedział. Zamiast tego zaczesał włosy na tył głowy, uśmiechając się do siebie. Sięgnął też po swoje piwo i upił parę łyków, zerkając na śpiącego Juliana.

    OdpowiedzUsuń
  185. No tak pewnie było łatwiej, nie martwić się o nic dopóki nie pojawiły się problemy.
    Usiadł bardziej prosto i sięgnął po piwo które wcześniej odłożył, a teraz przypomniał sobie o nim. Upił spory łyk by zaraz znów je odstawić. Odwrócił głowe gdy usłyszał miauczenie, w pierwszej chwili myślał że to gdzieś na zewnątrz.- masz kota ? - spytał, zmieniając temat bo tak tylko mógł przerwać ciszę.

    OdpowiedzUsuń
  186. Dexter uśmiechnął się szczerze do kelnerki przynoszącej im jedzenie i zaraz zabrał się do jego radosnego pałaszowania. Był tak głodny, że aż ciężko było to sobie wyobrazić. Przy tym jego żołądek był zbudowany chyba z betonu i kompletnie nic nie było w stanie go ruszyć. I tu znowu zarówno jeśli chodziło o niesmaczne widoki jak i jedzenie, z którym względnie mogło być coś nie tak.
    - No więc - zaczął, przełykając znajdujące się w jego ustach jedzenie. - Jeden, jest blisko komisariatu. Dwa, na ogół jestem wtedy w pracy. Trzy, nie mam czasu, żeby ruszyć się gdzieś dalej - odparł, co jakiś czas przerywając na przeżucie kawałka smakowitego mięska. - Hm, wygląda na to, że to znowu moja wina - zauważył z rozbawieniem. - A ty biedaku musisz przez to cierpieć.

    OdpowiedzUsuń
  187. Kiedy kot wskoczył na kolana swojego pana, trochę nie pewnie wyciągnął rękę, cofnął gdy kociak zaczął prychać.
    - czujesz psa, co mały..- wyszeptał łagodnie. Już któryś kot z kolei syczał na niego bo czuł zapach jego pupila.
    - Ciekawe imię...oryginalne.- stwierdził skupiając znów spojrzenie na mężczyźnie.

    OdpowiedzUsuń
  188. Matthew westchnął cierpiętniczo i nawet na niego nie spojrzał. Słyszał, że krząta się po sypialni, jednak nie reagował, jeśli Ches chciał wyjść, miał do tego prawo. Był w końcu dorosły, więc Matthew nie miał mu prawa niczego zabraniać.
    Gdyby Chester teraz oznajmił, że się zabije, Matthew powiedziałby coś w stylu „A zabijaj się.” I wcale by się nie przejął w końcu mężczyzna, jak Nott sam twierdził, był mu całkowicie obojętny. Dobrze by było, gdyby już tak zostało.
    Kilka minut i krzątanina ustała, a Matt usłyszał tylko kroki w swoim mieszkaniu o trzaśnięcie drzwiami. Milton wyszedł i pozostawił go w pustym mieszkaniu. Chyba nigdy świadomość, że został sam nigdy tak nie bolała.
    Matt przewrócił się na brzuch układając twarz na poduszce, był zmęczony, a jednocześnie nie mógł zasnąć przez co był jeszcze bardziej zdenerwowany.
    ---
    Ludzie różnie odganiają smutki, jedni sobie z nimi radzą od tak inni mają swoje sposoby. Matthew z całą swoją wściekłością wypijał większe dawki alkoholu, głównie po to, żeby zapomnieć, a następnego dnia obudzić się by rzeczywistość, która swoją drogą była gorzej niż do dupy, boleśnie o sobie przypomniała.
    Matt w całym swoim zapominaniu trafił pod drzwi mieszkania, które niegdyś zamieszkiwał razem z Chesterem, a ponieważ człowiek pijany nie zastanawia się nad usprawiedliwieniem swojego postępowania uderzył kilkakrotnie pięścią w drzwi.
    Czuł się fatalnie, zamiast poprawić sobie nastrój, zebrało mu się na nie wiadomo co, nawet nie wiedząc jak trafił pod właściwy adres i czy Milton dalej tutaj mieszka.
    Mężczyzna mógł się przecież wyprowadzić, sprzedać ich mieszkanie. Właściwie w ciągu trzech lat mógł zrobić bardzo dużo. Nawet znaleźć sobie kogoś nowego, może takiego, kto by sprostał jego wymaganiom, które widać, były zbyt wysokie jak dla Matta.
    Zapukał jeszcze raz i wykonał chwiejny krok w tył, czekając, aż ktokolwiek mu otworzy.
    Matthew w końcu powiedział sobie, że jeśli w drzwiach zobaczy Chestera, to będzie szczery, a przynajmniej taki był zamiar.

    OdpowiedzUsuń
  189. - e tam, w każdym wieku bajki są fajne - stwierdził. Sam nie kiedy oglądał, choć bardziej z przymusu...ale to wolał przemilczeć.
    - Wspaniałych pomysłów jednej z postaci ? - zaśmiał się.- no fakt On ma cały czas niezłe pomysły..- rozsiadł się wygodniej. Ten temat był lepszy do rozmowy bo był lżejszy.

    OdpowiedzUsuń
  190. Matthew, chwiejnie bo chwiejnie, ale wykonał te kilka kroków dzielących go od Chestera i wpił się w wargi mężczyzny, czując się, jakby właśnie to miało przypieczętować fakt, jak bardzo ten dzień, był gówniany. Matt przede wszystkim pachniał alkoholem i papierosami o ile to drugie było u niego całkowicie normalne to, to pierwsze zdecydowanie do niego nie pasowało. Matthew nie był typem człowieka, który chlał na umór, żeby złagodzić intensywność myśli.
    Oderwał się od Miltona i spojrzał nieco mętnym spojrzeniem w jego oczy.
    -Ches… - wypowiedział niemal pieszczotliwie i pogłaskał go po policzku w który wczoraj w nocy uderzył. –Przepraszam Ches – wypowiedział w końcu, nadal nie idąc dalej w głąb mieszkania, tylko wgapiając się w Chestera jak co najmniej w obrazek. Nie dość, że zapomniał co chciał powiedzieć, to miał problem z artykułowaniem słów w ogóle.
    W nagłym i niewytłumaczalnym porywie desperacji owinął Miltona w pasie ramionami, na tyle mocno by ten mu nigdzie nie uciekł.

    OdpowiedzUsuń
  191. -Wcale nie jestem pijany – wybełkotał, jak ktoś… cóż, zupełnie pijany. Do końca nie kontaktował, co się z jego ciałem dzieje, czy też raczej, miał zupełnie opóźnione reakcje. Nagle z pionu znalazł się w poziomie i właściwie tyle tylko zarejestrował, był zbyt zadowolony z tego że Chester nadal jest blisko, że nadal go sobie obejmował, a ten nawet mu nie przyłożył, ani nie zgłaszał sprzeciwów. –Muszę – wymamrotał układając głowę na obojczyku Chesa, chociaż wyło to w sumie, nieświadome.
    Matt starał się skupić przede wszystkim na tym, by powiedzieć coś, co powiedzieć miał w planach przy pierwszym kieliszku.
    Zmarszczył brwi skonsternowany, a w końcu westchnął sennie.
    -Wieesz… Ja… Tęskniłem – wypowiedział i po odnalezieniu dłoni mężczyzny zaczął się bawić jego palcami. Nie był pewien, czy to było to co chciał powiedzieć, ale szum w głowie doprowadzał do tego, że Matt nie miał ochoty myśleć nad tym, co plecie. – I zły nadal jestem… bo dałeś Jamesowi… - wypamrotał po chwili milczenia z trudem artykułując swoje myśli. – I… ym… dałbyś pewnie, ale tęskniłem – wybełkotał i w końcu zamilkł.

    OdpowiedzUsuń
  192. Oderwał spojrzenie od kota, bo to akurat zwierzak teraz ściągał na niego swoją uwagę.
    Słysząc by powiedział coś o sobie, trochę się przygarbił. Nie lubił mówić o sobie.
    - Eh, nie bardzo wiem co powiedzieć..- mruknął cicho, odetchnął.- Pomyślmy..hm...jestem żołnierzem z zawodu o stopniu podporucznika, pochodzę z Włoch a dokładnie z Palermo, mam 25 lat. Nie przepadam za własną rodzinką, potrafię być sukinsynem bez emocji - mruczał patrząc gdzieś w bok. Przechylił się tak by oprzeć o oparcie kanapy.- coś jeszcze chcesz wiedzieć ? - spytał od tak.

    OdpowiedzUsuń
  193. Matthew miał cholerną ochotę nadstawiać się jego dłoni, byle tylko ten nie przestawał go dotykać. Jak mu tego brakowało i skupił się teraz właśnie na tym, na delikatności tego doznania.
    Kiedy zorientował się i dotarło do niego to, co Ches wygaduje poczuł jakieś, takie poczucie winy i momentalnie zmarkotniał. Chester nie powinien tak myśleć, a Matt mu jeszcze to wmawia.
    -Nie jesteś – bąknął pod nosem, zaprzeczając i cmoknął jego ramię okryte materiałem. – N…nie myśl tak, nawet – wypowiedział, już odrobinę bardziej składnie. – Przepraszam Ches… - dodał, będzie go przepraszał do usranej śmierci. Za to uderzenie, za to traktowanie, za to, że go wypieprzył bez najmniejszych emocji, może jedynie poza gniewem. – Za wczoraj… bardzo – uzupełnił głaszcząc zewnętrzną stronę jego dłoni niemal mechanicznie.

    OdpowiedzUsuń
  194. - hmm....ciesz się masz przewagę dwóch lat - mruknął tylko. Bez wątpienia ich życia się różniły, ale patrząc na stronę zawodową uwielbiał to co robił więc było dobrze. Tylko parę innych szczegółów niszczyło to co mogło być udane jak nigdy.
    W zamyśleniu podrapał się po policzku.
    - chociaż patrząc tak realistycznie na to wszystko, raczej jestem byłym żołnierzem..- wymamrotał niewyraźnie. No tak, miał nikłą szanse zachować stanowisko, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach które gdy o nich myślał dalej go w pewien sposób śmieszyły.

    OdpowiedzUsuń
  195. Matthew podciągnął się nieco wyżej, chociaż z kanapy mógł przy tej czynności z powodzeniem spać. Chciał być na wysokości twarzy Chestera i już, nawet jeśli jego tyłek, mógł się przez to spotkać z podłogą. Kto by o tym myślał? Cóż, na pewno nie człowiek w stanie upojenia alkoholowego.
    -To dobrze – wymamrotał spokojnie i pocałował mężczyznę w żuchwę, patrząc na niego uważnie. Jednak zupełnie nic nie wyczytując z jego wyrazu twarzy, co najwyżej stwierdzając, że o czymś uporczywie myśli. Matt nie miał siły pytać o czym. – Nie uciekaj … mi nigdzie – wypowiedział owiewając ciepłym, acz pachnącym alkoholem oddechem, ucho Miltona.
    Matt pomyślał, że chciałby się stąd nie ruszać, ba, nawet miał nadzieję, że tak już zostanie kiedy przymykał powieki. Grzecznie postępując tak, jak Ches zasugerował.

    OdpowiedzUsuń
  196. Matthew naprawdę nie chciał otwierać oczu, mając wrażenie, że jeśli to zrobi, jego głowa co najmniej wybuchnie, a mózg rozbryzga się po ścianach jego sypialni.
    Jeszcze chwilę zbierając się na odwagę uchylił jedno oko i stwierdzając, że w jego głowie nadal łomocze z taką samą intensywnością otworzył drugie oko. Już w pierwszej chwili coś mu nie pasowało, przeżyłby gdyby przenocował u jakiegoś faceta, ale gdy obejrzał się w bok zobaczył Chesa, a nie jakiegoś faceta.
    Matthew momentalnie zeskoczył z kanapy i stając na równe nogi, które chyba jednak chciały się pod nim ugiąć.
    Czuł nieprzyjemną suchotę w ustach i w gardle oraz jego głowa wraz z gwałtownymi ruchami zapulsowała, jednak to nijak miało się do tego, jak dużą niechęć wyrażały teraz jego oczy.
    -Ja cię rucham – wymamrotał i była to pierwsza, chociaż nie do kończ trafna reakcja na jaką się zdobył. I stał, przed tą kanapą, przed Miltonem, jak ten kołek, nie bardzo wiedząc co począć ze sobą i pustką oraz małymi prześwitami z poprzedniej nocy.

    OdpowiedzUsuń